czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 7.

    Zaczęło się już ściemniać, gdy razem z Harrym szliśmy do mojego ulubionego sklepu muzycznego. Po głównej ulicy przechadzało się dość sporo osób, a niebo było przykryte ciężkimi chmurami.
-I jak ci się podoba? - spytałam chłopaka, który właśnie sprawdzał coś w telefonie.
Podniósł swój wzrok znad ekranu i uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Jest w porządku, ale zdecydowanie wolę Londyn. - odparł.
-Zła odpowiedź. - powiedziałam mrużąc swoje oczy.
Zaśmiał się tylko by za chwilę rozpocząć zaciętą dyskusję na temat angielskich miast. Nie zauważyłam kiedy na ulicy rozbłysło światło wysokich latarni. Całe szczęście, że sklep był dzisiaj czynny dłużej. Podeszliśmy do drewnianych drzwi pomalowanych ciemnozieloną farbą, by po chwili znaleźć się już we wnętrzu przestronnego pomieszczenia. Nad naszymi głowami zabrzmiał cichy dzwoneczek, a do nozdrzy natychmiast dotarł zapach stale palonych kadzidełek. Aaron, który jest właścicielem stara się w ten sposób ukryć woń dymu papierosowego. Oczywiście nieudolnie, ale to tylko potęguję cudowny klimat tego miejsca. Sam sklep był dość przestronny. Ceglane ściany były pokryte dużą ilością plakatów, płyt winylowych czy nawet gitar. W rogu stała czerwona, skórzana kanapa a za ladą w oszklonych ramach widniały podpisane płyty.
Na dźwięk otwieranych drzwi Aaron, który był właśnie zajęty przeglądaniem jakiegoś katalogu podniósł na nas swój wzrok, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-Destiny? A wiesz, że jeszcze chwilę temu był tutaj Matt z Lee? - powiedział odkładając katalog na ladę i podchodząc do nas.
Aaron był bardzo wysoki i miał wyjątkowo ostre rysy. Jego długie, brązowe włosy opadały na barczyste ramiona, a na twarzy widniało wiele kolczyków. Mimo swojego wyglądu był chyba jedną z najsympatyczniejszych osób jakie znałam. Ma dobre stosunki z moim bratem i całym zespołem, można powiedzieć, że się z nimi przyjaźni.
-Szkoda, że na niego nie trafiłam. - mruknęłam. - To jest Harry, mój znajomy. - przedstawiłam ich sobie po chwili ciszy.
Gdy Harry wyruszył na poszukiwania płyty Dire Straits ja pokrótce opowiedziałam Aaronowi co u mnie słychać. Dowiedziałam się też, że Matt z chłopakami skończył już nagrywać.
-A mi to nawet już nie powiedział. - odparłam oburzona zakładając ręce na piersi.
Rozsiadłam się na wygodnej kanapie i sięgnęłam z nudów po mój telefon. Harry wciąż buszował w poszukiwaniu perełek. Byłam w trakcie przeglądania jakichś głupkowatych obrazków, gdy chłopak który był już widocznie usatysfakcjonowany oznajmił, że możemy iść. Zapłacił za trzy nowe płyty, a ja pożegnałam się ze znajomym.
Gdy już wyszliśmy na świeże powietrze wzięłam do rąk jego płyty.
-Dire Straits, The Pretty Reckless i Rihanna... Serio? - spytałam patrząc powątpiewająco na ostatnią płytę.
-Moja młodsza siostra ją uwielbia. - wzruszył ramionami.
-Ile ma lat? - zadałam kolejne pytanie zdając sobie sprawę, że wcześniej o tym nie wspominał.
Wiem tylko, że ma dwie siostry – jedną straszą, drugą młodszą.
-Trzynaście. Za cholerę nie idzie się z nią teraz dogadać. Może ją jakoś udobrucham. - odparł z wielką nadzieją wymalowaną w oczach.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i oddałam mu płyty. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie – polubiłam go. Sprawiał wrażenie wiecznego optymisty, człowieka bez większych problemów. Harry należał do osób, których nie dało się nie lubić. Znam go jeden dzień, ale o dziwo czuję się dobrze w jego towarzystwie.


Zmęczona całodniowym chodzeniem po mieście weszłam w końcu do mieszkania. Harry poszedł już do swojej cioci, bo to właśnie u niej się zatrzymał na czas pobytu w Sheffield. Zrzuciłam z siebie ciężkie buty i skierowałam się do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu rodziców jeszcze nie było. Usiadłam na swoim łóżku i sięgnęłam po telefon chcąc wreszcie porozmawiać z bratem. Po kilku sygnałach odebrał.
-Halo? - spytał zachrypniętym głosem.
Pewnie palił – pomyślałam.
-Cześć. Byłam dzisiaj u Aarona i mówił, że skończyliście już nagrywać. - powiedziałam biorąc do ręki szklankę z wodą, która stała na moim stoliku nocnym.
-Aaa tak. Nicholls robi jutro małą imprezkę z tej okazji, może chcesz wpaść, co?
-Hope będzie? - zapytałam z nadzieją spotkania się z przyjaciółką.
-Jasne, swoją drogą przepraszam, że się nie odzywałem, ale ostatnio mieliśmy dużo roboty. - mruknął usprawiedliwiając się.
Uwielbiałam jak się tłumaczył. Zawsze się denerwował, jakbym miała mu już nigdy nie wybaczyć. Zachichotałam pod nosem i zgodziłam się na jutrzejszą imprezę. Jeszcze chwilkę pogadaliśmy, ale usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych więc zakończyłam rozmowę. Podniosłam się z wygodnego łóżka i zbiegłam po schodach, które cicho skrzypnęły pod moim ciężarem. Do mieszkania weszła mama. Kobieta była wyraźnie wyczerpana po całym dniu w pracy.
-A gdzie tata? - zadałam pytanie opierając się jednocześnie o framugę drzwi do kuchni.
-Musi zostać dłużej. - odpowiedziała wzdychając cicho.
Zmarszczyłam brwi, bo ojcu rzadko zdarzało się wracać później do domu. Przyznam, że ostatnio jednak coraz częściej. Spojrzałam pytająco na mamę, ale ta tylko zniknęła za drzwiami do ich sypialni. Stałam jeszcze chwilę samotnie nie wiedząc co ze sobą zrobić po czym na powrót udałam się do swojego pokoju. Idąc po schodach rzuciłam jeszcze przelotne spojrzenie na zdjęcia zawieszone ponad moją głową. Kremowa ściana ładnie kontrastowała z rażącymi, kolorowymi i ozdobnymi ramkami. Z każdego rodzinnego wyjazdu mieliśmy jakieś zdjęcie więc na ścianie znajdowała się już całkiem pokaźna kolekcja. Uśmiechnęłam się tylko smutno i pokonałam kolejne stopnie.
                                                                                 ~*~

Usłyszałam dzwonek do drzwi więc bez zastanowienia wybiegłam ze swojego pokoju. Poprawiłam jeszcze obcisłą, czarną sukienkę z długimi rękawami i zbiegłam po schodach uważając żeby się nie poślizgnąć. Cienkie rajstopy jednak znacznie utrudniały mi tą kwestię, nie wspominając już o wypolerowanych panelach. Przy drzwiach wejściowych stał Matt bawiący się kluczykami od swojego auta. Przywitałam się z bratem krótkim uściskiem i założyłam na nogi płaskie platformy. Gdy już mieliśmy wychodzić z salonu wyszła mama i podeszła do nas jednocześnie zdejmując swoje okulary do czytania.
-Cześć mamo. - powiedział Matt przytulając się do kobiety. - Będę jej pilnował. - dodał widząc jej zatroskaną minę.
Kiwnęła tylko głową widocznie darując sobie te wszystkie nurtujące pytanie typu: „Do kogo?”, „O której będziesz?”, „Z kim?”... Ufała swojemu synowi. Mi zresztą też.
Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi Matt od razu na mnie naskoczył.
-Nie sądzisz, że ta sukienka jest trochę za krótka? - spytał mrużąc oczy.
Stanęłam jak wryta. Dosłownie.
-Żartujesz sobie? - parsknęłam śmiechem.
Wyszliśmy z kamienicy by po chwili podejść do auta mojego brata. Na tylnym siedzeniu siedziała Hope, która pomachała mi przez szybę.
-W tym rzecz, że nie żartuję. - odparł otwierając mi drzwi.
-Daruj sobie Matt. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Mój brat czasami był zdecydowanie zbyt troskliwy. Na moje szczęście ta jego troska ograniczała się jedynie do uwag. Nie zdążyłam pomyśleć nad zaistniałą sytuacją bo poczułam na sobie mocny uścisk. Jak na tak drobne ramiona Hope była zdecydowanie silną osóbką.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.
Sama miała na sobie beżową sukienkę, a białe włosy spięła w kok pozostawiając kilka luźnych kosmyków.
-W moim mniemaniu maleńka, jej sukienka jest zdecydowanie za krótka. - mruknął Matt zza kierownicy.
Uwielbiałam jak zwracał się do swojej dziewczyny w ten sposób. Byli parą idealną. Naprawdę. Taką bez skazy.
Hope rzuciła mi rozbawione spojrzenie i rozpoczęła się dyskusja na temat mojej sukienki. Mój brat został przez nas stłamszony i biedak już się nie odzywał.
-Matt mi mówił, że dostałaś tą rolę. - zaczęła Hope.
Kiwnęłam głową i opowiedziałam przyjaciółce jak to wszystko wygląda. Nie obyło się bez wypytywania o Harry,ego na co Kean zawsze reagował gwałtowniejszym hamulcem. Wciąż chyba nie może się pogodzić z tym, że jestem już dużą dziewczynką. Syndrom starszego brata.
Po niedługiej jeździe zaparkowaliśmy na posesji ładnego, ale niewielkiego domku. Wyszłam z auta zabierając ze sobą małą torebkę z telefonem i ruszyłam w stronę wejścia. Byłam tu już kilka razy, lubiłam Nichollsa. Zresztą jak każdego z zespołu.
No, nie każdego.
W środku nie było wiele osób. Nie tyle ile ostatnio. Na samą myśl o imprezach robionych przez Nichollsa uśmiechnęłam się pod nosem. Biedak chyba musiał trochę przystopować. Zbyt wiele strat.
Mój brat zaczął rozmawiać z jakimś chłopakiem więc razem z Hope weszłyśmy do salonu. Gospodarz stał przy niewielkiej komodzie wraz z Joną, śmiejąc się głośno. W ich rękach znajdowały się już szklanki z drinkami. Podbiegłam do nich, bo dawno ich nie widziałam i trochę się stęskniłam. Byli tak pociesznymi osobami, że chyba wszyscy darzyli ich sympatią.
-Jona! - mocno przytuliłam się do chłopaka.
Winhofen był jedną z tych osób, którym można było powiedzieć wszystko. Z jednej strony zrównoważony, ale też zabawny. Mimo że widuję go bardzo rzadko to spokojnie mogę powiedzieć, że jestem do niego w jakiś sposób przywiązana.
-Dawno cię nie widziałem. - powiedział odwzajemniając uścisk.
-A ze mną to już nikt się nie wita. - mruknął Nicholls upijając łyk ze swojej szklanki.
Zaśmiałam się pod nosem. Matt to rodzaj pajaca, ale nie pod względem negatywnym. Bardzo towarzyski, wszędzie go pełno. Dość porywczy, nieraz widziałam jak się wdawał w jakiś bójki.
Jakie ja mam towarzystwo, nie ma co. Nim się obejrzałam Jona porwał mnie do tańca. Jeżeli można to nazwać tańcem. Po chwili w nasze ślady poszło jeszcze kilkanaście osób, w tym Hope i Nicholls. Z głośników sączyła się tak debilna muzyka, że naprawdę do tego czegoś tańczyć się nie dało. Matt zawsze miał kiepski gust muzyczny, wszyscy o tym wiedzieli.
Wyślizgnęłam się z objęć Nichollsa, który wcześniej wyrwał mnie z ramion Jony z zamiarem udania się po coś do picia. Minęłam po drodze kilka znajomych twarzy by po chwili znaleźć się w kuchni. Pomieszczenie było zupełnie puste. Urządzone zostało nowocześnie i bardzo chłodno. O dziwo panował tu nawet prządek. Nie wliczając oczywiście przeróżnych butelek z alkoholem stojących na wysepce pokrytej marmurem. Wzięłam do ręki butelkę jakiegoś smakowego piwa i przelałam jego zawartość do papierowego kubka. Nigdy nie piłam dużo. Odwróciłam się do lodówki i otworzyłam drzwi od zamrażalki chcąc znaleźć kostki lodu. Usłyszałam jednak jakiś stłumiony śmiech więc odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni.
Na widok Sykesa z jakąś laską zawieszoną na jego szyi zamknęłam mocno drzwiczki. Chyba za mocno, bo obydwoje natychmiast oderwali się od siebie i spojrzeli na moją skromną osobę. Dziewczyny nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Była bardzo ładna i szczupła. Długie, czarne i falowane włosy opadały jej kaskadami na ramiona i plecy.
Uśmiechnęłam się do nich, a przynajmniej starałam, ale na mojej twarzy prawdopodobnie pojawił się tylko grymas.
-Idź, poczekaj na mnie na górze. Przyniosę nam coś do picia. - mruknął Oliver w stronę dziewczyny, a ta tylko kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
Przez chwilę stałam nieruchomo, aby po chwili nalać do nowego już kubka dużą ilość czystej wódki. Kątem oka widziałam jak Sykes marszczy swoje brwi, ale zignorowałam to uzupełniając swój napój o coca colę. Sięgnęłam jeszcze po mieszadełko i skierowałam się do wyjścia. Jedyne czego chciałam to uniknąć konfrontacji z tym gburem. Chłopak zastąpił mi jednak drogę, a ja nie należę do osób które chcą się bawić w te durne gierki.
-Przepuść mnie. - powiedziałam krótko.
Spojrzał na mnie z góry i założył swoje ręce na piersi. Miał na sobie jakąś koszulkę z nadrukiem i zwykłe ciemne jeansy, ale mimo to i tak wyglądał dobrze. 
-Nie wiedziałem, że będziesz. - odparł nawet nie siląc się na miły ton.
-To już wiesz, a teraz mnie przepuść.- złość buzowała we mnie z każdą kolejną sekundą. - Dziewczyna na ciebie czeka. - dodałam z przekąsem uśmiechając się złośliwie.
Sama nie wiem czemu tak reagowałam na jego obecność. Po prostu mnie wkurzał. Tak właśnie było.
-To nie jest moja dziewczyna. - odpowiedział mi tym samym sarkastycznym uśmiechem.
Och, czyli jesteśmy teraz na etapie wspólnych zwierzeń?
-Uwierz, że mnie to nie obchodzi. - mruknęłam.
Rzucił mi zaciekawione spojrzenie i przekrzywił lekko głowę w prawą stronę. Przełknęłam głośno ślinę, gdy jego ciemne tęczówki świdrowały mnie na wylot.
-Mam nieodparte wrażenie, że chyba jednak obchodzi. - powiedział i odsunął się robiąc mi miejsce do przejścia.
Nie odpowiedziałam tylko natychmiast wyszłam z kuchni upijając przy tym porządny łyk z kubka. Alkohol pewnie miał załagodzić moją złość w tej chwili. Gorycz też, ale to uczucie skutecznie odepchnęłam na drugi plan. 


Kompletnie nie mam weny. Zabierałam się do tego rozdziału chyba pierdyliard razy i wreszcie powstało takie gówno. ;__; Trudno, muszę przecież coś wstawić. Chciałam  podziękować za szablon Katherine P. 
Podoba się nowy wygląd? c; 
A Wy komentujcie, bo te 6 komentarzy pod poprzednim postem mnie skutecznie zniechęca! Wiecie przecież, że nie będę się bawić w te limity, ale trochę mnie to wkurza, że jest tak mało komentarzy. Przyznam, że miałam już nawet ochotę usunąć z tego powodu bloga. 
 
 

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6.

    Zaspana zwlekłam się z wygodnego łóżka. Nienawidziłam porannego wstawania. Podziwiałam Matta, który od razu po usłyszeniu budzika wstawał bez żadnego problemu. Właśnie Matt... nie odbierał ode mnie ostatnio telefonów. Pewnie był zwyczajnie zajęty, ale zaczęło mi brakować spokojnych rozmów z bratem. On zawsze potrafił podnieść mnie na duchu.
Powolnym krokiem skierowałam się w stronę mojej łazienki. Wykonałam poranną toaletę, jak każdego poranka. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i ochlapałam twarz zimną wodą, chcąc się trochę rozbudzić. Jakimś cudem poskutkowało. Już trochę ożywiona wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować swoją torbę na dzisiejszą, pierwszą próbę. Przyznam, że byłam podekscytowana i przeraźliwie ciekawa osoby, z którą będę tańczyć. Zrzuciłam z siebie dużą, męską koszulkę, którą zabrałam kiedyś tacie i dresowe spodenki po czym ubrałam się w czarną spódnicę tubę i koszulkę na ramiączkach tego samego koloru. Spojrzałam za okno: gałęzie drzew rosnących po przeciwnej stronie ulicy kołysały się na dość mocnym wietrze. Zdecydowałam się więc też na biały, delikatny i luźny sweterek. Na usta nałożyłam tylko pomadkę bo nie chciałam, żeby makijaż spłynął mi na ćwiczeniach. Zabrałam swoją torbę i wyszyłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Na dole był tylko tata, bo mama wyszła wcześniej.
-Hej. - przywitałam się z nim nastawiając wodę na herbatę.
-Dzień dobry. - odpowiedział oschle najwyraźniej wciąż obrażony, za tamtejszą kolację.
Przewróciłam oczami i dolałam mleka do mojej herbaty. Postawiłam kubek na stole i zabrałam się za robienie kanapki. Ojciec wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
-Mam cię odwieźć czy pojedziesz autobusem? - krzyknął z przedpokoju.
-Wolałabym pojechać z tobą, ale chciałam jeszcze zjeść. - odkrzyknęłam.
-W takim razie pojedziesz autobusem. - powiedział wchodząc do kuchni i poprawiając krawat. - Śpieszy mi się. - dodał.
Spojrzałam na niego ze złością i bez słowa wzięłam jabłko, które wsunęłam do torby. Ile można być obrażonym? Zostawiłam moje niezjedzone śniadanie i skierowałam się za tatą do wyjścia. Założyłam jeszcze bordowe martensy i wyszłam z mieszkania od razu zbiegając po schodach. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi pasażera auta taty i natychmiast weszłam do środka, gdy tylko usłyszałam dźwięk zamka.
Jazda minęła nam w totalnej ciszy i w dość napiętej atmosferze. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że powodem jego nieznośnego zachowania nie jest tylko obecna sytuacja w domu. Chyba coś go gryzło, a że nie należał do zbyt otwartych ludzi nie mogłam nic na to poradzić. Gdy podjechaliśmy pod szkołę wreszcie otworzyły mu się usta.
-Jestem z ciebie naprawdę dumny. - powiedział a ja ucieszyłam się, że tym razem to nie jest żadna uszczypliwa uwaga.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się pod nosem.
Odpięłam pasy i otworzyłam drzwi chcąc wyjść.
-Kocham cię tato. - dodałam odwracając się jeszcze w jego stronę.
-Ja ciebie też. - odparł i obdarzył mnie uśmiechem.
Zatrzasnęłam drzwi i powolnym krokiem skierowałam się w stronę szkoły. Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam Anthony'ego opartego o jedną z kolumn . Pierwszy raz to on czeka na mnie, a nie ja na niego. Podeszłam do chłopaka i zdjęłam mu słuchawki z uszu bo przecież nawet mnie nie zauważył.
-No, no. Jestem pełna podziwu. - powiedziałam kiwając głową z uznaniem.
-Wreszcie! Ile można czekać? - odparł
-Żartujesz sobie? A jak ja tu sterczę nie powiem... - odparłam oburzona
-Och zamknij się już. - przerwał mi w połowie zdania.
Chciałam jeszcze coś dodać, ale sobie odpuściłam. Weszliśmy do szkoły od razu kierując się w stronę dużej sali, gdzie odbywały się przesłuchania. W środku nie było zbyt wiele osób. Wbrew pozorom ról w sztuce nie było za dużo, z tym że każdy miał swojego zastępcę. Rozejrzałam się po wszystkich a moją uwagę przykuł jeden chłopak. Stał samotnie przy lustrzanej tafli z telefonem w ręku. Nie widziałam go nigdy wcześniej więc pewnie to z nim będę tańczyć. Był dość wysoki, brunet, przystojny. Wyglądał na miłego. Trąciłam ramieniem Anthony'ego i kiwnęłam głową w kierunku chłopaka.
-Jak myślisz dobrze trafiłam? - spytałam chociaż mój przyjaciel raczej nie znał się na ludziach biorąc pod uwagę z kim chodził wcale nie tak dawno temu.
-Chodź, sprawdzimy. - wzruszył ramionami i skierował się w stronę chłopaka.
No tak, Anthony nigdy nie miał problemów z nawiązywaniem nowych znajomości. W jego przypadku to było coś naturalnego podejść i zagadać. Gdyby nie był pewny siebie pewnie byśmy się nie znali, bo to on zrobił ten pierwszy krok.
-Co ty robisz? Wracaj! - mruknęłam chcąc go przyciągnąć z powrotem. Był jednak za silny i to ja wylądowałam przy jego ramieniu.
Prychnęłam rozwścieczona, a ten tylko się zaśmiał. Szybko przybrałam jednak uśmiech na twarz bo zbliżyliśmy się do mojego „partnera”.
-Hej. Ty jesteś pewnie... - zaczął Anthony, ale chłopak przerwał mu w pół zdania.
Podniósł głowę i spojrzał na nas, a jego brązowe oczy zaświeciły się radośnie. Chyba się ucieszył, że nie będzie musiał już tu tak stać samotnie z telefonem. Pewnie nikgo nie znał z Sheffield, w końcu był z Londynu i to tam się uczył.
-Harry. - uśmiechnął się podając dłoń Anthony'emu, który też się przedstawił. - Wy wiecie pewnie, która to jest Destiny? Mam z nią tańczyć, a dość sporo tu dziewczyn. - odparł kierując swoją dłoń na szyję w geście zakłopotania. - Mam taką cichą nadzieję, że będzie ładna. - zaśmiał się patrząc na nowo poznanego kolegę.
-To się nie przeliczyłeś. - Anthony spojrzał na mnie znacząco.
Zarumieniłam się nieznacznie i obdarzyłam Harry'ego przyjaznym spojrzeniem.
-To ja. - mruknęłam zawstydzona.
-Miałeś całkowitą rację. - powiedział uśmiechając się zalotnie.
Zignorowałam to i odwróciłam wzrok w stronę profesora Millera, który właśnie wszedł do sali. Na jego widok przypomniałam sobie o tej całej chorej sytuacji. Zastanawiałam się czy do niego też doszły te idiotyczne plotki. Kilka osób spojrzało na mnie z dziwnymi uśmiechami na twarzy, gdy ten zaczął mówić. Nie zwróciłam na to większej uwagi tak jak chłopaki za moimi plecami, którzy zawzięcie dyskutowali na jakiś temat.
-To dla was ogromne wyróżnienie. Uwierzcie mi, że niezmiernie ciężko było dokonać wyboru. - powiedział nauczyciel – Razem z profesor Cooper pokładamy w was duże nadzieje. Czeka was naprawdę ogromny wkład pracy, więc jeżeli komuś to nie odpowiada proszę wyjść w tej chwili. - rozejrzał się po sali jakby naprawdę myślał, że ktoś teraz opuści pomieszczenie i dodatkowo trzaśnie drzwiami. - Na koniec jeszcze chciałem wam przedstawić mojego ucznia Harry'ego, który wcieli się w rolę księcia. - w tym momencie wszyscy spojrzeli na chłopaka stojącego za moimi plecami i wciąż rozmawiającego z Anthonym. - Ale jak widać KSIĄŻĘ jest zbyt zajęty dyskusją z panem Craigiem. - powiedział podnosząc brwi.
Odwróciłam się w ich stronę i obdarzyłam morderczym spojrzeniem, po którym zorientowali się dopiero, że to o nich mowa. Uśmiechnęli się głupkowato, a Anthony pomachał do nauczyciela, na co kilka osób wybuchło głośnym śmiechem.
 -Dziękuję Destiny, jak widać jesteś bardziej skuteczna ode mnie. - powiedział uśmiechając się w moją stronę profesor.
W tym momencie doszłam do wniosku, że do Millera raczej nie dotarła żadna z tych plotek,więc chyba nie mam żadnych większych powodów do zmartwień. Niech ludzie gadają.
Kogo ja chcę oszukać? Zawsze będę się przejmować tym co inni o mnie myślą. Nienawidzę tego. Po prostu nie znoszę. Wmawianie sobie, że jestem twarda nic nie zdziała. Chyba pora się z tym pogodzić, prawda? Uhm... łatwo powiedzieć.
Otrząsnęłam się, gdy do sali weszła profesor Cooper. Klasnęła w dłonie i kazała nam się przebrać. Skierowałam się do szatni dziewczyn i wyciągnęłam z torby strój do ćwiczeń. Szybko się przebrałam, żeby nie musieć przebywać w towarzystwie tych wszystkich żmij. Mogłam się założyć, że gdy tylko opuściłam szatnię rozpoczęła się w niej gorąca dyskusja na mój temat. Podeszłam do drążka i zaczęłam się rozciągać. Po chwili obok mnie pojawiła się profesor Cooper.
-Mam nadzieję Destiny, że mnie nie zawiedziesz. - powiedziała patrząc mi w oczy tym swoim przeszywającym spojrzeniem.
-Dziękuję za szansę. - odparłam stając naprzeciwko niej.
-Jesteś utalentowana, to niewątpliwe. Byłabym niesprawiedliwa, gdybym wybrała kogoś innego. - uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
W sali pojawiła się już cała reszta, więc odeszła ode mnie stając na środku
Zaczęła się próba. Cóż, próba jak próba. Nic nadzwyczajnego. Wykonywaliśmy kolejne ćwiczenia i przyznam, że po tych dwóch godzinach ciągłego ruchu byłam już zmęczona, a to jeszcze nie koniec. Znaczy dla innych owszem, ale ja, Harry i Anthony oraz Vanessa musieliśmy przećwiczyć jeszcze wszystko tylko, że wspólnie. Tym razem zajęcia poprowadził profesor Miller. Myślę, że chyba po to go tutaj sprowadzili. Pewnie specjalizował się w trenowaniu par.
-A więc Harry z Destiny, a Anthony z Vanessą. - mruknął patrząc w kartkę. - Dokładnie. - dodał odkładając ją na mały, drewniany stolik.
Anthony stanął obok swojej byłej dziewczyny z dość niemrawą miną. Vanessa zaś zachowywała się jakby w ogóle nie istniał. Mimo wszystko ja nadal uważam, że ona wciąż coś do niego czuje tylko stara się to ukryć pod maską wrednej zołzy.
-Co on taki skrzywiony? - szepnął Harry przysuwając się do mnie nieznacznie.
-Chodzili kiedyś ze sobą. - odpowiedziałam starając się skupić na tym co tłumaczył profesor.
Miller podszedł do Vanessy i zademonstrował nam ćwiczenie. Spojrzałam niepewnie na Harry'ego. Nigdy wcześniej z nim nie tańczyłam, nie wiedziałam jaki jest, jakie ma ruchy. Anthony'ego pod tym względem znałam doskonale i naprawdę żałowałam, że z nim nie tańczę, ale trzeba podejmować wyzwania.
-No Harry, tylko się skup. - powiedział profesor patrząc na ucznia.
-Ja zawsze jestem skupiony, sorze. - uśmiechnął się do niego radośnie.
Na pierwszy rzut oka było widać, że Harry był ulubieńcem Millera, bo dobrze się dogadywali. Miło poznać nauczyciela z pasją, a człowiek, który będzie nas szkolił na pewno taki właśnie jest.
-Jasne, szczególnie wtedy jak... - zaczął mężczyzna, ale jego wypowiedź została szybko przerwana.
-No o czym sor mówi? Lepiej jej nie straszyć. - zaśmiał się patrząc na mnie.
Otworzyłam szeroko oczy i kierowałam swój wzrok to na jednego, to na drugiego.
-Nieważne. - dodał Harry uśmiechając się uroczo. Wzruszyłam tylko ramionami i odsunęłam się od niego kilka kroków. Czułam, że Miller się nam przygląda z zaciekawieniem. Wykonałam płynne suivi* i zaraz przed Harry'm zrobiłam Pas de soubresaut**. Chłopak złapał mnie zręcznie w talii i chwilę potem odstawił na parkiet. Zakończyłam tradycyjnie w V pozycji***.
Przyznam, że Harry był całkiem dobry w partnerowaniu. Czułam, że będzie mi się z nim dobrze współpracowało.

-Dobrze. - mruknął Miller. - Powinieneś ją trochę wcześniej złapać, od razu, gdy zauważysz jak tułów wygina się do tyłu, rozumiesz? - spytał patrząc na Harry'ego.
-Jasne. - powiedział zdając sobie sprawę ze swojego błędu.
Osobiście w ogóle mi to nie przeszkadzało, ale widocznie miało jakieś tam znaczenie.
-Jeszcze raz. - odparł profesor.
Wykonywaliśmy kolejne kroki, a czas jakoś szybko upłynął. Nim się obejrzałam był koniec próby. Profesor podziękował nam i udał się ku wyjściu. Anthony natychmiast podszedł do mnie i Harry'ego nie ukrywając swojej złości.
-Musieli wybrać akurat ją? - warknął wściekły.
-Przestań. - powiedziałam bo Vanessa zbliżała się w naszą stronę.
-Hmm, Anthony mogę cię na chwilę prosić? - spytała patrząc na chłopaka.
Ten tylko wzniósł oczy ku górze, ale odwrócił się w jej stronę. Złapałam Harry'ego za nadgarstek i odciągnęłam go od byłej pary. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wyszliśmy z sali. Zniknęłam za drzwiami do damskiej szatni i zaczęłam się przebierać w swój normalny strój. W momencie, gdy zakładałam bluzkę drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadł Harry. Chłopak odwrócił się do mnie plecami i zamknął za sobą drzwi.
 -Co ty wyprawiasz?! - spytałam oburzona i czerwona ze złości.
 -Już? - spytał mając na myśli, czy może się już odwrócić.
Szybko zarzuciłam na siebie bluzkę i odpowiedziałam twierdząco.
-Anthony powiedział, żeby na niego nie czekać i zniknął, gdzieś z tą całą Vanessą czy jak jej tam. - odparł z uśmiechem na ustach. - Myślisz, że do siebie wrócą? - dodał po chwili.
Wcisnęłam na nogi martensy i zabrałam swoją torbę z ławki. Wyszłam z szatni z chłopakiem i wzruszyłam ramionami.
 -Sama już nie wiem. Z jednej strony wydaje mi się, że ona wcale nie jest taka zła, ale z drugiej to coś mi mówi, że Vanessa knuje jakąś swoją intrygę. - odparłam obojętnie zgodnie z prawdą.
Spojrzał na mnie rozbawiony dotrzymując mi kroku.
-Brzmi jak z jakiejś kiepskiej komedii o rozpieszczonych nastolatkach, serio. Swoją drogą może dasz się zaprosić na kawę? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem na ustach.
Nie potrafiłam mu odmówić, więc tylko się zgodziłam. Nie musiałam wracać do domu od razu po szkole także nic nie stało na przeszkodzie.
-Chwila, ty w ogóle znasz miasto? - skierowałam pytanie w jego stronę, gdy już opuściliśmy szkołę.
-Nie bardzo. - posłał mi zakłopotane spojrzenie.
Zaśmiałam się tylko i pokierowałam nas w stronę moich ulubionych miejsc w Sheffield. Pokazałam mu, gdzie są najlepsze cukiernie restauracje, gdzie chodzę na lody i które kawiarnie są moimi ulubionymi. Sądząc po jego wyrazie twarzy chyba mu się tu spodobało. Sama też je lubiłam, było piękne na swój sposób. Tętniło życiem, ale jednocześnie nie było zatłoczone, jak na przykład Londyn czy inne europejskie metropolie. Harry opowiadał mi trochę o swojej rodzinie, ja o swojej i nawet nie wiem kiedy upłynęło te kilka godzin.

* to taki krok, w którym baletnica "pływa" po parkiecie
** wyskok, gdzie plecy wyginają się w charakterystyczny łuk
*** w balecie wyróżnia się V pozycji, to jedna z nich

Taki nijaki, ale powiem Wam, że jestem zadowolona. Nawet nie wiem czemu. ;]
Oliver Księciem tańczącym balet? NO NAWET JA BYM TEGO NIE WYMYŚLIŁA. No błagam, wyobraźcie go sobie... Nieważne. XD To nie na moją psychikę, zdecydowanie nie. W następnym rozdziale nasz czołowy drań powinien się już pojawić.  Swoją drogą chciałam podziękować za wszystkie wyświetlenia, komentarze i obserwatorów. Nie wyobrażacie sobie jak to ułatwia pisanie. Jesteście najlepszymi czytelnikami pod słońcem. <3
Tak w ogóle rozważam założenie drugiego bloga, bo piszę drugie opowiadanie o innej tematyce niż ta, ale się trochę obawiam. Szczerze mówiąc już mnie męczy pisanie kolejnych rozdziałów i zapisywanie ich tylko na martwym dysku. ;c Sama nie wiem, pomóżcie coś. 
Rozpisałam się trochę, ale już spadam. NIE BĘDĘ WAS KATOWAĆ. ;D 
Dziękuję Wam i proszę o komentarze bo pod ostatnim postem pozytywnie mnie zaskoczyliście!  

  
Moje wyobrażenie Harry'ego. Jak znalazłam to zdjęcie to już wiedziałam, że to on. XD

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 5.

   Z moich słuchawek sączyła się cicho jakaś spokojna piosenka. Wpatrzona w obraz za oknem i starałam się odciąć od otaczającego mnie świata. Mój wzrok krążył po twarzach ludzi, którzy właśnie wsiadali do autobusu. Jechałam do szkoły, ale większość moich zajęć została odwołana z powodu przedstawienia ról do sztuki. Nie wiem jaki sens jest w przekładaniu w tym celu połowy lekcji, ale szczególnie mi to nie przeszkadzało.
Ostatnie dni minęły mi bardzo szybko. Pewnie dlatego, że stale starałam się czymś zająć. Zwyczajnie nie mogłam pozwolić by moje myśli krążyły wokół nieudanego przesłuchania i zaprzepaszczonej szansy. Gryzło mnie to niemiłosiernie. Cały rok przygotowałam się do tego przesłuchania, liczyłam na tą rolę. Cholera. Miałam nie zaprzątać sobie tym głowy. Było – minęło.
Zorientowałam się, że teraz mój przystanek. Szybko wstałam z miejsca zarzucając torbę na ramię i wyszłam z autobusu. Swój wzrok skierowałam na budynek szkoły. Stary, ogromny gmach, który wyjątkowo przypadł mi do gustu. Powiedziałabym, że jest wyjątkowy. Mimo wszystko cieszę się, że uczęszczam właśnie do tej placówki. Nieraz chciało mi się płakać i krzyczeć z wysiłku, ale gdy patrzę wstecz nie sądzę, że te sytuacje były aż takie straszne jak mi się wydawały. Weszłam po schodach i oparłam się plecami o jedną z sześciu kamiennych kolumn przed wejściem. Anthony powiedział, że będzie na mnie czekał, ale jak zwykle ten przykry obowiązek przypadł mojej osobie. Jednak dzisiaj nie musieliśmy się szczególnie śpieszyć. Przywitałam się z kilkoma znajomymi, którzy wchodzili do szkoły – wszyscy byli podekscytowani ogłoszeniem ról. Wreszcie usłyszałam charakterystyczny, mocny trzask drzwiami samochodowymi. Anthony wysiadł z auta swojego ojca i zaczął się rozglądać. Uśmiechnął się szeroko i podbiegł do mnie przeskakując co drugi schodek.
-Cześć. - powiedział krótko całując mnie w policzek. - Przepraszam cię, siostra znowu piekielnie długo myła włosy.
-Jak zwykle! Jesteś okropny, wszystko na nią zwalasz, a tak naprawdę doskonale wiemy kto tu jest spóźnialski i zawsze się wlecze. - wzniosłam oczy ku górze.
-Nie zmuszaj mnie do tego, żebym był dla ciebie niemiły. - zagroził mi palcem. - Mam dzisiaj wyjątkowo dobry dzień. - stwierdził z uśmiechem na ustach.
-O widzisz? Ja niekoniecznie. - mruknęłam.
-Stało się coś? - zapytał po czym przywitał się z jakimś kolegą.
-Nie, po prostu tak jakoś. - uśmiechnęłam się do niego, żeby nie zadawał więcej pytań.
Anthony należał do takich osób, które jak już uczepią się jakiegoś tematu to nie odpuszczą. Dlatego wolałam mu się zbytnio nie zwierzać. On jest zupełnie taki jak Hope. Może dlatego tak świetnie się z nim dogaduje?
-Dobra, chodź już. Chcę zobaczyć wyniki. - powiedział ucieszony.
Spojrzałam na niego jak na dziecko i nie zrobiłam nawet kroku. Odwróciłam wzrok od jego twarzy i odetchnęłam spokojnie.
-Destiny? - spytał niepewnie jakby bał się, że zaraz wybuchnę.
-Jak pomyślę, że ta... ta.. - wzięłam głęboki oddech. - że Vanessa dostanie tę rolę to aż mi się coś robi. - wyrzuciłam z siebie.
Spojrzał na mnie uśmiechając się głupkowato.
-Ach ta wasza kobieca życzliwość. - powiedział podnosząc wzrok jakby podziwiał jakieś arcydzieło. - Może lepiej sprawdzimy bo jestem pewien, że ona nie dostanie głównej roli.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam się za chłopakiem. Na głównym korytarzu, obok tablicy informacyjnej zrobił się mały tłumik. Każdy szeptał coś między sobą. Nie sądziłam, że ta sztuka aż tak się odbije na szkolnym życiu. Wszyscy o tym rozmawiali. Mimo że nie każdy będzie mógł wziąć w niej udział to po całym wydarzeniu organizują jakiś bal. To wszystko po to, żeby uzyskać sponsorów na rozbudowanie budynku. Z jednej strony ciekawe oderwanie od codziennej rutyny, a z drugiej trochę przytłaczające.
Anthony przecisnął się bliżej tablicy, a ja zaraz za nim. Spojrzałam na średniej wielkości kartkę zawieszoną na samym wierzchu i przeleciałam wzrokiem po nazwiskach. W momencie, gdy zobaczyłam literki układające się w Fosher Destiny przy imieniu Aurory do moich oczu napłynęły łzy szczęścia. Byłam w szoku i wcale nie ukrywałam swojego zdziwienia. Anthony spojrzał na mnie z radością i na powrót zaczął przeciskać się przez tłum, tym razem dodając głośno:
-Proszę o miejsce dla naszej gwiazdy.
Posłałam mu tylko uderzenie łokciem w bok i mordercze spojrzenie. Podniósł ręce w niewinnym geście i pociągnął mnie w stronę zachodniego skrzydła, gdzie rzadko kto się pojawiał. Gdy już znaleźliśmy się na pustym korytarzu mocno przytuliłam się do chłopaka. Żadne słowo nie jest w stanie opisać mojego szczęścia w tamtej chwili. Anthony uniósł mnie delikatnie i obrócił się kilka razy wokół własnej osi. Zaśmiałam się do jego ramienia. Gdy poczułam jak moje stopy dotykają podłogi odsunęłam się od niego i oparłam swoje plecy o zimną ścianę.
-Anthony, ale jak to jest w ogóle możliwe? Przecież chyba wypadłam najgorzej na przesłuchaniu. - mruknęłam powątpiewając.
-Widocznie oceniali za całokształt. I bardzo dobrze, przecież jesteś najlepszą osobą do tej roli. - powiedział stając przede mną.
-Sama nie wiem.
-Zasłużyłaś sobie na to, Destiny. Tylko mam nadzieję, że dasz sobie radę. - dodał uciekając ode mnie wzrokiem.
-Oczywiście, że dam sobie radę. Przecież nie zmarnuję takiej szansy. - powiedziałam pełna entuzjazmu.
-Nie chodzi mi o to. Jestem pewien, że wypadniesz cudownie, ale boję się o ciebie. Wiem jaka jesteś, jak łatwo cię złamać. Musisz się przygotować na uszczypliwe uwagi i to nie tylko ze strony Vanessy. - odparł wyjątkowo poważnie.
Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że Anthony zna mnie lepiej niż mi się wydawało. Mogłam na niego liczyć i było mi głupio, że wcześniej tego nie dostrzegłam. Nie dostrzegłam jakiego cudownego mam przyjaciela.


                                                                                  ~~*~~


   Z przykrością muszę stwierdzić, że Anthony miał całkowitą rację twierdząc, że zostanę obrzucona mnóstwem plotek na mój temat. Z początku wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz śmieszyło, ale z czasem stało się dość uciążliwe. O dziwo ich źródłem wcale nie była Vanessa, która również będzie się przygotowywała do roli Aurory, na wypadek gdyby mi się coś stało. Szczerze mówiąc to trochę mnie to uraziło. Jakby z góry zakładają, że sobie nie poradzę, ale jednak każdy miał swojego zastępcę. Sam Anthony też był rezerwowym na księcia Desire. Swoją drogą to właśnie dzisiaj poznam tego chłopaka, z którym będę głównie tańczyć. Profesor jeszcze nam go nie przedstawiła. Mam tylko nadzieję, że nie będzie naburmuszonym idiotą. Chyba nie jestem zbyt wymagająca?
Przechodziłam właśnie przez główny korytarz, co w obecnej sytuacji było niezbyt przyjemne. Wszyscy się na mnie patrzyli i szeptali coś między sobą. Co niektórzy nawet wybuchali głośnym śmiechem. Przybrałam obojętną minę i z podniesioną głową podeszłam do mojej szafki. Wsadziłam tam wszystkie, niepotrzebne już książki i przeczesałam moje jasno-brązowe włosy. Te wszystkie szepty za moimi plecami sprawiły, że chyba zbyt mocno zatrzasnęłam swoją szafkę. Teraz już naprawdę każdy wlepił we mnie swoje spojrzenie. Przyznam, że w tym momencie coś we mnie pękło. Szybko przeszłam przez ten zatłoczony korytarz, nie oglądając się za siebie. Zauważyłam, że teraz już prawie nikt nie mówi mi nawet głupiego ”Hej”. Przecież nikomu nie zrobiłam krzywdy. No, ale chyba co niektórzy nie potrafią zrozumieć, że nie, mój ojciec wcale nie zapłacił dyrektorowi, żebym dostała tą rolę. A moja matka wcale się nie przyjaźni z profesor Cooper. No kto by pomyślał?
Pokręciłam głową i skierowałam się w stronę zachodniego skrzydła. Tam chociaż jest spokój. Na końcu korytarza dostrzegłam Anthony'ego i Toma, którzy zawzięcie na jakiś temat dyskutowali. Już miałam do nich podbiec, gdy spostrzegłam, że tematem ich rozmowy jest właśnie moja osoba. Stanęłam nasłuchując, a oni wciąż mnie nie zauważyli.
-No ty chyba w to nie wierzysz? - krzyknął Anthony do przyjaciela
-Sam już nie wiem, stary. - mruknął Tom. - Dla mnie to jest całkiem prawdopodobne. Widziałeś jak ją wtedy bronił przed Cooper? To było dziwne. Cała szkoła o tym trąbi. Weź ty się lepiej zastanów z kim się trzymasz bo ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego. - w tym momencie klepnął chłopaka po ramieniu i odszedł od niego kierując się w moją stronę.
Gdy mnie zauważył przystanął na chwilę, ale zaraz potem znów szedł pewnym krokiem. Ominął mnie nawet na mnie nie patrząc. Stałam jeszcze przez chwilę w jednym miejscu po czym podeszłam do przyjaciela.
-O czym on mówił?- spytałam pokazując na plecy Toma.
-O niczym. - mruknął odwracając ode mnie wzrok.
-Anthony! Nie jestem tępa! - podniosłam swój głos. - Powiedz mi o co chodzi.
-Wszyscy uważają, że przespałaś się z tym całym Millerem. - powiedział siląc się na całkiem spokojny ton, jakby mówił o pogodzie.
-SŁUCHAM? - krzyknęłam
Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
Czyli teraz naprawdę wyszłam na paskudną zołzę. Po raz pierwszy doświadczyłam jaką siłę mają w sobie plotki. To było okropne. Ktoś sobie wymyślił taką bzdurę usprawiedliwiając się tym, że ten Miller zachował się po ludzku i zwyczajnie mi pomógł, gdy się spóźniłam.
-Ja już tak nie mogę. - nim się obejrzałam z moich oczu pociekł strumień łez.
Obraz mi się zamazał i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Tak jak teraz czułam się tylko wtedy, gdy w wieku 6 lat pękł mi balon nad morzem we Włoszech. Naprawdę już nie miałam siły do nich wszystkich.
-Boże, Destiny ty płaczesz! Chodź tu. - mruknął otaczając mnie ramieniem.
-Niech oni sobie wezmą tą rolę, nie chcę jej już. - powiedziałam, gdy ogarnął mnie kolejny spazm.
-Nawet mi tak nie mów.
-Będziesz miał mokrą koszulę. - odparłam, gdy już trochę się uspokoiłam.
-Mokra odzież ładnie podkreśla moje idealne ciało. Płacz, płacz. - odpowiedział całkiem poważnie.

I jest piąty. Nie sprawdzałam tego rozdziału, więc przepraszam za jakieś błędy. Nie jestem zbytnio zadowolona. Taki o niczym, sama nie wiem.  A i kochani proszę o komentarze! Szczerze mówiąc sądziłam, że czyta to więcej osób niż te 6 komentujących. Także jeśli to czytasz to skomentuj. ;]

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 4.

    Wciąż spięta wreszcie ujrzałam moją kamienicę. Było już dość ciemno, rodzice z pewnością nie będą zadowoleni, że chodzę po nocach. Zawsze byli uczuleni na tym punkcie. Szczególnie tata... Zresztą na co on nie jest uczulony?
Gdy już doszliśmy przed schodki do mojego mieszkania obróciłam się powoli w stronę Olivera.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - powiedziałam uśmiechając się delikatnie. Chciałam trochę rozładować napięcie jakie panowało między nami.
-Nie ma za co. - mruknął i tak miłym jak na niego tonem.
Mimowolnie uśmiechnęłam się szerzej, a po chwili zaczęłam się cicho śmiać.
-No co? - spytał z głupim wyrazem twarzy
-Czy ty zawsze chodzisz taki... naburmuszony?
-Że co? Że niby ja? Jestem chyba najbardziej pozytywnie nastawioną do życia osobą! - powiedział odwzajemniając mój uśmiech. - Wiesz.. wcale nie jesteś taka zła jak mi się wydawało. - dodał po chwili zastanowienia.
-Doprawdy? To jak ci się wydawało, hmm? - uniosłam swoje brwi w geście zainteresowania.
-Zawsze miałem wrażenie, że jesteś dumną, próżną i egoistyczną idiotką. - powiedział bez skrupułów.
Trochę zbiło mnie to z tropu. Wiedziałam, że mnie nie lubi, ale nie sądziłam, że ma o mnie aż tak tragiczne zdanie. Gdzieś tam w klatce piersiowej poczułam bardzo nieprzyjemne ukłucie.
-Ja się chyba muszę już zbierać. - mruknęłam starając się żeby chłopak nie usłyszał mojego załamującego się głosu.
Nie wiem czemu mnie to tak ruszyło. Przecież sama nie miałam o nim dobrego zdania.. Ale mnie zawsze obchodzi opinia innych. Może staram się tego po sobie nie pokazywać lecz słowa skierowane w moją stronę zawsze zapamiętam. Będą siedzieć w kącie głowy przez długi czas.
Uśmiechnęłam się nieznacznie i weszłam na schodki kierując się w stronę drzwi wejściowych.
-Destiny.. zaczekaj. - powiedział łapiąc mnie bardzo delikatnie za nadgarstek.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w twarz.
-Źle mnie zrozumiałaś. Przecież wcale tak nie uważam, to było kiedyś.
Cofnęłam swój nadgarstek, po czym powiedziałam:
-Za to ja wcale nie zmieniłam o tobie swojej opinii.
Nie oglądając się za siebie weszłam do kamienicy i od razu podbiegłam w stronę mieszkania. Szybko weszłam do środka i przeszłam do swojego pokoju. Nim się obejrzałam po moich policzkach spływały łzy. Do jasnej cholery, czemu mnie tak to zabolało? Czy aż tak zależy mi na jego opinii? Przecież prawie ze sobą nie rozmawiamy..
Już do reszty mi odbiło.
                                                                       ~*~

Biegłam przez zatłoczoną ulicę w stronę mojej szkoły. Byłam już spóźniona, ale wolałam się jeszcze bardziej nie pogrążać. Z mojego koka wypadło już kilka kosmyków, ale nie miałam czasu, żeby zajmować się teraz fryzurą. O mały włos nie wpadłam na jakąś kobietę. Chyba muszę zacząć ostrożniej chodzić.
Wreszcie dotarłam do budynku mojej szkoły i wpadłam do środka jak burza. Szybko przebiegłam przez korytarz i weszłam do sali prób. Dobrze, że nie muszę się przebierać, bo mamy jakieś ogłoszenia. Na środku sali stała profesor Cooper w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Na oko miał 35 lat – coś w tych okolicach. Nauczycielka spojrzała na mnie wymownie.
-Widzę, że raczyłaś się pojawić Destiny. - moje imię niemal wypluła. - Mogę znać powód twojego spóźnienia?
-Przepraszam pani profesor, wstałam zbyt późno. - powiedziałam szybko chcąc mieć to już za sobą.
-Wstałam zbyt późno, powiadasz? Wyobraź sobie, że od 35 lat nie zdarzyło mi się „wstać zbyt późno” jak to ładnie ujęłaś. Skoro masz problem z tak łatwą czynnością... - nie zdążyła dokończyć, gdyż tą jakże mądrą wypowiedź przerwał jej owy mężczyzna.
-Przepraszam, że ci przerwę Lucindo, ale każdy ma prawo mieć gorszy dzień. - powiedział uśmiechając się do mnie krzepiąco.
-Z tym, że ta młoda dama miewa je dość często.
-Jeszcze raz przepraszam. - wtrąciłam, bo przeczuwałam, że zaraz wywiąże się między innymi kłótnia na mój temat.
Obydwoje spojrzeli po sobie po czym profesor zaczęła opowiadać o zbliżającym się widowisku teatralnym. „Śpiąca Królewna” to nie jest łatwe zadanie i wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę. No i nie wszyscy będą mieli okazję się wykazać, a biorąc pod uwagę jak mi poszło na przesłuchaniu moje szanse są naprawdę znikome.
 -A to jest profesor Miller, nauczyciel w londyńskiej szkole baletowej. Będziemy mieli przyjemność współpracować z nim podczas przygotowań do sztuki. - odparła poważnie kobieta wskazując na nowego nauczyciela.
Ten tylko uśmiechnął się w naszym kierunku i dodał:
-Chciałem tylko powiedzieć, że będę miał duży wpływ na dobór ról, wasze przesłuchania są nagrane. Chłopaków jednak czeka rozczarowanie, gdyż główna rola męska jest już zarezerwowana dla mojego ucznia. Niestety nie mógł się dzisiaj tu pojawić, ale jestem pewien, że niedługo go poznacie.
Spojrzałam na Anthony'ego i zrobiłam smutną minę w jego kierunku. Ten tylko puścił mi oczko i powiedział coś do Toma.
Anthony to chyba jedyna osoba w tej szkole, do której jestem jakoś przywiązana. Nie nazwałabym nas przyjaciółmi, ale dobrymi znajomymi z pewnością. Jest trochę pokręcony i zwariowany, ale kiedy trzeba to potrafi zachować powagę. No i jest wyjątkowo uzdolniony. Tańczy cudownie i wszyscy doskonale o tym wiedzą. Tom zaś to jego najlepszy kompan, równie pokręcony co Anthony. Chłopaki byli takimi osobami, przy których nie da się nie uśmiechać. Za to ich właśnie lubiłam.
Zebranie dobiegło końca i wszyscy rzucili się do wyjścia. Odczekałam chwilę, bo jakoś nie widziało mi się pchanie w ten tłum.
-Oh jakże ubolewam zacna panienko iż nie będę mógł miłować cię w naszej sztuce. - usłyszałam obok siebie wyjątkowo poważny głos Anthony'ego.
Obróciłam się w jego stronę i skrzywiłam brwi.
 -Już prędzej ciebie wsadzą w rolę Aurory niż mnie. - powiedziałam.
-To że zawaliłaś ostatnie przesłuchanie jeszcze cie nie skreśla. Ej, jesteś dobra, bardzo dobra. - powiedział idąc obok mnie i mijając innych uczniów.
Wzruszyłam tylko ramionami i podeszłam do mojej szafki chcąc wyjąć książkę od historii sztuki, która zaczyna się za 10 minut.
 -Szkoda, że nie dostaniesz roli tego księcia, zasłużyłeś na nią. - mruknęłam grzebiąc w swojej szafce.
-Pewnie zależy ci na tym tylko dlatego, żeby skosztować mych pięknych ust, nieprawdaż? - zapytał robiąc dzióbek i krzywiąc się przy tym zabawnie.
-Lepiej chodź na historię, bo nie zamierzam się kolejny raz spóźnić. Już i tak mam przechlapane u Cooper. - westchnęłam i pociągnęłam go za ramię w stronę sali.
-Ona i tak cię uwielbia. - mruknął.
Zignorowałam to i spojrzałam na drugi koniec korytarza, gdzie kroczyła właśnie Vanessa wraz ze swoją świtą... Jak zawsze z dumnie uniesioną głową w idealnie dopasowanej sukience. Przy niej można się poczuć jak w bardzo kiepskim amerykańskim filmie. Dziewczyna podeszła do nas i obrzuciła pogardliwym spojrzeniem.
-Widzę Destiny, że twoja praca daje się we znaki. Zmiany nocne nie służą ci zbyt dobrze...
-A dziękuję za troskę, wierz mi czuję się wspaniale.- odparłam z uśmiechem na ustach.
-To jak? Ilu wczoraj obsłużyłaś? - zapytała na co jej przyjaciółki zaśmiały się słodko jak przystało na takie królowe.
-Tylko mnie. - powiedział Anthony. - Powiem ci Vanessa, że na głowę bije ciebie w tych sprawach.
Dziewczyna spojrzała na niego jakby ze smutkiem, ale i wściekłością w oczach. Zabolało ją to – nie jestem ślepa. Nie dała jednak tego po sobie poznać.
-Jakoś nie narzekałeś.
-Wiesz, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. - odpowiedział puszczając jej oczko i odchodząc od nich ciągnąc za sobą przy okazji mnie.
Gdy upewniłam się, że na pewno nas nie usłyszą powiedziałam:
-Nie przesadziłeś przypadkiem? - zatrzymałam się zmuszając Anthony'ego żeby uczynił to samo.
-Nie sądzę. -odparł unosząc obojętnie ramiona.
-Nie widzisz, że ona chyba wciąż coś do ciebie czuje? A ty wyjeżdżasz z takim tekstem!- uniosłam swój głos.
Nienawidziłam jej, ale istnieją jakieś granice. Sama się dziwię, że Anthony mógł być kiedyś z taką zołzą. W dodatku dość długo.
 -Nikt ni zasłużył sobie na takie traktowanie. - mruknęłam
-I ty też nie. No nie pozwolę, żeby ktoś się do ciebie zwracał w taki sposób w mojej obecności Destiny. Przestań się bawić w Matkę Teresę i nie broń Vanessy tylko dlatego, że być może jeszcze coś do mnie czuje. Koło tyłka mi latają jej uczucia, jeśli jakieś resztki jej pozostały.
Zastanowiłam się chwilę nad tym co powiedział. Być może miał i rację. Nie chciałam już wracać do tego tematu.
- W porządku, chodź już na tą historię. - uśmiechnęłam się do niego i skierowałam się na lekcje. 



Tak długo wyczekiwany już rozdział 4. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie więc nawet nie próbuje. Wiem, że to bardzo długa nieobecność, ale przyjmiecie mnie z powrotem, prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie ukrywam, że na waszym miejscu bym się trochę obraziła. c; Co do Waszych blogów to zapewniam was, że wszystko stale czytam, nie dodaję tylko komentarzy. Za co też was przepraszam.  
Do zakładki Bohaterowie 2. zaraz dodam jeszcze Anthony'ego. Był postacią zamierzoną, ale odpuściłam sobie jego opis, co teraz nadrobię. 
Jeszcze raz przepraszam i przesyłam utęsknionego przytulasa.:*


 
  

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Podniosłam powoli wzrok na wściekłą twarz Olivera. Jego oczy rzucały we mnie gromy, ale po chwili jakby złagodniał. Moje serce zaczęło mocniej bić, poczułam ogromny wstyd, że zajrzałam do tego notatnika.
-Przepraszam.. . - powiedziałam szybko.
-Zrobiłem ci herbatę. - mruknął patrząc na mnie obojętnie.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Pomiędzy nami zapanowała niezręczna cisza, a powietrze stało się jakby gęstsze.
-Dziękuję. - szepnęłam z trudem łapiąc oddech.
Zrobiło mi się strasznie głupio, że w ogóle wzięłam do ręki jego własność. To była jego prywatna sprawa. Jesteś idiotką – mówiłam sobie w myślach. Na moje policzki wpłynął delikatny rumieniec.
-Strasznie cie przepraszam, nie powinnam. - dodałam jeszcze
-Posłodziłem jedną łyżeczkę, tak jak sobie. - powiedział ignorując moje przeprosiny i siadając na kanapie.
-Też tyle słodzę. - rzekłam biorąc do ręki kubek z ciepłym napojem i idąc w ślady chłopaka
-Wolałbym nie mieć z tobą nic wspólnego, ale już trudno. - mruknął obojętnie, upijając łyk herbaty.
Opuściłam głowę, wciąż czułam się źle z tym co zrobiłam. Irytowało mnie też to, że nic na ten temat nie wspomniał. Jakby nie było całej sytuacji. Nie dałam za wygraną i powiedziałam:
-Oliver, naprawdę przepraszam... - podniosłam na niego wzrok i wpatrzyłam się w jego twarz. Dość ciemne włosy kontrastowały z bladą twarzą. Z jego brązowych oczu jak zwykle nie dało się nic wyczytać. - Ja po prostu... po prostu chciałam zobaczyć co czujesz. - mruknęłam niepewnie.
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie i parsknął sztucznym śmiechem.
 -Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś naiwna? - spytał.
Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że jego głos był przepełniony bólem, z którym nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Przekrzywiłam głowę na bok chcąc wyczytać z jego twarzy jakąkolwiek emocję.
Nagle do pokoju wpadła Hope śmiejąc się perliście.
-No, wróciliśmy. - mruknęła z rumieńcem na twarzy.
Oliver podniósł się z kanapy, zabrał swój notes i skierował się w stronę Matta
 -Mam nowy kawałek. - powiedział. - Chciałbym, żebyś go przejrzał, wiesz tak wstępnie.
Mój brat kiwnął głową i wyszedł z salonu razem z Oliverem. Tego drugiego odprowadziłam wzrokiem. Zaintrygował mnie tym co powiedział, a szczególnie w jaki sposób to powiedział.
-Co się na niego tak patrzysz? - spytała Hope uśmiechając się dwuznacznie.
-Ja? Tak tylko. - mruknęłam szybko odrywając wzrok od drzwi, gdzie przed chwilą zniknęła jego sylwetka.
Dziewczyna spojrzała na mnie badawczo, jakby starając się dowiedzieć o czym myślę. Odwróciłam od niej wzrok i wypiłam trochę herbaty. Granatowy kubek przyjemnie ogrzewał moje dłonie.
-Jak w szkole? - spytała najwyraźniej odpuszczając sobie temat Olivera co nie ukrywam, było mi na rękę.
-W porządku. - mruknęłam - zawaliłam ostatnie przesłuchanie, ale jest już ok – dodałam uśmiechając się do Hope.
Dziewczyna odpowiedziała mi tym samym i pilotem włączyła telewizor. Przeskoczyła po kilku kanałach zatrzymując się na jakimś kulinarnym programie.
 -O boże zjadłabym babeczkę. - powiedziała przykrywając twarz poduszką.
Zaśmiałam się tylko. Byłam zmuszona wysłuchiwać jej błagań i próśb o coś słodkiego prawie przez godzinę. Wytchnęłam ulga, gdy do salonu wszedł Matt a za nim Oliver.
-Matt kochanie, zrób mi babeczki. - krzyknęła od razu dziewczyna.
Spojrzał na nią jak na wariatkę po czym usiadł obok nas na kanapie. Siedzieliśmy tak do osiemnastej gadając o głupotach. Oczywiście nie obeszło się bez uszczypliwych uwag ze strony Olivera, ale starałam się je wszystkie ignorować.
-Chyba będę się już zbierać. - mruknęłam podnosząc się z kanapy. - rodzice pewnie będą wściekli.
-Ja też już będę szedł. - powiedział Oliver idąc w moje ślady. - muszę jeszcze poprawić tu i ówdzie – dodał wskazując na notatnik.
-Mógłbyś ją odprowadzić? Wolałbym, żeby nie wracała sama - spytał Matt najwyraźniej mając mnie na myśli.
-Nie trzeba. - powiedziałam szybko kręcąc przecząco głową.
-Jakby nie patrzeć to i tak mijam twój dom. - mruknął Oli patrząc na mnie. - jesteśmy na siebie skazani. Chociaż nie. Zawsze mogę przejść na drugą stronę ulicy. - powiedział uśmiechając się wrednie.
Zignorowałam to i pożegnałam się z bratem i przyjaciółką, po czym wyszłam z mieszkania. Przeszłam przez zielony trawnik i stanęłam na chodniku czekając na chłopaka. Nawet na mnie nie patrząc wyminął mnie i ruszył szybkim krokiem w stronę domu.
-No poczekaj, musisz tak pędzić? - spytałam wkurzona podbiegając na niego
-Musisz się tak włóczyć? - odpowiedział pytaniem na pytanie
-Jesteś najgorszym dupkiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. - mruknęłam pod nosem próbując mu dotrzymać kroku.
-Nie zawstydzaj mnie. Nigdy nie wiem jak reagować na komplementy. - rzucił mi przelotne spojrzenie i uśmiechnął się delikatnie.
Musiałam to odwzajemnić, byłam w niemałym szoku. Ten osobnik obdarzył mnie szczerym uśmiechem! Jestem pod wrażeniem.
Opuściłam wzrok i stawiałam kolejne kroki wpatrzona w moje stopy. Całkowicie zignorowałam odgłosy dobiegające z ulicy, na moment zamknęłam się w „swoim świecie”. Przymknęłam delikatnie oczy i zanuciłam pod nosem jakąś cichą melodię.
-Uważaj!- krzyknął Oli łapiąc mnie za rękę i przyciągając w swoją stronę.
Zrobił to tak gwałtownie, że opadłam w jego ramiona uderzając w twardą klatkę piersiową. Do moich nozdrzy natychmiast doszedł zapach męskich perfum. Ta woń przywodziła mi na myśl zapach drzew z nutą cytrusową. Otrząsnęłam się i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej odsuwając się nieznacznie. Dłonie Olivera spoczywające na moich biodrach skutecznie ograniczały moje ruchy.. i rozpraszały.
-Co ty wyprawiasz? - spytałam chcąc aby głos nie zdradził mojego zakłopotania.
-O mało co nie przejechał cie rower. - odparł uśmiechając się łobuzersko.
Chłopak opuścił swoje ręce, a ja jak poparzona odskoczyłam od jego ciała. Szybko opuściłam twarz i poprawiłam sukienkę – nie chciałam, żeby Oli dostrzegł rumieńce wpełzające na moje policzki. 

Przepraszam, ale potrzebowałam przerwy. Wracam z czymś tak nijakim, ale już trudno. 

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2.

   Usłyszałam głośny alarm wydobywający się z głośnika mojego telefonu. Niemal mechanicznie sięgnęłam po niego ręką i przesunęłam palcem po ekranie pozbywając się uciążliwego dźwięku. Powoli otworzyłam ociężałe powieki po czym jak zwykle wlepiłam swoje spojrzenie w biały sufit. Do moich uszu dobiegał, miarowy dźwięk tykającego zegara, który wisiał na ścianie obok biurka. Nic specjalnego, niedziela jak niedziela. Podciągnęłam kołdrę pod samą brodę i zaczęłam gorączkowo myśleć nad tym co mi się śniło dzisiejszej nocy. Niestety moja pamięć jak zwykle nie dała rady sprostać temu zadaniu, zazwyczaj nie mogę sobie przypomnieć moich snów. Ewentualnie jakieś urywki. Zawsze mnie to irytowało.
Westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się do pozycji siedzącej. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie bo zakręciło mi się w głowie. Wygrzebałam się z kremowej pościeli i skierowałam się w stronę okna i drzwi balkonowych. Natychmiast sięgnęłam dłonią po klamkę okienną. Poczułam na mojej twarzy przyjemny podmuch wiatru, na dworze było ciepło i świeciło słońce. Po chodniku szło kilka osób, a po przeciwnej stronie ulicy w parku spacerowały matki z dziećmi. Dało się słyszeć przyjemny śpiew ptaków. Uwielbiałam wiosnę, to moja ulubiona pora roku. Odwróciłam się od parapetu i wyszłam z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Zeszłam na dół po drewnianych schodach. W kuchni krzątała się już mama, a tata rozpakowywał nowy toster. Przywitałam się z nimi i oparłam plecy o czerwoną lodówkę. Nienawidzę niedzielnych obiadów. Mama jak zwykle zaprasza Matta, który niezbyt lubi się z moim ojcem. Niezbyt to mało powiedziane. Oni się szczerze nienawidzą.
Carolyn – nasza mama rozwiodła się z ojcem Matta. Potem wyszła za mąż za Charlesa, urodziłam się ja i tak zostało. Matt nie ma dobrego kontaktu z Charlesem, zresztą wcale mu się nie dziwię. Mój ojciec wszystkim narzuca swoje zdanie, a Matt do zgodnych osób nie należy, więc wyszło jak wyszło. Sądzę, że wina leży po obydwu stronach, a z pewnością żaden z nich nie wyciągnie ręki na zgodę. Mama ze wszystkich sił stara się ten konflikt załagodzić, ale chyba nie widzi, że tylko pogarsza całą sytuację. Zresztą ja wolę się w to nie mieszać, nie raz rozmawiałam i z ojcem, i z Mattem na ten temat.
Odgoniłam od siebie niepotrzebne myśli i wzięłam do ręki jakiś jogurt i wsypałam do niego musli oczywiście rozsypując je przy okazji na blat. Wzruszyłam tylko ramionami i powędrowałam do salonu na kanapę. Znalazłam pilot pomiędzy szarymi poduszkami i włączyłam telewizor. Leniwie wyciągnęłam nogi przed siebie i wpatrzyłam się w jakiś poranny, głupi program. Rzadko kiedy oglądam telewizję, musi mi się naprawdę nudzić. Tak jak w tej chwili.
-Destiny jedź z tatą na zakupy. - usłyszałam głos mojej mamy za plecami.
-Sam nie może? - spytałam, bo nie bardzo miałam ochotę z nim gdzieś jechać.
Tym bardziej, że nie ma pewnie humoru, jak co niedzielę zresztą.
-Po prostu to zrób, dobrze? - dodała stanowczo. Odwróciłam się do niej, ale już szła do kuchni. Westchnęłam tylko i wyłączyłam telewizję. Szybko pobiegłam do mojej łazienki, nie chcąc jeszcze bardziej denerwować taty, tym że musi na mnie czekać. Wzięłam krótki prysznic i stanęłam przed szafą. Zdecydowałam się na jasną sukienkę w kwiaty i kremowe zakolanówki z kokardkami. Było ciepło, więc mogłam już sięgnąć po ukochane sukienki i spódniczki. Zabrałam jeszcze torebkę i zbiegłam na dół przy okazji rozczesując włosy. Tata stał już przy drzwiach i obracał w dłoniach kluczyki do auta. Wcisnęłam na nogi pierwsze lepsze balerinki i wyszłam na korytarz. Tata zamknął za nami drzwi i skierował się do wyjścia.
Rzeczywiście na dworze było naprawdę ciepło. Słońce przyjemnie grzało, odchyliłam twarz w stronę nieba uśmiechając się delikatnie. Usłyszałam ciche chrząknięcie i zauważyłam, że mój tata otworzył mi już drzwi od auta. Pośpiesznie usiadłam na skórzanym siedzeniu obok kierowcy i zaczęłam szukać płyty w schowku.
-Tak właściwie to co my mamy kupić? - spytałam chcąc rozpocząć jakąś rozmowę.
-Nie mam pojęcia, ale znając Carolyn to pewnie będziemy długo chodzić po tym sklepie. - westchnął zrezygnowany skupiając całą uwagę na drodze.
Wreszcie wygrzebałam Suicide Season, którą dostałam od Matta. Bardzo lubiłam tą płytę. Teksty piosenek i cała oprawa była po prostu piękna. Aż dziw bierze, że taki drań może napisać coś tak wspaniałego. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie i parsknęłam śmiechem na tą myśl. Spojrzałam na tatę i zdecydowałam jednak, że lepiej nie szarpać mu nerwów. Schowałam więc płytę z powrotem i sięgnęłam po U2. Chyba lepszy wybór w jego obecności. Nie przepadał za muzyką Matta.. Nie przepadał za wszystkim co z nim związane. Zawsze mu powtarzał, że gitara basowa nie jest dla niego, odciągał go od muzyki. Między innymi o to jest ten cały spór. Tata po prostu nie akceptuje tego co robi Matt. Zupełnie tego nie rozumiem i chyba nigdy nie pojmę czemu oni się aż tak nienawidzą. Kiedyś tak nie było.. Wcześniej się jeszcze jakoś tolerowali, a teraz niemal skaczą sobie do gardeł przy każdym spotkaniu. Dla mnie i mamy ta cała sytuacja nie jest na rękę. To boli jak dwie najbliższe ci osoby się nienawidzą, a ty nie możesz nic zrobić.
Nagle samochód się zatrzymał, a my staliśmy już na parkingu przed supermarketem. Bez słowa wyszłam z auta i powędrowałam obok taty w stronę drzwi wejściowych. Nie lubię chodzić na zakupy. Nawet po ubrania.. Irytuje mnie chodzenie po sklepach zupełnie bez celu, takie marne zagospodarowanie wolnego czasu. Tata wyjął małą karteczkę i zaczęliśmy szukać poszczególnych produktów. Obydwoje chcieliśmy chyba jak najprędzej to załatwić bo jakoś szybko znaleźliśmy się przy kasie.
Wreszcie „dotoczyliśmy” się pod dom. Wyciągnęłam z samochodowego radia płytę i na powrót umieściłam ją w pudełku, odpięłam pasy i szybko wyskoczyłam z terenowego auta taty. Podeszłam do bagażnika i wyciągnęłam trzy torby z zakupami, resztę zostawiając. Nie chcąc aby cała zawartość jednej z nich mi się wysypała żółwim tempem doszłam w końcu do drzwi. Łokciem wpisałam odpowiedni ciąg cyfr i wpadłam na korytarz jak zwykle rzucając spojrzenie na żyrandol. Kryształy ślicznie odbijały światło sprawiając, że przedmiot wydawał się magiczny. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, widocznie tata już zamknął samochód. Podeszłam do drzwi i kopnęłam kilka razy w drewnianą powierzchnię, bo niestety ręce miała zajęte. Po chwili otworzył mi Matt. Uśmiechnęłam się szeroko do brata, a ten zabrał ode mnie dwie torby.
-Tak szybko? - spytała mama wychodząc z kuchni
-Jak widać. - mruknął ojciec niezadowolony z obecności Matta.
Kobieta udała, że nie usłyszała zgryźliwego tonu i zabrała się do wypakowywania zakupów. Brat stał oparty o blat z założonymi rękami. Po jego minie wywnioskowałam, że zdążył już zamienić kilka słów z mamą. Spojrzałam na niego znacząco, ale ten kiwnął tylko przecząco dając mi do zrozumienia, że później porozmawiamy.
-To co dzisiaj na obiad? - spytała radośnie chcąc rozładować nieprzyjemną atmosferę.
-Pieczeń i gotowane warzywa. - mruknęła mama wyciągając to pierwsze z piekarnika.
Podeszłam do białej szafki i wyciągnęłam talerze chcąc je porozkładać na stole. Matt widząc moją zachęcająca minę wywrócił tylko oczami, ale wziął sztućce i mi pomógł. Rozumiałam się z nim bez słów.
Po chwili już siedzieliśmy przy stole, mama mówiła coś o swoim awansie, tata kiwał tylko od czasu do czasu głową, Matt za to z namiętnością wpatrywał się w szklankę z sokiem pomarańczowym. Nienawidzę takich sytuacji. Zrobiło mi się bardzo przykro.
-A co tam u ciebie Matt? - spytała mama, gdy zakończyła już swój monolog.
-Dobrze. - mruknął obojętnie nawet na nią nie patrząc.
Trąciłam go łokciem więc uśmiechnął się do niej czarująco.
-Jak kariera muzyczna? - dodał z przekąsem tata.
-Niech cie to nie obchodzi. - powiedział obojętnie nawet się nie poruszając.
-Nie odzywaj się do mnie w ten sposób. - dodał podniesionym głosem tata.
-Nie jesteś moim ojcem. - odgryzł na powrót Matt.
Kopnęłam go w łydkę, żeby się ogarnął. Do jasnej cholery przecież chyba przez tą posraną godzinę mogą się nie kłócić?! Zrobiliby to dla mamy czy chociażby dla mnie.
 -I bardzo dobrze. - usłyszałam od strony taty.
Przesadził. Matt wstał gwałtownie i skierował się w stronę wyjścia.
-Matt nie wygłupiaj się. - krzyknęłam do jego pleców. Zignorował to i po chwili zniknął za ścianą. Bez wahania poszłam w jego ślady.
-Destiny, wracaj natychmiast. - usłyszałam krzyk mojego taty. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi i wybiegłam z kamienicy. Dobiegłam do chłopaka i złapałam go za ramię tym samy zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.
-Ty nie widzisz, że jej jest przykro jak się tak ciągle kłócicie? - spytałam spokojnie, ale w głębi duszy byłam wściekła.- Nie możesz ustąpić chociaż raz w tygodniu?
-To on zaczął.. - mruknął unikając mojego wzroku.
-Błagam Matt... - dodałam cicho.
-Nie będę mu ustępował. Ty nie wiesz... nie masz pojęcia jakim on jest draniem. - rzekł z goryczą w głosie
-To mój ojciec, opamiętaj się.
-Zresztą nieważne. - powiedział machając ręką. - Mam dość niedzielnych obiadków. Czemu mam do czynienia z takim uparciuchem?
 -Idziesz do nas? - spytał chcąc zmienić temat. - Dawno się nie widziałaś z Hope, na pewno się ucieszy.
Spojrzałam na niego złością, ale na widok jego miny tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę ich małego domku na obrzeżach miasta. Przed nami kawał drogi, bo Matt jak zwykle wolał chodzić na pieszo niż jechać samochodem.
-Swoją drogą to jak wam się układa? - spytałam zrywając mały listek z drzewka rosnącego na trawniku.
-Dobrze, Hope zaliczyła semestr. Nic się nie zmieniło. - odpowiedział uśmiechając się pod nosem.
-Ale wy macie szczęście. - powiedziałam cicho.
-Co? Czemu?
-Jej Matt, pasujecie do siebie! Jesteście chyba najlepszą parą jaką kiedykolwiek spotkałam.
-Po prostu ją kocham. - wzruszył ramionami.
Parsknęłam tylko śmiechem. Szliśmy około pół godziny i rozmawialiśmy o głupotach, nie wracając do tematu kłótni z moim tatą. Po chwili znaleźliśmy się przed małym domkiem, który Hope otrzymała w spadku po jakiejś bogatej cioci – nie zagłębiałam się w tą historię. Podbiegłam szybko do drzwi, żeby jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółką. Dopiero teraz jakoś zdałam sobie sprawę, że się dawno z nią nie widziałam. Otworzyłam białe drzwi i wparowałam im do mieszkania. Uśmiechnęłam się szeroko na widok białowłosej dziewczyny przechodzącej przez korytarz ze szklanką wody.
-Hope! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. - Dawno się nie widziałyśmy. - przytuliłam się mocno do dziewczyny uważając jednak na to co trzyma w rękach. Usłyszałam głośne chrząknięcie więc odsunęłam się od przyjaciółki i spojrzałam w stronę źródła tego dźwięku.
Otworzyłam delikatnie buzię widząc Olivera, który nonszalancko opierał się o framugę drzwi do salonu.
-Co ty tu robisz? - spytałam zakładając ręce na piersi
-Powiedzmy, że przyszedłem w odwiedziny. - mruknął biorąc od Hope szklankę z wodą.
Matt wszedł do salonu i spojrzał na swojego gościa.
-Oli?
-Widzę, że wszyscy się cieszą na mój widok. Swoją drogą następnym razem zamknij buzię. - dodał w moją stronę uśmiechając się wrednie.
Spojrzałam na niego ze złością. Musiał sobie wybrać akurat ten dzień i tą godzinę?
 -Weź go ode mnie. -mruknęłam do Hope na co ta tylko się zaśmiała.
Natychmiast jednak przybrała inny wyraz twarzy patrząc na Matta.
 -Nie mów, że znowu się pokłócił z twoim ojcem? - bardziej stwierdziła niż się zapytała, a widząc moją minę dodała zdenerwowana w stronę Matta – Rozmawiałam z tobą o tym!
Nie zważając na to, że ma gości wypchnęła mojego brata z pokoju przy okazji wyrzucając z siebie wściekłość. Oliver spojrzał na mnie nie bardzo wiedząc o co chodzi, ale tylko wzruszył ramionami.
-Idę zrobić sobie herbatę.- powiedział od niechcenia i także wyszedł.
-Zrób i mi! Proszę! - krzyknęłam za nim.
-Chyba śnisz. - usłyszałam tylko w odpowiedzi. Palant. Trudno, zrezygnuję z herbaty. Boję się wchodzić z nim do kuchni, bo jeszcze dojdzie do rękoczyny z nożem w roli głównej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było urządzone w nowoczesnym stylu: prosta, skórzana, narożna kanapa, plazmowy telewizor, jasne meble. Mój wzrok przykuł notatnik leżący na stoliku do kawy. Podeszłam do niego i wzięłam go w dłonie. Miał ciemną okładkę. Wiem, że nie powinnam, ale zajrzałam do środka. Tak jak sądziłam, to własność Olivera. W środku znajdowały się pokreślone teksty piosenek. Przeleciałam po nich wzrokiem, większość znałam, ale te nieznacznie różniły się od tych wydanych w albumach. Przesortowałam kartki i doszłam do ostatniej zapisanej strony.
    Ukrzyżuj mnie, przybij moje ręce do drewnianego krzyża
    Nie ma nic ponad, nie ma nic poniżej
    Niebo i piekło żyje w każdym z nas,
    A ja zostałem wywiedziony na manowce.

    Jestem oceanem, jestem morzem
    Istnieje we mnie Świat.
    Zagubiony w otchłani, utopiony w głębi,
    Żaden zestaw płuc nie mógł mnie uratować.
    Tylko wrak statku, tylko duch,
    Jedynie cmentarz jednej z dwóch..
Niestety nie zdążyłam doczytać bo ktoś zatrzasnął mi notatnik i wyrwał go z rąk...


CAŁE ferie nie miałam weny... No jak ja tego nienawidzę. Siedzę w domu, mam czas, ale za cholerę nic nie mogę napisać. Pojutrze szkoła to jakoś się wena pojawiła... ;__; Zabijcie mnie, błagam. XD A i przepraszam, ale nie bawię się w Liebster Award.. ;c

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 1.

     Obróciłam swoją rękę i ujrzałam małą rankę.. po papierosie?!
-Uważaj jak chodzisz. - usłyszałam dziwnie znany mi głos.
Podniosłam głowę, aby spojrzeć na osobę, przez którą będę mieć bliznę i wywróciłam oczami na jej widok. Jeszcze musiałam na niego trafić.
-  Następnym razem jak odpalisz papierosa to się rozejrzyj wkoło. - wytknęłam mu.
- Trzeba było mi się nie podsuwać pod sam nos. - warknął zdenerwowany Oliver.
- Może to jeszcze moja wina? - podniosłam głos nie dowierzając własnym uszom.
- A czyja? - spytał odgarniając ciemne włosy z twarzy.
Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko, żeby nie wybuchnąć.
Oliver jest przyjacielem mojego brata, ale szczerze go nie znoszę. Odkąd pamiętam tak było. Już jako dzieci, gdy odwiedzał Matta często się ze sobą kłóciliśmy. Teraz po prostu ze sobą nie rozmawiamy i wolałabym, żeby tak pozostało. Nie dość, że na gorszą osobę nie mogłam trafić, to jeszcze rana mnie strasznie boli.
- No co tak stoisz? - spytał zniecierpliwiony.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, że odszedł ode mnie kilka kroków.
- Gdzie mam niby iść?
- Do apteki? - dodał jakby to było oczywiste.
-Nigdzie z tobą nie pójdę. - powiedziałam pewnie. Chłopak przewrócił teatralnie oczami i podszedł do mnie po czym pociągnął mnie za rękę. Tą „nieuszkodzoną”
-Puść mnie. - warknęłam próbując mu się wyrwać.
- Przestań się wreszcie miotać. Chyba trzeba ci to zdezynfekować, prawda?
Plus dla niego, miał rację. Zabrałam swoją rękę i już spokojnie szłam obok niego. Żadne z nas się nie odzywało, ale jakoś nie miałam najmniejszej ochoty zamieniać z tym osobnikiem choćby jednego zdania. Jak on mnie cholernie drażnił. Zwykły, zadufany w sobie dupek. Nawet nie usłyszałam przeprosin, kretyn. Nagle usłyszałam głośny dzwonek od telefonu. Spojrzałam na chłopaka, który właśnie wyjmował komórkę z kieszeni dżinsów.
-Słucham? - spytał - Nie, spóźnię się... Właśnie jestem z twoją siostrą... Tak wiem, że to absurdalne... Do apteki... Nic jej nie zrobiłem! Zresztą sam ją masz – warknął na końcu i wcisnął mi telefon w dłoń patrząc na mnie groźnie.
-Mhmm, halo? - zapytałam
-Czy on ci coś zrobił?! - od razu spytał mój brat
-Nie Matt, uspokój się. Wszystko jest w porządku. - powiedziałam spokojnie przytłoczona zawziętym spojrzeniem Olivera. - Skaleczyłam się i spotkałam Oli'ego, zaoferował mi pomoc i tyle.
-Nie wierzę w to co słyszę. - mruknął zdezorientowany. - Ale weź go tam pośpiesz, bo mamy próbę.
-Ok, wpadnę jeszcze dzisiaj to porozmawiamy. - powiedziałam.
-Jasne, będę czekał. Rozłączyłam się i oddałam telefon Oliverowi. Patrzył na mnie pogardliwie, tak jak miał w zwyczaju robić.
-Czyżby nasza baletnica oszukała właśnie swojego najukochańszego braciszka? Spojrzałam na niego ze złością. Jeszcze mu źle, że go obroniłam, tak? Myślę, że Matt by się zdenerwował gdyby dowiedzial się, że jakiś idiota poparzył mu siostrę papierosem. Ale nie, on sobie nie daruje dogryzania.
-Wal się Sykes. - warknęłam. - Dam sobie radę z tą pierdoloną raną, tylko zejdź mi w końcu z oczu. Ignorując moje słowa wszedł po schodkach do apteki. Nie bardzo wiedziałam czy wejść za nim czy poczekać przed wejściem, ale zdecydowałam, że sobie pójdę. Wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam się na pięcie.
-No poczekaj! - krzyknął za mną – Mam sobie zjeść tą maść? Chyba nie kupiłem jej dla siebie. No nie. Myślę, że obydwoje bylibyśmy szczęśliwsi, gdybyśmy się od razu rozeszli a nie odstawiali jakieś cyrki. Oliver usiadł na schodkach od starej kamienicy i poklepał miejsce obok siebie. Po chwili wahania usiadłam obok niego. Chłopak otworzył maść i wziął jej trochę na palec po czym ujął moją rękę w dłonie.
-Naprawdę nie musisz... - mruknęłam trochę zażenowana całą tą sytuacją.
-Nie dość, że gburowata to jeszcze niewdzięcznica. - westchnął teatralnie.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale jednak sobie darowałam, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.
-Gotowe. Teraz możesz sobie już iść. - powiedział wymuszając nawet sztuczny uśmiech.
-Dziękuję. - wydusiłam z siebie bo jednak miałam odrobinę kultury w przeciwieństwie do niego.
-Jest za co. - mruknął i wstał ze schodów otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu. Poszłam w jego ślady i po chwili staliśmy już na chodniku.
-No, to mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy i na przyszłość chodź ostrożniej. - powiedział uśmiechając się perfidnie.
-Na razie Sykes. - mruknęłam i poszłam w swoją stronę.



Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Weszłam do kamienicy i przeszłam przez korytarz. Ściany były obite drewnianą boazerią a na suficie wisiał ładny, kryształowy żyrandol. Rzucał on ciepłe oświetlenie sprawiając, że wnętrze wydawało się przytulniejsze niż było w rzeczywistości. Stanęłam przed dużymi dębowymi drzwiami i zaczęłam szukać w torbie kluczy do mieszkania. Rodzice byli w pracy, więc nikogo nie było w domu. Wreszcie znalazłam pożądany przedmiot i weszłam do domu od razu kierując się na górę do mojego „królestwa”.
Pokój jak pokój, nic specjalnego. Pomieszczenie było średniej wielkości, ściany koloru beżowego, a drewniane meble ciemno brązowego. W rogu stało duże łóżko z mnóstwem kolorowych poduszek, które bardzo ożywiały wnętrze. Podłoga pokryta była miękką wykładziną, która przyjemnie pieściła moje stopy, gdy chodziłam boso. Na dużej komodzie stały ramki ze zdjęciami: kilka moich rodziców, większość jednak przedstawiała mnie i Matt'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam torbę w kąt pokoju. Należę raczej do bałaganiarzy i nie ukrywam, że szczególnie mi to nie przeszkadza.
Postanowiłam pójść do łazienki by jeszcze raz opatrzyć to oparzenie. Co jak co, ale Oliverowi nie ufałam. Wyjęłam z szafki opatrunki i zrobiłam wszystko po swojemu. Nagle usłyszałam trzask drzwi na dole mieszkania. Szybko zamknęłam szafkę i zbiegłam na dół po schodach – ujrzałam moją mamę obładowaną torbami z zakupami. Zabrałam od niej siatki i zaniosłam je do jasnej kuchni urządzonej w typowo angielskim stylu.
-I jak przesłuchanie? - spytała wyjmując warzywa na blat i zanosząc je do zlewu. Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami.
-Nie mam na co liczyć.- mruknęłam.
-Jak to? Stało się coś?
-Za mało ćwiczyłam. - powiedziałam wymijająco. - Co na obiad? - zapytałam chcąc jak najszybciej zmienić temat.
-Jeszcze nie wiem.- odpowiedziała kobieta zajmując się obieraniem marchewek.
Wzruszyłam ramionami i posnułam się z powrotem do pokoju. Myśli znowu zaprzątał mi nieudany występ. Zawaliłam na całej linii. Nienawidzę porażek. Nigdy nie potrafię się po nich pozbierać. Opadłam bezwładnie na łóżko i zakryłam głowę jakąś poduszką. Wbiłam w nią paznokcie chcąc choć trochę rozładować emocje – zawsze tak robiłam. Zaczęłam mruczeć jakieś niezrozumiałe słowa po czym całkowicie ucichłam. Nie wiem ile tak leżałam, gdy w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mnie do pokoju. Zignorowałam to mając nadzieję, że ta osoba pomyśli iż sobie spokojnie śpię, ale pomyliłam się. Ktoś usiadł obok mnie na łóżku, bo usłyszałam cichy dźwięk sprężyn. Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach męskich perfum i papierosów.
-Cześć Matt. - mruknęłam nie odwracając się. Poczułam jak chłopak delikatnie zdejmuje ze mnie tą nieszczęsną poduszkę. Wygładził mi włosy i zaczął wyczekiwać, aż się do niego odwrócę. Tak też zrobiłam. Momentalnie uśmiechnęłam się na widok jego twarzy.
-Jak się czujesz? - spytał biorąc do ręki jedną z poduszek.
-Zawaliłam przesłuchanie. - mruknęłam. - Nie wiem jak to się stało, ale potknęłam się. Rozumiesz? Potknęłam! Po prostu najgłupsza porażka jakiej doświadczyłam. - dodałam głosem przepełnionym goryczą.
-Chodź tu. -powiedział rozkładając szeroko ramiona. Przytuliłam się do niego z ulgą. Zawsze czułam się lepiej, gdy mogłam mu się zwyczajnie wygadać.
-Pieprzyć to. Zamówiłem pizzę, zaraz będzie.


Hklaksdfladfa. Do dupy. XD Wyszłam z wprawy. ;___; Mam ferie więc postaram się to wszystko naprawić!















sobota, 8 lutego 2014

Prolog.

    Przysiadłam na parkiecie i poprawiłam bladoróżową wstążkę przy pointach. Dłonie mi drżały, byłam zestresowana. Jakiś niesforny kosmyk włosów wydostał się z ciasno upiętego koka. Westchnęłam tylko cicho i podniosłam się z podłogi. Stanęłam obok jakiejś dziewczyny i odetchnęłam głęboko. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić, wyciszyć. Nie wiem dokładnie ile tak stałam, gdy w pewnym momencie usłyszałam poważny głos jednej z moich nauczycielek.
- Destiny, teraz twoja kolej. - powiedziała oschle patrząc na mnie karcącym wzrokiem.
Kiwnęłam tylko głową i ruszyłam przed siebie. Czułam się taka malutka w tej przestronnej sali. Jedna ze ścian była cała zabudowana lustrami. Stanęłam naprzeciwko niej. Przejechałam wzrokiem po profesor Cooper i towarzyszącemu jej mężczyźnie. Kobieta patrzyła na mnie srogo. Do moich uszu dopłynął dźwięk muzyki wydobywającej się z fortepianu. Niemal mechanicznie zaczęłam wykonywać kolejne kroki, tak wiele razy to planowałam. Nie miałam prawa tego zepsuć. Wyłączyłam się na chwilę i dałam się ponieść muzyce. Kochałam ten stan, czułam się jakby to jakaś niewidzialna siła prowadziła mnie między nutami. Wszystkie obawy się ze mnie ulotniły. Kochałam balet. Uchyliłam delikatnie powieki, aby móc spojrzeć na moją przełożoną.
W tym momencie już wiedziałam, że coś się stanie. Nie wiem w jaki sposób, ale stopy nagle mi się zaplątały i opadłam na podłogę. Byłam w szoku. Tak dobrze mi szło. Wręcz idealnie. Usłyszałam głośne parsknięcie śmiechem. Spojrzałam w tamtą stronę – Vanessa stała przy ścianie ze swoimi koleżankami i wpatrywała się we mnie z pogardą. Natychmiast podniosłam się z parkietu i niepewnie podeszłam do profesor Cooper.
-Mam kontynuować? - spytałam głosem przepełnionym goryczą.
Obawiałam się tego przesłuchania, bardzo zależało mi na tej roli. Wszystko zaprzepaściłam.
-Nie, już wszystko pokazałaś. - powiedziała. - Zawiodłaś mnie Destiny.
Kiwnęłam głową, po czym ją opuściłam. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział malujący się w moich oczach zarys łez. Odwróciłam się w stronę wyjścia i pewnym krokiem skierowałam się do drzwi. Słyszałam jeszcze jak kolejna dziewczyna zostaje wywołana, po czym opuściłam pomieszczenie. Zaczęłam biec przez korytarz w stronę garderoby. Odszukałam wzrokiem moją torbę i wyciągnęłam z niej ubrania. Szybko zrzuciłam z siebie kostium, trykoty i pointy, po czym założyłam zwykłe rurki oraz koszulkę. Usiadłam na ławeczce i zaczęłam wiązać sznurowadła w trampkach. Byłam wściekła na samą siebie. To moja wina. Sama sobie odebrałam tą szansę. Tak bardzo chciałam dostać rolę Aurory w tej sztuce. Mogłam się bardziej postarać, więcej ćwiczyć.
Zrezygnowana wyszłam ze szkoły. Oparłam się o jedną z kolumn przy wejściu i włączyłam swój telefon. Spojrzałam na rozświetlony ekran – miałam jedno nieodebrane połączenie od mamy. Zignorowałam to i skierowałam się do domu. Co prawda miałam dość długą drogę przed sobą, ale wolałam się dzisiaj przejść. Wyjęłam z torby słuchawki i bez entuzjazmu zaczęłam je rozplątywać. Jednak bezskutecznie. Wściekła wepchałam je na powrót do torby i przyspieszyłam kroku. Nagle na kogoś wpadłam.Poczułam silny ból na przedramieniu. Syknęłam cicho, a oczy momentalnie mi się zaszkliły. 


Długo nic nie dodawałam, ale już jestem. :] Łapcie prolog i oceniajcie. Mi się osobiście nie podoba, jest jakiś nijaki, ale już trudno. ;/


sobota, 18 stycznia 2014

Epilog.

   Słowa prezenterki telewizyjnej już do mnie nie docierały. Miałam jakąś chorą nadzieję, że to jakaś pomyłka. Przecież jeszcze przed chwilą tu był, uśmiechał się, mówił, że będzie lepiej. To nie może być prawda. Oliver stał obok mnie, oczy miał całe załzawione. Obydwoje nie wiedzieliśmy jak się zachować, byłam w szoku. Czułam się tak jak w momencie, gdy dowiedziałam się o śmierci taty. Wybuchnęłam gorzkim płaczem i wybiegłam z mieszkania. To wszystko jest tak cholernie nie sprawiedliwe. Czy każdą osobę, którą kocham musi spotkać coś tak okropnego? Ale Matt... Ja nadal w to nie wierzyłam, on nie mógł. Nie mógł odejść. Przechodziłam przez ulicę nie zważając na to, że samochody na mnie trąbią, ludzie wykrzykują jakieś przekleństwa. Nie żyłam na tym świecie, byłam od niego oderwana. Czułam się jak martwa, ale wiedziałam że żyję. To wszystko była moja wina, gdybym nie zgodziła się, żeby tu przyjeżdżał nic by się nie wydarzyło. Usłyszałam, że ktoś mnie woła, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. W głowie tkwił mi ten szczery uśmiech Matta, radosne oczy, jego dotyk i wreszcie słowa prezenterki. „Do naszej informacji doszły przerażające dane- nikt nie wyszedł żywy z katastrofy. Gubernator generalny ogłosił żałobę narodową...” Dalej już nie słuchałam, ale mimo to jej słowa boleśnie dźwięczały w moich uszach. Nagle poczułam jak ktoś mnie mocno przytula do siebie. Uderzył mnie mocny zapach perfum Olivera, podniosłam głowę by spojrzeć mu w twarz - też płakał. Stracił najlepszego przyjaciela, przecież znali się od dzieciństwa.
- Damy radę. - powiedział cicho chcąc powstrzymać łzy.
Sam nie wierzył w te słowa. Jego oczy były przepełnione takim smutkiem i goryczą..
-Nie kurwa. Nie damy rady. Zostaw mnie do jasnej cholery samą zanim tobie też się coś stanie. Wszystkich tracę, rozumiesz?! Wszystkich. Na ciebie też przyjdzie pora, bo jesteś dla mnie kurwa najważniejszy! - krzyknęłam a łzy tworzyły na moich policzkach mokre smugi.
-„Na zawsze” pamiętasz? - odpowiedział cytując swoje własne słowa – Sharon, kocham cię. A Matt.. - głos mu się w tym momencie załamał – Nie chciałby, żeby było nam teraz smutno. Uśmiecha się do nas. -szepnął cicho.

Nad wszystkim tracę kontrolę. Mój związek z Oliverem... Szkoda gadać. On w Sheffield, ja w Sydney. To nie ma prawa się udać, a mimo wszystko wciąż w to brniemy. Najgorsze jest to, że tak bardzo się poświęcasz, wkładasz w coś całe swoje serce a i tak widzisz jak to rozsypuje się, niemal w twoich rękach. Choć wszystkie siły ze mnie uszły nadal daję z siebie wszystko by nie zawieść Olivera. On cierpi jeszcze bardziej niż ja... Po stracie Matta zamknął się w sobie. Przecież kiedyś to właśnie perkusista mu pomagał, a teraz? Teraz go nie ma.. W zespole też nie jest najlepiej. Oliver stara się nie pokazywać po sobie ja bardzo jest mu teraz źle, ale to widać. W jego oczach... Nie chciałam, żeby był w takim stanie, ale jak mam mu pomóc skoro sama nie daje sobie już rady? To niesprawiedliwe, że to wszystko spotkało akurat Matta.. Nie zasługiwał na to. Czułam się winna temu co się wydarzyło. Życie toczy się dalej, a ja tkwię gdzieś w chwilach, które już dawno minęły i nie wrócą. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas.
Najbardziej przeraża mnie fakt, że nic już nie będzie takie jak dawniej.

 Przepraszam, że tak długo, ale nie byłam w stanie nic napisać. Już mi się nawet nie chce tego sprawdzać... Koniec. Dziękuję za komentarze i wyświetlenia.
A więc jakiż tam plan mam, ale jeszcze myślę. Jak już wymyślę to nowe opowiadanie pojawi się również na tym blogu. Nie będę tworzyć nowego. ;] Nie wiem kiedy pojawi się prolog, bo jak już wspomniałam wciąż nie wiem, który pomysł wykorzystać. c; Pozdrawiam. ;*

Obserwatorzy

.