sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2.

   Usłyszałam głośny alarm wydobywający się z głośnika mojego telefonu. Niemal mechanicznie sięgnęłam po niego ręką i przesunęłam palcem po ekranie pozbywając się uciążliwego dźwięku. Powoli otworzyłam ociężałe powieki po czym jak zwykle wlepiłam swoje spojrzenie w biały sufit. Do moich uszu dobiegał, miarowy dźwięk tykającego zegara, który wisiał na ścianie obok biurka. Nic specjalnego, niedziela jak niedziela. Podciągnęłam kołdrę pod samą brodę i zaczęłam gorączkowo myśleć nad tym co mi się śniło dzisiejszej nocy. Niestety moja pamięć jak zwykle nie dała rady sprostać temu zadaniu, zazwyczaj nie mogę sobie przypomnieć moich snów. Ewentualnie jakieś urywki. Zawsze mnie to irytowało.
Westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się do pozycji siedzącej. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie bo zakręciło mi się w głowie. Wygrzebałam się z kremowej pościeli i skierowałam się w stronę okna i drzwi balkonowych. Natychmiast sięgnęłam dłonią po klamkę okienną. Poczułam na mojej twarzy przyjemny podmuch wiatru, na dworze było ciepło i świeciło słońce. Po chodniku szło kilka osób, a po przeciwnej stronie ulicy w parku spacerowały matki z dziećmi. Dało się słyszeć przyjemny śpiew ptaków. Uwielbiałam wiosnę, to moja ulubiona pora roku. Odwróciłam się od parapetu i wyszłam z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Zeszłam na dół po drewnianych schodach. W kuchni krzątała się już mama, a tata rozpakowywał nowy toster. Przywitałam się z nimi i oparłam plecy o czerwoną lodówkę. Nienawidzę niedzielnych obiadów. Mama jak zwykle zaprasza Matta, który niezbyt lubi się z moim ojcem. Niezbyt to mało powiedziane. Oni się szczerze nienawidzą.
Carolyn – nasza mama rozwiodła się z ojcem Matta. Potem wyszła za mąż za Charlesa, urodziłam się ja i tak zostało. Matt nie ma dobrego kontaktu z Charlesem, zresztą wcale mu się nie dziwię. Mój ojciec wszystkim narzuca swoje zdanie, a Matt do zgodnych osób nie należy, więc wyszło jak wyszło. Sądzę, że wina leży po obydwu stronach, a z pewnością żaden z nich nie wyciągnie ręki na zgodę. Mama ze wszystkich sił stara się ten konflikt załagodzić, ale chyba nie widzi, że tylko pogarsza całą sytuację. Zresztą ja wolę się w to nie mieszać, nie raz rozmawiałam i z ojcem, i z Mattem na ten temat.
Odgoniłam od siebie niepotrzebne myśli i wzięłam do ręki jakiś jogurt i wsypałam do niego musli oczywiście rozsypując je przy okazji na blat. Wzruszyłam tylko ramionami i powędrowałam do salonu na kanapę. Znalazłam pilot pomiędzy szarymi poduszkami i włączyłam telewizor. Leniwie wyciągnęłam nogi przed siebie i wpatrzyłam się w jakiś poranny, głupi program. Rzadko kiedy oglądam telewizję, musi mi się naprawdę nudzić. Tak jak w tej chwili.
-Destiny jedź z tatą na zakupy. - usłyszałam głos mojej mamy za plecami.
-Sam nie może? - spytałam, bo nie bardzo miałam ochotę z nim gdzieś jechać.
Tym bardziej, że nie ma pewnie humoru, jak co niedzielę zresztą.
-Po prostu to zrób, dobrze? - dodała stanowczo. Odwróciłam się do niej, ale już szła do kuchni. Westchnęłam tylko i wyłączyłam telewizję. Szybko pobiegłam do mojej łazienki, nie chcąc jeszcze bardziej denerwować taty, tym że musi na mnie czekać. Wzięłam krótki prysznic i stanęłam przed szafą. Zdecydowałam się na jasną sukienkę w kwiaty i kremowe zakolanówki z kokardkami. Było ciepło, więc mogłam już sięgnąć po ukochane sukienki i spódniczki. Zabrałam jeszcze torebkę i zbiegłam na dół przy okazji rozczesując włosy. Tata stał już przy drzwiach i obracał w dłoniach kluczyki do auta. Wcisnęłam na nogi pierwsze lepsze balerinki i wyszłam na korytarz. Tata zamknął za nami drzwi i skierował się do wyjścia.
Rzeczywiście na dworze było naprawdę ciepło. Słońce przyjemnie grzało, odchyliłam twarz w stronę nieba uśmiechając się delikatnie. Usłyszałam ciche chrząknięcie i zauważyłam, że mój tata otworzył mi już drzwi od auta. Pośpiesznie usiadłam na skórzanym siedzeniu obok kierowcy i zaczęłam szukać płyty w schowku.
-Tak właściwie to co my mamy kupić? - spytałam chcąc rozpocząć jakąś rozmowę.
-Nie mam pojęcia, ale znając Carolyn to pewnie będziemy długo chodzić po tym sklepie. - westchnął zrezygnowany skupiając całą uwagę na drodze.
Wreszcie wygrzebałam Suicide Season, którą dostałam od Matta. Bardzo lubiłam tą płytę. Teksty piosenek i cała oprawa była po prostu piękna. Aż dziw bierze, że taki drań może napisać coś tak wspaniałego. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie i parsknęłam śmiechem na tą myśl. Spojrzałam na tatę i zdecydowałam jednak, że lepiej nie szarpać mu nerwów. Schowałam więc płytę z powrotem i sięgnęłam po U2. Chyba lepszy wybór w jego obecności. Nie przepadał za muzyką Matta.. Nie przepadał za wszystkim co z nim związane. Zawsze mu powtarzał, że gitara basowa nie jest dla niego, odciągał go od muzyki. Między innymi o to jest ten cały spór. Tata po prostu nie akceptuje tego co robi Matt. Zupełnie tego nie rozumiem i chyba nigdy nie pojmę czemu oni się aż tak nienawidzą. Kiedyś tak nie było.. Wcześniej się jeszcze jakoś tolerowali, a teraz niemal skaczą sobie do gardeł przy każdym spotkaniu. Dla mnie i mamy ta cała sytuacja nie jest na rękę. To boli jak dwie najbliższe ci osoby się nienawidzą, a ty nie możesz nic zrobić.
Nagle samochód się zatrzymał, a my staliśmy już na parkingu przed supermarketem. Bez słowa wyszłam z auta i powędrowałam obok taty w stronę drzwi wejściowych. Nie lubię chodzić na zakupy. Nawet po ubrania.. Irytuje mnie chodzenie po sklepach zupełnie bez celu, takie marne zagospodarowanie wolnego czasu. Tata wyjął małą karteczkę i zaczęliśmy szukać poszczególnych produktów. Obydwoje chcieliśmy chyba jak najprędzej to załatwić bo jakoś szybko znaleźliśmy się przy kasie.
Wreszcie „dotoczyliśmy” się pod dom. Wyciągnęłam z samochodowego radia płytę i na powrót umieściłam ją w pudełku, odpięłam pasy i szybko wyskoczyłam z terenowego auta taty. Podeszłam do bagażnika i wyciągnęłam trzy torby z zakupami, resztę zostawiając. Nie chcąc aby cała zawartość jednej z nich mi się wysypała żółwim tempem doszłam w końcu do drzwi. Łokciem wpisałam odpowiedni ciąg cyfr i wpadłam na korytarz jak zwykle rzucając spojrzenie na żyrandol. Kryształy ślicznie odbijały światło sprawiając, że przedmiot wydawał się magiczny. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, widocznie tata już zamknął samochód. Podeszłam do drzwi i kopnęłam kilka razy w drewnianą powierzchnię, bo niestety ręce miała zajęte. Po chwili otworzył mi Matt. Uśmiechnęłam się szeroko do brata, a ten zabrał ode mnie dwie torby.
-Tak szybko? - spytała mama wychodząc z kuchni
-Jak widać. - mruknął ojciec niezadowolony z obecności Matta.
Kobieta udała, że nie usłyszała zgryźliwego tonu i zabrała się do wypakowywania zakupów. Brat stał oparty o blat z założonymi rękami. Po jego minie wywnioskowałam, że zdążył już zamienić kilka słów z mamą. Spojrzałam na niego znacząco, ale ten kiwnął tylko przecząco dając mi do zrozumienia, że później porozmawiamy.
-To co dzisiaj na obiad? - spytała radośnie chcąc rozładować nieprzyjemną atmosferę.
-Pieczeń i gotowane warzywa. - mruknęła mama wyciągając to pierwsze z piekarnika.
Podeszłam do białej szafki i wyciągnęłam talerze chcąc je porozkładać na stole. Matt widząc moją zachęcająca minę wywrócił tylko oczami, ale wziął sztućce i mi pomógł. Rozumiałam się z nim bez słów.
Po chwili już siedzieliśmy przy stole, mama mówiła coś o swoim awansie, tata kiwał tylko od czasu do czasu głową, Matt za to z namiętnością wpatrywał się w szklankę z sokiem pomarańczowym. Nienawidzę takich sytuacji. Zrobiło mi się bardzo przykro.
-A co tam u ciebie Matt? - spytała mama, gdy zakończyła już swój monolog.
-Dobrze. - mruknął obojętnie nawet na nią nie patrząc.
Trąciłam go łokciem więc uśmiechnął się do niej czarująco.
-Jak kariera muzyczna? - dodał z przekąsem tata.
-Niech cie to nie obchodzi. - powiedział obojętnie nawet się nie poruszając.
-Nie odzywaj się do mnie w ten sposób. - dodał podniesionym głosem tata.
-Nie jesteś moim ojcem. - odgryzł na powrót Matt.
Kopnęłam go w łydkę, żeby się ogarnął. Do jasnej cholery przecież chyba przez tą posraną godzinę mogą się nie kłócić?! Zrobiliby to dla mamy czy chociażby dla mnie.
 -I bardzo dobrze. - usłyszałam od strony taty.
Przesadził. Matt wstał gwałtownie i skierował się w stronę wyjścia.
-Matt nie wygłupiaj się. - krzyknęłam do jego pleców. Zignorował to i po chwili zniknął za ścianą. Bez wahania poszłam w jego ślady.
-Destiny, wracaj natychmiast. - usłyszałam krzyk mojego taty. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi i wybiegłam z kamienicy. Dobiegłam do chłopaka i złapałam go za ramię tym samy zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.
-Ty nie widzisz, że jej jest przykro jak się tak ciągle kłócicie? - spytałam spokojnie, ale w głębi duszy byłam wściekła.- Nie możesz ustąpić chociaż raz w tygodniu?
-To on zaczął.. - mruknął unikając mojego wzroku.
-Błagam Matt... - dodałam cicho.
-Nie będę mu ustępował. Ty nie wiesz... nie masz pojęcia jakim on jest draniem. - rzekł z goryczą w głosie
-To mój ojciec, opamiętaj się.
-Zresztą nieważne. - powiedział machając ręką. - Mam dość niedzielnych obiadków. Czemu mam do czynienia z takim uparciuchem?
 -Idziesz do nas? - spytał chcąc zmienić temat. - Dawno się nie widziałaś z Hope, na pewno się ucieszy.
Spojrzałam na niego złością, ale na widok jego miny tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę ich małego domku na obrzeżach miasta. Przed nami kawał drogi, bo Matt jak zwykle wolał chodzić na pieszo niż jechać samochodem.
-Swoją drogą to jak wam się układa? - spytałam zrywając mały listek z drzewka rosnącego na trawniku.
-Dobrze, Hope zaliczyła semestr. Nic się nie zmieniło. - odpowiedział uśmiechając się pod nosem.
-Ale wy macie szczęście. - powiedziałam cicho.
-Co? Czemu?
-Jej Matt, pasujecie do siebie! Jesteście chyba najlepszą parą jaką kiedykolwiek spotkałam.
-Po prostu ją kocham. - wzruszył ramionami.
Parsknęłam tylko śmiechem. Szliśmy około pół godziny i rozmawialiśmy o głupotach, nie wracając do tematu kłótni z moim tatą. Po chwili znaleźliśmy się przed małym domkiem, który Hope otrzymała w spadku po jakiejś bogatej cioci – nie zagłębiałam się w tą historię. Podbiegłam szybko do drzwi, żeby jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółką. Dopiero teraz jakoś zdałam sobie sprawę, że się dawno z nią nie widziałam. Otworzyłam białe drzwi i wparowałam im do mieszkania. Uśmiechnęłam się szeroko na widok białowłosej dziewczyny przechodzącej przez korytarz ze szklanką wody.
-Hope! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. - Dawno się nie widziałyśmy. - przytuliłam się mocno do dziewczyny uważając jednak na to co trzyma w rękach. Usłyszałam głośne chrząknięcie więc odsunęłam się od przyjaciółki i spojrzałam w stronę źródła tego dźwięku.
Otworzyłam delikatnie buzię widząc Olivera, który nonszalancko opierał się o framugę drzwi do salonu.
-Co ty tu robisz? - spytałam zakładając ręce na piersi
-Powiedzmy, że przyszedłem w odwiedziny. - mruknął biorąc od Hope szklankę z wodą.
Matt wszedł do salonu i spojrzał na swojego gościa.
-Oli?
-Widzę, że wszyscy się cieszą na mój widok. Swoją drogą następnym razem zamknij buzię. - dodał w moją stronę uśmiechając się wrednie.
Spojrzałam na niego ze złością. Musiał sobie wybrać akurat ten dzień i tą godzinę?
 -Weź go ode mnie. -mruknęłam do Hope na co ta tylko się zaśmiała.
Natychmiast jednak przybrała inny wyraz twarzy patrząc na Matta.
 -Nie mów, że znowu się pokłócił z twoim ojcem? - bardziej stwierdziła niż się zapytała, a widząc moją minę dodała zdenerwowana w stronę Matta – Rozmawiałam z tobą o tym!
Nie zważając na to, że ma gości wypchnęła mojego brata z pokoju przy okazji wyrzucając z siebie wściekłość. Oliver spojrzał na mnie nie bardzo wiedząc o co chodzi, ale tylko wzruszył ramionami.
-Idę zrobić sobie herbatę.- powiedział od niechcenia i także wyszedł.
-Zrób i mi! Proszę! - krzyknęłam za nim.
-Chyba śnisz. - usłyszałam tylko w odpowiedzi. Palant. Trudno, zrezygnuję z herbaty. Boję się wchodzić z nim do kuchni, bo jeszcze dojdzie do rękoczyny z nożem w roli głównej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było urządzone w nowoczesnym stylu: prosta, skórzana, narożna kanapa, plazmowy telewizor, jasne meble. Mój wzrok przykuł notatnik leżący na stoliku do kawy. Podeszłam do niego i wzięłam go w dłonie. Miał ciemną okładkę. Wiem, że nie powinnam, ale zajrzałam do środka. Tak jak sądziłam, to własność Olivera. W środku znajdowały się pokreślone teksty piosenek. Przeleciałam po nich wzrokiem, większość znałam, ale te nieznacznie różniły się od tych wydanych w albumach. Przesortowałam kartki i doszłam do ostatniej zapisanej strony.
    Ukrzyżuj mnie, przybij moje ręce do drewnianego krzyża
    Nie ma nic ponad, nie ma nic poniżej
    Niebo i piekło żyje w każdym z nas,
    A ja zostałem wywiedziony na manowce.

    Jestem oceanem, jestem morzem
    Istnieje we mnie Świat.
    Zagubiony w otchłani, utopiony w głębi,
    Żaden zestaw płuc nie mógł mnie uratować.
    Tylko wrak statku, tylko duch,
    Jedynie cmentarz jednej z dwóch..
Niestety nie zdążyłam doczytać bo ktoś zatrzasnął mi notatnik i wyrwał go z rąk...


CAŁE ferie nie miałam weny... No jak ja tego nienawidzę. Siedzę w domu, mam czas, ale za cholerę nic nie mogę napisać. Pojutrze szkoła to jakoś się wena pojawiła... ;__; Zabijcie mnie, błagam. XD A i przepraszam, ale nie bawię się w Liebster Award.. ;c

12 komentarzy:

  1. PIERWSZA! Jeju, genialne, po raz kolejny mnie zaskakujesz. Wiem że żadna autorka bloga nie lubi tego, że się je popędza, ale gdybym wiedziała gdzie jesteś, uwierz mi że stałabym nad Tobą i laptopem z nożem, grożąc Ci nim!
    Sama pisze opowiadanie, póki co do szuflady, mam miliardy, niektóre zaczęłam ale porzuciłam, ale teraz trzymam się jednego, już stuka mi 16 rozdział i zastanawiam się czy warto to gdzieś zamieścić, ale jeśli się przemogę - będziesz pierwszą osobą którą poproszę o zdanie, choćbym miała umrzeć, chce wiedzieć czy chociaż troszkę mi to wychodzi! :)
    Weny życzę i pięknego rozpoczęcia marca!
    Ściskam, I.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jaki piękny rozdział:*
    I tak wiem że Oli się w niej zakocha. Niestety masz tendencję do zaskakiwania. I po rak kolejny...ja też chcę tak genialnie pisać:c
    Mimo wszystko czekam na kolejny rozdział.
    P.S. "Groźba" : Dlaczego urwałaś w takim momencie?! Znajdę cię...czy coś xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa. Weri, weri zły, wredny Oliffer. Rozdzialik świetny. Pozdrawiam, Ewelina.

    OdpowiedzUsuń
  4. * Wredny spam,za który przepraszam*

    Melody jest zwyczajną dziewczyną z wielkimi marzeniami.
    Kiedy kończy liceum dostaje niepowtarzalną szansę od losu.Czy jednak jej marzenia przyćmi obowiązek zesłany na nią z najgłębszych czelusci podziemi?Czy dziewczyna zniesie prawde o sobie i swojej rodzinie? Czy prawda o śmierci jej babci i ojca odbije sie na jej życiu?
    A teraz zadaj sobie ważniejsze pytania...
    Czy na prawde myslisz,że to demony są złe?
    Czy żyjesz w przekonaniu,że tylko miłość może uratować zlękniona duszę? A może myslisz,że zabijanie nie jest czymś przyjemnym?
    Poznaj dziewczynę o nadzwyczajnym przeznaczeniu i prawdę,której konsekwencji nie przewidział nikt.
    Zapraszam na : http://fearneverdesrtoyme.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Deviant :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No i czemu mnie nie informujesz? :c
    Oj, bo się obrażę.
    Okej, jednak nie.
    Nie umiem się gniewać na tak utalentowane osoby *_*
    Wszystko jest cudowne, kreacje bohaterów boskie (ach, ten Oli *___*), opisy genialne...
    Jestem pod wrażeniem, jak zawsze.
    A i długość jest lepsza, jest coraz fajniej ^^
    Nie mogę się doczekać nowego (poinformuj mnie, proszę c:)
    weny, weny, weny,weny!

    No i zapraszam do siebie na urodzinową benodę Lexi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ojeeej, jaki kochany rozdzial *o* serio, strasznie uroczy. Fajnie opisalas rodzinę Destiny, dobrze, ze ich też poznaliśmy, podoba mi się.
    Oliver jest genialny, srsly, chcę go więcej XDDD wyczuwam niedługo jakis przełom i big love, hm? ;)
    no cóż, pisz pisz i szybko dodawaj! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Na bawisz się? Pfyt :<
    Strasznie spodobał mi się ten rozdział. Jakoś tak różni się od tego, co zazwyczaj pisałaś, ale nie umiem wyjaśnić dlaczego. I dlatego jest taki fajny :P Tylko szkoda, że urwałaś w takim momencie, mogłaś to jeszcze kawałek pociągnąć.
    Czekam na nexta, powodzenia! ;d

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na kolejnego shota :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super <3 bd często wpadać c: tylko przypominaj mi o nowych,ok? Bo pamięć mam dobrą ale krótką c: imnotafraidtodiebvb.blogspot.com c:

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach, ten juz jest dluzszy i bardziej rozwiniety! :3 Tez poza tym: genialny. No genialny rozdzial!
    Ach, Matt! Ach, Oliver! Ach, ach! Swietna akcja. Dobrze, ze opisalas nam rodzine i syruacje panujaca w rodzinie glownych bohaterow. Wszystkie charaktery sa inne, niepowtarzalne i ciekawe! Gburowaty gbur, pewny siebie inteligenciak, niezdecydowana baletnica +nieznosny, komplikujacy wszystko ojciec. ŚWIETNE! Zakochalam sie w kazdym bohaterze z osobna- oprocz Hope(bo jej jeszcze nie poznalismy) i ojca Destiny. Mysle jednak, ze kluczowa role odgrywa tutaj nasz gburowaty gbur Oli, ktory swa tajemniczoscia jest niesamowicie intrygujacy i "zachecajacy" do siebie. Uwielbiam takie wątki.
    No dobra, pewnie sie powtarzalam i mowilam o masle maslanym- ale tak w skrocie mysle o tym, co przeczytalam.
    Dobra, to jeszcze ogolnie. Swietnie piszesz! Czasami tylko zabralko gdzieniegdzie jakiegos przecinka, ale to prawie nie robi roznicy (a jak to reklama nam kiedys mowila- "prawie" robi duza roznice. i teraz dylemat zycia: wierzyc mi, czy reklamie?!). Bardzo podoba mi sie sposob, w jaki piszesz i przekazujesz odczucia. robisz to bardzo dobrze :)

    No dobra, to ja sie zbieram. No i hej, dziewczyno, masz mi pisac jak cos dodasz! Od teraz! Chcę (muszę) byc na biezaco. :(
    Weeny zycze, bo wiem jak jest do dupy, gdy jej brakuje i szczerze nikomu tego nie zycze. ;)
    PS zapraszam do siebie na kolejna czesc mojej bennody :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej ej, Ironova, gdzie cię wcielo, tesknimy ;___;
    Btw, nowy u mnie. C:

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam do siebie na nowy :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

.