sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 5.

    Obudził mnie alarm w telefonie. No tak, szkoła. Mój boże, jak mi się dzisiaj nie chciało wstawać. Mimo to zwlekłam się z łóżka i skierowałam się w stronę mojej łazienki. Spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam tak tragicznie jak się czułam, ale to i tak nie poprawiło mi humoru. Chyba wstałam lewą nogą. Szybko wskoczyłam pod prysznic, który mnie orzeźwił. Stanęłam przed lustrem i umyłam zęby. Dzień jak co dzień. Wróciłam do pokoju i omotałam wzrokiem szafę. Kochamy te poranne dylematy. Masakra. W końcu wyciągnęłam czarną sukienkę z tiulem i rajstopy tego samego koloru. Powoli „posnułam” się do kuchni, gdzie czekała już mama ze śniadaniem.
-Dzień dobry – powiedziałam ziewając.
W ciszy zjadłam ten nieszczęsny posiłek. Jak ja nienawidziłam śniadań! Tak, wiem to dziwne, ale cóż poradzę? Wróciłam jeszcze do pokoju po moją torbę z książkami i wyszłam z domu. Spojrzałam na ekran telefonu: 1 nieodebrana wiadomość od: Oliver
O 15 czekam pod twoim domem. Zabierz ze sobą szkicownik bo się przyda.
Kompletnie zapomniałam, że mam mu pomóc. Nie no, totalnie nie miałam dzisiaj weny. Wreszcie zobaczyłam moją ukochaną szkołę. Przed wejściem czekała na mnie Effy.
-Cześć – przywitała się radośnie. Jak zwykle
-Hej.
-Co ty taka niewyspana? - zaświergotała radośnie widząc moja minę.
-Effy, ratuj. Nic mi się nie chce. - powiedziałam desperacko. - Spać.
-To co ty robiłaś w nocy? - poruszyła zabawnie brwiami – Jest coś o czym nie wiem?
Trąciłam ją lekko w ramię.
-Dla twojej wiadomości to przespałam całą noc.
-Już myślałam. - mruknęła zawiedziona
-Tak na marginesie to przypadkiem spotkałam się wczoraj z Oliverem.
-Tym z tego jakiegoś zespołu? - Effy nienawidziła takiej muzyki – Ten co się tak drze?
-Tak, właśnie z tym. Ej, on ma ładny głos.
-Bronisz go! - stwierdziła śmiejąc się.
-Mam mu dzisiaj pomóc zrobić jakiś projekt. W sensie z rysunku. - dodałam
-Czyżby randka? - Boże jaka ona jest natrętna! I tak ją uwielbiam.
-Nie no coś ty, niedawno zerwał z dziewczyną.
-Czyli jesteście już na etapie zwierzeń i pocieszania się nawzajem, co?
-Effy, błagam cie to nie jest śmieszne. 
-Oj przepraszam, a wiesz, że Nathan zaczął do mnie pisać.
Spojrzałam na nią znacząco. Effy tylko się zaśmiała. Nathan był uważany za największego przystojniaka w szkole. Był w ostatniej klasie. W sumie nie dziwię się, że kręci z Effy bo ona jest naprawdę piękna. Razem skierowałyśmy się przed odpowiednią salę i czekałyśmy na lekcje chemii.


Wreszcie – pomyślałam, gdy zadzwonił ostatni dzwonek.
-Za pół godziny muszę być gotowa. - mruknęłam niezadowolona do Effy.
-Jak chcesz to mogę cie zrobić na bóstwo. Jak najlepsze przyjaciółeczki – dodała udając głos dwunastolatki
-Nie dzięki. Mnie dzisiaj i tak nic nie uratuje.
-Przestań, jesteś śliczna.
Jak zawsze odprowadziłam ją po drodze do domu i skierowałam się w stronę własnego. Jak doszłam była już 14:50. Przekręciła klucz w zamku i weszłam do środka. Rozejrzałam się za Fridą, spała w kącie.
-Też tak chcę! - mruknęłam pod nosem, podchodząc do lodówki.
Zgłodniałam. Miałam 10 minut, ale musiałam coś zjeść. Najwyżej Oliver poczeka, mój żołądek jest ważniejszy. Zaczęłam przygotowywać sałatkę owocową. Nagle usłyszałam klakson przed domem. Z nożem w ręku i połówką pomarańczy wyszłam z domu. Przed nim stał czarny, terenowy samochód, a w nim nie kto inny jak Oliver. Chłopak otworzył szybę.
-Z wszystkimi witasz się z nożem w ręku? - zaśmiał się.
-Cześć, słuchaj bo ja zgłodniałam i jeszcze nie dokończyłam to wejdź.
Wyszedł z auta i wszedł za mną do domu.
-Przepraszam cie, ale serio jestem głodna. - uśmiechnęłam się uroczo, wracając do krojenia owoców.
-Pomóc ci? - spytał
-Jeszcze się skaleczysz. - zaśmiałam się
-Nie to nie. - wzruszył ramionami i patrzył jak siekam na kawałki kiwi. - Źle to robisz. Serio potem przełkniesz taki kawałek? - spytał biorąc do ręki kiwi, które dość „niefortunnie” przekroiłam bo było dość duże..
-Oj nie czepiaj się. - mruknęłam
-Ty nie umiesz, daj ten nóż. - powiedział.
Bez słowa podałam mu narzędzie. Oliver przysunął tackę po czy zaczął kroić owoce w równe części.
-Wow, widzę, że niezły z ciebie kucharz. - powiedziałam śmiejąc się.
-Patrz i podziwiaj. - wsypał kawałki do miski i podał mi ją. - Skończone.
-Chcesz? - spytałam biorąc łyżeczkę.
-Nie dzięki, nie jestem głodny.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Oliver rozglądał się po zdjęciach wiszących na ścianach. Na większości z nich byłam ja z tatą w roli głównej, a mama gdzieś w tle. Nie lubi pozować do zdjęć. Między mną a Oliverem dało się wyczuć niezręczną ciszę.


Patrzyłem na zdjęcia Sharon. Na każdym z nich była cała jej rodzina. Zrobiło mi się strasznie głupio. W końcu dołożyłem swoją rękę do śmierci jej ojca. Aż dziwne, że ona w ogóle się do mnie odzywa. Tego nigdy nie zrozumiem. Odwróciłem się w jej stronę. Siedziała i wpatrywała się we mnie przeżuwając owoce.
-Dobra? - spytałem wskazując na sałatkę 
-Jasne.
-W końcu ja kroiłem. - zaśmiałem się. 
-Tsaaa. Już nie mogę. - jęknęła łapiąc się za brzuch
-No przecież mało zostało. Jedz szybko bo ja naprawdę chciałabym skończyć ten projekt. 
-Wspominałam już, że nie mam weny?
-Oj, na pewno coś wymyślimy. Co dwie głowy to nie jedna. 
-Dobra, ja tego już nie zjem. Idę się przebrać w coś wygodniejszego. Zaczekaj 5 minutek
Westchnąłem. Słowo „pięć minut” wydobywające się z kobiecych ust brzmi jak pół godziny. Usiadłem na krześle i zacząłem bawić się kluczykami od samochodu. Sharon pobiegła schodami na górę. Minęły dosłownie trzy minuty a ona już stała naprzeciwko mnie ubrana w długie spodnie i poszarpaną koszulkę ze Slayer'a z wyciętymi bokami. W ręce trzymała dżinsową kurtkę i torbę.
-No możemy iść. - powiedziała z entuzjazmem
-Nie mogę uwierzyć, że się zmieściłaś w tych 5 minutach i że słuchasz Slayer'a.
-Co ty o mnie wiesz.. - mruknęła przechodząc obok mnie i wychodząc z domu.
Westchnąłem zrezygnowany. Otworzyłem drzwi od samochodu i wpuściłem Sharon do środka. Okrążyłem auto i usiadłem na miejscu kierowcy. Kątem oka spojrzałem na Sharon. Widać, że się spięła. Lekko przymknęła oczy jak odpaliłem samochód po czym cicho westchnęła.
-Nie lubisz jazdy samochodem? 
-Nie bardzo.
-Zamknij oczy i uchyl okno. - powiedziałem.
Tak też zrobiła. W ciszy jechaliśmy do mojej pracowni. Jednak ta cisza wcale mi nie przeszkadzała. Mówiła więcej niż gdybym się odzywał. Dotarliśmy na miejsce. Dziewczyna jak poparzona wyskoczyła z samochodu i zamknęła drzwi. Domyśliłem się, że jest to w pewnym sensie uraz związany z wypadkiem jej ojca. Poprowadziłem ją do pracowni. Gdy tylko weszliśmy Sharon zaczęła rozglądać się po moich pracach.
-Nie malujesz? - zapytała po chwili
-Maluję, ale nie tu. Mam jeszcze małą pracownię w domu. Tu jest miejsce mojej pracy. Tam tworzę dla siebie. Bez ograniczeń.
-Miałeś mi pokazać twoje prace! - powiedziała oburzona wskazując na mnie palcem. 
-Może kiedyś je zobaczysz. - mruknąłem. - Jak się uwiniemy z projektem to obiecuję, że cie tam zabiorę.
-No. - uśmiechnęła się. - To rozumiem, dawaj ten projekt i wytłumacz mi wszystko po kolei.

                                                                        ~*~
-Oliver! Jak mogłeś dorysować mu wąsy?! Ja myślałam o tym poważnie.
-Serio? Wyglądał jak dziesięciolatek, który umazał się czerwoną farbą.
-Żebyś ty zaraz nie był nią umazany – warknęła

                                                                        ~*~
-Wiem, narysujmy psychopatę! 
-Sam sobie go rysuj. Nigdy nie widziałam psychopaty.
-… 
-Zmieniam zdanie. Siedzi naprzeciwko.


                                                                        ~*~
-To narysujmy po prostu jakąś śmierć. Morderstwo, cokolwiek.
-Rysunki o śmierci, piosenki o śmierci.. nie za dużo trochę?
-Jak jesteś taka mądra to wymyśl coś lepszego!


-Sharon, ubóstwiam cie. To jest piękne. - powiedziałem szczerze.
Delikatny szkic klauna stojącego za dziewczyną z przegniłą twarzą był naprawdę cudowny. Sharon tak naprawdę odwaliła całą robotę. To co miałem przed sobą na kartce było boskie. Takie.. szczere. Wyrażało jakieś emocje, nie było puste.
-Dzięki. - mruknęła zakrywając twarz włosami.
Znowu się zarumieniła. Zaśmiałem się pod nosem. Teraz spokojnie mogę to oddać Madison. Będzie zadowolona. A jak nie to osobiście postaram się, żeby była. Spojrzałem na Sharon. Siedziała na krześle z kolanem pod brodą i wyraźnie się nad czymś głęboko zastanawiała. Przyjrzałem się jej twarzy i zaśmiałem się. Odwróciła się w moją stronę
-No co znowu? - warknęła 
-Musisz się dąsać o te wąsy? To naprawdę się nie nadawało.
-Nie dąsam się o żadne wąsy. - powiedziała – Po prostu irytujące jest jak ktoś się na ciebie lampi a potem wybucha śmiechem! - gwałtownie wstała, musiałem ją zdenerwować.
Przybliżyłem się do niej.
-Po prostu jesteś cała umazana grafitem. - westchnąłem
-Przepraszam. - mruknęła – Jestem śpiąca – no tak, było już po 21.
Zaczęła zmazywać ciemny grafit z twarzy, ale tyko go rozmazała. Przybliżyłem dłoń do jej twarzy, i pozbyłem się plam. Spojrzała mi w oczy. Miała śliczne tęczówki. Ciemne i takie głębokie.
-Gdzie tu jest łazienka? - spytała odsuwając się ode mnie
- Korytarzem w lewo i trzecie drzwi po prawej stronie. - wyrecytowałem
-Zaraz wrócę. 
-Patrzyłem jak zamyka za sobą drzwi. Usiadłem na krześle i schowałem szkic do teczki. Zgasiłem światło i zamknąłem pracownię na klucz, czekając na dziewczynę przed drzwiami w rękach trzymając jej torbę i kurtkę. Wróciła po chwili.
-Proszę – mruknąłem podając jej rzeczy. 
-Razem wyszliśmy na dwór. Było zimno. Patrzyłem jak Sharon zakłada kurtkę. Wsiedliśmy do auta.
-Mama mnie zabije. - powiedziała z rezygnacją patrząc na ekran telefonu. - Jest 21:24
-Mogę iść z tobą i wytłumaczyć. 
-Nie, dzięki dam sobie radę.
-Słuchaj Sharon, wiem, że nie musiałaś dzisiaj ze mną siedzieć cały dzień w tej pracowni i odwalać za mnie tej roboty. Jestem ci naprawdę wdzięczy bo to wyszło genialnie. Odwdzięczę ci się jakoś. Dziękuję. 
-Nie ma za co. Pokazujesz mi twoje obrazy i jesteśmy kwita.
-To nie wystarczy. 
-Jeszcze lepiej. - zaśmiała się po czym ziewnęła – Ale mi się chce spać.
Po chwili staliśmy już pod jej domem. Pożegnaliśmy się i dziewczyna skierowała się w stronę domu. Odczekałem aż wejdzie do środka i pojechałem do własnego. Pierwsze co zrobiłem po zamknięciu drzwi to skierowanie się do lodówki. Wziąłem jakiś jogurt i zacząłem jeść. Oskar już spał. Poszedłem pod prysznic. Byłem strasznie zmęczony, nawet nie wiem czym. Przecież w pracowni nie zrobiłem praktycznie nic. Sharon odwaliła całą robotę. Madison by mnie zamordowała, gdybym nie zrobił tego projektu. Gdyby Sharon go nie zrobiła – poprawiłem się w myślach. Musiałem jej się jakoś odwdzięczyć, w końcu przesiedziała ze mną pół dnia. Coś się wymyśli. Nie pozostało mi nic innego jak iść spać.


Weszłam do domu. Mama siedziała przy stole w kuchni z grobowa miną.
-Yyy, cześć. - powiedziałam niepewnie.
-Cześć, siadaj.
Wykonałam polecenie. Zaraz zacznie się kazanie na temat godzin powrotnych.
-Jak mogłaś tak wyjść bez słowa? Nawet nie wiesz jak się martwiłam! Ani telefonu nie odbierałaś, nic. Czy ty jesteś poważna? 
-Mamo, mówiłam wczoraj, że będę później.
-Później to nie znaczy o 21:40! Gdzie ty byłaś? 
-Pomagałam Oliverowi w projekcie. Narysowaliśmy szkic. - mruknęłam.
-Przynajmniej nie łaziłaś po mieście, ale ja nie znam tego mężczyzny, nie rozumiesz! 
-Przesadzasz. Nie znasz wszystkich moich znajomych i się nie czepiasz! - krzyknęłam
-Ale on to inna sprawa. Ze znajomymi nie wychodzisz po nocach! 
-Nasza rozmowa przekształciła się w prawdziwą kłótnię. Czy do niej naprawdę nie docierało, że ja jestem już pełnoletnia?!
-Nie tak cie z ojcem wychowaliśmy! - krzyknęła w końcu mama.
Spojrzałam na nią, a do oczu napłynęły mi łzy.
-Musisz mieszać w to tatę? - szepnęłam wychodząc z kuchni
Pobiegłam do mojego pokoju, gdzie rozpłakałam się już na dobre. A już prawie się pogodziłam z tym, że on nie wróci. Ale jak mam o tym zapomnieć skoro wszystko się spieprzyło jak go nie ma? No jak? Kiedyś miałam perfekcyjny kontakt z rodzicami. Całe moje życie było perfekcyjne: dobre oceny w szkole, brak problemów, kochający się rodzice, chłopak. A teraz? Nie mam nikogo. Każdy cholerny dzień wygląda tak samo. Miałam tego wszystkiego już dość. Każda najdrobniejsza rzecz mnie irytowała. Cały ten pieprzony świat zaczął mnie denerwować. A myślałam, że mi przeszło. Wystarczyła jedna wzmianka o tacie, a problemy powróciły ze zdwojoną mocą. Położyłam się na łóżku i zaczęłam gorzko płakać. Przez głowę mknęło mnóstwo wspomnień z dzieciństwa. Oraz to ostatnie: poturbowane, zakrwawione ciało taty leżące na noszach przy wraku samochodu. No tak wrak. Tak też się teraz czułam. Powoli odchodziłam do krainy Morfeusza.

Nie krzyczcie. Ten rozdział jest jakiś dziwny. xD Ale dłuugi. Będziecie mieli co czytać. Jak ktoś to wgl. czyta... A jak czyta to weźcie chociaż dajcie komentarz, co? Bo naprawdę fajnie je czytać. A i jak będą błędy to przepraszam, ale chcę mi się spać i już nie sprawdzałam. C:

                                                                                                

3 komentarze:

  1. Napisałam taki długi komentarz i się niby dodał ale zniknął ;c
    Spróbuje napisać podobny xd
    Rozdział świetny i nie waż się pisać że dziwny. Błędów nie zauważyłam bo się zaczytałam i nawet jeśli bym się skupiła to bym ich nie znalazła (jestem umysłem ścisłym a nie humanistą) Gdybym tylko miała możliwość to poleciła bym twojego bloga aby więcej osób go czytało. Ale niestety wczoraj usunęłam to coś co było zwane moimi blogami/ Gdybym tylko miała taki talent jak ty *_* Mam nadzieje, że nigdy nie będziesz musiała czytać takich rzeczy jak ja musiałam na temat opowiadań. Że nigdy nie dasz sobie wmówić że to co piszesz jest słabe albo żałosne. Nigdy nie słuchaj zawsze rób swoje i nie zważaj na słowa innych. (haha daje rady których sama nie umiem użyć ale Cii dla mnie jest za późno xd)
    Jak by pojawił się tamten wcześniejszy komentarz to go usuń bo w tym napisałam więcej :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Osoba powyżej ma rację! Zajebiście piszesz a ten rozdział jest po prostu mega, nie wiem czemu sądzisz że jest dziwny. Błędów nie zauważyłam ale nawet gdyby były to są one nie ważne. Tak fajnie czytało się ten rozdział że nie myślałam o ewentualnych błędach.
    Także pisz szybko next'a ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko świetne! A te rozmowy o wąsach i psychopatach....dudyxhehxjdsjshsg *^*
    Wyprałaś mi mózg! Ale to genialnie.
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

.