Przebudziły mnie promienie
słońca wdzierająca się poprzez okna do pokoju. Nie otwierając
oczu obróciłam się na drugą stronę, chcąc przytulić się do
Olivera, ale ten już chyba dawno wstał. Podniosłam ciężkie
powieki i leżałam kilka minut gapiąc się w sufit. To wszystko co
się wczoraj wydarzyło.. Za dużo jak na jeden dzień. Nie miałam
najmniejszego pojęcia kto mógł to zrobić. Ta róża... Na samą
myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Nie chciałam teraz o tym myśleć
więc podniosłam się z łóżka i powolnym krokiem wyszłam z
pokoju. Skierowałam się do salonu i usiadłam na kanapie. Od razu
podbiegł do mnie Oskar i zaczął radośnie machać ogonem.
Pogłaskałam psa po główce i zaczęłam się z nim drażnić.
-Widzę, że wstałaś.
- szepnął Oliver do mojego ucha.
Podskoczyłam ze strachu.
Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się
szeroko..
-Nie rób tego więcej.
- powiedziałam śmiejąc się bo zazdrosny już Oskar domagał się
o uwagę liżąc mnie po rękach.
-Zrobiłem śniadanie. -
krzyknął Oliver wychodząc z salonu.
Na samą myśl o jedzeniu
zrobiło mi się niedobrze. Nie byłam w stanie nic przełknąć.
Podreptałam za chłopakiem do kuchni, gdzie na stole już stały
tosty i ciepła herbata.
-Wiesz, chyba nie jestem
głodna. - mruknęłam opierając się o blat kuchenny.
-Chyba żartujesz? Ty
wcale nic nie jesz i już schudłaś. Masz mi to natychmiast zjeść.
- wskazał na talerz z dwoma tostami.
Jego głos wskazywał na
to, że nie zniesie sprzeciwu.
-Jeden tost. Nie więcej.
- zagroziłam palcem.
-Niech ci będzie. -
westchnął zrezygnowany.
Usiadłam posłusznie do
stołu. Zaczęłam przeżuwać jedzenie non stop popijając je
herbatą. Spojrzałam błagalnie na Olivera, została mi niecała
połówka, a ja już miałam ochotę wszystko zwrócić.
-Co się z tobą dzieje?
- zapytał z wyrzutem
-Ja nie wiem.. Od
jakiegoś czasu mam jadłowstręt. Po prostu nie mogę i tyle. -
powiedziałam niepewnie.Chciałam być z nim szczera, w końcu chce dla mnie jak najlepiej. Niech nie myśli, że tego nie doceniam.
Spojrzał na mnie i
uśmiechnął się po chwili.
-Myślę, że twoja
babcia skutecznie cie z tego wyleczy. - zachichotał pod nosem.
No tak, babcie. O tym nie
pomyślałam dzwoniąc wczoraj do dziadków. Jakoś się przemęczę,
ale stęskniłam się za nimi. Szczególnie za dziadkiem, był
bardzo pozytywny. Lubiłam słuchać jego opowieści z młodości.
Tyle co on narozrabiał... Uśmiechnęłam się pod nosem i
dokończyłam jeść śniadanie po czym poszłam się ubrać.
Wzięłam swoją torbę, Fridę i byłam już gotowa do wyjścia.
Ten pies był taki leniwy! Tylko leżał, ale i tak ją kochałam.
Zeszłam z powrotem na dół i spojrzałam na Olivera krzątającego
się po domu.
-Widziałaś moje
kluczyki do samochodu? - zapytał przerzucając poduszki na kanapie.
Czy on wszystkiego
zapomina? Już kolejny raz coś zgubił. Dobrze, że nie nosi
okularów do czytania bo wtedy byłaby tragedia...
-Nie widziałam, może
zostawiłeś w aucie? - zrezygnowana usiadłam na kanapie.
-Nigdy nie zostawiam
kluczyków w samochodzie.
-Idź sprawdź, na
wszelki wypadek. - mruknęłam.
Posłusznie skierował się
do wyjścia, a ja za nim. Moje podejrzenia się sprawdziły,
uśmiechnęłam się triumfalnie do chłopaka a ten tylko wzruszył
ramionami. Już po chwili jechaliśmy w stronę domu moich dziadków.
-Na pewno nie chcesz
zostać? Byłoby miło. - spytał Oliver marszcząc czoło i
uśmiechając się figlarnie.-Na pewno. - już mnie denerwował tymi pytaniami.
Moi dziadkowie mieszkali
kilka kilometrów od Sheffield. Mieli dużą działkę, staw, sad.
Kochałam to miejsce. Jechałam tam zawsze, kiedy chciałam coś
przemyśleć, uspokoić się. Po wypadku taty jednak omijałam to
miejsce, zbyt wiele wspomnień. Czas się przełamać. Jechaliśmy
wsłuchując się w cichą muzykę. Nim się obejrzałam staliśmy
już pod średniej wielkości drewnianym domkiem. Białe okiennice i
wykończenia pięknie komponowały się z drewnianą powierzchnią.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wysiadłam z auta. Takie domy
właśnie lubiłam, stare z „duszą”
-To ja się będę
zbierał. - powiedział Oliver.
Spojrzałam na niego ze
zdziwieniem.
-Chyba nie myślałeś,
że nie poznasz moich dziadków? Musisz spróbować ciasteczek
babci, zawsze je robi. - powiedziałam ciągnąc go za łokieć w
stronę domu.
Zapukałam do dużych
dębowych drzwi. Otworzyła mi babcia z wymalowanym uśmiechem na
twarzy. Rzuciłam się w jej ramiona. Dopiero teraz zdałam sobie
sprawę jak bardzo tęskniłam.
-Sharon, stęskniliśmy
się z Edwardem. - powiedziała kobieta.
Odkleiłam się od babci, a
ta spojrzała znacząco na Olivera. Chłopak uśmiechnął się
tylko uroczo trzymając w rękach mojego psa.
-Babciu to jest Oliver,
mój chłopak. - przedstawiłam go.
Spojrzała na niego z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ja już wiedziałam, że go
polubi.
-Twoja mama opowiedziała
nam wszystko. Dobrze, że przyjechałaś. - zaczęła mówić.
Cały czas paplała
prowadząc nas do kuchni. Coraz bardziej dało się wyczuć woń
świeżo upieczonych ciasteczek. Na samą myśl o jedzeniu zrobiło
mi się niedobrze. A babcia cały czas mówiła. Wspominałam już,
że straszna z niej gaduła?
-A gdzie dziadek? -
przerwałam jej w pół zdania.
-Och, zapomniałam. -
mruknęła – Edward! - zaczęła krzyczeć na cały dom.
Dziadek jednak nie
przychodził.
-Oliver mógłbyś po
niego pójść? Powinien być w salonie. Korytarzem prosto. Na pewno
trafisz. - powiedziała babcia podając mi talerze i nakrywając do
stołu.
Oliver posłusznie wyszedł
z kuchni. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tyle godzin tu
przesiedziałam w dzieciństwie. Uśmiechnęłam się pod nosem i
pomogłam babci. Po chwili ujrzałam mojego dziadka w najlepsze
gawędzącego z Oliverem. Rzuciłam się mu na szyję.
-Dziadek! Tęskniłam. -
powiedziałam głośno przytulając się do staruszka.
-Powiem ci Sharon, że
wyrosłaś. - mruknął.
Usiedliśmy do stołu bo
babcia zdążyła wszystkim zrobić już herbatę.
-A więc skoro jesteś z
Sharon to musisz koniecznie wybrać się ze mną na ryby. -
powiedział dziadek patrząc na Olivera.
Ten uśmiechnął się
szeroko i powiedział.
-Widzi pan, nie wiem czy
zdążę. - zaczął się drapać po karku.
-Te młode pokolenie..
Dzień się dopiero zaczyna! Byłeś ty kiedykolwiek na rybach? -
zapytał
-Nie, nie. Nie zabijam
zwierząt. - mruknął chłopak.
-Cienki ten twój chłop,
Sharon, oj cienki... - mruknął dziadek kiwając z politowaniem
głową.
Zaśmiałam się pod nosem
i złączyłam dłonie z moim „cienkim” chłopakiem. Oliver
spojrzał na mnie z rozbawieniem. Konwersacja z dziadkiem oczywiście
nie obeszła się bez uszczypliwych uwag, ale Oliverowi to nie
przeszkadzało, nawet się śmiał. Zresztą dziadek go polubił, za
dobrze go znam, żeby tego nie zauważyć. Przesiedzieliśmy tak po
południe, a ja koniecznie musiałam Oliverowi pokazać jeszcze
okolicę.
-My przejdziemy się na
spacer. - powiedziałam do dziadka, który właśnie zastanawiał
się nad zrobieniem tatuażu, żeby się odmłodzić.
Wyszliśmy z domku. Oliver
wlepił we mnie swoje spojrzenie i po chwili wybuchł
niekontrolowanym śmiechem.
-Co się śmiejesz.
Demoralizujesz mi dziadka! - powiedziałam udając oburzenie.
-On chyba zostanie moim
idolem. Naprawdę. - zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jaki on
czasami potrafi być poważny. Ogólnie jest bardzo oczytany. Zawsze
mi pomagał, dawał rady. Możesz na niego liczyć. Polubił cie. -
uśmiechnęłam się
-Zapamiętam to sobie.
On będzie mi udzielał życiowych rad a ja mogę mu załatwić
tatuaż. - znów ten śmiech.
Przewróciłam oczami i
trąciłam Olivera w ramię. Ten tylko wydął usta, jak dziecko,
które nie dostało wymarzonej zabawki, po czym pocałował mnie w
czoło obejmując ramieniem i przytulając do siebie. Położyłam
głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w liście na drzewach.
Byliśmy już w sadzie. Zaraz dojdziemy do lasku. Miałam tam takie
swoje miejsce, gdzie potrafiłam siedzieć godzinami i zwyczajnie
rozmyślać. Szliśmy w ciszy, ale ja nie chciałam rozpoczynać
jakiejkolwiek rozmowy. To było totalnie zbędne. Po chwili
zboczyłam z leśnej ścieżki udając się w głąb lasu. Liście
smagały moje odkryte nogi, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
Zaczęliśmy wchodzić pod górkę i już mogłam podziwiać piękne
widoki. Znaleźliśmy się na małym wzniesieniu. Usiadłam na ziemi
i wlepiłam spojrzenie w krajobraz. Oliver poszedł w moje ślady.
-Pięknie tu. -
powiedział cicho nie odrywając wzroku od nieba.
Przytuliłam się do niego
przymykając powieki. Wdychałam zapach jego perfum i wsłuchiwałam
się w bicie jego serca. W tle było słychać śpiew ptaków. To
wszystko było za piękne. Nie mogłam uwierzyć, że dzieje się
naprawdę, że to JA w tym uczestniczę.
-Wiesz Sharon... -
mruknął Oliver obracając moją twarz dłońmi w jego stronę. -
Kocham cię. Ja.. tak naprawdę przy tobie zrozumiałem moc tych
słów. Już wiem co to miłość. Dzięki tobie. - szepnął
patrząc prosto w moje oczy.
Nigdy nie usłyszałam
takich pięknych słów. Moje oczy zaszkliły się łzami szczęścia.
Patrzyłam w jego ciemne tęczówki, wiedziałam że na zawsze
zostaną w mojej pamięci. On był tym jedynym. Zdecydowanie mogłam
utożsamić się ze słowami Olivera. Czułam dokładnie to samo. To
właśnie była miłość. Uczucie łączące ludzi, którzy do tej
pory się z tym nie spotkali. Niesamowicie silna więź, która
będzie już wieczna. Ile potrzeba czasu, żeby to dostrzec?
Dostrzec coś co siedziało w mojej głowie od kiedy go poznałam?
Przybliżyłam się do niego tak, że stykaliśmy się czołami.
-Obiecaj mi tylko, że
będziesz. Proszę. - powiedziałam przymykając powieki.
Kochałam go i nie chciałam
stracić. Bałam się tego i to bardzo.
-Na zawsze. -
odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
Nie wiem, może dla was za romantycznie, ale mi się podoba. xD Nie znałam się od tej strony. Co do opowiadania to planuję 25 rozdziałów. Nie chcę żeby zrobiło się nudne (być może już jest). Ale nie mówię, że jak zakończę tą historię to nie będę nic pisać. Mam mnóstwo pomysłów, a nie chcę żeby zrobiła się z tego Moda na sukces więc postanowiłam zrobić kilka opowiadań. W każdym razie do końca jeszcze ogrom czasu (jednak wolę się z wami tym podzielić). Zaczyna się szkoła więc od razu mówię, że rozdziały będą się pojawiać rzadziej. Będzie to zależało od ilości nauki, weny i mojego humoru.
pozdrawiam, Ironova. ;*