Siedziałam
przy kuchennym stole obok mamy. Przede mną leżał talerz z
naleśnikami, ale dzisiaj po prostu nie byłam w stanie czegokolwiek
przełknąć. O 13 mamy rozprawę w sądzie dotyczącą wypadku taty.
Muszę jeszcze raz przez to przechodzić bo to co opowiadałam na
policji przecież nie wystarczy.. Wina leżała po obu stronach:
mojego taty i tego faceta, ale razem z mama uznałam, że po co go
obwiniać? Jeszcze trafi do więzienia, a to przecież nie przywróci
życia ojcu tylko jeszcze rozwali jego. Bezsensu. Chociaż w głowie
miałam już wszystko ułożone, jak mam mówić, co mówić, kiedy
mówić, mimo to nie chciałam tam dzisiaj iść. Nie chciałam
kolejny raz przeżywać tego na nowo. Czułam się fatalnie.
-Mamo
ja nic nie przełknę – powiedziałam -Dobrze, idź się ubieraj, mamy tylko godzinę. Tylko pamiętaj, że idziemy do sądu, nie na jakiś koncert! - krzyknęła jeszcze do moich pleców.
Stanęłam
przed szafą i rzeczywiście nie miałam pojęcia w co się ubrać.
Westchnęłam tylko i zdecydowałam się na czarną, luźną koszulę
i leginsy tego samego koloru. Ruszyłam do łazienki i wzięłam
szybki prysznic. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Schudłam
od wypadku taty. Miałam zapadnięte policzki i nie tak żywy wzrok
jak kiedyś. Ciemne oczy brzydko komponowały się z bladą, chudą
twarzą. Zresztą to było moje najmniejsze zmartwienie. Rozczesałam
moje ciemno-brązowe włosy i zeszłam na dół.
-Może
być? - zapytałam mamy -Jak na Ciebie tak – westchnęła.
Ciągle
jej przeszkadza, że nie ubieram się jak każda nastolatka. Na nogi
wcisnęłam moje martensy w kwiatki oraz ubrałam parkę koloru
khaki. Mama podeszła do mnie i owinęła mi szyję czerwonym, grubym
szalikiem.
-Wiesz,
że jesteś chorowita. - uśmiechnęła się tylko do mnie i wyszła
z domu.
Wsiadłam
do auta mojej mamy i zamknęłam oczy. Od wypadku ojca nienawidziłam
jazdy samochodem. Unikałam tego rodzaju transportu jak tylko
mogłam, ale mamie dzisiaj to bardziej pasowało niż zasuwać przez
połowę miasta. Mieszkałyśmy na przedmieściach Sheffield. Gdy
dotarłyśmy na miejsce było 40 minut po 13. Szłam za mamą w
stronę białego budynku. Był bardzo ładny. Cztery duże kolumny
stały przed drewnianymi drzwiami. To miejsce mnie niepokoiło. Nie
wiem czemu. Współczuję mojej matce. Praktycznie codziennie musi
tutaj przesiadywać. Mama jest adwokatem. W sumie jednym z
najlepszych w Sheffield. Pracuje w najlepszej kancelarii. Zresztą
mniejsza. Skierowałyśmy się pod odpowiednie drzwi. Usiadłam na
ozdobnej ławce naprzeciwko okna i w ciszy czekałam na rozpoczęcie
sprawy. Po pewnym czasie na końcu korytarza pojawili się dwaj
mężczyźni. Niższy facet od razu skierował się w stronę mojej
mamy i wdał się z nią w rozmowę.
-Cieszę
się, że wziąłeś tą sprawę za mnie. Bardzo ci dziękuję –
powiedziała mama. -Drobiazg, naprawdę. Jestem pewien, że postąpiłabyś tak samo – powiedział
-Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczyć.
-Może kawa jutro po pracy? - zapytał facet.
Już
nie słuchałam. Chyba ją podrywał. W sumie nie był taki zły.
Może mama na nowo ułoży sobie życie? Tego jej życzę, naprawdę.
Dopiero teraz moją uwagę przykuł ten drugi mężczyzna. Stał
oparty o ścianę wpatrzony w przestrzeń. To on brał udział w tym
wypadku. Przyjrzałam mu się dokładniej. Pierwsze co rzuciło się
w moje oczy to masa tatuaży: na rekach, szyi, dłoniach. Nagle mnie
olśniło. Oliver Sykes. Z tego co pamiętam to wokalista Bring Me
The Horizon. Byłam ich ogromną fanką, ale teraz tylko od czasu do
czasu przesłucham jakąś piosenkę. No i od czasu, gdy ostatni raz
widziałam go na jakimś plakacie, czy w teledysku bardzo zmężniał.
Pewnie ma już gdzieś 23 lata. Chyba coś koło tego. W sumie to był
dość przystojny – pomyślałam. Miał na sobie białą koszulę
zapiętą pod samą szyję, której podwinął rękawy. Przez to
było widać jego oryginalne tatuaże. Mama nienawidziła tatuaży,
mi się nawet podobały. Ale na pewno nie w takiej ilości. Z tego co
wiem to facet miał wytatuowane praktycznie całe ciało. Albo to
tylko plotki. Sama nie wiem. Zastanawiałam się tak, gdy Oliver
wyczuł mój wzrok i spojrzenie skierował w moją stronę. Przez
moment patrzyłam w jego ciemne tęczówki, lecz potem odwróciłam
głowę. W tych jego oczach było coś cudownego. Tak, zdecydowanie
były niezwykłe. Wiedziałam, że się na mnie patrzy, dlatego nie
odważyłam się odwrócić w jego stronę. Wstałam więc i
podeszłam do mamy.
-Masz
może wodę? - zapytałam bo nagle zrobiło mi się niedobrze. -Oczywiście, kochanie. - powiedziała – Proszę.
-Dzięki – odpowiedziałam słabym głosem.
-Mój boże, niedobrze ci? - zapytała szybko, przykładając rękę do mojego czoła – Jesteś strasznie blada.
-Nie mamo, nic mi nie jest. Po prostu chciałam się napić.
Mama
bardzo panikowała, gdy miałam jakiś objaw choroby, ale po 18
latach się przyzwyczaiłam. Otarłam dłonią zwilżone usta i
oddałam butelkę mamie. Wdałam się w rozmowę z jej „kolegą”.
Okazał się bardzo miły. Opowiadał mi o jego studiach, gdy
podszedł do niego Oliver mówiąc mu coś na ucho. Patrzył się
jednak na mnie. Czułam się nieswojo. Adwokat tylko kiwnął głową.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i zostaliśmy
poproszeni na salę. Usiadłam, gdzieś dalej, żeby do momentu moich
zeznań nie rzucać się w oczy. Wszedł sędzia, facet o podeszłym
wieku i zaczął coś paplać. Nie słuchałam go. Rozglądałam się
po sali. Była duża. Nie podobało mi się to miejsce. Nagle
usłyszałam nazwisko Sykes'a. Sędzia coś o nim mamrotał, dy
doszedł do wieku: 27 lat. Otworzyłam szeroko oczy. Na tyle to on na
pewno nie wyglądał. Masakra, mógłby być moim wujkiem. Wydawał
się młody. Dałabym mu maksimum 24 lata. Nawet nie.
Minęło
trochę czasu zanim, nadszedł moment moich zeznań. Wstałam i
skierowałam się na środek sali. Sędzia zadawał jakieś głupie
pytania, dotyczące mojej osoby, na które odpowiadałam z kompletna
obojętnością. Nie polubiłam tego człowieka. Patrzyłam mu się
prosto w oczy. Nie mrugałam. On zresztą też nie. Zaczął mnie
irytować. Widząc moją minę zadał to pytanie, którego tak bardzo
nie chciałam usłyszeć:
-A
więc Sharon, powiedz nam co wtedy widziałaś.
Przypomniałam
sobie co miałam mówić i zaczęłam paplać. Facet zauważył, że
nie mam najmniejszej ochoty o tym mówić, więc zadawał coraz
bardziej szczegółowe pytania. Do oczu napłynęły mi łzy, mimo to
dzielnie wpatrywałam się w te zimne, szare tęczówki. Stary,
zgrzybiały dziad, pomyślałam, gdy zadał kolejne pytanie.
Przerwałam kontakt wzrokowy i odwróciłam głowę w stronę mamy.
Wpatrywała się z niedowierzaniem w sędziego, no tak pytanie: Czy
zderzenie było bardzo silne? pewnie w ogóle nie było potrzebne do
tej sprawy. Wykorzystywał to, że mógł pytać. Chciał pokazać,
że ma nade mną przewagę. Z pewnością odebrał mój wzrok i
postawę jako „pyskowanie”. Odwróciłam się w stronę Olivera i
jego adwokata. Wokalista wyłapał moje spojrzenie i szepnął coś
do ucha kolegi mamy. Ten wstał i powiedział coś do sędziego. Nic
nie słyszałam, bo na nowo odtwarzałam moment wypadku. Na nowo
widziałam poturbowane ciało taty. Usłyszałam tylko, że mogę już
usiąść. Otumaniona skierowałam się na koniec sali i usiadłam.
Po moim policzku płynęła jedna, samotna łza. Starłam ją ręką
i wpatrzyłam się w kwiaty na moich martensach. Czułam się jak
idiotka. Przy wszystkich pokazałam jaka jestem słaba. Ten kretyn
nadal coś pieprzył. Miałam ochotę do niego podejść i przywalić
mu czymś ciężkim w nadęty łeb. Wreszcie usłyszałam wyrok. Wina
leżała po stronie mojego ojca. Sykes uniewinniony. No, ulżyło mi.
Przynajmniej przez swoje zachowanie nie zniszczyłam postanowienia
mojej mamy. Skierowałam się w stronę drzwi i już na zewnątrz
poczekałam na mamę. Rozmawiała gorączkowo z panem Matt'em. Bo
właśnie tak miał na imię ten jej cały kolega. Z sali wyszedł
też Sykes, odszukał mnie wzrokiem i skierował się w moją stronę.
Szybko się odwróciłam i otarłam dłonią oczy. Nadal kumulowały
się w nich łzy. Mężczyzna stanął naprzeciwko mnie. Był dość
wysoki. Musiałam unosić głowę, żeby spojrzeć w jego oczy.
-Przepraszam
– powiedział szczerze. -Za co? - byłam zdezorientowana.
-Obydwoje dobrze wiemy, że to nie była wina twojego taty – mruknął
-Jak nie? - powiedziałam uśmiechając się – Wszystko jest zapisane w aktach. Nie masz za co przepraszać, to nie tylko twoja wina, naprawdę. Widocznie tak musiało być. - ostatnie zdania powiedziałam z pełną powagą.
Spojrzał
na mnie z zaciekawieniem.
-W
takim razie, dziękuję, za te „prawdziwe” zeznania, Sharon. -
uśmiechnął się. Miał bardzo ładny uśmiech, pomyślałam.
Zaraźliwy.
Mimowolnie
podniosłam kąciki ust do góry.
-Nie
ma za co, proszę Pana. - w końcu był starszy o 9 lat,
uśmiechnęłam się do niego.
Już
zapomniałam jak to jest, szczerze się uśmiechnąć. Miłe uczucie.
-Tylko
bez takich. Poczułem się jakbym był w wieku sędziego. - zaśmiał
się. -Weź mi o nim nawet nie wspominaj. - powiedziałam z obrzydzeniem.
Nagle
zadzwonił jego telefon. Spojrzał tylko na mnie i dodał:
-Tak
w ogóle to byłaś bardzo dzielna. Gdyby mnie tak tyrał to bym nie
wytrzymał. -Ta, jasne – pomyślałam, ale tylko uśmiechnęłam się do niego. Miło usłyszeć takie słowa.
Odebrał telefon więc odeszłam do mamy. Ona też już skończyła rozmawiać. Razem skierowałyśmy się w stronę wyjścia. Mówiła coś, że nienawidzi tego sędziego i że mi współczuje. Nie słuchałam jej. W głowie miałam tylko ciemne tęczówki Olivera.
No i jest drugi. :] Dodałabym wcześniej, ale rano nie miałam internetu. :c Sama nie wiem czy jestem zadowolona z tego rozdziału. Moim zdaniem jest taki sobie. A jak już to czytacie, to proszę o komentarz (nawet z anonima). Miło je czytać . *.*
Pozdrawiam, Ironova. :*
Boże jak możesz być niezadowolona ? jest świetny =D jak go czytałam to serce mi zaczęło szybciej tykać =D pisz szybko 3 <3 /Jess
OdpowiedzUsuńUwielbiam BMTH, ciekawe twoje opowiadanie, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam
www.zycie-okiem-strachu.blogspot.com
kurdeee , ciekawe to jest ;D
OdpowiedzUsuńczytam dalej ^^
Matko! Rozdział jest świetny! Blog na prawdę mnie wciągnął :) Już zabieram się za następne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńUhu, dziś nie zasnę! Ale to dobrze, uwielbiam czytać takie dobre blogi :-) pędzę więc po więcej!
OdpowiedzUsuńJejkuu, bardzo mi się to podoba <3
OdpowiedzUsuńOryginalny pomysł ;)