czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 7.

     Wychodziłam właśnie z Uniwersytetu w Sheffield. Złożyłam swoje podanie. Zdecydowałam się na prawo. Zresztą mam inny wybór? Co niby miałabym robić w życiu jak nie to? Przecież nie będę wieźć życia nieudacznika-artysty. W takim zawodzie trzeba być oryginalnym, a ja nie jestem. Może i nie rysuję najgorzej, ale to co tworzę się niczym nie wyróżnia. Zastanawiałam się nad tym bardzo długo i do takich doszłam wniosków. Mama może być ze mnie dumna, bo na uczelnię dostanę się na pewno. Złożyłam papiery jeszcze w kilku innych, ale o nich nawet nie myślę. Pod uwagę biorę tylko Uniwersytet w Sheffield. Powoli zaczęłam układać sobie wszystko w głowie. Pogodziłam się ze śmiercią ojca. To mój „życiowy krok”. Tak można to nazwać, bo gdybym nadal cierpiała z powodu śmierci taty nie mogłabym się na niczym skupić. Teraz jest mi o wiele lepiej. Ogólnie dzisiejszy dzień jest cały radosny. Z rana poszłam na zakupy z Effy. Ma randkę z Nathanem i musi jakoś wyglądać. Zadzwoniłam po mamę, żeby po mnie przyjechała. Do domu miałam dość daleko, więc samochodem będzie szybciej. Usiadłam na jakiejś ławce i podłączyłam słuchawki do telefonu. Po chwili zauważyłam bordowe auto mamy i skierowałam się w jego stronę.
-I jak córciu? Fajna szkoła?
-Jasne, bardzo ładna. Dzisiaj dużo osób było składać te podania.
-Czekałaś długo? - spytała włączając kierunkowskaz
-Trochę.
-A poznałaś może kogoś? - dopytywała się
-Nie, nie poznałam żadnego chłopaka, jeżeli o to ci chodzi. - mruknęłam 
Mama zaśmiała się. Chyba od pewnego momentu na siłę szukała mi chłopaka. Dość irytujące jak przyprowadza ci przynudzającego sąsiada prosząc o oprowadzenie go o mieście. Tym bardziej, że ja nie szukam chłopaka. Nie chcę kolejnej historii podobnej do tej z Davem. Muszę poczuć „to coś”. Jak mama będzie mi wciskać frajerów na siłę raczej nic z tego nie wyjdzie.
-No powinnaś sobie kogoś znaleźć. Siedzisz tak sama cały czas w domu.
-Ale ja nie szukam chłopaka. Co do siedzenia w domu to dzisiaj wychodzę. - powiedziałam
-Gdzie? Z kim?
-Nie wiem gdzie. Z Oliverem, chce mi coś pokazać bo za trzy dni ma trasę koncertową i wraca dopiero za dwa tygodnie.
-Ach, z Oliverem. Szkoda, że ma te tatuaże bo przystojny z niego chłopak.- zaśmiała się mama.
-No w sumie. - jakoś nie patrzę na Olivera pod tym względem.
-Podoba ci się?
-Mamo! Przyjaźnimy się. - zaczynała mnie już irytować. 
Co nie zaczynałam tematu Olivera ona od razu podsuwała mi jakieś chore sugestie i pytania. Ogólnie to z Oliverem się przyjaźnie. Tylko tyle. Naprawdę cieszę się, że on jest. W pewnych momentach mi bardzo pomaga. Zawsze mogę na niego liczyć. Jest takim moim pocieszycielem. Po prostu czuję się przy nim bezpiecznie i jak go widzę na mojej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech. Cudownie jest mieć takiego przyjaciela jakim jest Oliver. Ale niedługo wyjeżdża. Nie będziemy się widzieć przez 2 tygodnie. Są chociaż telefony. W sumie to też nie chcę mu się naprzykrzać. W końcu będzie jeździł po świecie i koncertował. Jeszcze dzisiaj o tym porozmawiamy. Miał po mnie przyjść, albo przyjechać (kto go tam wie?) o równej 16. A była 13:30. Miałam jeszcze ogrom czasu, żeby się naszykować, zjeść coś i odpocząć. Jak tylko weszłam do domu od razu skierowałam się do kuchni. Mama przygotowała jakiś obiad. Po zjedzeniu posiłku poszłam jeszcze pooglądać telewizję. Tak mi szybko minął czas przed ekranem, że nim się obejrzałam była już 15:10. Szybko poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wróciłam do pokoju i założyłam czarne, porwane rurki i do tego luźną szarą bokserkę. Dzisiaj nie była za ładna pogoda. Wiał wiatr. Zrobiłam lekki makijaż i wpakowałam potrzebne rzeczy do skórzanego plecaka. Tak, odnalazłam go! Nie wiem jakim cudem, ale był w garażu. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Już 16? Zapytałam się w myślach. Sięgnęłam jeszcze po czarną długą, zapinaną bluzę. Na wszelki wypadek i zbiegłam na dół po schodach. Założyłam trampki i wyszłam przed dom. Oliver już czekał. Przytuliłam go na powitanie dając buziaka w policzek i ruszyłam za nim.
-Gdzie my idziemy? - spytałam radośnie
-Niespodzianka. Co ty taka wesoła dzisiaj?
-A nie wiem czemu. Tak jakoś. Ale to chyba dobrze, no nie?
-Jasne, że tak. I jak złożyłaś to podanie? 
Kiwnęłam głową.
-Prawo? - spytał
-Tak.
-Jak tego chcesz to dobrze. Tylko mi się wydaje, że ty tak naprawdę nie wiesz czego chcesz. - mruknął
-Jakbyś czytał w moich myślach.
-Przyjaciele tak mają. - zaśmiał się.
Szliśmy śmiejąc się ze wszystkiego wkoło. Naprawdę kocham takie dnie, gdy jestem po prostu szczęśliwa. Znajdowaliśmy się już na przedmieściach. Coraz bardziej oddalaliśmy się od Sheffield.
-Hmm, Oliver? Czy ty chcesz mnie porzucić w jakimś lesie? - spytałam
-Oczywiście, zostawię cie na pożarcie wilkom.
-Tu są wilki? - spytałam z lekkim strachem w oczach. Lepiej się nie narażać, nie ? 
-Nie ma, głuptasie. - powiedział.
-Jesteś okropny. - mruknęłam pod nosem. 
-Słucham? - spytał przystawiając dłoń do ucha. - Co powiedziałaś?
-Nic, nic. - zaśmiałam się.
-Nie, no powiedz. 
-Powiedziałam, że jesteś okropny.
-Ja jestem okropny? Chyba sobie kpisz. Jestem ideałem. - dodał eksponując ostatnie słowo. 
-Jasne, jasne. Wmawiaj sobie.
-Cicho już siedź. Zaraz będziemy.
-Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie my idziemy? - oburzyłam się stając na środku leśnej drogi.
-Niespodzianka. Boże jaka ty jesteś niecierpliwa. - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w głąb lasu. 
Szliśmy jeszcze pół godziny przekomarzając się ze sobą.
-Oliver, ale mnie naprawdę bolą już nogi. - powiedziałam
-Bardzo? 
-No. - trampki zaczęły uciskać stopy i z każdym krokiem sprawiały dużo bólu.
Ogólnie to nie lubiłam narzekać, ale teraz naprawdę mnie bolało.
-Ja nie pójdę dalej. - powiedziałam.
-Trzeba było założyć inne buty. - odpowiedział
-Ale skąd mogłam wiedzieć, że zabierzesz mnie do jakiegoś lasu oddalonego od mojego domu o nie wiadomo ile. - warknęłam 
Oliver tylko westchnął i bez słowa przerzucił mnie sobie przez ramię tak, że moja głowa i ręce zwisały na jego plecach.
-Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam – Odstaw mnie na ziemię.
-Nie możesz iść to cie przetransportuje. Za daleko już doszliśmy, żeby wracać. A tak na marginesie to lekka jesteś. 
-Z tobą nie da się wytrzymać. - westchnęłam tylko. 
Przez resztę drogi siedziałam cicho. W ogóle nie wiedziałam, gdzie jestem poza tym, że w lesie. Widziałam tylko plecy Olivera. Słońce wyszło i zrobiło się o wiele cieplej jak nie gorąco. W pewnym momencie Oliver postawił mnie na ziemi.
-No jesteśmy. - mruknął – Pięknie, prawda? 
Odwróciłam się w jego stronę i moim oczom ukazało się śliczne jeziorko otoczone drzewami, do którego wpływała woda z małego wodospadu. Ten widok był cudowny. Niczym jakaś genialna tapeta na komputer. Nie miałam pojęcia, że w okolicach Sheffield są takie piękne miejsca.
-Skąd ty wiesz, że to w ogóle istnieje? - spytałam
-W dzieciństwie przyjeżdżałem tu z rodziną na piknik. Potem sam tu chodziłem, żeby przemyśleć różne sprawy. Pokochałem to miejsce. 
-Dziękuję, że mi je pokazałeś. - powiedziałam przytulając się do niego.
-W końcu za dwa dni mnie tu nie będzie. Trzeba się jakoś pożegnać. - powiedział uśmiechając się dziwnie. 
Nie wiem jak to się stało, ale znów wylądowałam na rękach Olivera. Tym razem chłopak podbiegł do jeziora i po prostu mnie do niego wrzucił. Myślałam, że umrę. Woda była lodowata. Nawet nie miałam czasu, żeby zareagować.
-Zabiję cie! - krzyknęłam wściekła. 
Słyszałam tylko jego śmiech. Stał na brzegu i wpatrywał się we mnie łapiąc się za brzuch ze śmiechu.
-Gdybyś tylko widziała swoją minę. - powiedział gdy już stałam po łydki w wodzie.
-Zamorduje cie po prostu. - warknęłam 
Wyszłam z jeziorka i stanęłam naprzeciwko chłopaka, który z radością w oczach się na mnie wpatrywał. Co prawda zrobiło mi się nawet dobrze, bo po wyjściu z wody od razu uderzyły silne promienie słońca. Nie wiele myśląc cała mokra przytuliłam się do Olivera.
-Zebrało ci się na czułości? - powiedział odwzajemniając uścisk.
-Tsaa. - powiedziałam nadal obrażona. 
-Oj nie denerwuj się, przecież jest gorąco. Nic ci nie będzie.
-Ale to niesprawiedliwe! - krzyknęłam odsuwając się od niego. - Gdybym miała więcej siły to tez bym cie tam wepchała. 
-Nie musisz. - rzekł wskakując do wody. 
Wariat. Ma 27 lat a zachowuje się jak dziecko. Ale mi ten układ pasował. Zrzuciłam trampki i skoczyłam zaraz za nim. Zaczęliśmy się bawić jak jakieś dziesięciolatki. Chlapaliśmy się wodą, podtapialiśmy się. Nie wiem ile czasu minęło, ale się zmęczyłam. Wyszłam z wody i usiadłam na jakiejś skałce. Chłopak poszedł w moje ślady. Ciekła z nas woda lecz biła od nas radość. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Zrobiło się chłodniej. Położyłam się na nagrzanym kamieniu i wpatrywałam się w niebo.
-Pojutrze jedziesz. - powiedziałam
-Taak. Będę dzwonić. Ty też jak coś to się odzywaj. Nawet w nocy. - dodał 
-Jasne. Oliver, nie wiem jak ty to sobie wyobrażasz, ale musimy jeszcze wrócić do Sheffield.
-Może zadzwonię po Matt'a? - spytał. - Podjechałby samochodem pod główną drogę w lesie i tylko tam byśmy musieli dojść. 
-To dzwoń, dzwoń, bo jakoś mi się nie widzi iść z buta pod mój dom. - uśmiechnęłam się. 
Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni. Właśnie. Jak dobrze, że mam wodoodporny smartphone.
-No cześć stary – powiedział do telefonu – Słuchaj mam sprawę, podjedziesz pod główną drogę w tym lesie co w dzieciństwie chodziliśmy z rodzicami na te pikniki? … jesteś wielki, dzięki... och, nic... Z przyjaciółką... weź spierdalaj... to za ile będziesz?... no, poczekamy... debil... no na razie. 
-Przyjedzie? - spytałam
-Tak, tak będzie za 40 minut. To chodź – dodał podnosząc się z kamienia i wyciągając do mnie rękę. 
Wstaliśmy i skierowaliśmy się z powrotem do głównej drogi. Byłam cała mokra i robiło się coraz chłodniej. Mam nadzieję, że nie zachoruję.
-Nie chcę żebyś jechał. - mruknęłam przytulając się do Olivera
-Przecież za dwa tygodnie będę z powrotem. 
-No wiem, wiem. Ale i tak nie chcę.
-Jak dziecko.. - mruknął 
-Ej, ej! To nie ja mam 27 lat i nie ja wskakuję do jakiegoś jeziora w lesie!
-No i co z tego? Fajnie było. - zaśmiał się. 
-Tylko teraz jestem cała mokra.
-Nie no już trochę wyschłaś. Nie cieknie z ciebie woda. Dobrze jest. 
Wreszcie doszliśmy do głównej drogi, gdzie już stał srebrny samochód, a przy nim Matt Nicholls. Ten chłopak miał w sobie coś takiego, że od razu się uśmiechnęłam. Swoją drogą to był całkiem no... Fajny.
-Witam, witam. - powiedział Matt patrząc się na nas z dziwnym wyrazem twarzy. - Może mnie poznasz ze swoją przyjaciółką, co? - dodał po chwili niezręcznej ciszy. 
Podaliśmy sobie dłonie. Matt miał boski uśmiech.
-Możemy wreszcie jechać? - warknął zniecierpliwiony Oliver.
-Nie dość, że tu przyjeżdżam to jeszcze się spinasz. Naprawdę nie ogarniam czemu się z nim trzymamy. - powiedział puszczając mi oczko. 
Wsiedliśmy do samochodu. Oliver usiadł ze mną z tyłu.
 -To co wy robiliście w tym lesie? - spytał chłopak patrząc na nas w lusterku.
-Zbieraliśmy jagody, kurwa. Matt nie zadawaj głupich pytań. Logiczne, że byliśmy na spacerze. - powiedział Oliver. 
-No tak, w sumie ze spacerów zazwyczaj wraca się całym mokrym. - zaśmiał się Matt. 
Zarumieniłam się. Dopiero teraz do mnie doszło, że ta cała sytuacja wygląda co najmniej dziwnie. Mimo to cieszę się, że Oliver pokazał mi to miejsce. Zresztą dobrze się bawiliśmy. Trzeba się jakoś pożegnać. Będę za nim tęsknić. Ale to przecież tylko dwa tygodnie. Wytrzymam. Mam Effy. Uśmiechnęłam się do chłopaków, którzy właśnie relacjonowali jakiś mecz. Niezorientowana jestem w tych sprawach. W międzyczasie się wtrąciłam, bo Matt nie wiedział przecież, gdzie mieszkam. Odwiózł mnie pod wskazane miejsce. Wyszłam z samochodu, a razem ze mną Oliver rzucając jeszcze krótkie „zaraz wrócę”. Matt siedział w samochodzie, a my stanęliśmy pod moimi drzwiami. Pożegnania. Boże jak ja tego nie cierpię. Spojrzałam na chłopaka. Po chwili już się do siebie przytulaliśmy.
-Pamiętaj, że masz dzwonić. Kiedy tylko zechcesz. No chyba, że będę mieć koncert.
-Nie zedrzyj sobie tam gardła. - zaśmiałam się.
-O mnie się nie martw. Jak wrócę do Sheffield od razu się spotkamy. 
Przytuliłam go mocno. Trwaliśmy w tym uścisku kilka minut po czym delikatnie się od siebie odsunęliśmy.
-To pa. - powiedziałam.
-Pa. - odpowiedział Oliver całując mnie po przyjacielsku w czoło. 
Chłopak skierował się do samochodu. Odwrócił się jeszcze i pomachał mi ręką. Uśmiechnęłam się i odmachałam wchodząc do domu. 


Nie wiem jak mi się udało, ale namówiłam rodziców na jedną godzinkę na komputer. Problem w tym, że nie wiem czy uda mi się coś napisać do momentu mojego wyjazdu na wakacje. Może spróbuję pisać z komórki. Zobaczę jeszcze. Swoją drogą wakacje mam od 17 lipca do 22. Przez ten czas nie będę mieć internetu. -.- Mam nadzieję, że uda mi się wykombinować, że napiszę coś jeszcze do 17.  
                                                                              Całuję, Ironova. :** 

3 komentarze:

  1. Wreszcie doczekałam się tego pięknego rozdziału *.* Kiedy czytałam jak Oliver wrzucił ją do wody i się zaczęli bawić to aż się sama do monitoru uśmiechałam :) Szkoda, że nie będziesz pisać od 17 do 22 lipca :C Swoją drogą to powiem Ci, że mnie zainspirowałaś i sama zaczęłam pisać :) Trzymam kciuki, że w najbliższym czasie dodasz więcej rozdziałów :d

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny zajebisty rozdział :3 Jak ty to robisz? :D
    Czekam na next'a i udanego wyjazdu Ci życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Morda mi się śmiała, zwłaszcza kiedy "zbierali jagody" :D
    Uwielbiam to.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

.