poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 6.

  Kierowałam się powoli w stronę szkoły. Było bardzo ciepło. W końcu zawitał już maj. W szkole zaczęły się już poprawki, ja jednak mimo tego, że byłam w dołku miałam bardzo dobre oceny. Z żadnego przedmiotu nie musiałam się poprawiać. Dzisiaj chciałam tylko przyjść oddać projekt. Jutro już zostaję w domu, mama wyjechała do Liverpoolu. Miała jakąś ważną sprawę. Broniła mężczyznę oskarżonego o zabójstwo żony. Ciężka sprawa. Od ostatniej kłótni praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywałyśmy. Co do mojej przyszłości mama namawia mnie na Uniwersytet w naszym mieście. Jest to bardzo dobra szkoła, ale wiem, że ona chce mnie mieć po prostu na oku. Z drugiej strony byłoby mi łatwiej. Co do kierunku to praktycznie jestem pewna, że wybiorę prawo. Chyba, że mi coś odbije. Jednak wątpię. Po prawie będę mieć pewną pracę. Mama się o to postara... Co prawda najchętniej wyjechałabym, gdzieś na drugi koniec Anglii, z dala od matki. Chciałabym się usamodzielnić, ale z nią to jest niemożliwe. Doszłam do szkoły. Effy dzisiaj miało nie być, zachorowała. Weszłam do budynku kierując się pod pokój nauczycielski. Przyszłam tylko oddać ten przeklęty projekt i tyle. Zapukałam do drzwi i oddałam pendrive'a nauczycielowi od historii. Po drodze porozmawiałam jeszcze ze znajomym i zaczęłam drogę powrotną do domu. Mama wróci najprawdopodobniej za 5 dni. Trochę poleniuchuję. Naprawdę nie chce mi się gdziekolwiek wychodzić. Gdy doszłam do domu od razu wpakowałam się do pokoju i zasłoniłam rolety. Włączyłam laptopa i odpaliłam jakiś film. Położyłam się zaczęłam oglądać. Zapamiętałam tylko tyle, że był koszmarnie nudny. Obudziła mnie solówka Randy'ego Rhoads'a. Spojrzałam zaspanym wzrokiem na ekran telefony: Oliver.
-Halo? - spytałam ziewając
-To jak, idziemy pooglądać moje obrazy? - spytał rozbawionym głosem.
-Teraz? 
-No mi pasuje.
-Oliver, ale ja dzisiaj muszę jeszcze posprzątać. - skłamałam szybko 
-Jasne, jasne, przecież słyszę, że dopiero wstałaś. Będę za godzinkę. 
Rozłączył się. Mój boże, zabiję go jak tylko go zobaczę. Nakrzyczałam coś jeszcze do poduszki i powlekłam się do łazienki. Rozczesałam włosy i ułożyłam z nich luźnego koczka na czubku głowy. Przemyłam twarz zimną wodą i od razu poczułam się lepiej. Wróciłam do pokoju i rozejrzałam się za moim skórzanym plecakiem. Znów, gdzieś się zawieruszył. Przejrzałam całą szafę i go nie było.
-Ja pierdolę. - mruknęłam
No trudno, wezmę torbę. Wpakowałam do niej potrzebne rzeczy i przebrałam się w poszarpany, luźny, bordowy sweter i krótkie szorty z wysokim stanem. Do tego cienkie czarne rajstopy, bo wiał lekki wiatr. Zeszłam na dół i na nogi wcisnęłam moje piękne, nowe martensy. Buty były białe i jakby „wytatuowane”. Znaczy miały wzór kolorowego tatuażu, jakiś statek, różyczka, czaszka, diamencik. No po prostu zakochałam się w nich. A biorąc pod uwagę, że ja nie mam w zwyczaju darzyć miłością butów to od razu je kupiłam. Usiadłam na sofie podciągając kolana pod brodę i włączyłam jakiś program o gotowaniu. Wpatrywałam się jak kucharz obsmaża krewetki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i wyłączyłam telewizor kierując się w stronę przedpokoju. Otworzyłam frontowe drzwi i moim oczom ukazał się Oliver. Wiem, że miałam go zabić, ale jakoś nie potrafiłam. Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z domu, zamykając drzwi.
-Jesteś sama? - spytał
-Tak, mama ma sprawę w Liverpoolu. Chyba wróci za tydzień, ale kto ją tam wie. Nie jedziemy samochodem? - dodałam nie widząc auta Olivera przed domem.
-Sama powiedziałaś, że nie lubisz jazdy samochodem. Idziemy na pieszo. - uśmiechnął się 
Szliśmy w ciszy, mijaliśmy kolejne miejsca. Powoli zaczynały boleć mnie nogi tym bardziej, że nowe martensy nie były jeszcze rozbite i obcierały.
-Długo jeszcze? - spytałam
-Nie. Jeszcze kawałek. 
-Nogi mnie bolą. - mruknęłam
 -Już? - zaśmiał się.
-Tak już. Idziemy jakąś godzinę więc się nie dziw. 
-Fajne masz buty. - powiedział ignorując moją uwagę.
-Dzięki. Nie mogę mieć tatuażu to chociaż tak się wydziergałam.
-Czemu nie możesz?
-Mama mi nie pozwala. Zresztą chyba nawet sama bym nie chciała.
-Tatuaże są cudowne. - mruknął
-Naprawdę? Wcale po tobie nie widać, że je lubisz. - zaśmiałam się. 
-Cicho, zaraz będziemy. 
Krajobraz wokół diametralnie się zmienił. Teraz byliśmy w małym lasku. Dlatego kochałam Sheffield. Wystarczy przejść się kawałek i zamiast być w zaludnionym mieście znajdujesz się w pięknym lesie. Cieszę się, że to tu mieszkam. Po chwili drogi moim oczom ukazał się nowoczesny, biały dom. Szczerze mówiąc kompletnie nie przypadł mi do gustu. Wolę jak dom jest taki „z duszą”. Nie wiem jak to opisać.
-No, jesteśmy. - Oliver uśmiechnął się i otworzył drzwi.
Weszłam do środka i od razu przy mnie znalazł się mały Oskar. Pogłaskałam psa i skierowałam się za Oliverem w głąb domu. Weszliśmy schodami na górę. Oliver otworzył ostatnie drzwi ukazując małe pomieszczenie. Było cudowne. Drewniane ściany były po części umazane farbą, tak jak i podłoga. Po kątach stało mnóstwo zapełnionych płócien i kilka samotnych sztalug. Naprzeciwko drzwi stało duże, drewniane biurko pełne pogniecionych kartek, teczek, tubek po farbach, pędzli. Panował tu ogromny chaos i bałagan, ale mimo to ten pokój spodobał mi się o wiele bardziej od całego domu.
-Taką pracownię to ja rozumiem. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. - Czemu nie pokazujesz tych obrazów? Są genialne – dodałam oglądając płótna.
-Po co? - spytał Oliver opierając się o ścianę.
-Dla satysfakcji, że to co robisz komuś się podoba. Proste. - powiedziałam 
-A ty czemu nie pokazujesz swoich rysunków? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To nie to samo. Ty jesteś sławny, gdybyś pokazał obrazy na pewno ktoś by się tym zainteresował.
-I właśnie dlatego ich nie pokażę. Jestem sławny i jak ludzie je zobaczą będą patrzeć na nie przez pryzmat mojej osoby.
Rozumiałam go. Kiwnęłam głową i usiadłam na podłodze biorąc do ręki kilka płócien. Na pierwszym był przedstawiony las. Jak ja bym chciała tak malować jak Oliver. Miał ogromny talent. Wpatrywałam się w obraz jak zaczarowana. Przejrzałam resztę, były niewyobrażalnie piękne. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na Olivera: stał przy staludze i chyba malował. W sumie też bym się znudziła, jakbym miała patrzeć na osobę, która siedzi i przegląda twoje obrazy dobrą godzinę. Podeszłam do niego i obejrzałam płótno.
-Zwariowałeś? - zapytałam podnosząc głos.
-Oj cicho, będziesz mieć pamiątkę. - mruknął nie odrywając wzroku od płótna. 
-Oliver malował mnie, siedzącą na podłodze z obrazem w ręku. Myślałam, że się załamię. Przecież ja nie potrafię pozować co kategorycznie widać na tym czymś przed moimi oczami.
-Błagam spal to – mruknęłam chowając twarz w dłoniach – jestem za brzydka na obrazy
-Nie jesteś brzydka. - powiedział. - Jak wyjdzie nie ładnie to będzie tylko i wyłącznie moja wina.
-Jasne. Jak już pójdę na to cholerne prawo i cudem skończę naukę to cie pozwę. Nie pozwalałam ci wykorzystać mojej osoby.
-Idziesz na prawo? - wyraźnie się zainteresował 
-Chyba tak. - mruknęłam niezadowolona
-A chcesz? - spytał 
-Sama nie wiem. Z jednej strony tak. Wiesz, będę mieć załatwioną pracę. Ale z drugiej to chciałabym robić coś innego. Nie mam czasu na zgadywanie co by to miało być, więc nie pozostaje mi nic innego jak prawo.
-Nie myślałaś nad wiązaniem przyszłości ze sztuką? - zapytała nakładając farbę na pędzel
Zaśmiałam się.
-Nie dałabym sobie rady.
-Zastanów się jeszcze bo naprawdę masz talent. 
-Spojrzałam na sztalugę, Oliver prawie kończył. Zostały mu tylko detale związane z pomieszczeniem.
-Widzisz jaka jesteś śliczna? - spytał podnosząc obraz
-Specjalnie mnie „poprawiłeś” - powiedziałam 
-Czemu ty się tak upierasz? Naprawdę nie widzisz, że jesteś piękna? - westchnął patrząc mi prosto w oczy. 
Teraz zdałam sobie sprawę, że Oliver z charakteru jest podobny do mojego ojca. Tata też zawsze mi mówił, że jestem piękna i to w taki sam sposób. Naprawdę był do niego podobny. Może dlatego tak dobrze mi się z nim rozmawiało? Może to dlatego czułam się przy nim bezpiecznie i po prostu dobrze?
Zignorowałam jego pytanie i odwróciłam się zabierając z podłogi moją torbę.
-Idziemy? - spytałam unikając jego wzroku.
-Tak. - mruknął przepuszczając mnie w drzwiach. 
Oliver zostawił obraz do wyschnięcia na sztaludze w pracowni. Spojrzałam na zegarek w telefonie: była 16:32
-Oglądamy jakiś film? - spytał  znienacka
-W sumie, możemy. Tylko jaki?
-No nie wiem, wybieraj. - powiedział wskazując na stojak z płytami DVD przy telewizorze. 
Usiadłam na podłodze i zaczęłam przeglądać filmy. Po chwili podbiegł do mnie Oskar i zaczął prosić się o pieszczoty. Ten pies był niemożliwy. Zaczęłam się z nim bawić.
-Miałaś filmy przeglądać, a nie bawić się z psem. - zaśmiał się Oliver siadając na kanapie. - Dobra rezygnuję z filmu. - dodał po chwili
-Oskar jest cudowny. - śmiałam się bo pies zaczął lizać mnie po dłoniach.
Wstałam z podłogi i rozejrzałam się za Oliverem. Chyba wyszedł.
-Gdzie tu jest łazienka? - krzyknęłam
-Drzwi za tobą – odpowiedział wchodząc do salonu. 
Skierowałam się we wskazane przez niego miejsce i umyłam ręce. Spojrzałam w lustro nad umywalką. Byłam okropna i totalnie brzydka. Nie podobałam się sobie. Sama pani psycholog to stwierdziła, ale wtedy jakoś miałam gdzieś jej uwagi. Patrzyłam się z nienawiścią w moje odbicie w lustrze. W pewnym momencie po policzku spłynęła jedna, samotna łza. Szybko się ogarnęłam i wróciłam do salonu, gdzie Oliver paradował właśnie bez koszulki pokazując kolejną część wytatuowanego ciała.
-Widziałaś, gdzieś mój czarny, zwykły sweter? - spytał
-Nie. - mruknęłam trochę zawstydzona.
-No do jasnej cholery jestem pewny, że gdzieś go tutaj położyłem. - powiedział wściekły. 
-Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Oliver, chyba ktoś przyszedł w odwiedziny. - powiedziałam nieśmiało bo chłopak właśnie miotał się po salonie w poszukiwaniu „zaginionego swetra”. Spojrzał na mnie i wyszedł kierując się chyba do przedpokoju. Rozejrzałam się po salonie i zaśmiałam się na widok czarnego swetra na komodzie.
Poszłam w tym samym kierunku co chłopak i dostrzegłam go na końcu korytarza przy otwartych drzwiach.
-Oliver! - krzyknęłam – Mam twój sweter. Był na komodzie bałaganiarzu. 
Podeszłam do niego i podałam mu ubranie. Spojrzałam na drzwi i moim oczom ukazała się piękna, brązowowłosa dziewczyna. Była cudowna, jak jakaś modelka czy aktorka. No ideał po prostu.
-Widzę, że znalazłeś sobie już nową pannę? - warknęła do Olivera
-Amanda, to nie jest do jasnej cholery twoja sprawa i czy nie dociera do ciebie, że nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać. - rzekł chłopak. Teraz to był dopiero wkurzony.
-Myślałam, że stać cie na jakąś ładniejszą, ale jak widać się myliłam. - powiedziała z wrednym uśmiechem na ustach. - Dziwka – dodała patrząc prosto na mnie.
-Wyjdź. - warknął Oliver, a gdy dziewczyna odwróciła się na pięcie zatrzasnął mocno drzwiami. 
Do oczu napłynęły mi łzy. Już drugi raz tego dnia. Ta Amanda miała rację. Jestem brzydka. A ona? Była naprawdę piękna. W porównaniu do niej byłam starą, pomarszczoną babą bez gustu. Oliver widząc moje łzy mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i zaczęłam gorzko płakać prosto na jego „zaginiony” sweter.
-Nie wierz, żadnemu jej słowu. - szepnął mi do ucha. - Jest zwykłą kłamliwą idiotką. - dodał krzepiąco. 
Nic nie odpowiedziałam. Powoli przestawałam płakać. Oliver, chyba poczuł, że się uspokoiłam bo delikatnie się ode mnie odsunął.
-Przeze mnie masz cały mokry sweter. - powiedziałam śmiejąc się przez łzy.
-To nic. - uśmiechnął się do mnie i otarł kciukiem łzy spływające po policzku. - No już nie płacz. Dla mnie jesteś śliczna. A chyba moje zdanie liczy się bardziej od zdania tej debilki? 
-Jasne, że tak – powiedziałam bez przekonania. 
Razem skierowaliśmy się z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie obejmując rękami kolana. Już nie płakałam.
-Oliver zawieziesz mnie do domu? - spytałam po chwili
-Jesteś pewna, że chcesz siedzieć teraz sama?
-Położę się spać.
-To chodź. - powiedział łapiąc mnie za rękę i kierując w stronę wyjścia. 
Na dworze było już ciemno. Weszliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Jak zwykle jechaliśmy w ciszy. Dojechaliśmy pod mój dom. Oliver spojrzał na mnie.
-Przepraszam cie za nią. - powiedział ze skruchą.
-Nie masz za co przepraszać.
-Jakby coś się działo, dzwoń. Zawsze możesz do mnie zadzwonić. - dodał jeszcze
-Dziękuję ci. - przytuliłam się do nie go i wyszłam z auta.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Frida do mnie podbiegła, uśmiechnęłam się do niej smutno i poszłam do pokoju. Minęłam lustro, ale nie chciałam widzieć swojego odbicia. Brzydzi mnie.

 Jak to czytasz to skomentuj. Tyle w temacie, dziękuję.  Przepraszam, ale dzisiaj nie mam po prostu humoru. Chyba wstałam lewą nogą.
                                                                                 Ironova
                                                                                        

  

7 komentarzy:

  1. świetny jest :**
    Czekam niecierpliwię na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, dziewczyno, Ty masz ogromny talent :) Codziennie śledzę Twoje wpisy. Nawet nie wiesz jak mnie smuci to, kiedy wejdę a tam nic nowego nie ma. Z niecierpliwością czekam na dalszą część :)) Chciałabym umieć tak pięknie pisać jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz niestety nie pojawi, się rozdział bo mi rodzice komputer zabrali. -.- to piszę z komórki, ale rozdziału nie dałabym rady. Naprawdę dziękuję za te słowa. :*

      Usuń
  3. Wspaniały! Talent, talent, talent! Aż ciężko się oderwać ;) Widać, że Oliver z Sharon świetnie się dogadują :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracam z kolejnym komentarzem i kolejnym uśmiechem na twarzy! świetne, genialne, wspaniałe :-)
    Spadam dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. Biorę się za dalsze czytanie. Masz talent. :3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

.