Wychodziłam
właśnie z Uniwersytetu w Sheffield. Złożyłam swoje podanie.
Zdecydowałam się na prawo. Zresztą mam inny wybór? Co niby
miałabym robić w życiu jak nie to? Przecież nie będę wieźć
życia nieudacznika-artysty. W takim zawodzie trzeba być
oryginalnym, a ja nie jestem. Może i nie rysuję najgorzej, ale to
co tworzę się niczym nie wyróżnia. Zastanawiałam się nad tym
bardzo długo i do takich doszłam wniosków. Mama może być ze mnie
dumna, bo na uczelnię dostanę się na pewno. Złożyłam papiery
jeszcze w kilku innych, ale o nich nawet nie myślę. Pod uwagę
biorę tylko Uniwersytet w Sheffield. Powoli zaczęłam układać
sobie wszystko w głowie. Pogodziłam się ze śmiercią ojca. To mój
„życiowy krok”. Tak można to nazwać, bo gdybym nadal cierpiała
z powodu śmierci taty nie mogłabym się na niczym skupić. Teraz
jest mi o wiele lepiej. Ogólnie dzisiejszy dzień jest cały
radosny. Z rana poszłam na zakupy z Effy. Ma randkę z Nathanem i
musi jakoś wyglądać. Zadzwoniłam po mamę, żeby po mnie
przyjechała. Do domu miałam dość daleko, więc samochodem będzie
szybciej. Usiadłam na jakiejś ławce i podłączyłam słuchawki do
telefonu. Po chwili zauważyłam bordowe auto mamy i skierowałam się
w jego stronę.
-I
jak córciu? Fajna szkoła?
-Jasne,
bardzo ładna. Dzisiaj dużo osób było składać te podania.
-Czekałaś
długo? - spytała włączając kierunkowskaz
-Trochę.
-A
poznałaś może kogoś? - dopytywała się
-Nie,
nie poznałam żadnego chłopaka, jeżeli o to ci chodzi. -
mruknęłam
Mama
zaśmiała się. Chyba od pewnego momentu na siłę szukała mi
chłopaka. Dość irytujące jak przyprowadza ci przynudzającego
sąsiada prosząc o oprowadzenie go o mieście. Tym bardziej, że ja
nie szukam chłopaka. Nie chcę kolejnej historii podobnej do tej z
Davem. Muszę poczuć „to coś”. Jak mama będzie mi wciskać
frajerów na siłę raczej nic z tego nie wyjdzie.
-No
powinnaś sobie kogoś znaleźć. Siedzisz tak sama cały czas w
domu.
-Ale
ja nie szukam chłopaka. Co do siedzenia w domu to dzisiaj wychodzę.
- powiedziałam
-Gdzie?
Z kim?
-Nie
wiem gdzie. Z Oliverem, chce mi coś pokazać bo za trzy dni ma
trasę koncertową i wraca dopiero za dwa tygodnie.
-Ach,
z Oliverem. Szkoda, że ma te tatuaże bo przystojny z niego
chłopak.- zaśmiała się mama.
-No
w sumie. - jakoś nie patrzę na Olivera pod tym względem.
-Podoba
ci się?
-Mamo!
Przyjaźnimy się. - zaczynała mnie już irytować.
Co
nie zaczynałam tematu Olivera ona od razu podsuwała mi jakieś
chore sugestie i pytania. Ogólnie to z Oliverem się przyjaźnie.
Tylko tyle. Naprawdę cieszę się, że on jest. W pewnych momentach
mi bardzo pomaga. Zawsze mogę na niego liczyć. Jest takim moim
pocieszycielem. Po prostu czuję się przy nim bezpiecznie i jak go
widzę na mojej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech. Cudownie
jest mieć takiego przyjaciela jakim jest Oliver. Ale niedługo
wyjeżdża. Nie będziemy się widzieć przez 2 tygodnie. Są
chociaż telefony. W sumie to też nie chcę mu się naprzykrzać. W
końcu będzie jeździł po świecie i koncertował. Jeszcze dzisiaj
o tym porozmawiamy. Miał po mnie przyjść, albo przyjechać (kto
go tam wie?) o równej 16. A była 13:30. Miałam jeszcze ogrom
czasu, żeby się naszykować, zjeść coś i odpocząć. Jak tylko
weszłam do domu od razu skierowałam się do kuchni. Mama
przygotowała jakiś obiad. Po zjedzeniu posiłku poszłam jeszcze
pooglądać telewizję. Tak mi szybko minął czas przed ekranem, że
nim się obejrzałam była już 15:10. Szybko poszłam do łazienki
i wzięłam prysznic. Wróciłam do pokoju i założyłam czarne,
porwane rurki i do tego luźną szarą bokserkę. Dzisiaj nie była
za ładna pogoda. Wiał wiatr. Zrobiłam lekki makijaż i wpakowałam
potrzebne rzeczy do skórzanego plecaka. Tak, odnalazłam go! Nie
wiem jakim cudem, ale był w garażu. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
Już 16? Zapytałam się w myślach. Sięgnęłam jeszcze po czarną
długą, zapinaną bluzę. Na wszelki wypadek i zbiegłam na dół
po schodach. Założyłam trampki i wyszłam przed dom. Oliver już
czekał. Przytuliłam go na powitanie dając buziaka w policzek i
ruszyłam za nim.
-Gdzie
my idziemy? - spytałam radośnie
-Niespodzianka.
Co ty taka wesoła dzisiaj?
-A
nie wiem czemu. Tak jakoś. Ale to chyba dobrze, no nie?
-Jasne,
że tak. I jak złożyłaś to podanie?
Kiwnęłam
głową.
-Prawo?
- spytał
-Tak.
-Jak
tego chcesz to dobrze. Tylko mi się wydaje, że ty tak naprawdę
nie wiesz czego chcesz. - mruknął
-Jakbyś
czytał w moich myślach.
-Przyjaciele
tak mają. - zaśmiał się.
Szliśmy
śmiejąc się ze wszystkiego wkoło. Naprawdę kocham takie dnie,
gdy jestem po prostu szczęśliwa. Znajdowaliśmy się już na
przedmieściach. Coraz bardziej oddalaliśmy się od Sheffield.
-Hmm,
Oliver? Czy ty chcesz mnie porzucić w jakimś lesie? - spytałam
-Oczywiście,
zostawię cie na pożarcie wilkom.
-Tu
są wilki? - spytałam z lekkim strachem w oczach. Lepiej się nie
narażać, nie ? -Nie ma, głuptasie. - powiedział.
-Jesteś okropny. - mruknęłam pod nosem.
-Słucham?
- spytał przystawiając dłoń do ucha. - Co powiedziałaś?
-Nic,
nic. - zaśmiałam się.
-Nie,
no powiedz. -Powiedziałam, że jesteś okropny.
-Ja jestem okropny? Chyba sobie kpisz. Jestem ideałem. - dodał eksponując ostatnie słowo.
-Jasne, jasne. Wmawiaj sobie.
-Cicho już siedź. Zaraz będziemy.
-Możesz
mi chociaż powiedzieć, gdzie my idziemy? - oburzyłam się stając
na środku leśnej drogi.
-Niespodzianka.
Boże jaka ty jesteś niecierpliwa. - powiedział łapiąc mnie za
rękę i ciągnąc w głąb lasu.
Szliśmy
jeszcze pół godziny przekomarzając się ze sobą.
-Oliver,
ale mnie naprawdę bolą już nogi. - powiedziałam
-Bardzo? -No. - trampki zaczęły uciskać stopy i z każdym krokiem sprawiały dużo bólu.
Ogólnie
to nie lubiłam narzekać, ale teraz naprawdę mnie bolało.
-Ja
nie pójdę dalej. - powiedziałam.
-Trzeba
było założyć inne buty. - odpowiedział
-Ale
skąd mogłam wiedzieć, że zabierzesz mnie do jakiegoś lasu
oddalonego od mojego domu o nie wiadomo ile. - warknęłam
Oliver
tylko westchnął i bez słowa przerzucił mnie sobie przez ramię
tak, że moja głowa i ręce zwisały na jego plecach.
-Co
ty wyprawiasz?! - krzyknęłam – Odstaw mnie na ziemię.
-Nie
możesz iść to cie przetransportuje. Za daleko już doszliśmy,
żeby wracać. A tak na marginesie to lekka jesteś. -Z tobą nie da się wytrzymać. - westchnęłam tylko.
Przez
resztę drogi siedziałam cicho. W ogóle nie wiedziałam, gdzie
jestem poza tym, że w lesie. Widziałam tylko plecy Olivera. Słońce
wyszło i zrobiło się o wiele cieplej jak nie gorąco. W pewnym
momencie Oliver postawił mnie na ziemi.
-No
jesteśmy. - mruknął – Pięknie, prawda?
Odwróciłam
się w jego stronę i moim oczom ukazało się śliczne jeziorko
otoczone drzewami, do którego wpływała woda z małego wodospadu.
Ten widok był cudowny. Niczym jakaś genialna tapeta na komputer.
Nie miałam pojęcia, że w okolicach Sheffield są takie piękne
miejsca.
-Skąd
ty wiesz, że to w ogóle istnieje? - spytałam
-W
dzieciństwie przyjeżdżałem tu z rodziną na piknik. Potem sam tu
chodziłem, żeby przemyśleć różne sprawy. Pokochałem to
miejsce. -Dziękuję, że mi je pokazałeś. - powiedziałam przytulając się do niego.
-W końcu za dwa dni mnie tu nie będzie. Trzeba się jakoś pożegnać. - powiedział uśmiechając się dziwnie.
Nie
wiem jak to się stało, ale znów wylądowałam na rękach Olivera.
Tym razem chłopak podbiegł do jeziora i po prostu mnie do niego
wrzucił. Myślałam, że umrę. Woda była lodowata. Nawet nie
miałam czasu, żeby zareagować.
-Zabiję
cie! - krzyknęłam wściekła.
Słyszałam
tylko jego śmiech. Stał na brzegu i wpatrywał się we mnie łapiąc
się za brzuch ze śmiechu.
-Gdybyś
tylko widziała swoją minę. - powiedział gdy już stałam po
łydki w wodzie.
-Zamorduje
cie po prostu. - warknęłam
Wyszłam
z jeziorka i stanęłam naprzeciwko chłopaka, który z radością w
oczach się na mnie wpatrywał. Co prawda zrobiło mi się nawet
dobrze, bo po wyjściu z wody od razu uderzyły silne promienie
słońca. Nie wiele myśląc cała mokra przytuliłam się do
Olivera.
-Zebrało
ci się na czułości? - powiedział odwzajemniając uścisk.
-Tsaa.
- powiedziałam nadal obrażona. -Oj nie denerwuj się, przecież jest gorąco. Nic ci nie będzie.
-Ale to niesprawiedliwe! - krzyknęłam odsuwając się od niego. - Gdybym miała więcej siły to tez bym cie tam wepchała.
-Nie musisz. - rzekł wskakując do wody.
Wariat.
Ma 27 lat a zachowuje się jak dziecko. Ale mi ten układ pasował.
Zrzuciłam trampki i skoczyłam zaraz za nim. Zaczęliśmy się
bawić jak jakieś dziesięciolatki. Chlapaliśmy się wodą,
podtapialiśmy się. Nie wiem ile czasu minęło, ale się
zmęczyłam. Wyszłam z wody i usiadłam na jakiejś skałce.
Chłopak poszedł w moje ślady. Ciekła z nas woda lecz biła od
nas radość. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Zrobiło się chłodniej. Położyłam się na nagrzanym kamieniu i
wpatrywałam się w niebo.
-Pojutrze
jedziesz. - powiedziałam
-Taak.
Będę dzwonić. Ty też jak coś to się odzywaj. Nawet w nocy. -
dodał -Jasne. Oliver, nie wiem jak ty to sobie wyobrażasz, ale musimy jeszcze wrócić do Sheffield.
-Może zadzwonię po Matt'a? - spytał. - Podjechałby samochodem pod główną drogę w lesie i tylko tam byśmy musieli dojść.
-To dzwoń, dzwoń, bo jakoś mi się nie widzi iść z buta pod mój dom. - uśmiechnęłam się.
Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni. Właśnie. Jak dobrze, że mam wodoodporny smartphone.
-No cześć stary – powiedział do telefonu – Słuchaj mam sprawę, podjedziesz pod główną drogę w tym lesie co w dzieciństwie chodziliśmy z rodzicami na te pikniki? … jesteś wielki, dzięki... och, nic... Z przyjaciółką... weź spierdalaj... to za ile będziesz?... no, poczekamy... debil... no na razie.
-Przyjedzie? - spytałam
-Tak, tak będzie za 40 minut. To chodź – dodał podnosząc się z kamienia i wyciągając do mnie rękę.
Wstaliśmy
i skierowaliśmy się z powrotem do głównej drogi. Byłam cała
mokra i robiło się coraz chłodniej. Mam nadzieję, że nie
zachoruję.
-Nie
chcę żebyś jechał. - mruknęłam przytulając się do Olivera
-Przecież
za dwa tygodnie będę z powrotem. -No wiem, wiem. Ale i tak nie chcę.
-Jak dziecko.. - mruknął
-Ej, ej! To nie ja mam 27 lat i nie ja wskakuję do jakiegoś jeziora w lesie!
-No i co z tego? Fajnie było. - zaśmiał się.
-Tylko teraz jestem cała mokra.
-Nie no już trochę wyschłaś. Nie cieknie z ciebie woda. Dobrze jest.
Wreszcie
doszliśmy do głównej drogi, gdzie już stał srebrny samochód, a
przy nim Matt Nicholls. Ten chłopak miał w sobie coś takiego, że
od razu się uśmiechnęłam. Swoją drogą to był całkiem no...
Fajny.
-Witam,
witam. - powiedział Matt patrząc się na nas z dziwnym wyrazem
twarzy. - Może mnie poznasz ze swoją przyjaciółką, co? - dodał
po chwili niezręcznej ciszy.
Podaliśmy
sobie dłonie. Matt miał boski uśmiech.
-Możemy
wreszcie jechać? - warknął zniecierpliwiony Oliver.
-Nie
dość, że tu przyjeżdżam to jeszcze się spinasz. Naprawdę nie
ogarniam czemu się z nim trzymamy. - powiedział puszczając mi
oczko.
Wsiedliśmy
do samochodu. Oliver usiadł ze mną z tyłu.
-To
co wy robiliście w tym lesie? - spytał chłopak patrząc na nas w
lusterku.
-Zbieraliśmy
jagody, kurwa. Matt nie zadawaj głupich pytań. Logiczne, że
byliśmy na spacerze. - powiedział Oliver. -No tak, w sumie ze spacerów zazwyczaj wraca się całym mokrym. - zaśmiał się Matt.
Zarumieniłam
się. Dopiero teraz do mnie doszło, że ta cała sytuacja wygląda
co najmniej dziwnie. Mimo to cieszę się, że Oliver pokazał mi to
miejsce. Zresztą dobrze się bawiliśmy. Trzeba się jakoś
pożegnać. Będę za nim tęsknić. Ale to przecież tylko dwa
tygodnie. Wytrzymam. Mam Effy. Uśmiechnęłam się do chłopaków,
którzy właśnie relacjonowali jakiś mecz. Niezorientowana jestem
w tych sprawach. W międzyczasie się wtrąciłam, bo Matt nie
wiedział przecież, gdzie mieszkam. Odwiózł mnie pod wskazane
miejsce. Wyszłam z samochodu, a razem ze mną Oliver rzucając
jeszcze krótkie „zaraz wrócę”. Matt siedział w samochodzie,
a my stanęliśmy pod moimi drzwiami. Pożegnania. Boże jak ja tego
nie cierpię. Spojrzałam na chłopaka. Po chwili już się do
siebie przytulaliśmy.
-Pamiętaj,
że masz dzwonić. Kiedy tylko zechcesz. No chyba, że będę mieć
koncert.
-Nie
zedrzyj sobie tam gardła. - zaśmiałam się.
-O
mnie się nie martw. Jak wrócę do Sheffield od razu się spotkamy.
Przytuliłam
go mocno. Trwaliśmy w tym uścisku kilka minut po czym delikatnie
się od siebie odsunęliśmy.
-To
pa. - powiedziałam.
-Pa.
- odpowiedział Oliver całując mnie po przyjacielsku w czoło. Chłopak skierował się do samochodu. Odwrócił się jeszcze i pomachał mi ręką. Uśmiechnęłam się i odmachałam wchodząc do domu.
Nie wiem jak mi się udało, ale namówiłam rodziców na jedną godzinkę na komputer. Problem w tym, że nie wiem czy uda mi się coś napisać do momentu mojego wyjazdu na wakacje. Może spróbuję pisać z komórki. Zobaczę jeszcze. Swoją drogą wakacje mam od 17 lipca do 22. Przez ten czas nie będę mieć internetu. -.- Mam nadzieję, że uda mi się wykombinować, że napiszę coś jeszcze do 17.
Całuję, Ironova. :**
Wreszcie doczekałam się tego pięknego rozdziału *.* Kiedy czytałam jak Oliver wrzucił ją do wody i się zaczęli bawić to aż się sama do monitoru uśmiechałam :) Szkoda, że nie będziesz pisać od 17 do 22 lipca :C Swoją drogą to powiem Ci, że mnie zainspirowałaś i sama zaczęłam pisać :) Trzymam kciuki, że w najbliższym czasie dodasz więcej rozdziałów :d
OdpowiedzUsuńKolejny zajebisty rozdział :3 Jak ty to robisz? :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a i udanego wyjazdu Ci życzę ;)
Morda mi się śmiała, zwłaszcza kiedy "zbierali jagody" :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam to.