wtorek, 20 października 2015

Rozdział 13.

               Spojrzałam na niego nie ukrywając złości, która się we mnie rozrastała z każdą kolejną minioną sekundą
-Dobrze, skoro tego właśnie chcesz to w porządku. - odparłam, a mój głos zabrzmiał dziwnie piskliwie.
Podeszłam do kanapy chcąc zabrać leżącą na niej swoją torbę, którą zarzuciłam gwałtownie na ramię. Bez słowa skierowałam się do wyjścia, nie zważając na to czy Oliver idzie za mną czy też nie. Nie zaczekałam na niego, gdy zamykał drzwi do swojego mieszkania, tylko zaczęłam schodzić po schodach z założonymi rękami bo było mi strasznie zimno. Przeklęłam w duchu samą siebie, za to że założyłam na siebie jedynie koszulkę z krótkim rękawkiem.
Przyznam, że jego postawa nie tyle co mnie zdenerwowała, ale zawiodła. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że w tak krótkim czasie zdążyłam wyhodować w sobie przywiązanie do Olivera, który wcześniej tak bardzo mnie od siebie odpychał. Wiedziałam, że to nie wróżyło niczego dobrego. Dodatkowo jego zmienne nastroje jak nic innego potrafiły mnie wyprowadzić z równowagi. Równocześnie jednak czułam się przy nim tak bezpiecznie, kiedy był obok tkwiłam w przekonaniu, że nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić. No cóż, chyba poza nim samym.
Nim się obejrzałam siedziałam już w jego aucie, tam gdzie zawsze. Kiedy tylko zasiadł tuż obok mnie do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach jego perfum i papierosów, które palił. Lubiłam tę woń. Odpalił silnik i płynnie wyjechał z parkingu włączając przy tym muzykę. Nie miałam ochoty wysłuchiwać w tej chwili jakiejkolwiek piosenki więc natychmiast wyłączyłam radio nawet nie obdarzając Sykesa spojrzeniem.
-Skoro tak wolisz. - odparł spoglądając na mnie.
Nie siliłam się na odpowiedź, jedynie odwróciłam się w przeciwną stronę i wpatrzyłam w widok za oknem. Dopiero teraz zauważyłam jak szybko jechaliśmy niemalże pustymi ulicami Sheffield. Zdążyłam już wywnioskować, że Oliver wolał zdecydowanie szybką jazdę i przyznam, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wcisnęłam splecione dłonie między mocno zaciśnięte uda chcąc je choć trochę zagrzać. Od czasu do czasu czułam na sobie jego wzrok, miałam też nieodparte wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale milczeliśmy całą drogę. Dopiero kiedy zatrzymał się przed moją kamienicą do moich uszu dobiegł przyjemny dźwięk jego głosu.
-Nie chcę, żeby to tak wyglądało, Destiny. - powiedział miękko, tak, że zadrżałam.
Zdobyłam się na odwagę, aby na niego spojrzeć. Jego ciemne tęczówki wpatrzone były prosto w moją twarz, zupełnie jakby chciały mnie przejrzeć na wylot, odczytać wszystkie uczucia, które targały mną w tamtej chwili.
-Jesteś tchórzem, wiesz? Jesteś takim cholernym tchórzem! - nie wytrzymałam i wydukałam roztrzęsionym od emocji głosem.

-Nic nie rozumiesz. - mruknął po części zdziwiony moim oskarżeniem.
-To mi wytłumacz!
Czy to nie było oczywiste? Nie może mi wyjaśnić, czemu zachowuje się w taki a nie inny sposób? Czemu raz jest dla mnie miły, a kiedy indziej traktuje mnie w taki podły sposób? I czemu do jasnej cholery tak nagle doszedł do wniosku, że musimy zerwać ze sobą kontakt? Miałam dość stale rosnącej liczby pytań bez odpowiedzi.
Ku mojemu przerażeniu Oliver jedynie milczał. Nagle poczułam jakby we wnętrzu samochodu zabrakło tlenu, ledwo co oddychałam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyszłam na zewnątrz mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Z jednej strony chciałam, czym prędzej wyjść na świeże powietrze, bo wiedziałam, że zbliża się nieunikniony atak paniki a z drugiej nie miałam najzwyczajniej w świecie siły na kłótnię z nim.
Wszystko działo się tak szybko. Spodziewałam się, że chłodne, wieczorne powietrze jakoś mi pomoże, ale kiedy wchodziłam po schodach walczenie o oddech sprawiło mi już tyle trudu, że musiałam się zatrzymać. Oparłam się o kamienną balustradę rozkoszując się jej zimnem i jednocześnie starając się unormować pracę serca oraz płuc niemiłosiernie walczących o dawkę tlenu. Przykucnęłam na schodkach, przykrywając usta dłonią, czułam jak do moich oczu cisną się łzy. Nie kontrolowałam tego co się dzieje z moim ciałem przez co spanikowałam jeszcze bardziej. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi samochodowych i już po chwili Oliver schylał się zaraz przede mną. Złapał mnie za dłoń odsuwając ją od mojej twarzy po czym ścisnął ją delikatnie próbując dodać mi otuchy.
-Oddychaj Destiny, już dobrze. Uspokój się. - oparł swoje czoło o moje – Razem ze mną, wdech i wydech, spokojnie.
Cały czas do mnie mówił i po niemiłosiernie dłużących się kilku minutach w ciągu, których miałam wrażenie, że zaraz umrę udało mi się wreszcie uspokoić. Czułam się niemalże jakbym przebiegła sprintem co najmniej maraton. Kropelki zimnego potu spływały z mojego czoła. Przyznam, że nie życzyłam napadów paniki nawet najgorszemu wrogowi.
Sykes wstał i wyciągnął do mnie dłoń, abym uczyniła to samo. Spojrzałam na nią powątpiewająco po czym podniosłam się o własnych siłach podpierając się na balustradzie.
-Dziękuję. - bąknęłam ledwo słyszalnie i weszłam na tyle prędko na ile miałam sił po pozostałej ilości schodków.
Poczułam chłodne palce zaciskające się na moim nadgarstku. Zanim się odwróciłam odetchnęłam cicho zaciskając oczy.
-Destiny... - zaczął Oliver, ale natychmiast mu przerwałam.
-Przestań! Przestań mówić do mnie takim tonem, w ogóle przestań do mnie mówić! Jeszcze przed chwilą sam tego chciałeś więc pozwól mi wreszcie odejść, bo naprawdę mam już tego dość. Męczy mnie to wszystko, Oliver. Zostaw mnie już, proszę. - początkowo twardy ton jakim się do niego zwróciłam zmienił się w błagalny, ale wyjątkowo roztrzęsiony szept.
Wyswobodziłam rękę z jego uścisku i nie oglądając się za siebie weszłam do kamienicy. Dopiero po przekroczeniu progu mieszkania dotarło do mnie, że moje ciało całe się trzęsie. Było mi przed nim tak strasznie wstyd, że musiał patrzeć jak ogarnia mnie panika. To było takie żenujące. Nie chciałam, aby ktokolwiek, a już w szczególności on zobaczył jaka w rzeczywistości jestem słaba.
Mechanicznie skierowałam się do swojego pokoju. Matki jeszcze nie było albo siedziała zamknięta w swojej sypialni, nie robiło mi to żadnej różnicy. Rzuciłam swoją torbę na miękki dywan i natychmiast weszłam do niewielkiej łazienki. Marzyłam o wzięciu prysznicu i położeniu się spać.
Tak bardzo nie chciałam zaprzątać sobie głowy Oliverem, ale aktualnie wypełniał każdą moją myśl. Nie rozumiałam go, nie miałam najmniejszego pojęcia co nim kieruje. Czułam się po części porzucona, zachował się niesprawiedliwie w stosunku do mnie. Nawet nie raczył mi nic wyjaśnić.
Martwiło mnie to, że się nim przejmuję. Lubiłam z nim przebywać, mimo że często bywał wobec mnie podły. Nigdy się tak przy nikim nie czułam jak przy nim. Było mi z tym źle, bo Oliver nigdy nie wykazywał szczególnego zaangażowania a mimo to sprawił, że teraz nie mogę przestać o nim myśleć. Siedział zawzięcie w mojej głowie i nie chciał jej opuścić. To rozmyślanie o nim zaczęło mnie męczyć. Wiedziałam, że muszę położyć temu kres. Dał mi do zrozumienia, że to koniec, że więcej nie będziemy się ze sobą widywać, więc i ja muszę przestać o nim rozmyślać. To chore.
Wyszłam szybko spod prysznica chcąc wreszcie położyć się spać. Pragnęłam zasnąć, oczyścić wreszcie mój umysł i zapomnieć chociaż na chwilę. Założyłam na siebie dresowe spodenki i jakąś koszulkę by po chwili ułożyć się wygodnie w ciepłym łóżku. Próbowałam usnąć, niestety bezskutecznie. Ciężko jest spać kiedy, jesteśmy pełni uczuć, których nie sposób wypowiedzieć słowami.

 Wiem, że krótki, przepraszam. Starałam się, naprawdę. 

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 12

    Nagle muzyka, która towarzyszyła mi podczas ćwiczeń gwałtownie ucichła. Odwróciłam się błyskawicznie i moim oczom ukazał się Anthony opierający się o drążek z pilotem od wieży w dłoni. Duża sala wydawała się teraz wyjątkowo ogromna, kiedy była kompletnie pusta, nie licząc naszej dwójki.
-Ile jeszcze zamierasz się katować? - spytał cicho patrząc na mnie przenikliwie.
-Tyle ile będzie potrzeba. - odparłam. - Włącz muzykę. - dodałam poprawiając jednocześnie mojego koka.
-Nie. - powiedział krótko.
Zmarszczyłam swoje brwi, ale po chwili namysłu wróciłam do ćwiczeń. Brak muzyki mi nie przeszkodzi. Anthony mi nie przeszkodzi. Chcę być sama.
Poczułam na swojej talii jego dłonie, gdy wykonywałam piruet fouette, złapał mnie delikatnie, ale stanowczo i obrócił w swoją stronę.
-Co się dzieje Destiny? - zapytał spoglądając na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Wzruszyłam tylko ramionami, a do moich uszu dotarło ciche westchnięcie.
-Po całym dniu szkoły i treningu ty wciąż siedzisz w sali i wałkujesz kolejne ćwiczenia, to nie jest normalne zachowanie. Coś cię gryzie, widzę to. - jego ton głosu był wyjątkowo spokojny i poważny.
Martwi się o mnie, a ja go tylko od siebie odpycham. Poczułam się z tym wyjątkowo źle. Odtrącałam od siebie jedynego przyjaciela jakiego mam.
-Moi rodzice się rozwodzą. - odparłam w końcu cicho. - Nie mam już siły... ja... to dla mnie trudne, rozumiesz? - szepnęłam a moje oczy się załzawiły.
Anthony nic nie powiedział, jedynie objął mnie szczelnie ramionami. Przyznam, że poczułam się o wiele lepiej kiedy w końcu mu o tym powiedziałam. On należał do tych osób, które zawsze wysłuchają, ale nie ocenią pochopnie. Po prostu był. Dobrze jest mieć kogoś takiego przy sobie.
-Idź się przebierz, odprowadzę cię do domu. - mruknął popychając mnie w stronę wyjścia.
Nie protestowałam i szybko skierowałam swoje kroki do szatni. Zrzuciłam z siebie strój i wcisnęłam na siebie obcisłe dżinsy oraz luźną koszulkę w paski. Przysiadłam na ławce i zajęłam się wiązaniem adidasów. W końcu mogłam tylko sięgnąć po torbę i opuścić pomieszczenie. Anthony czekał zaraz przy drzwiach. Gdy  razem opuściliśmy szkołę, było już grubo po osiemnastej.
Szliśmy i rozmawialiśmy. Tak naturalnie... lekko. Jak bywało wcześniej. Sama nie mogę uwierzyć w to jak duży wpływ wywarła na mnie obecna sytuacja w domu. Coś co trwało przez całe moje życie nagle rozpadło się na drobne kawałeczki, a ja nie mogę z tym nic zrobić.Trudno się dziwić, że to mnie dotknęło.
-Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, dobrze? - powiedział uśmiechając się do mnie delikatnie, kiedy już stałam przed domem.
Zrobiło się ciemno i dosyć chłodno. Z latarni sączyło się ciepłe światło, do których lgnęły ćmy trzepocząc skrzydełkami. Kiwnęłam głową, a Anthony zrobił dwa kroki w moją stronę i objął mnie krótko na pożegnanie po czym złożył na moim policzku krótki pocałunek. Usłyszałam głośny trzask drzwi od samochodu, a zaraz potem męski głos, który natychmiast poznałam...
-Fosher! Czy korzystanie z telefonu cię przerasta? - Oliver stanął obok nas z niechęcią patrząc na Anthony'ego.
Nie spodobało mi się to, że odezwał się do mnie po nazwisku. Nie spodobał mi się też jego ton. Mimowolnie zacisnęłam dłoń na ramieniu, w miejscu gdzie ostatnim razem spoczywała jego ręka. Wciąż miałam tam bolącego siniaka.
-Co ty tu robisz? - spytałam natychmiast bo jego obecność naprawdę mnie zdziwiła.
Ten tylko mnie zignorował i posłał mojemu przyjacielowi tak chłodne spojrzenie, że od razu pomyślałam iż zaraz go uderzy.
-Och.. o tak. Poznajcie się. - mruknęłam cicho i zapoznałam ich ze sobą podając imiona.
Anthony wyciągnął dłoń ku Oliverowi, ale ten nawet jej nie uścisnął. Otworzyłam szeroko oczy zdziwiona jego chamstwem, ale nim zdążyłam coś powiedzieć niewzruszony Anthony pożegnał się ze mną i odszedł w stronę swojego domu najwyraźniej chcąc zostawić nas samych. Odwrócił się jeszcze na moment, aby pomachać do mnie radośnie na co uśmiechnęłam się szczerze.
Mój uśmiech zniknął z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił.
-Musisz się zachowywać jak palant? - zapytałam zła na bruneta. - Po co przyjechałeś? - mój ton nie zabrzmiał miło, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
-Matt jest u mnie i chyba powinnaś się z nim zobaczyć. - odpowiedział szorstko odwracając się do mnie plecami.
Podszedł do swojego samochodu, który zaparkował zaraz przy chodniku i otworzył mi drzwi. Zmarszczyłam swoje brwi. Ostatnio w ogóle nie miałam kontaktu z bratem, dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie odbierał więc sobie po prostu darowałam.
-Czemu miałabym z tobą gdzieś jechać? - zapytałam podejrzliwie.
W końcu niezbyt dobrze wspominałam naszą ostatnią „przejażdżkę”.
-Bo twojego brata zdradziła dziewczyna! - podniósł swój głos zniecierpliwiony. - Właśnie siedzi u mnie w domu i nie chce z nikim rozmawiać, więc może wreszcie zechcesz wpakować swój zacny tyłek do samochodu, księżniczko? - wytknął mi oschle.
Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie się odezwać. Hope zdradziła Matta? Nie, to niemożliwe. Wsiadłam bezwiednie do auta i zapięłam pasy. Przecież oni są dla siebie stworzeni. Kochają się. To jakiś głupi żart. Ona by tego nie zrobiła, byłam pewna.
Nie wiem kiedy to się stało, ale staliśmy na światłach, gdy Oliver zwrócił się do mnie.
-Kto to był? Ten cały Anthony? - zapytał zerkając na mnie.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Natychmiast przestałam rozmyślać o moim bracie i Hope.
-Kolega. - mruknęłam zdając sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie, gdy dostrzegłam jak napinają mu się mięśnie ze złości.
-Wszystkim kolegom pozwalasz się obmacywać? - warknął.
-Co? Nikt się z nikim nie obmacywał, zwariowałeś? - odparłam zszokowana.
Dłonie bruneta zacisnęły się mocniej na kierownicy. O co on się znowu wścieka? Czy wszystko mu tak strasznie przeszkadza ze mną w roli głównej? Zapadłam się bardziej w fotelu i już do końca jazdy nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Patrzyłam przez okno pustym wzrokiem zupełnie nie zwracając uwagi na to co widzę.


- Długo jeszcze zamierzasz milczeć? - zapytałam brata siedzącego na kanapie w salonie Olivera.
Siedziałam na pufie, którą podsunęłam blisko chłopaka już dobre pół godziny. Nie odezwał się do mnie słowem, a jedyne co był w stanie robić to napełniać szklankę whisky, którą opróżniał w przerażająco szybkim tempie. Oliver siedział w kuchni razem z Lee, do moich uszu docierały ich stłumione głosy.
-Ufałem jej. - wychrypiał Matt i natychmiast upił łyk alkoholu.
Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że w końcu zechciał się do mnie odezwać, ale z drugiej coś przewróciło się z moim żołądku. Patrzenie na jego cierpienie było okropne.
-Matt... - szepnęłam rozpaczliwie. - Będziecie musieli porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko. - zaczęłam swój monolog ostrożnie dobierając słowa, kiedy ktoś mocno trzasnął drzwiami w przedpokoju i po chwili ujrzałam twarz Nichollsa.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, za moment w pomieszczeniu pojawił się też Sykes z Lee.
-To jak? Idziemy na imprezę, co? - odparł beztroskim tonem podchodząc do mojego brata.
Byłam pewna, że ten go zignoruje i na powrót upije łyk whisky ze swojej szklanki, ale po chwili namysłu wstał z kanapy.
-I to mi się podoba! - zaśmiał się Nicholls. - No, zwijamy się chłopaki. - spojrzał na mnie i natychmiast dodał. - Przykro mi Destiny, ale to ma być męski wieczór.
Kiwnęłam głową w duchu dziękując perkusiście. Może rzeczywiście Matt powinien się teraz rozerwać, a nie słuchać moich marnych pocieszeń. Oliver mruknął coś do przyjaciół, którzy po chwili opuścili jego dom wcześniej się ze mną żegnając. Kiedy drzwi za nimi się zamknęły mieszkanie wypełniła dziwna cisza, a w oddali było słychać śmiech Nichollsa. Spojrzałam na Olivera, który skierował swoje kroki do drzwi balkonowych, aby wyjść na zewnątrz. Widziałam jak wyciąga z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę po czym opiera się o balustradę. Bez zastanowienia wstałam z pufy i podeszłam do niego. Na dworze było zimno, a ja wciąż miałam na sobie jedynie koszulkę w paski. W ciemności wyraźnie było widać żarzący się koniec odpalonego papierosa. Stanęłam obok bruneta i wpatrzyłam się w jego profil, milczeliśmy dopóki nie skończył palić.
-Lubię cię Oliver. - powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Te słowa po prostu się ze mnie wydostały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało.
Brunet uśmiechnął się pod nosem i odepchnął się od balustrady stając tym samym naprzeciwko mnie. Nachylił się nade mną, a moje serce zaczęło mocniej bić. Poczułam ciepłe wargi na moich ustach i dopiero teraz przypomniałam sobie jakie to wspaniałe uczucie, kiedy on mnie całuje. Zapomniałam o tym, że mi zimno, że jeszcze niedawno byłam na niego zła i że pewnie będę tego żałować. Odsunął się ode mnie i mruknął prosto w moje usta.
-Też cię lubię.
Zaśmiałam się cicho, a na moje policzki wpłynęły rumieńce. Cieszyłam się, że było ciemno i nie był w stanie ich dostrzec.
-Chodź do środka, zimno ci. - powiedział łapiąc mnie za ramię i przeprowadzając przez próg.
Syknęłam cicho, Oliver słysząc to natychmiast mnie puścił, a gdy byliśmy już w oświetlonym salonie spojrzał na moje ramię.
-To ja? - spytał niepewnie wskazując na siniaka.
Kiwnęłam tylko głową, bo wiedziałam że głos by mi się załamał, gdybym zechciała się odezwać. Jego spojrzenie było zatroskane i smutne.
-Odwiozę cię do domu. - powiedział, a jego ton był wyjątkowo bezbarwny.
Już chciał się odwrócić do mnie plecami, ale natychmiast odparłam:
-Oliver, to nie twoja... - przerwałam zdając sobie sprawę, że to co chcę powiedzieć jest bezsensu.
-To moja wina, dobrze o tym wiesz. Nie broń mnie. Zachowałem się jak dupek i to co teraz zobaczyłem tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że musisz się ode mnie trzymać z daleka. - powiedział beznamiętnie.
Zmarszczyłam swoje brwi. Nigdy nie rozmawialiśmy w ten sposób.
-Przestań. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku. - mruknęłam bo już nic kompletnie nie rozumiałam.
Jak mam się trzymać od niego z daleka, kiedy coraz bardziej się do siebie zbliżamy?
-Odwiozę cię.
-Ale... - zaczęłam napastliwym tonem.
-Odwiozę cię. - uciął rozmowę.

Oddaję rozdział 12. w wasze ręce. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić. Naprawdę mi przykro, ale nie mam ostatnio weny.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 11.

      Wyczerpana po całym dniu samotnie przemierzałam szkolny korytarz kierując się w stronę wyjścia. Czułam dosłownie wszystkie mięśnie, które pulsowały nieprzyjemnym bólem. Odgarnęłam z twarzy rozczochrane włosy, po czym mocno popchnęłam drzwi na zewnątrz. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach deszczu, który gościł w Sheffield od samego rana. Niebo pokrywały ciemne, gęste chmury zapowiadające brzydką pogodę do końca tego ponurego dnia. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po okolicy. W momencie, gdy ujrzałam granatowe auto Olivera natychmiast skierowałam się w jego stronę. Przez te kilkanaście sekund, w które przemierzyłam dzielącą nas odległość zdążyłam cała zmoknąć. W ekspresowym tempie otworzyłam drzwi od strony pasażera i jak poparzona usiadłam na miejscu. Spojrzałam w swoją prawą stronę i ujrzałam obojętną twarz Olivera. Zmarszczyłam swoje brwi zgarniając jednocześnie mokre włosy na jedną stronę. Chyba dzisiejszego dnia humor mu nie dopisywał.
-Umm...hej? - odparłam, ale to powitanie zabrzmiało zupełnie jak niepewnie zadane pytanie.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przywołałam do swoich myśli to, że zaledwie kilka dni temu między nami układało się naprawdę dobrze i w ogóle nie odczuwałam bijącego od niego chłodu. Natomiast teraz czułam jakby jego ciemne tęczówki miały mnie zmrozić w przeciągu ułamka sekundy.
-Twoja torebka jest w schowku. - powiedział obojętnie zupełnie ignorując wypowiedziane przeze mnie słowa.
Odpalił silnik, a ja sięgnęłam do schowka, w którym spoczywała moja własność. Wyciągnęłam swoją torebkę i rzuciłam mu zaciekawione spojrzenie.
-Stało się coś? - spytałam dostrzegając jego zaciśniętą szczękę oraz dłonie, na których pobielały kostki od zbyt mocnego trzymania kierownicy.
Jechał wyjątkowo szybko, całą swoją uwagę skupiając na drodze. Poczułam się niepewnie, gdy wyprzedzał wszystkie auta, które jechały przed nami.
-Oliver! - po wnętrzu samochodu rozniósł się mój głos. - Możesz mi powiedzieć o co chodzi? - poczułam rosnącą złość i irytację.
Nie dość, że jedzie tak, że boję się o własny tyłek to jeszcze mnie ignoruje. Palant. Z rozchylonymi ustami wpatrywałam się w jego sylwetkę nie mogąc rozszyfrować jego zachowania.
-Zamknij się do jasnej cholery! - słowa, które wypowiedział w moją stronę zabrzmiały tak ostro i agresywnie, że zamarłam. - Próbuję się skupić na drodze. 
W moim podbrzuszu pojawiło się nieprzyjemne uczucie... Bałam się go? Odwróciłam twarz nie chcąc albo i nie mogąc się w niego dłużej wpatrywać. Spojrzałam za szybę, w którą cicho dudniły krople deszczu spływające po jej powierzchni.
-Jak z rodzicami? - zapytał już nieco spokojniej. Co z nim jest nie tak? - pomyślałam. Najpierw się na mnie wydziera a potem pyta co u mnie.
-Nijak. - warknęłam nie spodziewając się kompletnie, że jestem w ogóle w stanie przesycić jedno słowo taką ilością jadu.
Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, a ja sama zdziwiłam się, że to jest to jeszcze możliwe.
-Nie odzywaj się do mnie tym tonem. - usłyszałam jego ostry głos na co aż podskoczyłam na siedzeniu.
Miałam ochotę się na niego wydrzeć, ale najzwyczajniej w świecie się bałam. Zacisnęłam mocno wargi a moje oczy załzawiły się mimowolnie.
-Zatrzymaj się. - powiedziałam spokojnie i sięgnęłam dłonią do pasów.
Spojrzał na mnie wściekły, ale zrobił to o co poprosiłam. Zahamował tak gwałtownie, że aż poczułam szarpnięcie. Odpięłam pasy i spojrzałam na Olivera. Przeczesał dłonią włosy i wlepił martwe spojrzenie w jeden punkt znajdujący się za przednią szybą.
-Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam zamiaru przebywać w twoim towarzystwie kiedy jesteś w takim stanie. - mruknęłam cicho zastanawiając się czy to dobrze, że w ogóle się odzywam.
Spojrzał na mnie z kpiną wymalowaną w oczach i sarkastycznym uśmiechem na twarzy.
-To wypierdalaj a nie zawracasz mi tyłek. - warknął w moją stronę.
Poczułam się jakbym dostała w twarz. Dosłownie. Spuściłam wzrok i sięgnęłam po dwie torebki, które spoczywały na moich kolanach. Szybko otworzyłam drzwi i wyślizgnęłam się z auta prosto w ulewę. Usłyszałam pisk opon jego samochodu, ale nie odwróciłam się w jego stronę. Potraktował mnie jak szmatę. Nie wiem, w którym momencie z moich oczu zaczęły sączyć się słone łzy, które mieszały się z kroplami deszczu.
Wepchnęłam imprezową torebkę do tej większej i rozejrzałam się po okolicy. Znajdowałam się jakieś czterdzieści minut drogi od mojego domu. Pieprzone objazdy. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę domu stawiając duże kroki. Byłam już przemoczona do suchej nitki, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. W mojej głowie wciąż dudniły jego słowa wypowiedziane tym ostrym tonem. Co mu dzisiaj odbiło? A może to nie dzisiaj? Może on najzwyczajniej w świecie taki jest? Przecież go nie znam.
Przypomniałam sobie jak w nocy, kiedy u niego spałam musiał mnie przenosić do jego sypialni. Tamten Oliver pod żadnym pozorem nie przypominał tego sprzed kilku minut. Starałam się otrzeć łzy, ale sama już nie wiedziałam czy to słone krople czy też może deszcz.
Szłam miarowym krokiem kilkanaście minut, kiedy usłyszałam warkot silnika zaraz przy mnie. Odwróciłam swoją głowę i ujrzałam auto, którego widok najchętniej wyrzuciłabym z pamięci.
-Wsiadaj! - usłyszałam głos Olivera starającego się przekrzyczeć ulewę.
Zignorowałam to zupełnie i szłam dalej przed siebie nie zwracając uwagi na trąbienie.
-Destiny, wsiadaj kurwa do tego samochodu! - krzyknął donośnie na co tylko się wzdrygnęłam.
Pokręciłam przecząco głową stawiając kolejne kroki. Brunet zatrzymał samochód zaciągając ręczny i wysiadł trzaskając mocno drzwiami. Okrążył auto i stanął zaraz przede mną. Ścisnął moje ramię po czym otworzył drzwi pasażera.
-Puść mnie. - powiedziałam zanim zdążył mnie bezceremonialnie wpakować do auta.
Z moich oczu popłynął kolejny strumień łez, gdy czułam żelazny uścisk jego ręki. Nagle jakby dostrzegł, że płaczę bo jego oczy zmiękły na chwilę, a dłoń na moim ramieniu rozchyliła się nieznacznie. Pociągnął mnie delikatnie na dół tak, że musiałam ugiąć kolana po czym popchnął prosto na siedzenie w środku auta. Zrobił to jednak delikatnie, jego ruchy znacznie różniły się od tych sprzed chwili. Przypominał starego Olivera. Pochylił się nade mną opierając ręce na dachu samochodu.
-Przepraszam Destiny, przepraszam. - mruknął zachrypniętym głosem patrząc prosto w moje oczy. Podobał mi się sposób w jaki wymawiał moje imię. Ten charakterystyczny głos i to jak stawiał akcent. Destiny.
Nim się obejrzałam siedział na miejscu kierowcy i starannie ustawiał klimatyzację oraz wszelkie ciepłe nadmuchy.
-Jesteś cała mokra. - mruknął pod nosem dostrzegając to, że się trzęsę.
-Kazałeś mi wypierdalać, trudno się dziwić, że zmokłam. - odparłam oschle zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Przeprosił mnie. Żałował...chyba.
Nerwowo wciągnął powietrze, ale obrócił się w moją stronę. Zmarszczył swoje brwi, gdy dostrzegł moje czerwone i opuchnięte oczy.
-Nie płacz. - powiedział cicho i skierował dłoń ku mojej twarzy.
Chciałam się cofnąć, ale zamarłam w bezruchu. Delikatnie otarł każdą łzę znajdującą się na moich policzkach Jego dłoń już dawno powinna obejmować kierownicę lecz zamiast tego czułam jak spokojnie gładzi moją twarz zupełnie jakby chciałby mnie utulić do snu.
Nie byłam w stanie się poruszyć. Patrzyłam prosto w brązowe tęczówki, które przybrały ciepły odcień wpatrując się w moją twarz. Uśmiechnął się lekko, kiedy jego kciuk jakby na pożegnanie pogłaskał kącik moich ust.
Gdy wreszcie jego dłonie spoczywały spokojnie na kierownicy poczułam jakby czegoś mi brakowało. Oliver ruszył sprawnie, aby po chwili szybko przemierzać ulice pokryte kałużami. Siedziałam w ciszy nie chcąc zniszczyć słowami atmosfery, która pomiędzy nami zapanowała. Zapięłam pasy po czym objęłam zziębnięte ramiona dłońmi. Wyjrzałam przez okno – na zewnątrz robiło się coraz ciemniej przez co obraz za szybą wydawał się wyjątkowo ponury. Pokręciłam głową z niedowierzaniem zastanawiając się nad tym co dzisiaj wydarzyło się między mną a Oliverem. Jest bipolarnym dupkiem, a mimo to jakoś wyjątkowo łatwo przyszło mi przyjąć jego przeprosiny.
-Powiesz mi co się stało? - odwróciłam się spoglądając niepewnie w jego stronę.
Mięśnie na jego barkach napięły się, aby po chwili już się rozluźnić. Odetchnęłam z ulgą.
-Czemu zakładasz, że coś musiało się stać? - odpowiedział pytaniem na pytanie mrużąc przy tym powieki.
Zastanowiłam się chwilę nad tym co usłyszałam patrząc na jego profil.
-Nie dopuszczam do siebie myśli, że mógłbyś mnie potraktować jak głupią, natrętną sukę zupełnie bez powodu. - odparłam wzruszając przy tym obojętnie ramionami.
Jednak zaistniała sytuacja kompletnie nie była mi obojętna. Nie wiem na kogo byłam bardziej zła – na niego za to wszystko czy na siebie, bo tak szybko mu wybaczyłam wbrew samej sobie.
-Gdybym mógł ci powiedzieć, zrobiłbym to już wcześniej. - westchnął parkując przy mojej kamienicy.
Obrócił się w moją stronę opierając się przedramieniem o kierownicę. Wlepił we mnie swoje spojrzenie na co zarumieniłam się delikatnie i całą swoją uwagę skupiłam na uderzaniu kropel deszczu w karoserię samochodu oraz szyby. Do moich uszu dobiegło ciche parsknięcie śmiechem. Rzuciłam wzrokiem na Olivera – jego twarz pokrywał ten charakterystyczny uśmiech, który w tak krótkim czasie zdążyłam polubić.
-Muszę już iść. - odparłam cicho chowając równocześnie kosmyk włosów za ucho.
Sięgnęłam do drzwi i uchyliłam je chcąc już wyjść.
-Nie pożegnasz się? - spytał Oliver unosząc swoje brwi stukając przy tym miarowo palcami w kierownicę.
-Na razie? - mruknęłam pytająco na co brunet przewrócił tylko oczami, po czym sięgnął po telefon najwyraźniej chcąc coś sprawdzić.
Zaśmiałam się tylko pod nosem i opuściłam pojazd zatrzaskując mocno drzwi. Zastanowiłam się chwilę i szybko okrążyłam maskę samochodu. Po mojej twarzy spływały zimne krople deszczu a same włosy były już mokre. Gdy stanęłam przed drzwiami do kierowcy zastukałam cicho w szybę. Zdziwiony Oliver odsunął ją natychmiast i spojrzał na mnie pytająco. Zamiast powiedzieć cokolwiek nachyliłam się delikatnie i musnęłam jego policzek chłodnymi od panującego zimna ustami.
-Do zobaczenia Destiny. - powiedział uśmiechając się z zadowoleniem.
Jego pożegnanie zabrzmiało jak obietnica. Westchnęłam cicho i biegiem skierowałam się w stronę wejścia do mieszkania, aby nie zmoknąć jeszcze bardziej. Na szczęście po chwili znajdowałam się już w przedpokoju. Zamknęłam za sobą drzwi przekręcając zamek – mamy jeszcze nie było. Pewnie przyjdzie w środku nocy tak jak to miała w zwyczaju robić od rozstania z ojcem.
Odetchnęłam głęboko zastanawiając się nad słowami Olivera. Gdybym mógł ci powiedzieć, zrobiłbym to już wcześniej. O co mu chodziło? Znając jego charakter wpakował się w jakieś kłopoty. Jeszcze niedawno byłoby mi zupełnie obojętne to czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo, teraz na samą myśl o tym coś przewróciło się w moim żołądku. Cholera, po co ja się zamartwiam? Oliver zapewne traktuje mnie jak kolejną zabawkę, którą koniec końców porzuci. Nie raz słyszałam o jego podejściu do dziewczyn, a teraz z każdym kolejnym dniem czuję, że przywiązuję się do niego coraz bardziej.
Potrząsnęłam głową w nadziei, że to pozwoli mi odgonić niepotrzebne myśli. Skierowałam swoje kroki do mojej łazienki po czym zrzuciłam z ciała przemoczone ubrania. Wzięłam gorący prysznic z nadzieją, że nie będę chora w najbliższym czasie. Czułam się wyjątkowo dobrze, gdy wraz z wodą mój umysł opuszczały wszelkie natrętne myśli i dylematy. Kiedy już skończyłam owinęłam ciało białym, puszystym ręcznikiem i z przerażeniem dostrzegłam na ramieniu siny ślad. Dokładnie w miejscu, w którym Oliver ścisnął moją rękę. Musiałam być tak wściekła i przerażona w tamtej chwili, że nawet nie poczułam jak mocno jego dłoń objęła moje ramię.
Odwróciłam szybko twarz, aby nie musieć na to patrzeć. Nie chciałam przypominać sobie tego w jaki sposób się do mnie zwracał na początku naszego spotkania. Mimo moich starań jego słowa boleśnie dźwięczały w mojej głowie...


Wiem, że ten rozdział pozostawia wiele do życzenia, ale aktualnie nie jestem w stanie napisać czegokolwiek lepszego. :( 
Bardzo ładnie proszę o komentarze kochani - to dużo dla mnie znaczy. :3

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 10.

      Przebudziły mnie ciepłe promienie słońca wdzierające się do pokoju. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu byłam wyjątkowo wypoczęta. Do moich nozdrzy dotarł zapach męskich perfum, czułam je na miękkiej poduszce, na której spoczywała moja głowa. Podniosłam się niechętnie do pozycji siedzącej i zdezorientowana zmarszczyłam brwi. Znajdowałam się w sypialni Olivera, a nie jak przypuszczałam w salonie na kanapie. Zrzuciłam z siebie białą pościel i zwlekłam się z wygodnego łóżka. Ułożyłam ładnie kołdrę nie chcąc wkurzać tego cholernego pedanta. Panele nieprzyjemnie ochładzały moje gołe stopy. Miałam na sobie jedynie męską koszulkę ledwo zakrywającej mój tyłek. Odgarnęłam dłonią rozczochrane włosy i wyszłam z pomieszczenia rozglądając się po korytarzu. Weszłam do salonu, gdzie już ubrany Oliver dawał jeść swojemu psu. Uśmiechnęłam się na ten widok. Sykes pogłaskał Oskara po grzbiecie i spojrzał na mnie po chwili.
-I jak się spało? - spytał siadając na kanapie.
-Z tego co pamiętam to zasnęłam tutaj. - odparłam wskazując na sofę.
Spojrzał na mnie z uznaniem kiwając głową.
-Spostrzegawcza jesteś, naprawdę. - powiedział uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób. - Miałaś nie spać, sama tak powiedziałaś. Kanapa jest niewygodna, więc cię przeniosłem. - wzruszył ramionami.
-Nie musiałeś. - mruknęłam zakładając ręce na piersi.
Czy on za wszelką cenę chciał sprawić, żebym czuła się najzwyczajniej w świecie głupio?
-Wiem, że nie musiałem. Tak naprawdę to chciałem w spokoju pooglądać telewizję. - dodał puszczając do mnie oczko.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na niego, ale już nic nie powiedziałam. Oskar podbiegł do mnie machając przyjaźnie ogonem. Zaczął na mnie skakać więc schyliłam się, żeby go pogłaskać. Po chwili siedziałam już na podłodze i bawiłam się z psem. Był uroczy. Śmiałam się cicho, gdy podgryzał moje palce chcąc zwrócić na siebie moją uwagę.
-Chcesz herbaty czy kawy? - krzyknął Oli z kuchni.
-Herbaty. - odpowiedziałam od razu.
Wstałam z podłogi i sięgnęłam po moją torebkę leżącą na stoliku znajdującym się obok kanapy. Wzięłam w dłoń telefon i przejechałam palcem po wyświetlaczu aby go odblokować. Moim oczom ukazało się dziewięć nieodebranych połączeń od Matta i cztery od ojca. Usunęłam powiadomienia i zablokowałam telefon ignorując to zupełnie. Skierowałam się do kuchni, po której roznosił się przyjemny zapach kawy. Oliver postawił przy mnie kubek z ciepłą herbatą.
-Posłodziłem jedną. - mruknął siadając przy wysepce i upijając łyk swojej kawy.
Pamiętał. Uśmiechnęłam się pod nosem zasiadając jednocześnie naprzeciwko niego. Oskar krzątał się przy moich nogach więc wzięłam go na kolana. Ułożył swój łepek na blacie i patrzył spokojnie na pana.
-Masz ochotę coś zjeść? - zapytał Oli spoglądając na mnie.
Pokręciłam głową. Nie chciałam mu sprawiać problemów.
-Na pewno? - uniósł swoje brwi do góry i nie spuszczał ze mnie spojrzenia.
-Na pewno, zjem w domu. - odparłam siląc się na uśmiech.
Szczerze mówiąc nie chciałam tam wracać. Wolałabym uniknąć konfrontacji z rodzicami, ale z drugiej strony tak bardzo szkoda mi mamy. Może już wie. Ciekawa jestem jak zareagowała albo zareaguje. Przecież kochała tatę. Kochała go bardzo mocno, a on zrobił jej coś tak paskudnego. Wszyscy naokoło są tacy fałszywi... Jak można skrzywdzić osobę, którą się kochało i to jeszcze w taki okropny sposób? Nie rozumiem tego, nie chcę tego zrozumieć. Mam wrażenie, że jestem oderwana od współczesnego świata. Zupełnie nie pojmuję tego czym ludzie się dzisiaj kierują. Wszystko jest takie beznadziejne. Było mi po prostu źle.
Spuściłam głowę i pogłaskałam delikatnie Oskara spoczywającego na moich kolanach. Piesek przymknął oczy i poddał się pieszczocie. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, było już grubo po jedenastej.
-Będę się już zbierać. - mruknęłam po czym zeskoczyłam z krzesła wcześniej ostrożnie zdejmując Oskara.
Szybko udałam się do łazienki, żeby się ogarnąć. Wcisnęłam się na powrót w sukienkę i zapięłam tyle guzików ile byłam w stanie. Złożyłam koszulkę Olivera, którą mi pożyczył i na powrót udałam się do kuchni. Pan porządnicki mył właśnie tą ogromną stertę naczyń składającą się z całych dwóch kubków. Odłożyłam jego koszulkę na blat po czym odwróciłam się do niego plecami chrząkając przy tym cicho. Wytarł mokre dłonie o ręcznik rzucając go następnie bezładu na blat.
-Taka bezradna... - mruknął pod nosem sprawnie zapinając kolejne guziki.
Jego długie palce raz po raz muskały moją nagą skórę. Mogłam się założyć, że po jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Przewróciłam tylko oczami aby po chwili odsunąć się już na bezpieczną odległość.
-Dziękuję, że mogłam u ciebie przenocować. - odparłam kierując się do wyjścia.
-Nie ma sprawy.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam kiedy już wcisnęłam na nogi buty. - Nie dodasz żadnego zgryźliwego komentarza?
Parsknął śmiechem i pokręcił głową.
-Odwiozę cię. - dodał po chwili sięgając po kluczyki do samochodu.
-Nie trzeba, przejdę się. - mruknęłam naciskając klamkę.
Nie odpowiedział tylko wyszedł za mną z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz.
Czyli nie mam nic do gadania, tak? No jasne. Zeszliśmy w ciszy po schodach, aby po chwili stanąć już na świeżym powietrzu. Było ciepło, słońce przyjemnie świeciło. O dziwo na niebie nie było ani jednej chmurki. Zmrużyłam oczy od nadmiaru promieni słonecznych, a Oli zaprowadził mnie do swojego auta. Otworzył mi drzwi, spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale ten tylko popchnął mnie lekko do środka. Usiadłam posłusznie i wlepiłam wzrok w Sykes'a okrążającego maskę samochodu. Po chwili siedział już obok mnie, odpalił silnik i włączył muzykę.
-Zapnij pasy. - mruknął nawet na mnie nie patrząc.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ale zrobiłam to o co mnie prosił. W głośnikach rozbrzmiała piosenka Linkin Park więc odruchowo sięgnęłam do odtwarzacza aby podgłośnić. Oliver zrobił w tym czasie dokładnie to samo więc poczułam na swojej dłoni jego palce. Natychmiast odsunęłam rękę kątem oka zauważając uśmiech wpełzający na twarz Sykes'a.
-Masz zimne dłonie. - odparł skupiając się na drodze.
-Od zawsze. - mruknęłam cicho w odpowiedzi.
Czułam się spięta, sama nie wiem dlaczego. Splotłam swoje palce i wepchnęłam dłonie między mocno ściśnięte kolana. Skierowałam swoje spojrzenie za szybę wpatrując się w budynki i ludzi chodzących po chodnikach. Nim się obejrzałam Oliver zaparkował w centrum obok mojej kamienicy. Ocknęłam się i odpięłam pasy po czym odwróciłam się w jego stronę.
-Dziękuję. - posłałam mu wdzięczny uśmiech, ale westchnęłam przy tym cicho myśląc o tym, że nieuchronnie zbliża się rozmowa z moimi rodzicami.
-Dasz radę. - odparł jakby czytając mi w myślach.
Kiwnęłam tylko lekko głową po czym wyszłam z samochodu. Zamknęłam delikatnie drzwi i skierowałam się w stronę domu. Zanim weszłam do środka obróciłam jeszcze głowę – Sykes jeszcze nie odjechał, czekał aż wejdę do domu. Popchnęłam klamkę drzwi uśmiechając się pod nosem. Pierwszą rzeczą na jaką spojrzałam był żyrandol. Kryształki odbijały światło tworząc gdzieniegdzie świetlistą tęczę.
Kiedy weszłam do mieszkania od razu skierowałam się w stronę kuchni. Ku mojemu zdziwieniu oprócz rodziców przy stole siedział również Matt. Ich rozmowa ucichła kiedy mnie zobaczyli. Mój brat wstał gwałtownie i spojrzał na mnie wściekły.
-Gdzie ty się podziewałaś i czemu do jasnej cholery nie odbierasz telefonu? - spytał natychmiast.
Nie odpowiedziałam bo zdałam sobie sprawę, że moja torebka z telefonem wciąż spoczywa na stoliku w mieszkaniu Olivera. Przeklęłam w duchu i posłałam bratu nienawistne spojrzenie.
-Gdzie nocowałaś? - spytał spokojnie tata bawiąc się kluczykami do samochodu.
Rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę mamy. Jej długie i gęste blond włosy były poplątane, a oczy zapłakane. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
-U Olivera. - odparłam obojętnie zasiadając równocześnie naprzeciwko kobiety.
Matt zmarszczył brwi ze zdziwienia i przysiadł obok mnie. Odsunęłam się nieznacznie.
-Nie podoba mi się to. - mruknął ojciec patrząc na mnie przenikliwie.
-Daj jej spokój Charles. - wtrąciła mama słabym głosem. - Moja córka nie jest głupia. 
- Nasza córka. - poprawił ją natychmiast tata.
Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale zamiast tego siedziałam cicho z martwym wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeni.
-Rozwodzimy się. - odparła Carolyn jakby sama do siebie.
Kiwnęłam głową i wstałam od stołu natychmiast kierując się do swojego pokoju. Kiedy znalazłam się już na moim łóżku zwinęłam się w kłębek. Czekałam na łzy, ale nie chciały przyjść. Nie chciały wyswobodzić mnie z tego tępego bólu rozchodzącego się po całym ciele. Zamiast tego zwyczajnie nie mogłam złapać oddechu, poczułam jak moje serce zaczyna kołatać. Ogarnął mnie przeraźliwy lęk i panika. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam walczyć o swój oddech. Przykryłam usta wierzchem dłoni i wpatrzyłam się w jeden punkt na ścianie. Po kilku minutach bicie mojego serca powróciło do normalnego tempa a oddech się uspokoił. Odetchnęłam z ulgą i przykryłam twarz dłońmi. Od czasu do czasu miewałam takie ataki paniki. Nie miałam już siły.
Nie chciałam, żeby rodzice się rozwodzili. Mimo że ojciec skrzywdził mamę miałam jakąś głupią nadzieję, że ona mu wybaczy, że wszystko się ułoży. To chore, bo na jej miejscu zrobiłabym dokładnie to samo, ale z mojej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej. Kochałam tatę. Nie byłam w stanie i najzwyczajniej w świecie nie chciałam go przekreślać. Nigdy nie zapomnę jak nosił mnie na barana, gdy byłam mała, jak bawił się ze mną w chowanego, jak w każde moje urodziny jako pierwszy składał mi życzenia. Nie usunę z pamięci wszystkich chwil, które spędziliśmy wspólnie – wszelkich wyjazdów, wakacji, imprez rodzinnych. Choćbym nie wiem jak się starała on zawsze jest i będzie moim tatą i będę go kochać. Mimo że jego związek z mamą się rozpadł.
Z zamyśleń wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam, a mimo to po chwili w moim pokoju ukazała się sylwetka Matta. Podszedł do mnie i usiadł obok na łóżku, które skrzypnęło cicho pod jego ciężarem.
-Wiem, że powinienem ci powiedzieć. - mruknął.- Tobie albo mamie. 
Spojrzałam na niego – był zakłopotany.
-Ale miałem nadzieję, że wszystko się ułoży. Przepraszam. - dodał po chwili zerkając na moją twarz.
Kiwnęłam tylko głową i oparłam ją na jego ramieniu. Przymknęłam oczy. Matt pogładził mnie delikatnie po włosach.
-A tak na marginesie możesz mi wyjaśnić co ty robiłaś całą noc u Olivera? - spytał poważnym tonem spoglądając na mnie badawczo.
-Spałam Matt. - odparłam kładąc się na łóżku.
Przewrócił tylko oczami, wiedział że nie mam zamiaru wracać do tego tematu. Niech moja relacja z Oliverem pozostanie tylko między mną a nim. Nie chciałam wzbudzać żadnych podejrzeń Matta, bo przecież nie miał o co się denerwować
Usłyszałam jego telefon, sięgnął po niego do kieszeni spodni i odebrał połączenie wcześniej mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Zaczął coś mówić, ale kompletnie się na tym nie skupiłam, patrzyłam się na sufit jakby było na nim coś niezmiernie ciekawego. Myślami krążyłam gdzieś zupełnie daleko.
-Destiny! - powiedział Matt machając mi telefonem przed oczami.
Zabrałam mu go i przyłożyłam do swojego ucha. Po drugiej stronie usłyszałam zachrypnięty głos Olivera.
-Nie zapomniałaś czegoś przypadkiem? - spytał od niechcenia.
-Wiem, wiem torebka. - odparłam od razu nie zwracając uwagi na jego niedbały ton. - Kiedy mogę ją odebrać?
-O której kończysz w poniedziałek? - zadał kolejne pytanie.
Zmarszczyłam swoje brwi, ale odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dodał jeszcze, że po mnie podjedzie i jedyne co teraz słyszałam to dźwięk zakończonego połączenia. Westchnęłam tylko i oddałam telefon wpatrującemu się we mnie bratu. Nic nie powiedział, ale patrzył się nieprzerwanie z nadzieją, że sama zacznę mówić.
-Jak zareagowała mama? - zapytałam zmieniając temat.
-Płakała. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Ale nie martw się, da sobie radę. Wezmą rozwód, życie będzie toczyć się dalej.
Dla mnie to wszystko wcale nie było takie proste. Ta sytuacja była taka przytłaczająca, czułam się okropnie. Jeżeli ja tak to przeżywam to co musi czuć mama? Współczułam jej, ale nie miałam sił aby iść z nią o tym porozmawiać, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku. Nie byłam do niej przywiązana, zawsze miałam lepszy kontakt z tatą mimo jego paskudnego charakteru. Kochałam ją bardzo, ale oddzielała nas jakaś bariera, która nie pozwalała na okazywanie swoich uczuć. Dobiło mnie to okropnie, bo wiedziałam, że teraz potrzebuje mojego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
Kiedy zeszliśmy na dół tata pakował swoje rzeczy do walizki. Oparłam się o futrynę drzwi i wpatrywałam się w każdy ruch jaki wykonywał. Był postawnym mężczyzną, ale w przeciągu tych kilku godzin wydawał mi się mniejszy i słabszy. Jego twarz wskazywała na duże zmęczenie. Kiedy skończył oparł ręce na biodrach uśmiechając się do mnie pocieszająco. Mimo że żywiłam do niego szczerą nienawiść po tym co zrobił odwzajemniłam ten gest. Wciąż mocno go kochałam.
-Chodź. - mruknął i objął moje ciało ramieniem prowadząc do salonu.
Usiedliśmy na kanapie, ojciec zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy po czym ponownie założył czarne oprawki na nos.
-Wiem, że to dla ciebie trudne Destiny, ale uwierz, że nie miałem na celu waszej krzywdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że popełniłem błąd, ale jedynym wyjściem z tej sytuacji jest rozwód, naprawdę. Kocham cię i nie chcę, żebyś mnie znienawidziła chociaż to zrozumiem. Zależy mi na tobie tak jak kiedyś i jest to kwestia bezsporna. - powiedział jak zwykle zachowując spokój.
-Kochasz tę kobietę? - zapytałam niepewnie po chwili ciszy zagryzając przy tym swoje wargi.
Poczułam smak krwi w ustach.
-Tak, kocham Stephanie. - odparł bez najmniejszego zastanowienia. - Przykro mi to mówić, ale z twoją mamą łączysz mnie już tylko ty.
Jego ostatnie słowa zabolały, ale nie dałam tego po sobie poznać. Kiwnęłam tylko głową. Kiedy tak siedzieliśmy w ciszy w salonie pojawiła się mama z Matt'em. Stanęła nad nami, w ręku trzymała kieliszek czerwonego wina.
-Próbujesz przeciągnąć naszą córeczkę na swoją stronę? - spytała ojca nie ukrywając wyrzutów.
Zacisnęła ciasno wargi, jej oczy były czerwone od płaczu. Ręka, w której dzierżyła szklany kieliszek trzęsła się niespokojnie. Przyznam, że nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Poczułam się jak rzecz, którą na siłę chce wyszarpać z cudzych ramion.
-Uspokój się Caroline. - odparł tata podnosząc się ciężko z kanapy. - Będę się już zbierał. - dodał i pożegnał się z nami krótko.
Ku mojemu zdziwieniu nawet podał sobie ręce z moim bratem – to było szokujące. Mama usiadła na miejscu ojca, poczułam nieprzyjemną woń alkoholu. Wzdrygnęłam się lekko.
-Jesteś taka śliczna. Nawet nie wiem kiedy tak wyrosłaś - dotknęła moich włosów. - Twój tata mnie zranił. - dodała po czym kontynuowała – Nigdy mu nie wybaczę. Obydwie nigdy mu nie wybaczymy, prawda? Przecież jesteśmy silne.
Jej pijackie wywody przyprawiły mnie o dreszcze na ciele. Poderwałam się z kanapy i natychmiast opuściłam pomieszczenie nawet nie oglądając się za siebie.
Zatrzasnęłam drzwi do swojej sypialni i oparłam się plecami o ich zimną powierzchnię. Moje ciało ogarnął niekontrolowany szloch. Osunęłam się powoli na podłogę po czym objęłam kolana ramionami.
Bałam się, tak cholernie się bałam. 


Komentujcie kochani, bo to bardzo motywuje do pracy! Wiem, że ostatnio miałam dość długą przerwę od pisania i mogłam stracić wielu czytelników, ale wierzę że jest was więcej niż ilość komentarzy pod ostatnim postem. :)) 


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 9.

     Byłam w szoku. Stanęłam w bezruchu przyglądając się sylwetce mojego ojca. Mimo że było ciemno bez problemu go rozpoznałam w przeciwieństwie do kobiety, którą obejmował. To nie była moja mama. Rozchyliłam usta ze zdziwienia, albo z niemożności złapania oddechu.
W jednej chwili poczułam rosnącą wściekłość. Bez najmniejszego zastanowienia podeszłam do niego i złapałam mocno za ramię zmuszając tym samym, żeby odwrócił się w moją stronę. Był zszokowany moją obecnością. Kobieta obok nie wiedziała o co chodzi, zarówno jak Oliver stojący przy mnie.
-Destiny... - zaczął tata spokojnie.
Jego ton wskazywał na to, że nawet nie jest zakłopotany. Spojrzałam mu prosto w oczy, które po nim odziedziczyłam.
-Jak mogłeś? - spytałam podnosząc głos.
-Jesteś pijana. - odpowiedział próbując mnie uspokoić.
Parsknęłam śmiechem. Ten fakt był chyba najmniej ważny w całej tej sytuacji.
Zdradził mamę. Cały czas ją zdradzał.
-Nienawidzę cię. Nienawidzę. - powiedziałam cicho.
Kobieta szepnęła coś do niego zakłopotana i zacisnęła palce na jego dłoni. Spojrzałam na nią pogardliwie. Ciemne włosy sięgały jej do ramion. Była bardzo szczupła, ale stosunkowo niska. Sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej osoby. Chyba jednak pozory mylą skoro jest zdolna do rozbicia czyjejś rodziny. Poczułam obrzydzenie i niechęć.
-Porozmawiamy w domu. - odparł ojciec wciąż zrównoważony i spokojny.
-W domu? W jakim domu do cholery? - krzyknęłam nie zważając na to, że znajdujemy się w centrum miasta. - Lepiej idź się pieprzyć z tą zdzirą skoro już zapomniałeś, że masz żonę i córkę. Wszystko zniszczyłeś!
Oliver złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie próbując uspokoić. Ojciec spojrzał na nas i pokręcił tylko głową z dezaprobatą, mimo to zachował swój kamienny wyraz twarzy.
-Nie mam zamiaru wysłuchiwać jak na mnie krzyczysz. - powiedział patrząc na mnie przenikliwie.-Będziemy o tym rozmawiać jak się uspokoisz. - dodał po czym najzwyczajniej w świecie odszedł.
 Przetarłam dłonią swoją twarz i zatrzymałam ją na ustach. Trzęsłam się. Odsunęłam się od Olivera i zaczęłam szybko iść w kompletnie nieznaną mi stronę. Nie wiedziałam dokąd zmierzam, ale było mi to obojętne. Byle dalej od tego wszystkiego. Chciałam uciec.
Sykes dotrzymywał mi kroku. Szedł obok milcząc. Ramię w ramię. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie zwracałam na to uwagi. Nawet nie wiem, w którym momencie po moich policzkach zaczęły spływać słone krople. Boże, jak to boli. Wszystko szlag trafił. Wszystko.
To moja wina. To ja powoli odsuwałam się od rodziców. To oni musieli znosić moje humory. W końcu się rozpadli.
-Nie płacz. - usłyszałam – Przecież nic się nie stało.
Nic się nie stało? Czy on jest kompletnie pozbawiony uczuć czy zwyczajnie głupi?
-Pierdol się Sykes. Pierdolcie się wszyscy!
Złapał mnie za nadgarstek. Chciałam się wyrwać, ale trzymał go mocno w uścisku. Bolało.
-Uspokój się, nie warto. Ludzie się krzywdzą nawzajem, taka kolej rzeczy. Jedyne co do ciebie należy to pogodzić się z tym. - powiedział rozluźniając palce wokół mojego nadgarstka. - I nie płacz. - dodał po chwili patrząc na mnie z politowaniem.
Poczułam się jak mała dziewczynka, którą ktoś karci. Spojrzałam na niego załzawionymi oczami – wydawał się taki silny i niewzruszony. Wiedziałam, że to nieprawda, że to tylko pozory. Byłam pewna, że gdzieś tam, w głębi cierpiał. Cierpiał przeraźliwie, ale nie pokazywał tego po sobie. Tylko te oczy takie puste i smutne.
-Do twojego domu idzie się w przeciwną stronę. - odparł wskazując dłonią odpowiedni kierunek.
Zmarszczyłam swoje brwi i westchnęłam cicho.
-Nie idę do domu. - powiedziałam siląc się na obojętny ton. - Wracaj do siebie, ja muszę się jeszcze przejść. - mruknęłam.
Chciałam pobyć sama. Posiedzieć w ciszy i spokoju. Sykes spojrzał na mnie pobłażliwie.
-Nie zostawię cię samej w środku nocy na mieście, chyba zwariowałaś. Matt by mnie zamordował. - odparł zupełnie poważnie, ale uśmiechnął się lekko.
-To masz problem. - wzruszyłam tylko ramionami.
Oliver przewrócił oczami i już otworzył usta, żeby mnie opieprzyć, ale od razu je zamknął.
-Możesz przenocować u mnie. - usłyszałam z jego strony.
-Chyba oszalałeś! - zatrzymałam się gwałtownie. - Jeszcze niedawno się z tobą całowałam a teraz mam iść do ciebie na noc. - parsknęłam, ale wcale nie było mi do śmiechu.
-Byliśmy pijani. - powiedział jakby nic się nie stało. - Nadal mnie wkurwiasz, nie martw się.
Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie i po chwili przystałam na jego propozycję. Bo gdzie miałam pójść? Przecież nie ma w tym nic złego...
Przez całą drogę do jego mieszkania musiałam wysłuchiwać zasad panujących w jego czterech ścianach. Wiedziałam, że starał się mnie rozśmieszyć i przyznam, że mu się udało. Co chwilę wybuchałam głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
Wreszcie dotarliśmy do jego osiedla. Nie było duże, niewielkie bloki mieszkalne były nowoczesne i zadbane. Widać było, że nie mieszkał tutaj długo, bo osiedle wyglądało na zupełnie nowe. Oliver wpisał odpowiedni ciąg liczb do drzwi i po chwili znaleźliśmy się już w środku. Chciałam nacisnąć guzik windy, kiedy Sykes mnie od niej odciągnął.
-Spalisz trochę kalorii moja droga. - uśmiechnął się wrednie i zaczął szybko wchodzić po schodach.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ale poszłam w jego ślady – już po chwili się ścigaliśmy jak beztroskie dzieci. W końcu stanęliśmy na piątym piętrze przed jego mieszkaniem. Oparłam się o drewniane drzwi zdyszana, gdy Oliver nieudolnie próbował je otworzyć. Zniecierpliwiona wyrwałam mu klucze i odepchnęłam go od klamki, aby po chwili bez najmniejszego problemu otworzyć drzwi. Spojrzałam na niego zwycięsko, ale to zignorował.
Kiedy stanęłam w jego przedpokoju byłam kompletnie wyczerpana. Jego mieszkanie było... chłodne. Szare ściany, biało-czarne nowoczesne meble. Do tego panował tu porządek. Podejrzany porządek. Zdjęłam buty i jego czarną bluzę.
-Dziękuję. - odparłam oddając mu ją.
Uśmiechnął się tylko i popchnął mnie w stronę kuchni. Zapalił oświetlenie i sięgnął po butelkę wody do lodówki.
-Chcesz coś zjeść? - spytał trzymając otwarte drzwi chłodziarki.
Pokręciłam przecząco głową i oparłam się o ciemny blat.
-I bardzo dobrze. - odparł patrząc na mnie krytycznie.
-No wiesz co? Jesteś wredny! - oburzyłam się i rzuciłam w niego jabłkiem znajdującym się na szklanym talerzu.
Zaśmiał się tylko złośliwie i odłożył owoc na miejsce. Rzuciłam spojrzenie na pustą szklankę leżącą na wysepce.
-Jeju Oli, posprzątaj to – powiedziałam wskazując na „brudne: naczynie. - Nie wytrzymam od tego bałaganu, naprawdę.
Spojrzał na mnie z litością i sięgnął po szklankę, aby po chwili już ją myć.
-Czemu się nie śmiejesz? Przecież to było zabawne. - zmarszczyłam swoje brwi. - No nie powiesz mi, że nie było.
-A jak powiem? - odparł poważnie, ale widząc moją minę zaśmiał się pod nosem.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam takiego pedanta. Aż czułam się przytłoczona panującym wszędzie porządkiem. Jakby Oliver wszedł do mojego pokoju, to by się załamał biedny.
Kiedy już skończył myć tą zakichaną szklankę i zgasił światło zaprowadził mnie do sypialni popychając lekko ręką znajdującą się na moich plecach.
-Umiem chodzić, naprawdę. - powiedziałam lekko zirytowana.
-Nie jestem tego taki pewien. - odpowiedział patrząc na mnie z udawanym strachem.
Przewróciłam tylko oczami. Jego sypialnia była tak samo chłodna i wysprzątana jak reszta mieszkania. Mały piesek leżący na dużym łóżku z białą pościelą wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
-Jaki on jest słodki. - mruknęłam cicho nie chcąc obudzić zwierzaka.
-Zupełnie jak właściciel. - wtrącił się Oliver uśmiechając się z wyższością.
Skrzywiłam się tylko.
-To ja się prześpię na kanapie, a ty śpij sobie tutaj. - powiedział – Tylko nie zgnieć mi Oskara. - dodał zupełnie poważnie.
-Nie ma mowy. Ja idę na kanapę, tym bardziej, że nie chce mi się spać, a tobie oczy się zamykają. - odparłam natychmiast. - Posiedzę sobie, nie martw się. 
- Tak jakbym się martwił. - mruknął podchodząc do szafy.
Odetchnęłam tylko i pokręciłam głową. On był niemożliwy – pomyślałam. Sięgnął po jakąś ciemną koszulkę i rzucił w moją stronę.
-Och, dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Powiedział jeszcze, gdzie jest łazienka i salon po czym zdjął swoją koszulkę najwyraźniej chcąc iść już spać. Szybko opuściłam jego sypialnię nie chcąc oglądać go półnagiego, ale zdążyłam usłyszeć jak rozbawiony mruknął pod nosem „świętoszka”. Powtarza się.
Udałam się do łazienki, gdzie mogłam się w spokoju przebrać i ogarnąć. Zmyłam makijaż i rozpoczęłam zażartą walkę z moją sukienką. Rząd guzików na plecach cholernie mi utrudniał jej zdjęcie. Właściwie to uniemożliwiał. Mama zawsze mi pomaga, gdy ją zakładam albo zdejmuję.
Ale tutaj nie ma mojej mamy. Przeklęłam cicho pod nosem i na powrót udałam się do sypialni Olivera. Zapukałam cicho i delikatnie uchyliłam drzwi. Leżał na łóżku bez koszulki i w dresowych spodniach. Cała jego klatka piersiowa i ręce pokryte były tatuażami. W dłoni trzymał telefon, który odłożył na nocną szafkę, kiedy mnie zobaczył. Spojrzał na mnie pytająco, na co tylko odwróciłam się do niego plecami i wskazałam rząd guzików.
-Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam niechętnie.
Jakie to żenujące – przemknęło mi przez myśl. Usłyszałam jak podnosi się z łóżka, parsknął śmiechem i zaczął odpinać powoli guziki na moich plecach. Czułam jego ciepły oddech na moim karku – przymknęłam oczy i przygryzłam wargę. Kiedy już skończył delikatnie, opuszkami palców przejechał po mojej odkrytej skórze. Dreszcze. Poczułam jak po ciele rozchodzi mi się fala dreszczy. Odsunęłam się od niego i mruknęłam niewyraźne „dziękuję” po czym w ekspresowym tempie opuściłam to przeklęte pomieszczenie. Nigdy więcej nie założę tej sukienki. Nigdy.
W spokoju się przebrałam w koszulkę, którą mi pożyczył, zabrałam małą torebkę z telefonem i portfelem po czym udałam się do salonu. Usiadłam na szarej narożnej kanapie i opadłam bezwładnie na poduszki. Co to było?
Podciągnęłam kolana pod brodę, oparłam na nich głowę. Z zamkniętymi oczami zaczęłam się zastanawiać nad całym dzisiejszym dniem. Tyle się wydarzyło. Przyznam, że za cholerę nie przyszło by mi do głowy, że skończę u Olivera w domu dodatkowo jeszcze po części przez niego rozebrana. To chore. Pomijając Sykes'a, który jakoś szczególnie mi nie zawadzał, jest jeszcze sytuacja z ojcem.
W głowie mi się to nie mieści. Owszem zauważyłam, że ostatnio nie układa mu się z mamą, ale nie pomyślałabym, że jest aż tak źle. Rodzina mi się rozpadła. To było takie przytłaczające, że przez chwilę walczyłam o oddech, by po chwili na powrót się rozpłakać. Zaczęłam się delikatnie kołysać zupełnie jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc.
Chyba nie pomogło. Było mi tak pięknie smutno. Pomyślałam o moim bracie. On wiedział już wcześniej. Ostatnio kłócił się z ojcem jeszcze bardziej niż wcześniej. Musiał wiedzieć. Nie powiedział ani mi, ani mamie. Byłam wściekła i na ojca i na Matta.
Z tą rosnącą wściekłością i goryczą w sercu zasnęłam.

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 8.

     Alkohol buzował w moich żyłach skutecznie przytłumiając jakiekolwiek objawy racjonalnego myślenia. Po wyczerpującym tańcu z jakimś zupełnie nieznajomym mi chłopakiem postanowiłam wyjść na zewnątrz. Z trudem pokonałam dzielącą mnie odległość od wyjścia by po chwili już znaleźć się na świeżym powietrzu. Zamknęłam za sobą drewniane drzwi tym samym powodując, że głośna muzyka zdecydowanie ucichła. Rozejrzałam się wkoło, nie było tu żywej duszy. Dopiero teraz poczułam jak bardzo jest zimno. Chłodne powietrze nieprzyjemnie przenikało przez moją rozgrzaną skórę. Odetchnęłam cicho i przysiadłam na dość sporych rozmiarów głazie leżącym na przystrzyżonym trawniku. Wyciągnęłam nogi i zaczęłam się bawić swoimi palcami u rąk. Było na tyle zimno, że moje i tak już zawsze chłodne dłonie przybrały brzydką czerwoną barwę. Szumiało mi w głowie więc zaczęłam oddychać głęboko chcąc trochę ochłonąć. Spojrzałam na rozgwieżdżone i bezchmurne niebo, na którym widniał księżyc. Odgarnęłam kilka kosmyków z twarzy, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Po chwili z domu wyszła ta sama dziewczyna, którą wcześniej widziałam z Oliverem. Zaraz za nią z mieszkania wyłonił się Sykes.
-Jesteś kurwa żałosna! - krzyknął do jej pleców chyba nie zdając sobie sprawy z mojej obecności.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie chcąc najwyraźniej uderzyć go w twarz. Zmrużyłam oczy kiedy bez trudu zatrzymał jej dłoń. Przypatrywałam się ich kłótni wysłuchując kolejnych przekleństw i obelg. Tak bardzo byli pochłonięci sprzeczką, że czułam się niemal niewidzialna. Po chwili jednak nieznajoma zwyczajnie odeszła, a Oliver nie zadał sobie tego trudu by za nią biec.
Przeczesał dłonią włosy i rozejrzał się wkoło. Gdy jego oczy dostrzegły moją sylwetkę od razu podszedł w stronę głazu, na którym siedziałam.
-Jeszcze ty... - odparł zrezygnowany zasiadając tuż obok mnie.
Parsknęłam śmiechem i przesunęłam się trochę robiąc mu tym samym miejsce. Wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił go bez słowa. Przypatrywałam mu się przez dłuższą chwilę zastanawiając się o czym myśli. Sama nie wiem czemu, ale w tej chwili zupełnie mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie – czułam się wyjątkowo dobrze siedząc obok niego.
-Czemu za nią nie pobiegłeś? - spytałam po kilku minutach przerywając tym samym głuchą ciszę.
Zawahał się.
-Bo nic do niej nie czuję. - odparł obojętnie zaciągając się papierosem.
Zmarszczyłam tylko brwi próbując przetrawić jego słowa. Po chwili Oliver podsunął mi papierosa przy okazji uśmiechając się nawet delikatnie.
-Nie palę. - powiedziałam, a moje kąciki ust mimowolnie powędrowały w górę.
-Świętoszka. - przewrócił ciemnymi oczami i zaciągnął się mocno dymem.
Nagle wypuścił go wprost na moją twarz. Zaczęłam kaszleć i odpędzać szary obłoczek ręką od mojej twarzy. Odpowiedział mi tylko cichy chichot z jego strony. Posłałam mu mordercze spojrzenie starając się wyglądać choć trochę groźnie, ale raczej mi to nie wychodziło.
Kręciło mi się w głowie, kiedy przyglądałam się jego twarzy, po której błąkał się delikatny uśmiech. Przez myśl przeszło mi tylko, że sprawia wrażenie zupełnie beztroskiego, gdy niespodziewanie jego usta znalazły się na moich.
Momentalnie zapragnęłam się odsunąć, ale Oliver jakby się tego spodziewając pokierował swoją dłoń na tył mojej głowy. Czułam, że mój rozum pragnie krzyczeć, gdy bez zastanowienia oddałam pocałunek pochylając się w stronę chłopaka. Gdy tylko wyczuł mój brak oporu jego dłoń powędrowała na mój policzek gładząc przy tym delikatnie skórę. Całował stanowczo, a jego usta były lekko spierzchnięte, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. W mojej głowie rozszalało się mnóstwo myśli, lecz zdecydowaną większość z nich przytłumił alkohol.
-Co ty wyprawiasz? - spytałam odsuwając swoje usta od jego warg odzyskując tym samym resztki honoru.
Rzucił mi tylko krótkie spojrzenie i na powrót połączył nasze wargi. Kątem oka dostrzegłam jak wypuszcza z drugiej dłoni zgaszonego już papierosa.
-Całuję cię. - odparł pomiędzy krótkimi pocałunkami.
Och, dobrze wiedzieć – pomyślałam. Jego ciemne włosy były miłe w dotyku i przyjemnie wypełniały przestrzeń między moimi palcami.
Po chwili dotarło do mnie co ja robię. Odskoczyłam od niego gwałtownie i natychmiast wstałam z tego przeklętego głazu. Było mi gorąco choć wiał przeraźliwie zimny wiatr.
Oliver spojrzał na mnie jakby nic się nie stało i najzwyczajniej w świecie przejechał kciukiem po lekko spuchniętych wargach. Zmrużyłam jak dotąd szeroko otwarte oczy i odwróciłam się w stronę domu. Nie chciałam wracać z bratem. Musiałam się przejść.
-Odprowadzę cię. - usłyszałam za swoimi plecami jego głos.
Zarzucił mi na ramiona czarną bluzę, której wcześniej nie dostrzegłam.
Szczerze mówiąc bałam się cokolwiek powiedzieć. Byłam cholernie zażenowana tym co się stało. Oliver też nic nie mówił, ale uśmiechał się półgębkiem ze wzrokiem utkwionym przed siebie.
Szliśmy w ciszy mijając kolejne domki, potem kamienice. Uliczne latarnie oświetlały drogi rzucając ciepłe światło na asfalt. W mojej głowie jak echo obijało się tylko jednoznaczne -  'jestem idiotką'. 


Cholera. 
Krótkie i niesprawdzone. Przepraszam. Nie mam weny. Przepraszam. 

Obserwatorzy

.