Zaczęło się już ściemniać, gdy
razem z Harrym szliśmy do mojego ulubionego sklepu muzycznego. Po
głównej ulicy przechadzało się dość sporo osób, a niebo było
przykryte ciężkimi chmurami.
-I jak ci się podoba? - spytałam
chłopaka, który właśnie sprawdzał coś w telefonie.
Podniósł swój wzrok znad ekranu i
uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Jest w porządku, ale zdecydowanie
wolę Londyn. - odparł.
-Zła odpowiedź. - powiedziałam
mrużąc swoje oczy.
Zaśmiał się tylko by za chwilę
rozpocząć zaciętą dyskusję na temat angielskich miast. Nie
zauważyłam kiedy na ulicy rozbłysło światło wysokich latarni.
Całe szczęście, że sklep był dzisiaj czynny dłużej.
Podeszliśmy do drewnianych drzwi pomalowanych ciemnozieloną farbą,
by po chwili znaleźć się już we wnętrzu przestronnego pomieszczenia.
Nad naszymi głowami zabrzmiał cichy dzwoneczek, a do nozdrzy
natychmiast dotarł zapach stale palonych kadzidełek. Aaron, który
jest właścicielem stara się w ten sposób ukryć woń dymu
papierosowego. Oczywiście nieudolnie, ale to tylko potęguję
cudowny klimat tego miejsca. Sam sklep był dość przestronny.
Ceglane ściany były pokryte dużą ilością plakatów, płyt
winylowych czy nawet gitar. W rogu stała czerwona, skórzana kanapa
a za ladą w oszklonych ramach widniały podpisane płyty.
Na dźwięk otwieranych drzwi Aaron,
który był właśnie zajęty przeglądaniem jakiegoś katalogu
podniósł na nas swój wzrok, a na jego twarzy pojawił się szczery
uśmiech.
-Destiny? A wiesz, że jeszcze
chwilę temu był tutaj Matt z Lee? - powiedział odkładając
katalog na ladę i podchodząc do nas.
Aaron był bardzo wysoki i miał
wyjątkowo ostre rysy. Jego długie, brązowe włosy opadały na
barczyste ramiona, a na twarzy widniało wiele kolczyków. Mimo
swojego wyglądu był chyba jedną z najsympatyczniejszych osób
jakie znałam. Ma dobre stosunki z moim bratem i całym zespołem,
można powiedzieć, że się z nimi przyjaźni.
-Szkoda, że na niego nie trafiłam.
- mruknęłam. - To jest Harry, mój znajomy. - przedstawiłam ich
sobie po chwili ciszy.
Gdy Harry wyruszył na poszukiwania
płyty Dire Straits ja pokrótce opowiedziałam Aaronowi co u mnie
słychać. Dowiedziałam się też, że Matt z chłopakami skończył
już nagrywać.
-A mi to nawet już nie powiedział.
- odparłam oburzona zakładając ręce na piersi.
Rozsiadłam się na wygodnej kanapie i
sięgnęłam z nudów po mój telefon. Harry wciąż buszował w
poszukiwaniu perełek. Byłam w trakcie przeglądania jakichś
głupkowatych obrazków, gdy chłopak który był już widocznie
usatysfakcjonowany oznajmił, że możemy iść. Zapłacił za trzy
nowe płyty, a ja pożegnałam się ze znajomym.
Gdy już wyszliśmy na świeże
powietrze wzięłam do rąk jego płyty.
-Dire Straits, The Pretty Reckless
i Rihanna... Serio? - spytałam patrząc powątpiewająco na
ostatnią płytę.-Moja młodsza siostra ją uwielbia. - wzruszył ramionami.
-Ile ma lat? - zadałam kolejne pytanie zdając sobie sprawę, że wcześniej o tym nie wspominał.
Wiem tylko, że ma dwie siostry –
jedną straszą, drugą młodszą.
-Trzynaście. Za cholerę nie
idzie się z nią teraz dogadać. Może ją jakoś udobrucham. -
odparł z wielką nadzieją wymalowaną w oczach.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i
oddałam mu płyty. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie – polubiłam
go. Sprawiał wrażenie wiecznego optymisty, człowieka bez większych
problemów. Harry należał do osób, których nie dało się nie
lubić. Znam go jeden dzień, ale o dziwo czuję się dobrze w jego
towarzystwie.
-Halo? - spytał zachrypniętym głosem.
Pewnie palił – pomyślałam.
-Cześć. Byłam dzisiaj u Aarona i
mówił, że skończyliście już nagrywać. - powiedziałam biorąc
do ręki szklankę z wodą, która stała na moim stoliku nocnym.
-Aaa tak. Nicholls robi jutro małą
imprezkę z tej okazji, może chcesz wpaść, co?
-Hope będzie? - zapytałam z
nadzieją spotkania się z przyjaciółką.
-Jasne, swoją drogą przepraszam,
że się nie odzywałem, ale ostatnio mieliśmy dużo roboty. -
mruknął usprawiedliwiając się.
Uwielbiałam jak się tłumaczył.
Zawsze się denerwował, jakbym miała mu już nigdy nie wybaczyć.
Zachichotałam pod nosem i zgodziłam się na jutrzejszą imprezę.
Jeszcze chwilkę pogadaliśmy, ale usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi wejściowych więc zakończyłam rozmowę. Podniosłam się z wygodnego łóżka
i zbiegłam po schodach, które cicho skrzypnęły pod moim ciężarem.
Do mieszkania weszła mama. Kobieta była wyraźnie wyczerpana po
całym dniu w pracy.
-A gdzie tata? - zadałam pytanie
opierając się jednocześnie o framugę drzwi do kuchni.
-Musi zostać dłużej. -
odpowiedziała wzdychając cicho.
Zmarszczyłam brwi, bo ojcu rzadko
zdarzało się wracać później do domu. Przyznam, że ostatnio
jednak coraz częściej. Spojrzałam pytająco na mamę, ale ta
tylko zniknęła za drzwiami do ich sypialni. Stałam jeszcze chwilę
samotnie nie wiedząc co ze sobą zrobić po czym na powrót udałam
się do swojego pokoju. Idąc po schodach rzuciłam jeszcze przelotne
spojrzenie na zdjęcia zawieszone ponad moją głową. Kremowa ściana
ładnie kontrastowała z rażącymi, kolorowymi i ozdobnymi ramkami.
Z każdego rodzinnego wyjazdu mieliśmy jakieś zdjęcie więc na
ścianie znajdowała się już całkiem pokaźna kolekcja.
Uśmiechnęłam się tylko smutno i pokonałam kolejne stopnie.
~*~
Usłyszałam dzwonek do drzwi więc bez
zastanowienia wybiegłam ze swojego pokoju. Poprawiłam jeszcze
obcisłą, czarną sukienkę z długimi rękawami i zbiegłam po
schodach uważając żeby się nie poślizgnąć. Cienkie rajstopy
jednak znacznie utrudniały mi tą kwestię, nie wspominając już o
wypolerowanych panelach. Przy drzwiach wejściowych stał Matt
bawiący się kluczykami od swojego auta. Przywitałam się z bratem
krótkim uściskiem i założyłam na nogi płaskie platformy. Gdy
już mieliśmy wychodzić z salonu wyszła mama i podeszła do nas
jednocześnie zdejmując swoje okulary do czytania.
-Cześć mamo. - powiedział Matt
przytulając się do kobiety. - Będę jej pilnował. - dodał
widząc jej zatroskaną minę.
Kiwnęła tylko głową widocznie
darując sobie te wszystkie nurtujące pytanie typu: „Do kogo?”,
„O której będziesz?”, „Z kim?”... Ufała swojemu synowi. Mi
zresztą też.
Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi
Matt od razu na mnie naskoczył.
-Nie sądzisz, że ta sukienka jest
trochę za krótka? - spytał mrużąc oczy.
Stanęłam jak wryta. Dosłownie.
-Żartujesz sobie? - parsknęłam
śmiechem.
Wyszliśmy z kamienicy by po chwili
podejść do auta mojego brata. Na tylnym siedzeniu siedziała Hope,
która pomachała mi przez szybę.
-W tym rzecz, że nie żartuję. -
odparł otwierając mi drzwi.-Daruj sobie Matt. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Mój brat czasami był zdecydowanie
zbyt troskliwy. Na moje szczęście ta jego troska ograniczała się
jedynie do uwag. Nie zdążyłam pomyśleć nad zaistniałą sytuacją
bo poczułam na sobie mocny uścisk. Jak na tak drobne ramiona Hope
była zdecydowanie silną osóbką.
-Ślicznie wyglądasz. -
powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.
Sama miała na sobie beżową sukienkę,
a białe włosy spięła w kok pozostawiając kilka luźnych
kosmyków.
-W moim mniemaniu maleńka, jej
sukienka jest zdecydowanie za krótka. - mruknął Matt zza
kierownicy.Uwielbiałam jak zwracał się do swojej dziewczyny w ten sposób. Byli parą idealną. Naprawdę. Taką bez skazy.
Hope rzuciła mi rozbawione spojrzenie
i rozpoczęła się dyskusja na temat mojej sukienki. Mój brat
został przez nas stłamszony i biedak już się nie odzywał.
-Matt mi mówił, że dostałaś tą
rolę. - zaczęła Hope.
Kiwnęłam głową i opowiedziałam
przyjaciółce jak to wszystko wygląda. Nie obyło się bez
wypytywania o Harry,ego na co Kean zawsze reagował gwałtowniejszym hamulcem. Wciąż chyba nie może się pogodzić z tym, że
jestem już dużą dziewczynką. Syndrom starszego brata.
Po niedługiej jeździe zaparkowaliśmy
na posesji ładnego, ale niewielkiego domku. Wyszłam z auta
zabierając ze sobą małą torebkę z telefonem i ruszyłam w
stronę wejścia. Byłam tu już kilka razy, lubiłam Nichollsa.
Zresztą jak każdego z zespołu.
No, nie każdego.
W środku nie było wiele osób. Nie
tyle ile ostatnio. Na samą myśl o imprezach robionych przez
Nichollsa uśmiechnęłam się pod nosem. Biedak chyba musiał trochę
przystopować. Zbyt wiele strat.
Mój brat zaczął rozmawiać z jakimś
chłopakiem więc razem z Hope weszłyśmy do salonu. Gospodarz stał
przy niewielkiej komodzie wraz z Joną, śmiejąc się głośno. W
ich rękach znajdowały się już szklanki z drinkami. Podbiegłam do
nich, bo dawno ich nie widziałam i trochę się stęskniłam. Byli
tak pociesznymi osobami, że chyba wszyscy darzyli ich sympatią.
-Jona! - mocno przytuliłam się do
chłopaka.
Winhofen był jedną z tych osób,
którym można było powiedzieć wszystko. Z jednej strony
zrównoważony, ale też zabawny. Mimo że widuję go bardzo rzadko
to spokojnie mogę powiedzieć, że jestem do niego w jakiś sposób
przywiązana.
-Dawno cię nie widziałem. -
powiedział odwzajemniając uścisk.
-A ze mną to już nikt się nie
wita. - mruknął Nicholls upijając łyk ze swojej szklanki.
Zaśmiałam się pod nosem. Matt to
rodzaj pajaca, ale nie pod względem negatywnym. Bardzo towarzyski,
wszędzie go pełno. Dość porywczy, nieraz widziałam jak się
wdawał w jakiś bójki.
Jakie ja mam towarzystwo, nie ma co.
Nim się obejrzałam Jona porwał mnie do tańca. Jeżeli można to
nazwać tańcem. Po chwili w nasze ślady poszło jeszcze kilkanaście
osób, w tym Hope i Nicholls. Z głośników sączyła się tak
debilna muzyka, że naprawdę do tego czegoś tańczyć się nie
dało. Matt zawsze miał kiepski gust muzyczny, wszyscy o tym
wiedzieli.
Wyślizgnęłam się z objęć
Nichollsa, który wcześniej wyrwał mnie z ramion Jony z zamiarem
udania się po coś do picia. Minęłam po drodze kilka znajomych
twarzy by po chwili znaleźć się w kuchni. Pomieszczenie było
zupełnie puste. Urządzone zostało nowocześnie i bardzo chłodno. O
dziwo panował tu nawet prządek. Nie wliczając oczywiście
przeróżnych butelek z alkoholem stojących na wysepce pokrytej
marmurem. Wzięłam do ręki butelkę jakiegoś smakowego piwa i
przelałam jego zawartość do papierowego kubka. Nigdy nie piłam
dużo. Odwróciłam się do lodówki i otworzyłam drzwi od
zamrażalki chcąc znaleźć kostki lodu. Usłyszałam jednak jakiś
stłumiony śmiech więc odwróciłam się w stronę wejścia do
kuchni.
Na widok Sykesa z jakąś laską
zawieszoną na jego szyi zamknęłam mocno drzwiczki. Chyba za mocno,
bo obydwoje natychmiast oderwali się od siebie i spojrzeli na moją
skromną osobę. Dziewczyny nigdy wcześniej nie widziałam na oczy.
Była bardzo ładna i szczupła. Długie, czarne i falowane włosy
opadały jej kaskadami na ramiona i plecy.
Uśmiechnęłam się do nich, a
przynajmniej starałam, ale na mojej twarzy prawdopodobnie pojawił
się tylko grymas.
-Idź, poczekaj na mnie na górze.
Przyniosę nam coś do picia. - mruknął Oliver w stronę
dziewczyny, a ta tylko kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami
prowadzącymi na korytarz.
Przez chwilę stałam nieruchomo, aby
po chwili nalać do nowego już kubka dużą ilość czystej wódki.
Kątem oka widziałam jak Sykes marszczy swoje brwi, ale zignorowałam
to uzupełniając swój napój o coca colę. Sięgnęłam jeszcze po
mieszadełko i skierowałam się do wyjścia. Jedyne czego chciałam
to uniknąć konfrontacji z tym gburem. Chłopak zastąpił mi jednak
drogę, a ja nie należę do osób które chcą się bawić w te
durne gierki.
-Przepuść mnie. - powiedziałam
krótko.
Spojrzał na mnie z góry i założył
swoje ręce na piersi. Miał na sobie jakąś koszulkę z nadrukiem i
zwykłe ciemne jeansy, ale mimo to i tak wyglądał dobrze.
-Nie wiedziałem, że będziesz. -
odparł nawet nie siląc się na miły ton.
-To już wiesz, a teraz mnie
przepuść.- złość buzowała we mnie z każdą kolejną sekundą.
- Dziewczyna na ciebie czeka. - dodałam z przekąsem uśmiechając
się złośliwie.
Sama nie wiem czemu tak reagowałam na
jego obecność. Po prostu mnie wkurzał. Tak właśnie było.
-To nie jest moja dziewczyna. -
odpowiedział mi tym samym sarkastycznym uśmiechem.
Och, czyli jesteśmy teraz na etapie
wspólnych zwierzeń?
-Uwierz, że mnie to nie obchodzi.
- mruknęłam.
Rzucił mi zaciekawione spojrzenie i
przekrzywił lekko głowę w prawą stronę. Przełknęłam głośno
ślinę, gdy jego ciemne tęczówki świdrowały mnie na wylot.
-Mam nieodparte wrażenie, że
chyba jednak obchodzi. - powiedział i odsunął się robiąc mi
miejsce do przejścia.
Nie odpowiedziałam tylko natychmiast
wyszłam z kuchni upijając przy tym porządny łyk z kubka. Alkohol
pewnie miał załagodzić moją złość w tej chwili. Gorycz też,
ale to uczucie skutecznie odepchnęłam na drugi plan.
Kompletnie nie mam weny. Zabierałam się do tego rozdziału chyba pierdyliard razy i wreszcie powstało takie gówno. ;__; Trudno, muszę przecież coś wstawić. Chciałam podziękować za szablon Katherine P.
Podoba się nowy wygląd? c;
A Wy komentujcie, bo te 6 komentarzy pod poprzednim postem mnie skutecznie zniechęca! Wiecie przecież, że nie będę się bawić w te limity, ale trochę mnie to wkurza, że jest tak mało komentarzy. Przyznam, że miałam już nawet ochotę usunąć z tego powodu bloga.
Wcale nie gówno! Dobrze wyszło i ciekawa jestem, co dalej :) Ich relacje są dość..interesujące.
OdpowiedzUsuńLepsza niechęć i nienawiść, niż obojętność:D Matt, nadopiekuńczy braciszek. Skąd ja to znam... Czekam na next:)
OdpowiedzUsuńJezu no i się doczekałam, nie wierze, nawet nie wiesz jaki miałam zaciesz na twarzy jak zobaczyłam kolejny rozdział :D. Gdzie Ty tu gówno widzisz ja sie pytam? Gdzie? ;_; Rozdział jest wspaniały noo. Ale przecież jak Oliver odprowadzał Des to nawet można powiedzieć, że dobrze się dogadywali, sama nie wiem, ale to jest chyba jedyne opowiadanie gdzie Oli jest tak przedstawiony i nie urywam, że mega bardzo mi się podoba. Czekam na następny i proszę nie trzymaj mnie tak długo i dodaj szybko xd :( <3
OdpowiedzUsuńOjejku, nareszcie nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietny, naprawdę. Bardzo mi się podobają relacje Destiny z bratem, też chciałabym takiego mieć DD: XD
No i postać Aarona: bardzo ciepły człowiek, lubie go XDD
Oliver ofc jak zawsze burkliwy... Zastanawia mnie ta laska, niech spada i robi miejsce Destiny, bo wyczuwam w powietrzu nutkę mięty :")
Ah ah właśnie. I jej ojciec. Nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że coś między nim i mamą jest nie tak :(
okej, nie truję. Dużo weny! <3
(ach, i nie wiem czy widziałaś u mnie 16, nie ma Twojego komentarza, więc się upominam XD)
~patts
Jejku <3 W końcu się doczekałam Sykesa <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest na prawdę cudny ;3
i nawet nie myśl o kasowaniu bloga!!
Trzymaj się ;*
Wreszcie kolejny rozdział ^^ Świetny jest, nie wiem co ci w nim nie pasuje...Relacje Destiny z Sykesem są bardzo...specyficzne xD
OdpowiedzUsuńAni się waż usuwać bloga!
A nowy wygląd jest naprawdę zajebisty c:
UsuńJeju nie usuwaj bloga:( z nievierpliwością czekałam na mowy rozdział i wyszedł Ci świetnie,oby tak dalej,weny:*
OdpowiedzUsuńCzo będzie z tym Sykesem? Hmm
OdpowiedzUsuńNie usuwaj i pisz dalej, bo wychodzi Ci to :)
Kochamy to czytać i nie masz nam tego odbierać <3
Troche krótkawo tym razem ale pokładamy nadzieję w następnym jeśli chodzi o długość.^^
Weny i czekam /*qfad*
Jestem! Jejku, przepraszam bardzo za to haniebne spóźnienie. Na początku może powiem, że nowy szablon jest boski i strasznie się zdziwiłam, kiedy go zobaczyłam. Myślałam, że trafiłam przez pomyłkę na innego bloga. A, no i jeszcze dodam, że dopiero przed chwilą ogarnęłam, że na tym cudnym szablonie obok drącego się do mikrofonu Olivera jest jeszcze postać baletnicy. Spostrzegawcza Bennoda.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o rozdział, to jak zwykle świetny! Bardzo podoba mi się to opowiadanie, czyta się je równie lekko jak poprzednie. To chyba największy atut tego bloga. Sytuacje opisałaś bardzo fajnie, normalnie aż mi się ciepło na sercu robi. Pisana przez Ciebie historia jest chyba jedną z najlepszych, które obecnie czytam.
Bardzo bardzo bardzo bardzo czekam, co wyniknie z tej rozmowy między Sykesem a Destiny (mam dziwne wrażenie, że alkohol w szklance dziewczyny jakoś ich... zbliży, hehe)
No dobra, ja już uciekam nadrabiać komentarzowe zaległości, papa i mnóstwa weny życzę.
PS- Ani mi się waż usuwać bloga!
Nowy u mnie c:
OdpowiedzUsuńU mnie nowy, a co z nowym u Ciebie? :<
UsuńTrafiłam na twojego bloga i powiem, że jest niezwykły. Wszystkie rozdziały przeczytałam w około 30 minut. Wszystko obczajone i czekam na więcej. Teraz się ode mnie nie uwolnisz :D pozdrowienia, weny i... Jeszcze ras weny.
OdpowiedzUsuńPs. Zakochałam się w Anthonym :D
Nie,proszę,nie usuwaj tak ciekawego bloga.Przepraszam,że nie komentowałam,ale dopiero znalazłam twoje opowiadanie.Intryguje mnie postać Olivera no,ale to chyba kilka osób też ma co do niego mieszane uczucia.Poczekaj na przypływ weny i pisz dalej.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu wczoraj przypadkiem i po prostu nie mogę przestać czytać... BMTH <3 Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńA co to sie stało że nie ma kolejnego rozdziału ? :C
OdpowiedzUsuńCzyżbyś nie miała weny ?
jezuu nie rób mi tego i nie usuwaj tego bloga nigdy w życiu...
Zaglądam tutaj codziennie z nadzieją że dodasz nowy rozdział...
a tutaj nic i nagle ogarnia mnie taki dziwny smutek ;/ wchodzenie na tego bloga stalo sie już dla mnie codziennością...
Rozdział jak zwykle wspaniały, choć miałam nadzieje na więcej Olivera. Ale ty mnie i tak nigdy nie zawodzisz.
Mam wrazenie ze nawet jesli caly rozdział, byłby o tym że Destiny no nie wiem chocby siedzi na kanapie i ogląda telewizje rozmyślając o tym że chce jej sie siku i tak bylby dla mnie wciągający xD
hahaha no coz xp
Mam nadzieje ze kolejny rozdzial pojawi sie juz niebawem...
oczekuje go juz i oczekuje..
. Życze naprawde duzo weny i PISZ KOCHANA PISZ bo robisz to naprawde świetnie, nigdy nie przynudzasz i poprostu jestes świetna. Kocham Cię i twoje opowiadanie <3
Więc juz się z Tobą żegnam, ale blagam cię naprawde, n ie mysl więcej o usunięciu bloga bo cię cię znajde, uwięzie i bede kazala pisać ! xD
haha taka mala groźba na koniec :)
Trzymaj sie kochana <3
// Claudi
Gdzie nowy rozdział? Ja chcę nowy :c I tak na marginesie, mogłabyś przełożyć tekst na lewy bok? Tak, jest źle czytać. Przynajmniej mi.
OdpowiedzUsuńEj, noo.
OdpowiedzUsuńBez przesady ile mozna wyczekiwac na nowy rozdzial...
Kobieto, ja codziennie wchodze na Twojego bloga z nadzieje na ten cholerny rozdzial a tu nic....
Raniszzz
Opowiadanie o Andy`m Biersacku.
OdpowiedzUsuń“Nie kochaj mocno, bo przyjdzie nienawiść, nie nienawidź mocno, bo przyjdzie miłość”
Historia Andy`ego i Charlie zaczęła się od wzajemnej nienawiści. Bolesnej, widocznej dla każdego, zjadliwej nienawiści do siebie nawzajem, a skończyła nienawiścią do samych siebie, za to, że zaczęli kochać. Zbyt mocno, jak na ludzi.
Pierwszy pocałunek zainicjował następny, a kolejne sprawiły, że pojawiło się pożądanie, bolesne i palące niczym rozżarzone żelazo. Spotkania w ukryciu obudziły w obydwojgu dreszczyk emocji oraz, przykro przyznać, uczucia. I pojawił się wybór. Kochać się prawdziwie, szczerze, krzywdząc przy tym bliskich lub krzywdzić siebie i kochać w tajemnicy. Co Ty byś zrobił?
Zapraszam na painful-moments.blogspot.com
Minęło tyle czasu a ja nadal czekam na kolejny rozdział ;(
OdpowiedzUsuńBłagam napisz coś albo wstaw chociaż to co masz bo ja tu umrę!!!
OdpowiedzUsuń