Byłam w szoku. Stanęłam w bezruchu
przyglądając się sylwetce mojego ojca. Mimo że było ciemno bez
problemu go rozpoznałam w przeciwieństwie do kobiety, którą
obejmował. To nie była moja mama. Rozchyliłam usta ze zdziwienia, albo z niemożności złapania oddechu.
W jednej chwili poczułam rosnącą
wściekłość. Bez najmniejszego zastanowienia podeszłam do niego i
złapałam mocno za ramię zmuszając tym samym, żeby odwrócił się
w moją stronę. Był zszokowany moją obecnością. Kobieta obok nie
wiedziała o co chodzi, zarówno jak Oliver stojący przy mnie.
-Destiny... - zaczął tata
spokojnie.
Jego ton wskazywał na to, że nawet
nie jest zakłopotany. Spojrzałam mu prosto w oczy, które po nim
odziedziczyłam.
-Jak mogłeś? - spytałam
podnosząc głos.
-Jesteś pijana. - odpowiedział
próbując mnie uspokoić.
Parsknęłam śmiechem. Ten fakt był
chyba najmniej ważny w całej tej sytuacji.
Zdradził mamę. Cały czas ją
zdradzał.
-Nienawidzę cię. Nienawidzę. -
powiedziałam cicho.
Kobieta szepnęła coś do niego
zakłopotana i zacisnęła palce na jego dłoni. Spojrzałam na nią
pogardliwie. Ciemne włosy sięgały jej do ramion. Była bardzo szczupła, ale stosunkowo niska. Sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej osoby. Chyba jednak pozory mylą skoro jest zdolna do rozbicia czyjejś rodziny. Poczułam obrzydzenie i niechęć.
-Porozmawiamy w domu. - odparł ojciec
wciąż zrównoważony i spokojny.-W domu? W jakim domu do cholery? - krzyknęłam nie zważając na to, że znajdujemy się w centrum miasta. - Lepiej idź się pieprzyć z tą zdzirą skoro już zapomniałeś, że masz żonę i córkę. Wszystko zniszczyłeś!
Oliver złapał mnie za dłoń i
przyciągnął do siebie próbując uspokoić. Ojciec spojrzał na
nas i pokręcił tylko głową z dezaprobatą, mimo to zachował swój
kamienny wyraz twarzy.
-Nie mam zamiaru wysłuchiwać jak
na mnie krzyczysz. - powiedział patrząc na mnie przenikliwie.-Będziemy o tym rozmawiać jak się uspokoisz. - dodał po czym
najzwyczajniej w świecie odszedł.
Przetarłam dłonią swoją twarz i
zatrzymałam ją na ustach. Trzęsłam się. Odsunęłam się od
Olivera i zaczęłam szybko iść w kompletnie nieznaną mi stronę.
Nie wiedziałam dokąd zmierzam, ale było mi to obojętne. Byle
dalej od tego wszystkiego. Chciałam uciec.
Sykes dotrzymywał mi kroku. Szedł
obok milcząc. Ramię w ramię. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie
zwracałam na to uwagi. Nawet nie wiem, w którym momencie po moich
policzkach zaczęły spływać słone krople. Boże, jak to boli.
Wszystko szlag trafił. Wszystko.
To moja wina. To ja powoli odsuwałam
się od rodziców. To oni musieli znosić moje humory. W końcu się
rozpadli.
-Nie płacz. - usłyszałam –
Przecież nic się nie stało.
Nic się nie stało? Czy on jest
kompletnie pozbawiony uczuć czy zwyczajnie głupi?
-Pierdol się Sykes. Pierdolcie się
wszyscy!
Złapał mnie za nadgarstek. Chciałam
się wyrwać, ale trzymał go mocno w uścisku. Bolało.
-Uspokój się, nie warto. Ludzie
się krzywdzą nawzajem, taka kolej rzeczy. Jedyne co do ciebie
należy to pogodzić się z tym. - powiedział rozluźniając palce
wokół mojego nadgarstka. - I nie płacz. - dodał po chwili
patrząc na mnie z politowaniem.
Poczułam się jak mała dziewczynka,
którą ktoś karci. Spojrzałam na niego załzawionymi oczami –
wydawał się taki silny i niewzruszony. Wiedziałam, że to
nieprawda, że to tylko pozory. Byłam pewna, że gdzieś tam, w
głębi cierpiał. Cierpiał przeraźliwie, ale nie pokazywał tego
po sobie. Tylko te oczy takie puste i smutne.
-Do twojego domu idzie się w
przeciwną stronę. - odparł wskazując dłonią odpowiedni
kierunek.
Zmarszczyłam swoje brwi i westchnęłam
cicho.
-Nie idę do domu. - powiedziałam
siląc się na obojętny ton. - Wracaj do siebie, ja muszę się
jeszcze przejść. - mruknęłam.
Chciałam pobyć sama. Posiedzieć w
ciszy i spokoju. Sykes spojrzał na mnie pobłażliwie.
-Nie zostawię cię samej w środku
nocy na mieście, chyba zwariowałaś. Matt by mnie zamordował. -
odparł zupełnie poważnie, ale uśmiechnął się lekko.
-To masz problem. - wzruszyłam
tylko ramionami.
Oliver przewrócił oczami i już
otworzył usta, żeby mnie opieprzyć, ale od razu je zamknął.
-Możesz przenocować u mnie. -
usłyszałam z jego strony.
-Chyba oszalałeś! - zatrzymałam
się gwałtownie. - Jeszcze niedawno się z tobą całowałam a
teraz mam iść do ciebie na noc. - parsknęłam, ale wcale nie było
mi do śmiechu.
-Byliśmy pijani. - powiedział
jakby nic się nie stało. - Nadal mnie wkurwiasz, nie martw się.
Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie i po
chwili przystałam na jego propozycję. Bo gdzie miałam pójść?
Przecież nie ma w tym nic złego...
Przez całą drogę do jego mieszkania
musiałam wysłuchiwać zasad panujących w jego czterech ścianach.
Wiedziałam, że starał się mnie rozśmieszyć i przyznam, że mu
się udało. Co chwilę wybuchałam głośnym i niekontrolowanym
śmiechem.
Wreszcie dotarliśmy do jego osiedla.
Nie było duże, niewielkie bloki mieszkalne były nowoczesne i
zadbane. Widać było, że nie mieszkał tutaj długo, bo osiedle
wyglądało na zupełnie nowe. Oliver wpisał odpowiedni ciąg liczb
do drzwi i po chwili znaleźliśmy się już w środku. Chciałam
nacisnąć guzik windy, kiedy Sykes mnie od niej odciągnął.
-Spalisz trochę kalorii moja
droga. - uśmiechnął się wrednie i zaczął szybko wchodzić po
schodach.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ale
poszłam w jego ślady – już po chwili się ścigaliśmy jak beztroskie dzieci. W końcu stanęliśmy na piątym piętrze przed
jego mieszkaniem. Oparłam się o drewniane drzwi
zdyszana, gdy Oliver nieudolnie próbował je otworzyć.
Zniecierpliwiona wyrwałam mu klucze i odepchnęłam go od klamki,
aby po chwili bez najmniejszego problemu otworzyć drzwi. Spojrzałam
na niego zwycięsko, ale to zignorował.
Kiedy stanęłam w jego przedpokoju
byłam kompletnie wyczerpana. Jego mieszkanie było... chłodne.
Szare ściany, biało-czarne nowoczesne meble. Do tego panował tu
porządek. Podejrzany porządek. Zdjęłam buty i jego czarną bluzę.
-Dziękuję. - odparłam oddając
mu ją.
Uśmiechnął się tylko i popchnął
mnie w stronę kuchni. Zapalił oświetlenie i sięgnął po butelkę
wody do lodówki.
-Chcesz coś zjeść? - spytał
trzymając otwarte drzwi chłodziarki.
Pokręciłam przecząco głową i
oparłam się o ciemny blat.
-I bardzo dobrze. - odparł patrząc
na mnie krytycznie.
-No wiesz co? Jesteś wredny! -
oburzyłam się i rzuciłam w niego jabłkiem znajdującym się na
szklanym talerzu.
Zaśmiał się tylko złośliwie i
odłożył owoc na miejsce. Rzuciłam spojrzenie na pustą szklankę
leżącą na wysepce.
-Jeju Oli, posprzątaj to –
powiedziałam wskazując na „brudne: naczynie. - Nie wytrzymam od
tego bałaganu, naprawdę.
Spojrzał na mnie z litością i
sięgnął po szklankę, aby po chwili już ją myć.
-Czemu się nie śmiejesz? Przecież
to było zabawne. - zmarszczyłam swoje brwi. - No nie powiesz mi,
że nie było.
-A jak powiem? - odparł poważnie,
ale widząc moją minę zaśmiał się pod nosem.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam
takiego pedanta. Aż czułam się przytłoczona panującym wszędzie
porządkiem. Jakby Oliver wszedł do mojego pokoju, to by się
załamał biedny.
Kiedy już skończył myć tą
zakichaną szklankę i zgasił światło zaprowadził mnie do
sypialni popychając lekko ręką znajdującą się na moich plecach.
-Umiem chodzić, naprawdę. -
powiedziałam lekko zirytowana.
-Nie jestem tego taki pewien. -
odpowiedział patrząc na mnie z udawanym strachem.
Przewróciłam tylko oczami. Jego
sypialnia była tak samo chłodna i wysprzątana jak reszta
mieszkania. Mały piesek leżący na dużym łóżku z białą
pościelą wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
-Jaki on jest słodki. - mruknęłam
cicho nie chcąc obudzić zwierzaka.
-Zupełnie jak właściciel. -
wtrącił się Oliver uśmiechając się z wyższością.
Skrzywiłam się tylko.
-To ja się prześpię na kanapie,
a ty śpij sobie tutaj. - powiedział – Tylko nie zgnieć mi
Oskara. - dodał zupełnie poważnie.
-Nie ma mowy. Ja idę na kanapę,
tym bardziej, że nie chce mi się spać, a tobie oczy się
zamykają. - odparłam natychmiast. - Posiedzę sobie, nie martw
się.
- Tak jakbym się martwił. -
mruknął podchodząc do szafy.
Odetchnęłam tylko i pokręciłam
głową. On był niemożliwy – pomyślałam. Sięgnął po jakąś
ciemną koszulkę i rzucił w moją stronę.
-Och, dziękuję. - uśmiechnęłam
się.
Powiedział jeszcze, gdzie jest
łazienka i salon po czym zdjął swoją koszulkę najwyraźniej
chcąc iść już spać. Szybko opuściłam jego sypialnię nie chcąc
oglądać go półnagiego, ale zdążyłam usłyszeć jak rozbawiony
mruknął pod nosem „świętoszka”. Powtarza się.
Udałam się do łazienki, gdzie mogłam
się w spokoju przebrać i ogarnąć. Zmyłam makijaż i rozpoczęłam
zażartą walkę z moją sukienką. Rząd guzików na plecach
cholernie mi utrudniał jej zdjęcie. Właściwie to uniemożliwiał.
Mama zawsze mi pomaga, gdy ją zakładam albo zdejmuję.
Ale tutaj nie ma mojej mamy. Przeklęłam
cicho pod nosem i na powrót udałam się do sypialni Olivera.
Zapukałam cicho i delikatnie uchyliłam drzwi. Leżał na łóżku
bez koszulki i w dresowych spodniach. Cała jego klatka piersiowa i
ręce pokryte były tatuażami. W dłoni trzymał telefon, który
odłożył na nocną szafkę, kiedy mnie zobaczył. Spojrzał na mnie
pytająco, na co tylko odwróciłam się do niego plecami i wskazałam
rząd guzików.
-Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam
niechętnie.
Jakie to żenujące – przemknęło mi
przez myśl. Usłyszałam jak podnosi się z łóżka, parsknął
śmiechem i zaczął odpinać powoli guziki na moich plecach. Czułam
jego ciepły oddech na moim karku – przymknęłam oczy i
przygryzłam wargę. Kiedy już skończył delikatnie, opuszkami
palców przejechał po mojej odkrytej skórze. Dreszcze. Poczułam
jak po ciele rozchodzi mi się fala dreszczy. Odsunęłam się od
niego i mruknęłam niewyraźne „dziękuję” po czym w
ekspresowym tempie opuściłam to przeklęte pomieszczenie. Nigdy
więcej nie założę tej sukienki. Nigdy.
W spokoju się przebrałam w koszulkę,
którą mi pożyczył, zabrałam małą torebkę z telefonem i
portfelem po czym udałam się do salonu. Usiadłam na szarej narożnej
kanapie i opadłam bezwładnie na poduszki. Co to było?
Podciągnęłam kolana pod brodę,
oparłam na nich głowę. Z zamkniętymi oczami zaczęłam się
zastanawiać nad całym dzisiejszym dniem. Tyle się wydarzyło.
Przyznam, że za cholerę nie przyszło by mi do głowy, że skończę
u Olivera w domu dodatkowo jeszcze po części przez niego rozebrana.
To chore. Pomijając Sykes'a, który jakoś szczególnie mi nie
zawadzał, jest jeszcze sytuacja z ojcem.
W głowie mi się to nie mieści.
Owszem zauważyłam, że ostatnio nie układa mu się z mamą, ale
nie pomyślałabym, że jest aż tak źle. Rodzina mi się rozpadła.
To było takie przytłaczające, że przez chwilę walczyłam o
oddech, by po chwili na powrót się rozpłakać. Zaczęłam się
delikatnie kołysać zupełnie jakby miało mi to w jakikolwiek
sposób pomóc.
Chyba nie pomogło. Było mi tak
pięknie smutno. Pomyślałam o moim bracie. On wiedział już
wcześniej. Ostatnio kłócił się z ojcem jeszcze bardziej niż
wcześniej. Musiał wiedzieć. Nie powiedział ani mi, ani mamie.
Byłam wściekła i na ojca i na Matta.
Z tą rosnącą wściekłością i
goryczą w sercu zasnęłam.
To opowiadanie żyje! Jeżuu jak się cieszę, uwielbiam je! ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam Sykesa w takim wydaniu, naprawdę!
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że porzuciłaś to opowiadanie na pastwę losu, ale proszę, miła niespodzianka. Jej ojciec jest popierdolony, współczuję Destiny ;-;
Rozdział bardzo wciągający, mam nadzieję, że następny będzie szybciej. Niecierpliwe czekam co będzie dalej! *~*
A, jakbyś miała czas.
Rozpoczynam nowe opowiadanie http://just-to-lose-control.blogspot.com/
Mogłabyś przeczytać i dać jakieś rady? ;/
Dobra! Życzę Ci weny! ♥
Omg, jeju, aaa!
OdpowiedzUsuńNie umiem opisać tego co teraz czuję. Poza niedosytem mam strasznie mieszane uczucia. Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy! ♥
Sykes jako kawał zimnego drania? Boże kocham go tu, serio!
Dobra zaczynam się dziwnie zachowywać... ale to nie moja wina, że to opowiadanie wywołuje u mnie takie emocje, no.
I to rozpinanie sukienki... Też bym się czuła żenująco, haha.
W ogóle od tego momentu miałam wizje w głowie jak ciągnie ją na łóżko i wiesz, kończy się jak się kończy no hahaha.
Ale w sumie dobrze,ze tak nie wyszło. Sykes prawdziwy gentleman, no no no :>
Dobra nie mam weny na pisanie komentarzy, ale cieszę się, że jesteś! ♥
To opowiadanie należy do moich ulubionych i wreszcie doczekałam się na kontynuacje, haha.
Życzę weny, komentarzy, czasu i wszystkiego czego potrzebujesz. Wróć szybko z nowym, czekam. Trzymaj się, xoxo ☻♥
Jeju nawet nie wiesz jak bardzo sie cieszę że znowu coś dodałaś <3 uwielbiam Twoje opowiadanie,jest mega wciągające a Oliver w takiej wersji bardzo mi sie podoba:) Biedna Destiny,wyobrażam sobie co musi czuć. Mam nadzieje że jakoś sobie poradzi. Czekam na rozwinięcie wątku z Oliverem,życze weny i wesołych świąt!:* /sue
OdpowiedzUsuńPotwierdzam anonima z góry- Oli mi się tu bardzo podoba. Jest pełen sprzeczności, raz wredny dla bohaterki a potem delikatny, czuły..<3 ;) :3 c:
OdpowiedzUsuń