Kierowałam
się powoli w stronę szkoły. Było bardzo ciepło. W końcu zawitał
już maj. W szkole zaczęły się już poprawki, ja jednak mimo tego,
że byłam w dołku miałam bardzo dobre oceny. Z żadnego przedmiotu
nie musiałam się poprawiać. Dzisiaj chciałam tylko przyjść
oddać projekt. Jutro już zostaję w domu, mama wyjechała do
Liverpoolu. Miała jakąś ważną sprawę. Broniła mężczyznę
oskarżonego o zabójstwo żony. Ciężka sprawa. Od ostatniej kłótni
praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywałyśmy. Co do mojej
przyszłości mama namawia mnie na Uniwersytet w naszym mieście.
Jest to bardzo dobra szkoła, ale wiem, że ona chce mnie mieć po
prostu na oku. Z drugiej strony byłoby mi łatwiej. Co do kierunku
to praktycznie jestem pewna, że wybiorę prawo. Chyba, że mi coś
odbije. Jednak wątpię. Po prawie będę mieć pewną pracę. Mama
się o to postara... Co prawda najchętniej wyjechałabym, gdzieś na
drugi koniec Anglii, z dala od matki. Chciałabym się usamodzielnić,
ale z nią to jest niemożliwe. Doszłam do szkoły. Effy dzisiaj
miało nie być, zachorowała. Weszłam do budynku kierując się pod
pokój nauczycielski. Przyszłam tylko oddać ten przeklęty projekt
i tyle. Zapukałam do drzwi i oddałam pendrive'a nauczycielowi od
historii. Po drodze porozmawiałam jeszcze ze znajomym i zaczęłam
drogę powrotną do domu. Mama wróci najprawdopodobniej za 5 dni.
Trochę poleniuchuję. Naprawdę nie chce mi się gdziekolwiek
wychodzić. Gdy doszłam do domu od razu wpakowałam się do pokoju i
zasłoniłam rolety. Włączyłam laptopa i odpaliłam jakiś film.
Położyłam się zaczęłam oglądać. Zapamiętałam tylko tyle, że
był koszmarnie nudny. Obudziła mnie solówka Randy'ego Rhoads'a.
Spojrzałam zaspanym wzrokiem na ekran telefony: Oliver.
-Halo?
- spytałam ziewając
-To
jak, idziemy pooglądać moje obrazy? - spytał rozbawionym głosem.
-Teraz? -No mi pasuje.
-Oliver, ale ja dzisiaj muszę jeszcze posprzątać. - skłamałam szybko
-Jasne, jasne, przecież słyszę, że dopiero wstałaś. Będę za godzinkę.
Rozłączył
się. Mój boże, zabiję go jak tylko go zobaczę. Nakrzyczałam
coś jeszcze do poduszki i powlekłam się do łazienki. Rozczesałam
włosy i ułożyłam z nich luźnego koczka na czubku głowy.
Przemyłam twarz zimną wodą i od razu poczułam się lepiej.
Wróciłam do pokoju i rozejrzałam się za moim skórzanym
plecakiem. Znów, gdzieś się zawieruszył. Przejrzałam całą
szafę i go nie było.
-Ja
pierdolę. - mruknęłam
No
trudno, wezmę torbę. Wpakowałam do niej potrzebne rzeczy i
przebrałam się w poszarpany, luźny, bordowy sweter i krótkie
szorty z wysokim stanem. Do tego cienkie czarne rajstopy, bo wiał
lekki wiatr. Zeszłam na dół i na nogi wcisnęłam moje piękne,
nowe martensy. Buty były białe i jakby „wytatuowane”. Znaczy
miały wzór kolorowego tatuażu, jakiś statek, różyczka, czaszka,
diamencik. No po prostu zakochałam się w nich. A biorąc pod uwagę,
że ja nie mam w zwyczaju darzyć miłością butów to od razu je
kupiłam. Usiadłam na sofie podciągając kolana pod brodę i
włączyłam jakiś program o gotowaniu. Wpatrywałam się jak
kucharz obsmaża krewetki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam
i wyłączyłam telewizor kierując się w stronę przedpokoju.
Otworzyłam frontowe drzwi i moim oczom ukazał się Oliver. Wiem, że
miałam go zabić, ale jakoś nie potrafiłam. Uśmiechnęłam się
tylko i wyszłam z domu, zamykając drzwi.
-Jesteś
sama? - spytał
-Tak,
mama ma sprawę w Liverpoolu. Chyba wróci za tydzień, ale kto ją
tam wie. Nie jedziemy samochodem? - dodałam nie widząc auta
Olivera przed domem.
-Sama
powiedziałaś, że nie lubisz jazdy samochodem. Idziemy na pieszo.
- uśmiechnął się
Szliśmy
w ciszy, mijaliśmy kolejne miejsca. Powoli zaczynały boleć mnie
nogi tym bardziej, że nowe martensy nie były jeszcze rozbite i
obcierały.
-Długo
jeszcze? - spytałam
-Nie.
Jeszcze kawałek. -Nogi mnie bolą. - mruknęłam
-Już? - zaśmiał się.
-Tak już. Idziemy jakąś godzinę więc się nie dziw.
-Fajne masz buty. - powiedział ignorując moją uwagę.
-Dzięki. Nie mogę mieć tatuażu to chociaż tak się wydziergałam.
-Czemu
nie możesz?
-Mama
mi nie pozwala. Zresztą chyba nawet sama bym nie chciała.
-Tatuaże
są cudowne. - mruknął
-Naprawdę?
Wcale po tobie nie widać, że je lubisz. - zaśmiałam się. -Cicho, zaraz będziemy.
Krajobraz
wokół diametralnie się zmienił. Teraz byliśmy w małym lasku.
Dlatego kochałam Sheffield. Wystarczy przejść się kawałek i
zamiast być w zaludnionym mieście znajdujesz się w pięknym
lesie. Cieszę się, że to tu mieszkam. Po chwili drogi moim oczom
ukazał się nowoczesny, biały dom. Szczerze mówiąc kompletnie
nie przypadł mi do gustu. Wolę jak dom jest taki „z duszą”.
Nie wiem jak to opisać.
-No,
jesteśmy. - Oliver uśmiechnął się i otworzył drzwi.
Weszłam
do środka i od razu przy mnie znalazł się mały Oskar. Pogłaskałam
psa i skierowałam się za Oliverem w głąb domu. Weszliśmy
schodami na górę. Oliver otworzył ostatnie drzwi ukazując małe
pomieszczenie. Było cudowne. Drewniane ściany były po części
umazane farbą, tak jak i podłoga. Po kątach stało mnóstwo
zapełnionych płócien i kilka samotnych sztalug. Naprzeciwko drzwi
stało duże, drewniane biurko pełne pogniecionych kartek, teczek,
tubek po farbach, pędzli. Panował tu ogromny chaos i bałagan, ale
mimo to ten pokój spodobał mi się o wiele bardziej od całego
domu.
-Taką
pracownię to ja rozumiem. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. -
Czemu nie pokazujesz tych obrazów? Są genialne – dodałam
oglądając płótna.
-Po
co? - spytał Oliver opierając się o ścianę.
-Dla
satysfakcji, że to co robisz komuś się podoba. Proste. -
powiedziałam -A ty czemu nie pokazujesz swoich rysunków? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To nie to samo. Ty jesteś sławny, gdybyś pokazał obrazy na pewno ktoś by się tym zainteresował.
-I
właśnie dlatego ich nie pokażę. Jestem sławny i jak ludzie je
zobaczą będą patrzeć na nie przez pryzmat mojej osoby.
Rozumiałam
go. Kiwnęłam głową i usiadłam na podłodze biorąc do ręki
kilka płócien. Na pierwszym był przedstawiony las. Jak ja bym
chciała tak malować jak Oliver. Miał ogromny talent. Wpatrywałam
się w obraz jak zaczarowana. Przejrzałam resztę, były
niewyobrażalnie piękne. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam
na Olivera: stał przy staludze i chyba malował. W sumie też bym
się znudziła, jakbym miała patrzeć na osobę, która siedzi i
przegląda twoje obrazy dobrą godzinę. Podeszłam do niego i
obejrzałam płótno.
-Zwariowałeś?
- zapytałam podnosząc głos.
-Oj
cicho, będziesz mieć pamiątkę. - mruknął nie odrywając wzroku
od płótna.
-Oliver
malował mnie, siedzącą na podłodze z obrazem w ręku. Myślałam,
że się załamię. Przecież ja nie potrafię pozować co
kategorycznie widać na tym czymś przed moimi oczami.
-Błagam
spal to – mruknęłam chowając twarz w dłoniach – jestem za
brzydka na obrazy
-Nie
jesteś brzydka. - powiedział. - Jak wyjdzie nie ładnie to będzie
tylko i wyłącznie moja wina.
-Jasne.
Jak już pójdę na to cholerne prawo i cudem skończę naukę to
cie pozwę. Nie pozwalałam ci wykorzystać mojej osoby.
-Idziesz
na prawo? - wyraźnie się zainteresował -Chyba tak. - mruknęłam niezadowolona
-A chcesz? - spytał
-Sama nie wiem. Z jednej strony tak. Wiesz, będę mieć załatwioną pracę. Ale z drugiej to chciałabym robić coś innego. Nie mam czasu na zgadywanie co by to miało być, więc nie pozostaje mi nic innego jak prawo.
-Nie myślałaś nad wiązaniem przyszłości ze sztuką? - zapytała nakładając farbę na pędzel
Zaśmiałam
się.
-Nie
dałabym sobie rady.
-Zastanów
się jeszcze bo naprawdę masz talent.
-Spojrzałam
na sztalugę, Oliver prawie kończył. Zostały mu tylko detale
związane z pomieszczeniem.
-Widzisz
jaka jesteś śliczna? - spytał podnosząc obraz
-Specjalnie
mnie „poprawiłeś” - powiedziałam -Czemu ty się tak upierasz? Naprawdę nie widzisz, że jesteś piękna? - westchnął patrząc mi prosto w oczy.
Teraz zdałam sobie sprawę, że Oliver z charakteru jest podobny do mojego ojca. Tata też zawsze mi mówił, że jestem piękna i to w taki sam sposób. Naprawdę był do niego podobny. Może dlatego tak dobrze mi się z nim rozmawiało? Może to dlatego czułam się przy nim bezpiecznie i po prostu dobrze?
Zignorowałam
jego pytanie i odwróciłam się zabierając z podłogi moją torbę.
-Idziemy?
- spytałam unikając jego wzroku.
-Tak.
- mruknął przepuszczając mnie w drzwiach.
Oliver
zostawił obraz do wyschnięcia na sztaludze w pracowni. Spojrzałam
na zegarek w telefonie: była 16:32
-Oglądamy
jakiś film? - spytał znienacka
-W
sumie, możemy. Tylko jaki?-No nie wiem, wybieraj. - powiedział wskazując na stojak z płytami DVD przy telewizorze.
Usiadłam
na podłodze i zaczęłam przeglądać filmy. Po chwili podbiegł do
mnie Oskar i zaczął prosić się o pieszczoty. Ten pies był
niemożliwy. Zaczęłam się z nim bawić.
-Miałaś
filmy przeglądać, a nie bawić się z psem. - zaśmiał się
Oliver siadając na kanapie. - Dobra rezygnuję z filmu. - dodał
po chwili
-Oskar
jest cudowny. - śmiałam się bo pies zaczął lizać mnie po
dłoniach.
Wstałam
z podłogi i rozejrzałam się za Oliverem. Chyba wyszedł.
-Gdzie
tu jest łazienka? - krzyknęłam
-Drzwi
za tobą – odpowiedział wchodząc do salonu.
Skierowałam
się we wskazane przez niego miejsce i umyłam ręce. Spojrzałam w
lustro nad umywalką. Byłam okropna i totalnie brzydka. Nie
podobałam się sobie. Sama pani psycholog to stwierdziła, ale
wtedy jakoś miałam gdzieś jej uwagi. Patrzyłam się z
nienawiścią w moje odbicie w lustrze. W pewnym momencie po
policzku spłynęła jedna, samotna łza. Szybko się ogarnęłam i
wróciłam do salonu, gdzie Oliver paradował właśnie bez koszulki
pokazując kolejną część wytatuowanego ciała.
-Widziałaś,
gdzieś mój czarny, zwykły sweter? - spytał
-Nie.
- mruknęłam trochę zawstydzona.
-No
do jasnej cholery jestem pewny, że gdzieś go tutaj położyłem. -
powiedział wściekły.
-Nagle
usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Oliver,
chyba ktoś przyszedł w odwiedziny. - powiedziałam nieśmiało bo
chłopak właśnie miotał się po salonie w poszukiwaniu
„zaginionego swetra”. Spojrzał na mnie i wyszedł kierując się
chyba do przedpokoju. Rozejrzałam się po salonie i zaśmiałam się
na widok czarnego swetra na komodzie.
Poszłam
w tym samym kierunku co chłopak i dostrzegłam go na końcu
korytarza przy otwartych drzwiach.
-Oliver!
- krzyknęłam – Mam twój sweter. Był na komodzie bałaganiarzu.
Podeszłam
do niego i podałam mu ubranie. Spojrzałam na drzwi i moim oczom
ukazała się piękna, brązowowłosa dziewczyna. Była cudowna, jak
jakaś modelka czy aktorka. No ideał po prostu.
-Widzę,
że znalazłeś sobie już nową pannę? - warknęła do Olivera
-Amanda,
to nie jest do jasnej cholery twoja sprawa i czy nie dociera do
ciebie, że nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać. - rzekł
chłopak. Teraz to był dopiero wkurzony.
-Myślałam,
że stać cie na jakąś ładniejszą, ale jak widać się myliłam.
- powiedziała z wrednym uśmiechem na ustach. - Dziwka – dodała
patrząc prosto na mnie.
-Wyjdź.
- warknął Oliver, a gdy dziewczyna odwróciła się na pięcie
zatrzasnął mocno drzwiami.
Do
oczu napłynęły mi łzy. Już drugi raz tego dnia. Ta Amanda miała
rację. Jestem brzydka. A ona? Była naprawdę piękna. W porównaniu
do niej byłam starą, pomarszczoną babą bez gustu. Oliver widząc
moje łzy mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłe
ramiona i zaczęłam gorzko płakać prosto na jego „zaginiony”
sweter.
-Nie
wierz, żadnemu jej słowu. - szepnął mi do ucha. - Jest zwykłą
kłamliwą idiotką. - dodał krzepiąco.
Nic
nie odpowiedziałam. Powoli przestawałam płakać. Oliver, chyba
poczuł, że się uspokoiłam bo delikatnie się ode mnie odsunął.
-Przeze
mnie masz cały mokry sweter. - powiedziałam śmiejąc się przez
łzy.
-To
nic. - uśmiechnął się do mnie i otarł kciukiem łzy spływające
po policzku. - No już nie płacz. Dla mnie jesteś śliczna. A
chyba moje zdanie liczy się bardziej od zdania tej debilki? -Jasne, że tak – powiedziałam bez przekonania.
Razem
skierowaliśmy się z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie
obejmując rękami kolana. Już nie płakałam.
-Oliver
zawieziesz mnie do domu? - spytałam po chwili
-Jesteś
pewna, że chcesz siedzieć teraz sama?
-Położę
się spać.
-To
chodź. - powiedział łapiąc mnie za rękę i kierując w stronę
wyjścia.
Na
dworze było już ciemno. Weszliśmy do auta i pojechaliśmy w
stronę mojego domu. Jak zwykle jechaliśmy w ciszy. Dojechaliśmy
pod mój dom. Oliver spojrzał na mnie.
-Przepraszam
cie za nią. - powiedział ze skruchą.
-Nie
masz za co przepraszać.
-Jakby
coś się działo, dzwoń. Zawsze możesz do mnie zadzwonić. -
dodał jeszcze
-Dziękuję
ci. - przytuliłam się do nie go i wyszłam z auta.
Otworzyłam
drzwi i weszłam do środka. Frida do mnie podbiegła, uśmiechnęłam
się do niej smutno i poszłam do pokoju. Minęłam lustro, ale nie
chciałam widzieć swojego odbicia. Brzydzi mnie.
Jak to czytasz to skomentuj. Tyle w temacie, dziękuję. Przepraszam, ale dzisiaj nie mam po prostu humoru. Chyba wstałam lewą nogą.
Ironova
Ironova
świetny jest :**
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwię na ciąg dalszy :D
Boże, dziewczyno, Ty masz ogromny talent :) Codziennie śledzę Twoje wpisy. Nawet nie wiesz jak mnie smuci to, kiedy wejdę a tam nic nowego nie ma. Z niecierpliwością czekam na dalszą część :)) Chciałabym umieć tak pięknie pisać jak Ty.
OdpowiedzUsuńTeraz niestety nie pojawi, się rozdział bo mi rodzice komputer zabrali. -.- to piszę z komórki, ale rozdziału nie dałabym rady. Naprawdę dziękuję za te słowa. :*
Usuńświetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWspaniały! Talent, talent, talent! Aż ciężko się oderwać ;) Widać, że Oliver z Sharon świetnie się dogadują :D
OdpowiedzUsuńWracam z kolejnym komentarzem i kolejnym uśmiechem na twarzy! świetne, genialne, wspaniałe :-)
OdpowiedzUsuńSpadam dalej
Biorę się za dalsze czytanie. Masz talent. :3
OdpowiedzUsuń