niedziela, 28 lipca 2013

Rozdzial 10.

    Leżałam na łóżku i rysowałam jakieś głupoty, gdy usłyszałam głos mojej matki dobiegający z dołu. Ona serio myśli, że coś słyszę i rozumiem?! - spytałam samą siebie. Ze złością wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę.
-Mówiłaś coś? - spytałam
-Przysłali to z Uniwersytetu. - powiedziała wskazując na rozdartą kopertę na stole.
-Następnym razem nie otwieraj moich listów! - warknęłam rzucając się w stronę kartek. 
-Dostałaś się. - dodała jeszcze z uśmiechem na ustach. 
Mimo tego, że byłam pewna, że tak się stanie ucieszyłam się bardzo. Poczułam ogromną ulgę. Sięgnęłam jeszcze po list aby ujrzeć to na własne oczy. Podskoczyłam z radości i przytuliłam się do mamy o mało jej nie dusząc.
-Lepiej idź i naszykuj resztę papierów. - powiedziała.
-Już, już. - mruknęłam
- Proszę cię, żebyś załatwiła to wszystko dzisiaj. - dodała jeszcze surowym tonem. 
Kiwnęłam tylko głową. W sumie ma rację. Lepiej oddać to już dzisiaj niż potem się śpieszyć. Poszłam do gabinetu mamy i wyszperałam potrzebne papiery, które wsadziłam w teczkę. Wróciłam do kuchni i niepewnie spytałam się jej czy pożyczy mi swój samochód. Jak zwykle usłyszałam odpowiedz przeczącą. Do uczelni miałam daleko a wiedziałam, że mamie nie będzie chciało się mnie odwieźć! Spojrzałam na nią ze złością. Prawo jazdy zdałam bez najmniejszego problemu a ona nawet nie chce mi pożyczyć auta. Sama jeździ jak typowa blondyna... Założyłam trampki i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Wygrzebałam jakieś drobne z torebki i kupiłam bilet na autobus. Nienawidzę jeździć autobusem. Bez słowa jednak usiadłam, gdzieś na końcu i założyłam słuchawki na uszy. Patrzyłam przez okno.
Olivera nie było już tydzień. Stęskniłam się za nim. Może to głupie, ale bardzo mi go brakowało. Już nie mogłam się doczekać kiedy go zobaczę. Zresztą to tylko tydzień. Wytrzymam. Nagle zdałam sobie sprawę, że za chwilę mój przystanek. Zerwałam się na równe nogi i szybko wyszłam z autobusu po czym skierowałam się w stronę mojej nowej szkoły. Szybko weszłam do środka. Na korytarzu nie było żywej duszy. Zapukałam do drzwi sekretariatu i powoli je uchyliłam. Spojrzałam na tą dziwną blondynkę już drugi raz w tym miesiącu. Mogę się założyć, że sypia z szefem – pomyślałam. Uśmiechnęłam się delikatnie i oddałam to co trzeba. Do domu postanowiłam się przejść, przecież mi nie zaszkodzi. Szłam tak patrząc na Sheffield. Pomyślałam o tym mężczyźnie, który niedawno przyszedł z „wizytą”. Jestem pewna, że gdzieś go już widziałam. Cały czas mnie to dręczyło. Mamie nic o nim nie wspominałam. Miała dość problemów na własnej głowie i nie mam zamiaru dokładać jej ich jeszcze więcej. Spojrzałam na duży budynek z biurami. Olśniło mnie! Miałam chyba z dwanaście lat, wracałam ze szkoły i od razu skierowałam się w stronę gabinetu mojego taty. Tam właśnie rozmawiał z nim ten sam facet tylko, że młodszy i chudszy. Widocznie mu się przytyło na stare lata. Tata mnie wtedy wyprosił z pokoju wspominając, że ma ważną sprawę do załatwienia. Posłusznie odeszłam do siebie. 
Nic mi to nie dało, że sobie o tym przypomniałam. Nadal nie wiedziałam kim on jest. Droga szybko minęła bo już stałam przed domem. Chciałam wejść do środka, ale drzwi były zamknięte. Zajrzałam pod doniczkę i wymacałam mały kluczyk. Wiem, wiem mało oryginale miejsce. Otworzyłam drzwi i szybko poszłam do kuchni czytając nową kartkę od mamy. Będzie wieczorem.. Więc mam czas by na spokojnie wszystko przejrzeć. Zeszłam schodkami do piwnicy i zapaliłam światło. Nie lubiłam tego miejsca, ale to tutaj znajdowały się rzeczy taty. Szybko podeszłam do kartonów i zaczęłam w nich szperać. Natrafiłam na to co mnie interesowało: dokumenty. Usiadłam na jakimś drewnianym stołku i powoli przerzucałam kartki: faktury i sprawozdania z rozpraw. Tata był sędzią. Cholerna „prawnicza” rodzina. Nic ciekawego. Zrezygnowana odłożyłam je z powrotem do pudła. Zaczęłam bez celu chodzić po piwnicy, próbując sobie coś przypomnieć. Gdzie tata chował naprawdę ważne rzeczy. Może miał jakąś szkatułkę na klucz, sejf? Jak byłam mała to ponoć bardzo rozrabiałam, więc to prawdopodobne. Biurko! Obróciłam się w stronę starych mebli w poszukiwaniu biurka, ale nigdzie go nie było. Pamiętam, że tata miał taką szufladkę na kluczyk. Ale co mi po szufladzie jak nie ma całego biurka. Usiadłam zawiedziona na podłodze. Sharon ty idiotko! W gabinecie mamy jest stare biurko taty. Sama pamiętam jak mówiła, że nie kupuje nowego bo to jest bardzo ładne. Pobiegłam na górę do gabinetu i od razu rzuciłam się w stronę biurka. Rzeczywiście była dość spora szuflada na kluczyk. Zamknięta. Czego ty się spodziewałaś? - zapytałam samą siebie. Najgorsze jest to, że najprawdopodobniej mama chowa w niej już własne rzeczy. Chyba, że nie mogła znaleźć do niej klucza. Miałam jakieś chore przeczucie, że w tej szufladzie znajdę odpowiedź na pytanie kim był ten mężczyzna i co chciał od mojego ojca. Bez przekonania sięgnęłam po coś dłuższego i zaczęłam dłubać w zamku. Ani drgnął. To musiała być dobra robota. Prawdopodobnie byłam bliska odpowiedzi, szkoda tylko, że nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie może być ten cholerny kluczyk. Pomyślę nad tym później. Poczułam, że mój żołądek domaga się jedzenia więc poszłam do kuchni i przygotowałam sobie tosty. Siedziałam przed telewizorem i oglądałam jakiś mało ciekawy film przyrodniczy, gdy usłyszałam mój dzwonek od telefonu. Odebrałam go i gdy po drugiej stronie usłyszałam głos Olivera uśmiechnęłam się szeroko. Po krótkim „sprawozdaniu” z dnia dzisiejszego chłopak przeszedł do sedna sprawy:
-Mam przeogromną prośbę. - powiedział słodko. 
W myślach wyobraziłam sobie jego proszące oczy i już wiedziałam, że może na mnie liczyć.
-Streszczaj się, bo nie mam całego dnia.
-Pojedziesz do Drop Dead i pomożesz Madison w jednym projekcie bo coś jej tam znowu nie pasuje?  -Która to ta Madison? - zapytałam
-Czeka na ciebie przy wejściu. - dodał radośnie. - Jesteś wielka.
Czyli on już to wszystko zorganizował? Aż tak jestem przewidywalna? Będę musiała nad tym popracować.
-Dobra, to ja kończę. 
-Jeszcze raz wielkie dzięki. 
Westchnęłam tylko. Nie miałam najmniejszej ochoty tam iść, ale trudno. Leniwie podniosłam się z kanapy i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Znowu wsiadłam w ten cholerny autobus. Po chwili znajdowałam się już pod siedzibą Drop Dead. Niepewnie weszłam do środka i rozejrzałam się po obszernym korytarzu. Usłyszałam stukot obcasów i ujrzałam wysoką blondynkę. Miała około trzydzieści lat. Podeszła do mnie i z uśmiechem zapytała.
-Ty jesteś z pewnością Sharon?
-Tak, Oliver mnie tu przysłał. Wspominał coś o jakimś projekcie.
-Z nieba mi spadłaś. Oczywiście, on wyjeżdża sobie w jakąś trasę nawet nie wiedząc ile pracy mu tu jeszcze zostało.Co za nieodpowiedzialny człowiek! 
Zaczęła teraz gadać na Olivera. Zaśmiałam się pod nosem. Szłam za Madison korytarzem. Zdążyłam się dowiedzieć, że ona zajmuje się sesjami zdjęciowymi. Okazało się, że mam po prostu dokończyć projekt, który zaczął Oliver bo kobieta uważa, że jest bez wyrazu. Nim się obejrzałam znalazłyśmy się w dużej sali, po której krzątało się mnóstwo osób. Większość z nich to idealne modelki. Patrzyłam na nie z podziwem, były piękne. Mniejsza z tym, usiadłam gdzieś na krześle i zabrałam się do pracy. Oliver rzeczywiście chyba przerwał w połowie swojej pracy. To co miałam przed sobą to tylko początkowy szkic. Co ja jestem, że muszę odwalać za niego robotę?! Ale cóż, zgodziłam się. Bez słowa dokończyłam rysunek. Nie zajęło mi to więcej niż pół godziny. Wstałam i zaczęłam wzrokiem szukać Madison. Nigdzie nie mogłam jej zobaczyć. Podeszłam więc do jakiejś modelki o ciemnych, długich włosach.
-Przepraszam, nie widziałaś może Madison? - spytałam uprzejmie. 
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i od razu ją poznałam. Amanda. Ta sama, która spowyzywała mnie ostatnim razem od dziwek. Miło.
-O, my się chyba jeszcze nie znamy? - zapytała przesłodzonym tonem, jej oczy jednak ciskały gromy w moją stronę.
- I wydaje mi się, że się nie poznamy. - odpowiedziałam uśmiechając się sztucznie.
-Trzymaj się z daleka od Olivera, rozumiesz? - powiedziała przez zaciśnięte zęby przysuwając się do mnie.
-Z tego co wiem nie jesteście już razem, więc chyba lepiej jak sam zadecyduje z kim ma się zadawać. - rzekłam spokojnie. 
Nie mam zamiaru tracić przez nią nerwów. Odwróciłam się więc i skierowałam w przeciwną stronę.
Będzie mi mówić koślawa pokraka jak mam żyć. Śmieszne. Odnalazłam Madison i oddałam jej projekt po czym wyszłam na zewnątrz.
Nareszcie w domu. Chodziłam po nim bez celu dobrą godzinę. Nudziło mi się koszmarnie. Siadłam więc na sofie i uruchomiłam konsolę. W domu dało się już słyszeć zbulwersowane krzyki i  przekleństwa. Niech sąsiedzi wiedzą, że gram.

Krótki, beznadziejny i bezsensu. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Mam pomysł na kolejne rozdziały, ale jak zaczynam pisać to mam pustkę w głowie. Nie wiem jak dobrać słowa. Same pewnie zauważyłyście, że rzadziej są rozdziały i że są niewątpliwie gorsze od poprzednich. Staram się, ale mi nie wychodzi. :C Po prostu brak mi weny. Przepraszam i dziękuję, że jesteście.
                                                                                                Ironova

10 komentarzy:

  1. Co ty gadasz?!? Dla mnie twoje rozdziały są wspaniałe sama chciałabym tak pisać :) I nie martw się nie tylko ty masz tak że nie wiesz jak dobrać słowa. :D
    Życzę ci duuużo weny <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie rozdziały są mega <3 Nie przejmuj się, ja z chęcią będę czekać na kolejne :)
    Fajny ten wystrój bloga, ale troche razi w oczy xd
    Każy ma gorszy okres w pisaniu, sama teraz zaprzestałam, bo nie mam weny także nie martw się, na pewno niedługo wróci ci wena ^^
    Twoja Fanka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest zajebisty <3 Całe twoje opowiadanie jest wspaniałe, masz talent dziewczyno do pisania. A brak weny każdemu się zdarza, nie tylko tobie xD Także nie martw się tylko pisz szybko next'a :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest super ! rozdział świetny i wcale nie widać po twoim pisaniu braku weny ♥
    Mała prośba pisz szybciej wierzę w ciebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog jest mega!<3 Czekam na następny!<3
    Zapraszam do siebie ;) http://sempiternal1949.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wena nie towarzyszy człowiekowi cały czas, taka jest jej cecha. Rozdziały wcale nie są rzadko, w dodatku piszesz je na poziomie :)
    No to weny życzę i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, nie przejmuj się! Wena to taka złośliwa, mała i wredna osóbka, która zawsze napada wtedy, kiedy nie ma nic pod ręką, na czym można napisać formułujące się w głowie zdania. Czasami w ogóle jej nie ma - wtedy trzeba odpuścić sobie na tydzień, może dwa, dać odpocząć mózgowi, poczytać książki, posłuchać muzyki, zaczerpnąć inspiracji. Często nawet jak pomysł jest, to nie ma słów, jak dobrze go opisać, ale to mija. Jestem przekonana, że jeśli nie będziesz pisała bez presji, to zaczniesz patrzeć inaczej na swoje rozdziały, które mimo że są dobre, to staną się jeszcze lepsze - zarówno w Twojej głowie, jak i na papierze! Mówię serio, nie raz tak miałam ;)
    Skoro już tu jestem i widzę, że tematyka podobna, to zaproszę Ciebie na mojego bloga o BMTH - symfonia-sympatii.blogspot.com
    Nie piszę o Oliverze, bo jak dla mnie jest zbyt oklepany. Jutro dodam rozdział, w którym będzie napisane, kto będzie drugim bohaterem mojego opowiadania - na razie to jest owiane nutką tajemnicy ;D Chociaż podejrzewam, że jako fanka Bring Me The Horizon odgadniesz od razu, o kim mowa, jeśli przeczytasz opublikowane już teksty ;)
    Pozdrawiam i mało oryginalnie życzę weny oraz wiary w siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, jej. Akurat dodałaś komentarz u mnie w momencie, kiedy wstawiałam nowy rozdział, więc zapraszam na niego ;)

      Usuń
  8. Uwielbiam twoje opowiadanie !
    Brak weny to normalna sprawa , nie ma się o co martwić . Rozdział wcale nie jest beznadziejny , beznadziejne jest twoje podejście do tego . Zazdroszczę Ci stylu pisania i wierzę że wena szybko powróci bo mam wielki apetyt na nowy rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdziały nie są wcale złe, ale wyłapałam jednak kilka błędów, np.
    Do teczki, zamiast w teczkę
    Do autobusu, zamiast w autobus.
    Taka malutka zmorka ze mnie, że Ci o tym przypominam, ale tak niestety musi być. Mimo tego, lecę czytać dalej, bo jest genialnie :-)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

.