Nagle muzyka, która towarzyszyła mi
podczas ćwiczeń gwałtownie ucichła. Odwróciłam się
błyskawicznie i moim oczom ukazał się Anthony opierający się o
drążek z pilotem od wieży w dłoni. Duża sala wydawała się teraz wyjątkowo ogromna, kiedy była kompletnie pusta, nie licząc naszej dwójki.
-Ile jeszcze zamierasz się
katować? - spytał cicho patrząc na mnie przenikliwie.
-Tyle ile będzie potrzeba. -
odparłam. - Włącz muzykę. - dodałam poprawiając jednocześnie
mojego koka.
-Nie. - powiedział krótko.
Zmarszczyłam swoje brwi, ale po chwili
namysłu wróciłam do ćwiczeń. Brak muzyki mi nie przeszkodzi.
Anthony mi nie przeszkodzi. Chcę być sama.
Poczułam na swojej talii jego dłonie,
gdy wykonywałam piruet fouette, złapał mnie delikatnie, ale
stanowczo i obrócił w swoją stronę.
-Co się dzieje Destiny? - zapytał
spoglądając na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Wzruszyłam tylko ramionami, a do moich
uszu dotarło ciche westchnięcie.
-Po całym dniu szkoły i treningu
ty wciąż siedzisz w sali i wałkujesz kolejne ćwiczenia, to nie
jest normalne zachowanie. Coś cię gryzie, widzę to. - jego ton
głosu był wyjątkowo spokojny i poważny.
Martwi się o mnie, a ja go tylko od
siebie odpycham. Poczułam się z tym wyjątkowo źle. Odtrącałam
od siebie jedynego przyjaciela jakiego mam.
-Moi rodzice się rozwodzą. -
odparłam w końcu cicho. - Nie mam już siły... ja... to dla mnie
trudne, rozumiesz? - szepnęłam a moje oczy się załzawiły.
Anthony nic nie powiedział, jedynie
objął mnie szczelnie ramionami. Przyznam, że poczułam się o
wiele lepiej kiedy w końcu mu o tym powiedziałam. On należał do
tych osób, które zawsze wysłuchają, ale nie ocenią pochopnie. Po
prostu był. Dobrze jest mieć kogoś takiego przy sobie.
-Idź się przebierz, odprowadzę
cię do domu. - mruknął popychając mnie w stronę wyjścia.
Nie protestowałam i szybko skierowałam
swoje kroki do szatni. Zrzuciłam z siebie strój i wcisnęłam na
siebie obcisłe dżinsy oraz luźną koszulkę w paski. Przysiadłam
na ławce i zajęłam się wiązaniem adidasów. W końcu mogłam
tylko sięgnąć po torbę i opuścić pomieszczenie. Anthony czekał
zaraz przy drzwiach. Gdy razem opuściliśmy szkołę, było
już grubo po osiemnastej.
Szliśmy i rozmawialiśmy. Tak
naturalnie... lekko. Jak bywało wcześniej. Sama nie mogę uwierzyć
w to jak duży wpływ wywarła na mnie obecna sytuacja w domu. Coś
co trwało przez całe moje życie nagle rozpadło się na drobne
kawałeczki, a ja nie mogę z tym nic zrobić.Trudno się dziwić, że to mnie dotknęło.
-Pamiętaj, że możesz na mnie
liczyć, dobrze? - powiedział uśmiechając się do mnie
delikatnie, kiedy już stałam przed domem.
Zrobiło się ciemno i dosyć
chłodno. Z latarni sączyło się ciepłe światło, do których
lgnęły ćmy trzepocząc skrzydełkami. Kiwnęłam głową, a
Anthony zrobił dwa kroki w moją stronę i objął mnie krótko na
pożegnanie po czym złożył na moim policzku krótki pocałunek.
Usłyszałam głośny trzask drzwi od samochodu, a zaraz potem męski
głos, który natychmiast poznałam...
-Fosher! Czy korzystanie z telefonu
cię przerasta? - Oliver stanął obok nas z niechęcią patrząc na
Anthony'ego.
Nie spodobało mi się to, że odezwał
się do mnie po nazwisku. Nie spodobał mi się też jego ton.
Mimowolnie zacisnęłam dłoń na ramieniu, w miejscu gdzie ostatnim
razem spoczywała jego ręka. Wciąż miałam tam bolącego siniaka.
-Co ty tu robisz? - spytałam
natychmiast bo jego obecność naprawdę mnie zdziwiła.
Ten tylko mnie zignorował i posłał
mojemu przyjacielowi tak chłodne spojrzenie, że od razu pomyślałam
iż zaraz go uderzy.
-Och.. o tak. Poznajcie się. -
mruknęłam cicho i zapoznałam ich ze sobą podając imiona.
Anthony wyciągnął dłoń ku
Oliverowi, ale ten nawet jej nie uścisnął. Otworzyłam szeroko
oczy zdziwiona jego chamstwem, ale nim zdążyłam coś powiedzieć
niewzruszony Anthony pożegnał się ze mną i odszedł w stronę
swojego domu najwyraźniej chcąc zostawić nas samych. Odwrócił
się jeszcze na moment, aby pomachać do mnie radośnie na co
uśmiechnęłam się szczerze.
Mój uśmiech zniknął z mojej twarzy
tak szybko jak się pojawił.
-Musisz się zachowywać jak
palant? - zapytałam zła na bruneta. - Po co przyjechałeś? - mój
ton nie zabrzmiał miło, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
-Matt jest u mnie i chyba powinnaś
się z nim zobaczyć. - odpowiedział szorstko odwracając się do
mnie plecami.
Podszedł do swojego samochodu, który
zaparkował zaraz przy chodniku i otworzył mi drzwi. Zmarszczyłam
swoje brwi. Ostatnio w ogóle nie miałam kontaktu z bratem,
dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie odbierał więc sobie po
prostu darowałam.
-Czemu miałabym z tobą gdzieś
jechać? - zapytałam podejrzliwie.
W końcu niezbyt dobrze wspominałam
naszą ostatnią „przejażdżkę”.
-Bo twojego brata zdradziła
dziewczyna! - podniósł swój głos zniecierpliwiony. - Właśnie
siedzi u mnie w domu i nie chce z nikim rozmawiać, więc może
wreszcie zechcesz wpakować swój zacny tyłek do samochodu,
księżniczko? - wytknął mi oschle.
Byłam w takim szoku, że nie byłam w
stanie się odezwać. Hope zdradziła Matta? Nie, to niemożliwe.
Wsiadłam bezwiednie do auta i zapięłam pasy. Przecież oni są dla
siebie stworzeni. Kochają się. To jakiś głupi żart. Ona by tego
nie zrobiła, byłam pewna.
Nie wiem kiedy to się stało, ale
staliśmy na światłach, gdy Oliver zwrócił się do mnie.
-Kto to był? Ten cały Anthony? -
zapytał zerkając na mnie.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens
jego słów. Natychmiast przestałam rozmyślać o moim bracie i
Hope.
-Kolega. - mruknęłam zdając
sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie, gdy dostrzegłam jak napinają mu się mięśnie ze złości.
-Wszystkim kolegom pozwalasz się
obmacywać? - warknął.
-Co? Nikt się z nikim nie
obmacywał, zwariowałeś? - odparłam zszokowana.
Dłonie bruneta zacisnęły się
mocniej na kierownicy. O co on się znowu wścieka? Czy wszystko mu
tak strasznie przeszkadza ze mną w roli głównej? Zapadłam się
bardziej w fotelu i już do końca jazdy nie odezwaliśmy się do
siebie słowem. Patrzyłam przez okno pustym wzrokiem zupełnie nie
zwracając uwagi na to co widzę.
Siedziałam na pufie, którą
podsunęłam blisko chłopaka już dobre pół godziny. Nie odezwał
się do mnie słowem, a jedyne co był w stanie robić to napełniać
szklankę whisky, którą opróżniał w przerażająco szybkim
tempie. Oliver siedział w kuchni razem z Lee, do moich uszu
docierały ich stłumione głosy.
-Ufałem jej. - wychrypiał Matt i
natychmiast upił łyk alkoholu.
Z jednej strony odetchnęłam z ulgą,
że w końcu zechciał się do mnie odezwać, ale z drugiej coś
przewróciło się z moim żołądku. Patrzenie na jego cierpienie
było okropne.
-Matt... - szepnęłam
rozpaczliwie. - Będziecie musieli porozmawiać, wyjaśnić sobie
wszystko. - zaczęłam swój monolog ostrożnie dobierając słowa,
kiedy ktoś mocno trzasnął drzwiami w przedpokoju i po chwili
ujrzałam twarz Nichollsa.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, za
moment w pomieszczeniu pojawił się też Sykes z Lee.
-To jak? Idziemy na imprezę, co? -
odparł beztroskim tonem podchodząc do mojego brata.
Byłam pewna, że ten go zignoruje i
na powrót upije łyk whisky ze swojej szklanki, ale po chwili
namysłu wstał z kanapy.
-I to mi się podoba! - zaśmiał
się Nicholls. - No, zwijamy się chłopaki. - spojrzał na mnie i
natychmiast dodał. - Przykro mi Destiny, ale to ma być męski
wieczór.
Kiwnęłam głową w duchu dziękując
perkusiście. Może rzeczywiście Matt powinien się teraz rozerwać,
a nie słuchać moich marnych pocieszeń. Oliver mruknął coś do
przyjaciół, którzy po chwili opuścili jego dom wcześniej się
ze mną żegnając. Kiedy drzwi za nimi się zamknęły mieszkanie
wypełniła dziwna cisza, a w oddali było słychać śmiech
Nichollsa. Spojrzałam na Olivera, który skierował swoje kroki do
drzwi balkonowych, aby wyjść na zewnątrz. Widziałam jak wyciąga
z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę po czym
opiera się o balustradę. Bez zastanowienia wstałam z pufy i
podeszłam do niego. Na dworze było zimno, a ja wciąż miałam na
sobie jedynie koszulkę w paski. W ciemności wyraźnie było widać
żarzący się koniec odpalonego papierosa. Stanęłam obok bruneta
i wpatrzyłam się w jego profil, milczeliśmy dopóki nie skończył
palić.
-Lubię cię Oliver. -
powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Te słowa po prostu się ze mnie
wydostały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak głupio to
zabrzmiało.
Brunet uśmiechnął się pod nosem i
odepchnął się od balustrady stając tym samym naprzeciwko mnie.
Nachylił się nade mną, a moje serce zaczęło mocniej bić.
Poczułam ciepłe wargi na moich ustach i dopiero teraz przypomniałam
sobie jakie to wspaniałe uczucie, kiedy on mnie całuje.
Zapomniałam o tym, że mi zimno, że jeszcze niedawno byłam na
niego zła i że pewnie będę tego żałować. Odsunął się ode
mnie i mruknął prosto w moje usta.
-Też cię lubię.
Zaśmiałam się cicho, a na moje
policzki wpłynęły rumieńce. Cieszyłam się, że było ciemno i
nie był w stanie ich dostrzec.
-Chodź do środka, zimno ci. -
powiedział łapiąc mnie za ramię i przeprowadzając przez próg.
Syknęłam cicho, Oliver słysząc to
natychmiast mnie puścił, a gdy byliśmy już w oświetlonym salonie
spojrzał na moje ramię.
-To ja? - spytał niepewnie
wskazując na siniaka.
Kiwnęłam tylko głową, bo wiedziałam
że głos by mi się załamał, gdybym zechciała się odezwać. Jego
spojrzenie było zatroskane i smutne.
-Odwiozę cię do domu. -
powiedział, a jego ton był wyjątkowo bezbarwny.
Już chciał się odwrócić do mnie
plecami, ale natychmiast odparłam:
-Oliver, to nie twoja... -
przerwałam zdając sobie sprawę, że to co chcę powiedzieć jest
bezsensu.
-To moja wina, dobrze o tym wiesz.
Nie broń mnie. Zachowałem się jak dupek i to co teraz zobaczyłem
tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że musisz się ode mnie
trzymać z daleka. - powiedział beznamiętnie.
Zmarszczyłam swoje brwi. Nigdy nie
rozmawialiśmy w ten sposób.
-Przestań. Jeszcze przed chwilą
wszystko było w porządku. - mruknęłam bo już nic kompletnie nie
rozumiałam.
Jak mam się trzymać od niego z
daleka, kiedy coraz bardziej się do siebie zbliżamy?
-Odwiozę cię.-Ale... - zaczęłam napastliwym tonem.
-Odwiozę cię. - uciął rozmowę.
Oddaję rozdział 12. w wasze ręce. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić. Naprawdę mi przykro, ale nie mam ostatnio weny.
O japierdole! Jak ja za tym tesknilam!
OdpowiedzUsuńYou made my day!
Znajomość Destiny i Anthony'ego idzie w niebezpiecznym kierunku ;_; Zostaw ją chlopcze.
Sykes mnie irytuje. Jest dla niej oschly, ale ten pocalunek *-* Naprawdę mnie zastanawia, co go gryzie.
I Hope. Jeju, lubiłam ją. Jak mogła go zdradzić? ;_;
Ach, wena ulotną kurwą jest ;_; czuję dokładnie to samo, ale dzisiaj udało mi się coś naskrobac, więc zapraszam na Lose Control, cóż za chamska reklama XD
No dobra, kobieto, brakowało mi Ciebie i tego opowiadania, nie rób tak więcej!
Weny i miłych wakacji kochana!
http://just-to-lose-control.blogspot.com/2015/08/rozdzia-vii-lose-control.html Nowy rozdział! Zapraszam
UsuńŁiiii rozdział! Jeju Oli jest zawsze taki ponury zrób coś omg biedny Matt mam nadzieję że wszystko z nim będzie ok, a Oliver i Destiny maja bayc razeeemm! Koniec kropka. No dobra..życzę weny!
OdpowiedzUsuńKuźwa omgomg tak blisko XD czeeemu Oliver się tak dziwnie zachowujeee ;_;
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, bo ten jest zajebisty c:
Jak zwykle super :) pisz częściej kobietkooo!
OdpowiedzUsuńWczoraj zaczęłam czytać (od samiusieńkiego początku) i się uzależniłam. Dziś skończyłam, twoje opowiadania po prostu się pożera. ;) Czekam niecierpliwie na nexta.
OdpowiedzUsuńZabić? Oszalałaś? No ok, może trochę trzeba poczekać na nowości, ale przecież warto. Świetne to jest <3 Oli i jego jakieś rozdwojenie osobowości. Ale podoba mi się to z jakiegoś nieznanego mi powodu :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Boże daj kolejny blagaaam za krótki stanowczo ale cieszę sie ze w końcu coś dodalas
OdpowiedzUsuń