Obudził
mnie alarm w telefonie. No tak, szkoła. Mój boże, jak mi się
dzisiaj nie chciało wstawać. Mimo to zwlekłam się z łóżka i
skierowałam się w stronę mojej łazienki. Spojrzałam w lustro.
Nie wyglądałam tak tragicznie jak się czułam, ale to i tak nie
poprawiło mi humoru. Chyba wstałam lewą nogą. Szybko wskoczyłam
pod prysznic, który mnie orzeźwił. Stanęłam przed lustrem i
umyłam zęby. Dzień jak co dzień. Wróciłam do pokoju i omotałam
wzrokiem szafę. Kochamy te poranne dylematy. Masakra. W końcu
wyciągnęłam czarną sukienkę z tiulem i rajstopy tego samego
koloru. Powoli „posnułam” się do kuchni, gdzie czekała już
mama ze śniadaniem.
-Dzień
dobry – powiedziałam ziewając.
W
ciszy zjadłam ten nieszczęsny posiłek. Jak ja nienawidziłam
śniadań! Tak, wiem to dziwne, ale cóż poradzę? Wróciłam
jeszcze do pokoju po moją torbę z książkami i wyszłam z domu.
Spojrzałam na ekran telefonu: 1 nieodebrana wiadomość od: Oliver
O 15 czekam pod twoim
domem. Zabierz ze sobą szkicownik bo się przyda.
Kompletnie
zapomniałam, że mam mu pomóc. Nie no, totalnie nie miałam dzisiaj
weny. Wreszcie zobaczyłam moją ukochaną szkołę. Przed wejściem
czekała na mnie Effy.
-Cześć
– przywitała się radośnie. Jak zwykle
-Hej.
-Co
ty taka niewyspana? - zaświergotała radośnie widząc moja minę.
-Effy,
ratuj. Nic mi się nie chce. - powiedziałam desperacko. - Spać.
-To
co ty robiłaś w nocy? - poruszyła zabawnie brwiami – Jest coś
o czym nie wiem?
Trąciłam
ją lekko w ramię.
-Dla
twojej wiadomości to przespałam całą noc.
-Już
myślałam. - mruknęła zawiedziona
-Tak
na marginesie to przypadkiem spotkałam się wczoraj z Oliverem.
-Tym
z tego jakiegoś zespołu? - Effy nienawidziła takiej muzyki –
Ten co się tak drze?
-Tak,
właśnie z tym. Ej, on ma ładny głos.
-Bronisz
go! - stwierdziła śmiejąc się.
-Mam
mu dzisiaj pomóc zrobić jakiś projekt. W sensie z rysunku. -
dodałam
-Czyżby
randka? - Boże jaka ona jest natrętna! I tak ją uwielbiam.
-Nie
no coś ty, niedawno zerwał z dziewczyną.
-Czyli
jesteście już na etapie zwierzeń i pocieszania się nawzajem, co?
-Effy,
błagam cie to nie jest śmieszne. -Oj przepraszam, a wiesz, że Nathan zaczął do mnie pisać.
Spojrzałam
na nią znacząco. Effy tylko się zaśmiała. Nathan był uważany
za największego przystojniaka w szkole. Był w ostatniej klasie. W
sumie nie dziwię się, że kręci z Effy bo ona jest naprawdę
piękna. Razem skierowałyśmy się przed odpowiednią salę i
czekałyśmy na lekcje chemii.
Wreszcie
– pomyślałam, gdy zadzwonił ostatni dzwonek.
-Za
pół godziny muszę być gotowa. - mruknęłam niezadowolona do
Effy.
-Jak
chcesz to mogę cie zrobić na bóstwo. Jak najlepsze
przyjaciółeczki – dodała udając głos dwunastolatki
-Nie
dzięki. Mnie dzisiaj i tak nic nie uratuje.
-Przestań,
jesteś śliczna.
Jak
zawsze odprowadziłam ją po drodze do domu i skierowałam się w
stronę własnego. Jak doszłam była już 14:50. Przekręciła klucz
w zamku i weszłam do środka. Rozejrzałam się za Fridą, spała w
kącie.
-Też
tak chcę! - mruknęłam pod nosem, podchodząc do lodówki.
Zgłodniałam.
Miałam 10 minut, ale musiałam coś zjeść. Najwyżej Oliver
poczeka, mój żołądek jest ważniejszy. Zaczęłam przygotowywać
sałatkę owocową. Nagle usłyszałam klakson przed domem. Z nożem
w ręku i połówką pomarańczy wyszłam z domu. Przed nim stał
czarny, terenowy samochód, a w nim nie kto inny jak Oliver. Chłopak
otworzył szybę.
-Z
wszystkimi witasz się z nożem w ręku? - zaśmiał się.
-Cześć,
słuchaj bo ja zgłodniałam i jeszcze nie dokończyłam to wejdź.
Wyszedł
z auta i wszedł za mną do domu.
-Przepraszam
cie, ale serio jestem głodna. - uśmiechnęłam się uroczo,
wracając do krojenia owoców.
-Pomóc
ci? - spytał
-Jeszcze
się skaleczysz. - zaśmiałam się
-Nie
to nie. - wzruszył ramionami i patrzył jak siekam na kawałki
kiwi. - Źle to robisz. Serio potem przełkniesz taki kawałek? -
spytał biorąc do ręki kiwi, które dość „niefortunnie”
przekroiłam bo było dość duże..
-Oj
nie czepiaj się. - mruknęłam
-Ty
nie umiesz, daj ten nóż. - powiedział.
Bez
słowa podałam mu narzędzie. Oliver przysunął tackę po czy
zaczął kroić owoce w równe części.
-Wow,
widzę, że niezły z ciebie kucharz. - powiedziałam śmiejąc się.
-Patrz
i podziwiaj. - wsypał kawałki do miski i podał mi ją. -
Skończone.
-Chcesz?
- spytałam biorąc łyżeczkę.
-Nie
dzięki, nie jestem głodny.
Usiadłam
przy stole i zaczęłam jeść. Oliver rozglądał się po zdjęciach
wiszących na ścianach. Na większości z nich byłam ja z tatą w
roli głównej, a mama gdzieś w tle. Nie lubi pozować do zdjęć.
Między mną a Oliverem dało się wyczuć niezręczną ciszę.
Patrzyłem
na zdjęcia Sharon. Na każdym z nich była cała jej rodzina.
Zrobiło mi się strasznie głupio. W końcu dołożyłem swoją rękę
do śmierci jej ojca. Aż dziwne, że ona w ogóle się do mnie
odzywa. Tego nigdy nie zrozumiem. Odwróciłem się w jej stronę.
Siedziała i wpatrywała się we mnie przeżuwając owoce.
-Dobra?
- spytałem wskazując na sałatkę -Jasne.
-W końcu ja kroiłem. - zaśmiałem się.
-Tsaaa. Już nie mogę. - jęknęła łapiąc się za brzuch
-No przecież mało zostało. Jedz szybko bo ja naprawdę chciałabym skończyć ten projekt.
-Wspominałam już, że nie mam weny?
-Oj, na pewno coś wymyślimy. Co dwie głowy to nie jedna.
-Dobra, ja tego już nie zjem. Idę się przebrać w coś wygodniejszego. Zaczekaj 5 minutek
Westchnąłem.
Słowo „pięć minut” wydobywające się z kobiecych ust brzmi
jak pół godziny. Usiadłem na krześle i zacząłem bawić się
kluczykami od samochodu. Sharon pobiegła schodami na górę. Minęły
dosłownie trzy minuty a ona już stała naprzeciwko mnie ubrana w
długie spodnie i poszarpaną koszulkę ze Slayer'a z wyciętymi
bokami. W ręce trzymała dżinsową kurtkę i torbę.
-No
możemy iść. - powiedziała z entuzjazmem
-Nie
mogę uwierzyć, że się zmieściłaś w tych 5 minutach i że
słuchasz Slayer'a.
-Co
ty o mnie wiesz.. - mruknęła przechodząc obok mnie i wychodząc z
domu.
Westchnąłem
zrezygnowany. Otworzyłem drzwi od samochodu i wpuściłem Sharon do
środka. Okrążyłem auto i usiadłem na miejscu kierowcy. Kątem
oka spojrzałem na Sharon. Widać, że się spięła. Lekko
przymknęła oczy jak odpaliłem samochód po czym cicho westchnęła.
-Nie
lubisz jazdy samochodem? -Nie bardzo.
-Zamknij oczy i uchyl okno. - powiedziałem.
Tak
też zrobiła. W ciszy jechaliśmy do mojej pracowni. Jednak ta cisza
wcale mi nie przeszkadzała. Mówiła więcej niż gdybym się
odzywał. Dotarliśmy na miejsce. Dziewczyna jak poparzona wyskoczyła
z samochodu i zamknęła drzwi. Domyśliłem się, że jest to w
pewnym sensie uraz związany z wypadkiem jej ojca. Poprowadziłem ją
do pracowni. Gdy tylko weszliśmy Sharon zaczęła rozglądać się
po moich pracach.
-Nie
malujesz? - zapytała po chwili
-Maluję,
ale nie tu. Mam jeszcze małą pracownię w domu. Tu jest miejsce
mojej pracy. Tam tworzę dla siebie. Bez ograniczeń.
-Miałeś
mi pokazać twoje prace! - powiedziała oburzona wskazując na mnie
palcem. -Może kiedyś je zobaczysz. - mruknąłem. - Jak się uwiniemy z projektem to obiecuję, że cie tam zabiorę.
-No. - uśmiechnęła się. - To rozumiem, dawaj ten projekt i wytłumacz mi wszystko po kolei.
~*~
-Oliver!
Jak mogłeś dorysować mu wąsy?! Ja myślałam o tym poważnie.
-Serio?
Wyglądał jak dziesięciolatek, który umazał się czerwoną
farbą.
-Żebyś
ty zaraz nie był nią umazany – warknęła
~*~
-Wiem,
narysujmy psychopatę! -Sam sobie go rysuj. Nigdy nie widziałam psychopaty.
-…
-Zmieniam zdanie. Siedzi naprzeciwko.
~*~
-To
narysujmy po prostu jakąś śmierć. Morderstwo, cokolwiek.
-Rysunki
o śmierci, piosenki o śmierci.. nie za dużo trochę?
-Jak
jesteś taka mądra to wymyśl coś lepszego!
Delikatny
szkic klauna stojącego za dziewczyną z przegniłą twarzą był
naprawdę cudowny. Sharon tak naprawdę odwaliła całą robotę. To
co miałem przed sobą na kartce było boskie. Takie.. szczere.
Wyrażało jakieś emocje, nie było puste.
-Dzięki.
- mruknęła zakrywając twarz włosami.
Znowu
się zarumieniła. Zaśmiałem się pod nosem. Teraz spokojnie mogę
to oddać Madison. Będzie zadowolona. A jak nie to osobiście
postaram się, żeby była. Spojrzałem na Sharon. Siedziała na
krześle z kolanem pod brodą i wyraźnie się nad czymś głęboko
zastanawiała. Przyjrzałem się jej twarzy i zaśmiałem się.
Odwróciła się w moją stronę
-No
co znowu? - warknęła -Musisz się dąsać o te wąsy? To naprawdę się nie nadawało.
-Nie dąsam się o żadne wąsy. - powiedziała – Po prostu irytujące jest jak ktoś się na ciebie lampi a potem wybucha śmiechem! - gwałtownie wstała, musiałem ją zdenerwować.
Przybliżyłem
się do niej.
-Po
prostu jesteś cała umazana grafitem. - westchnąłem
-Przepraszam.
- mruknęła – Jestem śpiąca – no tak, było już po 21.
Zaczęła
zmazywać ciemny grafit z twarzy, ale tyko go rozmazała.
Przybliżyłem dłoń do jej twarzy, i pozbyłem się plam. Spojrzała
mi w oczy. Miała śliczne tęczówki. Ciemne i takie głębokie.
-Gdzie
tu jest łazienka? - spytała odsuwając się ode mnie- Korytarzem w lewo i trzecie drzwi po prawej stronie. - wyrecytowałem
-Zaraz wrócę.
-Patrzyłem
jak zamyka za sobą drzwi. Usiadłem na krześle i schowałem szkic
do teczki. Zgasiłem światło i zamknąłem pracownię na klucz,
czekając na dziewczynę przed drzwiami w rękach trzymając jej
torbę i kurtkę. Wróciła po chwili.
-Proszę
– mruknąłem podając jej rzeczy.
-Razem
wyszliśmy na dwór. Było zimno. Patrzyłem jak Sharon zakłada
kurtkę. Wsiedliśmy do auta.
-Mama
mnie zabije. - powiedziała z rezygnacją patrząc na ekran
telefonu. - Jest 21:24
-Mogę
iść z tobą i wytłumaczyć. -Nie, dzięki dam sobie radę.
-Słuchaj Sharon, wiem, że nie musiałaś dzisiaj ze mną siedzieć cały dzień w tej pracowni i odwalać za mnie tej roboty. Jestem ci naprawdę wdzięczy bo to wyszło genialnie. Odwdzięczę ci się jakoś. Dziękuję.
-Nie ma za co. Pokazujesz mi twoje obrazy i jesteśmy kwita.
-To nie wystarczy.
-Jeszcze lepiej. - zaśmiała się po czym ziewnęła – Ale mi się chce spać.
Po
chwili staliśmy już pod jej domem. Pożegnaliśmy się i dziewczyna
skierowała się w stronę domu. Odczekałem aż wejdzie do środka i
pojechałem do własnego. Pierwsze co zrobiłem po zamknięciu drzwi
to skierowanie się do lodówki. Wziąłem jakiś jogurt i zacząłem
jeść. Oskar już spał. Poszedłem pod prysznic. Byłem strasznie
zmęczony, nawet nie wiem czym. Przecież w pracowni nie zrobiłem
praktycznie nic. Sharon odwaliła całą robotę. Madison by mnie
zamordowała, gdybym nie zrobił tego projektu. Gdyby Sharon go nie
zrobiła – poprawiłem się w myślach. Musiałem jej się jakoś
odwdzięczyć, w końcu przesiedziała ze mną pół dnia. Coś się
wymyśli. Nie pozostało mi nic innego jak iść spać.
Weszłam
do domu. Mama siedziała przy stole w kuchni z grobowa miną.
-Yyy,
cześć. - powiedziałam niepewnie.
-Cześć,
siadaj.
Wykonałam
polecenie. Zaraz zacznie się kazanie na temat godzin powrotnych.
-Jak
mogłaś tak wyjść bez słowa? Nawet nie wiesz jak się martwiłam!
Ani telefonu nie odbierałaś, nic. Czy ty jesteś poważna? -Mamo, mówiłam wczoraj, że będę później.
-Później to nie znaczy o 21:40! Gdzie ty byłaś?
-Pomagałam Oliverowi w projekcie. Narysowaliśmy szkic. - mruknęłam.
-Przynajmniej nie łaziłaś po mieście, ale ja nie znam tego mężczyzny, nie rozumiesz!
-Przesadzasz. Nie znasz wszystkich moich znajomych i się nie czepiasz! - krzyknęłam
-Ale on to inna sprawa. Ze znajomymi nie wychodzisz po nocach!
-Nasza
rozmowa przekształciła się w prawdziwą kłótnię. Czy do niej
naprawdę nie docierało, że ja jestem już pełnoletnia?!
-Nie
tak cie z ojcem wychowaliśmy! - krzyknęła w końcu mama.
Spojrzałam
na nią, a do oczu napłynęły mi łzy.
-Musisz
mieszać w to tatę? - szepnęłam wychodząc z kuchni
Pobiegłam
do mojego pokoju, gdzie rozpłakałam się już na dobre. A już
prawie się pogodziłam z tym, że on nie wróci. Ale jak mam o tym
zapomnieć skoro wszystko się spieprzyło jak go nie ma? No jak?
Kiedyś miałam perfekcyjny kontakt z rodzicami. Całe moje życie
było perfekcyjne: dobre oceny w szkole, brak problemów, kochający
się rodzice, chłopak. A teraz? Nie mam nikogo. Każdy cholerny
dzień wygląda tak samo. Miałam tego wszystkiego już dość. Każda
najdrobniejsza rzecz mnie irytowała. Cały ten pieprzony świat
zaczął mnie denerwować. A myślałam, że mi przeszło.
Wystarczyła jedna wzmianka o tacie, a problemy powróciły ze
zdwojoną mocą. Położyłam się na łóżku i zaczęłam gorzko
płakać. Przez głowę mknęło mnóstwo wspomnień z dzieciństwa.
Oraz to ostatnie: poturbowane, zakrwawione ciało taty leżące na
noszach przy wraku samochodu. No tak wrak. Tak też się teraz
czułam. Powoli odchodziłam do krainy Morfeusza.
Nie krzyczcie. Ten rozdział jest jakiś dziwny. xD Ale dłuugi. Będziecie mieli co czytać. Jak ktoś to wgl. czyta... A jak czyta to weźcie chociaż dajcie komentarz, co? Bo naprawdę fajnie je czytać. A i jak będą błędy to przepraszam, ale chcę mi się spać i już nie sprawdzałam. C:
Napisałam taki długi komentarz i się niby dodał ale zniknął ;c
OdpowiedzUsuńSpróbuje napisać podobny xd
Rozdział świetny i nie waż się pisać że dziwny. Błędów nie zauważyłam bo się zaczytałam i nawet jeśli bym się skupiła to bym ich nie znalazła (jestem umysłem ścisłym a nie humanistą) Gdybym tylko miała możliwość to poleciła bym twojego bloga aby więcej osób go czytało. Ale niestety wczoraj usunęłam to coś co było zwane moimi blogami/ Gdybym tylko miała taki talent jak ty *_* Mam nadzieje, że nigdy nie będziesz musiała czytać takich rzeczy jak ja musiałam na temat opowiadań. Że nigdy nie dasz sobie wmówić że to co piszesz jest słabe albo żałosne. Nigdy nie słuchaj zawsze rób swoje i nie zważaj na słowa innych. (haha daje rady których sama nie umiem użyć ale Cii dla mnie jest za późno xd)
Jak by pojawił się tamten wcześniejszy komentarz to go usuń bo w tym napisałam więcej :) <3
Osoba powyżej ma rację! Zajebiście piszesz a ten rozdział jest po prostu mega, nie wiem czemu sądzisz że jest dziwny. Błędów nie zauważyłam ale nawet gdyby były to są one nie ważne. Tak fajnie czytało się ten rozdział że nie myślałam o ewentualnych błędach.
OdpowiedzUsuńTakże pisz szybko next'a ;)
Wszystko świetne! A te rozmowy o wąsach i psychopatach....dudyxhehxjdsjshsg *^*
OdpowiedzUsuńWyprałaś mi mózg! Ale to genialnie.
Lecę czytać dalej!