piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 15.

    Przebudziły mnie promienie słońca wdzierająca się poprzez okna do pokoju. Nie otwierając oczu obróciłam się na drugą stronę, chcąc przytulić się do Olivera, ale ten już chyba dawno wstał. Podniosłam ciężkie powieki i leżałam kilka minut gapiąc się w sufit. To wszystko co się wczoraj wydarzyło.. Za dużo jak na jeden dzień. Nie miałam najmniejszego pojęcia kto mógł to zrobić. Ta róża... Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Nie chciałam teraz o tym myśleć więc podniosłam się z łóżka i powolnym krokiem wyszłam z pokoju. Skierowałam się do salonu i usiadłam na kanapie. Od razu podbiegł do mnie Oskar i zaczął radośnie machać ogonem. Pogłaskałam psa po główce i zaczęłam się z nim drażnić.
-Widzę, że wstałaś. - szepnął Oliver do mojego ucha.
Podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się szeroko..
-Nie rób tego więcej. - powiedziałam śmiejąc się bo zazdrosny już Oskar domagał się o uwagę liżąc mnie po rękach.
-Zrobiłem śniadanie. - krzyknął Oliver wychodząc z salonu.
Na samą myśl o jedzeniu zrobiło mi się niedobrze. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Podreptałam za chłopakiem do kuchni, gdzie na stole już stały tosty i ciepła herbata.
-Wiesz, chyba nie jestem głodna. - mruknęłam opierając się o blat kuchenny.
-Chyba żartujesz? Ty wcale nic nie jesz i już schudłaś. Masz mi to natychmiast zjeść. - wskazał na talerz z dwoma tostami.
Jego głos wskazywał na to, że nie zniesie sprzeciwu.
-Jeden tost. Nie więcej. - zagroziłam palcem.
-Niech ci będzie. - westchnął zrezygnowany.
Usiadłam posłusznie do stołu. Zaczęłam przeżuwać jedzenie non stop popijając je herbatą. Spojrzałam błagalnie na Olivera, została mi niecała połówka, a ja już miałam ochotę wszystko zwrócić.
-Co się z tobą dzieje? - zapytał z wyrzutem
-Ja nie wiem.. Od jakiegoś czasu mam jadłowstręt. Po prostu nie mogę i tyle. - powiedziałam niepewnie.
Chciałam być z nim szczera, w końcu chce dla mnie jak najlepiej. Niech nie myśli, że tego nie doceniam.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się po chwili.
-Myślę, że twoja babcia skutecznie cie z tego wyleczy. - zachichotał pod nosem.
No tak, babcie. O tym nie pomyślałam dzwoniąc wczoraj do dziadków. Jakoś się przemęczę, ale stęskniłam się za nimi. Szczególnie za dziadkiem, był bardzo pozytywny. Lubiłam słuchać jego opowieści z młodości. Tyle co on narozrabiał... Uśmiechnęłam się pod nosem i dokończyłam jeść śniadanie po czym poszłam się ubrać. Wzięłam swoją torbę, Fridę i byłam już gotowa do wyjścia. Ten pies był taki leniwy! Tylko leżał, ale i tak ją kochałam. Zeszłam z powrotem na dół i spojrzałam na Olivera krzątającego się po domu.
-Widziałaś moje kluczyki do samochodu? - zapytał przerzucając poduszki na kanapie.
Czy on wszystkiego zapomina? Już kolejny raz coś zgubił. Dobrze, że nie nosi okularów do czytania bo wtedy byłaby tragedia...
-Nie widziałam, może zostawiłeś w aucie? - zrezygnowana usiadłam na kanapie.
-Nigdy nie zostawiam kluczyków w samochodzie.
-Idź sprawdź, na wszelki wypadek. - mruknęłam.
Posłusznie skierował się do wyjścia, a ja za nim. Moje podejrzenia się sprawdziły, uśmiechnęłam się triumfalnie do chłopaka a ten tylko wzruszył ramionami. Już po chwili jechaliśmy w stronę domu moich dziadków.
-Na pewno nie chcesz zostać? Byłoby miło. - spytał Oliver marszcząc czoło i uśmiechając się figlarnie.
-Na pewno. - już mnie denerwował tymi pytaniami.
Moi dziadkowie mieszkali kilka kilometrów od Sheffield. Mieli dużą działkę, staw, sad. Kochałam to miejsce. Jechałam tam zawsze, kiedy chciałam coś przemyśleć, uspokoić się. Po wypadku taty jednak omijałam to miejsce, zbyt wiele wspomnień. Czas się przełamać. Jechaliśmy wsłuchując się w cichą muzykę. Nim się obejrzałam staliśmy już pod średniej wielkości drewnianym domkiem. Białe okiennice i wykończenia pięknie komponowały się z drewnianą powierzchnią. Uśmiechnęłam się pod nosem i wysiadłam z auta. Takie domy właśnie lubiłam, stare z „duszą”
-To ja się będę zbierał. - powiedział Oliver.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Chyba nie myślałeś, że nie poznasz moich dziadków? Musisz spróbować ciasteczek babci, zawsze je robi. - powiedziałam ciągnąc go za łokieć w stronę domu.
Zapukałam do dużych dębowych drzwi. Otworzyła mi babcia z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Rzuciłam się w jej ramiona. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam.
-Sharon, stęskniliśmy się z Edwardem. - powiedziała kobieta.
Odkleiłam się od babci, a ta spojrzała znacząco na Olivera. Chłopak uśmiechnął się tylko uroczo trzymając w rękach mojego psa.
-Babciu to jest Oliver, mój chłopak. - przedstawiłam go.
Spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale ja już wiedziałam, że go polubi.
-Twoja mama opowiedziała nam wszystko. Dobrze, że przyjechałaś. - zaczęła mówić.
Cały czas paplała prowadząc nas do kuchni. Coraz bardziej dało się wyczuć woń świeżo upieczonych ciasteczek. Na samą myśl o jedzeniu zrobiło mi się niedobrze. A babcia cały czas mówiła. Wspominałam już, że straszna z niej gaduła?
-A gdzie dziadek? - przerwałam jej w pół zdania.
-Och, zapomniałam. - mruknęła – Edward! - zaczęła krzyczeć na cały dom.
Dziadek jednak nie przychodził.
-Oliver mógłbyś po niego pójść? Powinien być w salonie. Korytarzem prosto. Na pewno trafisz. - powiedziała babcia podając mi talerze i nakrywając do stołu.
Oliver posłusznie wyszedł z kuchni. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tyle godzin tu przesiedziałam w dzieciństwie. Uśmiechnęłam się pod nosem i pomogłam babci. Po chwili ujrzałam mojego dziadka w najlepsze gawędzącego z Oliverem. Rzuciłam się mu na szyję.
-Dziadek! Tęskniłam. - powiedziałam głośno przytulając się do staruszka.
-Powiem ci Sharon, że wyrosłaś. - mruknął.
Usiedliśmy do stołu bo babcia zdążyła wszystkim zrobić już herbatę.
-A więc skoro jesteś z Sharon to musisz koniecznie wybrać się ze mną na ryby. - powiedział dziadek patrząc na Olivera.
Ten uśmiechnął się szeroko i powiedział.
-Widzi pan, nie wiem czy zdążę. - zaczął się drapać po karku.
-Te młode pokolenie.. Dzień się dopiero zaczyna! Byłeś ty kiedykolwiek na rybach? - zapytał
-Nie, nie. Nie zabijam zwierząt. - mruknął chłopak.
-Cienki ten twój chłop, Sharon, oj cienki... - mruknął dziadek kiwając z politowaniem głową.
Zaśmiałam się pod nosem i złączyłam dłonie z moim „cienkim” chłopakiem. Oliver spojrzał na mnie z rozbawieniem. Konwersacja z dziadkiem oczywiście nie obeszła się bez uszczypliwych uwag, ale Oliverowi to nie przeszkadzało, nawet się śmiał. Zresztą dziadek go polubił, za dobrze go znam, żeby tego nie zauważyć. Przesiedzieliśmy tak po południe, a ja koniecznie musiałam Oliverowi pokazać jeszcze okolicę.
-My przejdziemy się na spacer. - powiedziałam do dziadka, który właśnie zastanawiał się nad zrobieniem tatuażu, żeby się odmłodzić.
Wyszliśmy z domku. Oliver wlepił we mnie swoje spojrzenie i po chwili wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
-Co się śmiejesz. Demoralizujesz mi dziadka! - powiedziałam udając oburzenie.
-On chyba zostanie moim idolem. Naprawdę. - zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jaki on czasami potrafi być poważny. Ogólnie jest bardzo oczytany. Zawsze mi pomagał, dawał rady. Możesz na niego liczyć. Polubił cie. - uśmiechnęłam się
-Zapamiętam to sobie. On będzie mi udzielał życiowych rad a ja mogę mu załatwić tatuaż. - znów ten śmiech.
Przewróciłam oczami i trąciłam Olivera w ramię. Ten tylko wydął usta, jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki, po czym pocałował mnie w czoło obejmując ramieniem i przytulając do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w liście na drzewach. Byliśmy już w sadzie. Zaraz dojdziemy do lasku. Miałam tam takie swoje miejsce, gdzie potrafiłam siedzieć godzinami i zwyczajnie rozmyślać. Szliśmy w ciszy, ale ja nie chciałam rozpoczynać jakiejkolwiek rozmowy. To było totalnie zbędne. Po chwili zboczyłam z leśnej ścieżki udając się w głąb lasu. Liście smagały moje odkryte nogi, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Zaczęliśmy wchodzić pod górkę i już mogłam podziwiać piękne widoki. Znaleźliśmy się na małym wzniesieniu. Usiadłam na ziemi i wlepiłam spojrzenie w krajobraz. Oliver poszedł w moje ślady.
-Pięknie tu. - powiedział cicho nie odrywając wzroku od nieba.
Przytuliłam się do niego przymykając powieki. Wdychałam zapach jego perfum i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. W tle było słychać śpiew ptaków. To wszystko było za piękne. Nie mogłam uwierzyć, że dzieje się naprawdę, że to JA w tym uczestniczę.
-Wiesz Sharon... - mruknął Oliver obracając moją twarz dłońmi w jego stronę. - Kocham cię. Ja.. tak naprawdę przy tobie zrozumiałem moc tych słów. Już wiem co to miłość. Dzięki tobie. - szepnął patrząc prosto w moje oczy.
Nigdy nie usłyszałam takich pięknych słów. Moje oczy zaszkliły się łzami szczęścia. Patrzyłam w jego ciemne tęczówki, wiedziałam że na zawsze zostaną w mojej pamięci. On był tym jedynym. Zdecydowanie mogłam utożsamić się ze słowami Olivera. Czułam dokładnie to samo. To właśnie była miłość. Uczucie łączące ludzi, którzy do tej pory się z tym nie spotkali. Niesamowicie silna więź, która będzie już wieczna. Ile potrzeba czasu, żeby to dostrzec? Dostrzec coś co siedziało w mojej głowie od kiedy go poznałam? Przybliżyłam się do niego tak, że stykaliśmy się czołami.
-Obiecaj mi tylko, że będziesz. Proszę. - powiedziałam przymykając powieki.
Kochałam go i nie chciałam stracić. Bałam się tego i to bardzo.
-Na zawsze. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.


Nie wiem, może dla was za romantycznie, ale mi się podoba. xD Nie znałam się od tej strony. Co do opowiadania to planuję 25 rozdziałów. Nie chcę żeby zrobiło się nudne (być może już jest). Ale nie mówię, że jak zakończę tą historię to nie będę nic pisać. Mam mnóstwo pomysłów, a nie chcę żeby zrobiła się z tego Moda na sukces więc postanowiłam zrobić kilka opowiadań. W każdym razie do końca jeszcze ogrom czasu (jednak wolę się z wami tym podzielić). Zaczyna się szkoła więc od razu mówię, że rozdziały będą się pojawiać rzadziej. Będzie to zależało od ilości nauki, weny i mojego humoru. 
                                                                        pozdrawiam, Ironova. ;*
  

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 14.

   Jechałem z powrotem na tą imprezę,a w moim samochodzie grała głośna muzyka. Wreszcie mogłem sobie pozwolić na rozwinięcie prędkości, bo przy Sharon wolałem nie próbować. Właśnie zaczęło się „Poison” Alice Cooper'a więc zacząłem śpiewać razem z wokalistą pogłaśniając muzykę. Swoją drogą całkiem fajna ta impreza, ale podejrzewam, że Sharon po prostu ich nie lubi. Ja wręcz przeciwnie, uwielbiałem się porządnie wybawić. W końcu raz się żyje. Zaparkowałem na tym samym miejscu co wcześniej i truchtem pobiegłem do domu. Wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie obok Natalie klejącej się do Nichollsa. Widziałem jaką on miał minę więc poprosiłem go o drinka. Nikt w naszym gronie nie przepadał za Natalie oprócz Hannah. Niezła z niej wywłoka. Uśmiechnąłem się do niej sztucznie i odszukałem wzrokiem przyjaciółki. Stała i robiła sobie drinka razem z Nichollsem. Podszedłem do nich i zagadałem
-To dla mnie? - zapytałem zabierając Matt'owi drinka.
-EJ! Czy biednemu gospodarzowi już nic nie należy się od życia?
Na te słowa Hannah pocałowała go w policzek upijając przedtem łyk drinka.
-A ja? - zrobiłem minę zbitego psiaka nadstawiając policzek.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale wspięła się na palce i cmoknęła mnie w policzek Ma się ten dar przekonywania.
-Tak w ogóle to kim jest ta Sharon? Jak wyjeżdżałam z Sheffield byłeś przecież z Amandą. - mruknęła Hannah.
-Amanda go zdradziła, to pobiegł topić smutki u Sharon. Oczywiście najpierw się wypierał „Nie, nie ona mi się nie podoba, jest za młoda” - zaczął opowiadać Matt udając głos przyjaciela. - Ale jak wyjechał w tą przeklętą trasę to non stop o niej gadał. Nawet nie wiesz jakie męczące jak ci tak truje dupę. No i chyba sobie uświadomił, że się zabujał po uszy bo teraz są razem. - zakończył Happy'm End'em Nicholls.
Dziewczyna spojrzała rozbawiona na mnie i poczochrała mi włosy.
-Mój ty romantyku. - śmiała się. - A to ile ona ma lat, że niby za młoda?
-Osiemnaście. - powiedział Matt poruszając brwiami. - Jak tak na nią patrzę, to chyba też przerzucę się na młodsze. Przykro mi Hannah.
Westchnąłem zrezygnowany jednocześnie załamany głupotą kumpla. Po chwili podeszła do nas Chloe, trącając mnie w ramię. Matt natychmiast zamknął się i odwrócił wzrok od dziewczyny.
-Czy ty możesz odbierać telefon?! - warknęła Chloe
-O co ci chodzi? - zapytałem bo nie bardzo rozumiałem.
Spojrzała na mnie z wściekłością i niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby:
-Twoja dziewczyna właśnie do mnie zadzwoniła niemal błagając mnie, żebym ci przekazała, żebyś do niej natychmiast przyjechał. Wspomniała też, że dzwoniła do ciebie kilkanaście razy, ale ty nie odbierasz.
Pacnąłem się w czoło. Zostawiłem telefon w samochodowym schowku, a jak jechałem nie słyszałem dzwonka. Świetnie.
-Mówiła po co mam jechać bo wypiłem już drinka i wolałbym nie wsiadać za kierownicę? - zacząłem gadać bo jakoś nie miałem ochoty się stąd ruszać. Wolałem zostać na imprezie.
-Boże jakim ty jesteś idiotą! Nie raz widziałam jak wsiadasz nawalony za kierownicę, a teraz udajesz świętego?! Jedź do niej bo zaraz mnie krew zaleje. Jak ja nienawidzę facetów! - krzyknęła wkurzona.
Niech jej będzie. Pożegnałem się z Hannah i Matt'em i wyszedłem nawet nie spojrzawszy na Chloe. Zaczyna mnie już wkurzać. Po co się tak spina? Znając życie Sharon pewnie nie może odkręcić słoika albo otworzyć okna... Od razu robią wielką aferę. Wsiadłem do auta i wyjąłem telefon. Rzeczywiście dzwoniła dziewiętnaście razy. Odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę jej domu. Nie śpieszyłem się zbytnio bo i po co? Wreszcie podjechałem pod jej dom i zapukałem do środka. Zero odpowiedzi. Nacisnąłem klamkę, otwarte. Czy ona może być choć trochę ostrożna?! Siedzi sama z otwartymi drzwiami. Wszedłem do przedpokoju, w którym był straszny syf. Wszystko było porozwalane. Nagle do mnie dotarło co tu najprawdopodobniej się wydarzyło.
-Sharon! - wydarłem się – Gdzie jesteś?
Nikt nic nie odpowiedział. Pobiegłem do kuchni, pusta. Wszystkie szafki i szuflady były pootwierane. Wszedłem do salonu. Wyglądał jakby przeszedł przez niego huragan. Dokumenty na podłodze, potłuczone figurki. Niewątpliwie ktoś się tu włamał. Dostrzegłem Sharon siedzącą na kanapie tyłem do mnie. Obok niej leżała spokojnie Frida wpatrująca się w dziewczynę z przekrzywioną główką. Sharon miała podciągnięte kolana pod brodę tak jak miała w zwyczaju robić. Płakała. Poczułem się jak ostatni skurwiel przypominając sobie jak mi się nie chciało tu przyjechać, nie wspominając już o nieodbieraniu telefonu. Podszedłem do niej szybkim krokiem i otoczyłem ramieniem siadając obok na kanapie. Nawet nie zareagowała. Czułem, jak drży. Bała się i to przeraźliwie. Zacząłem gładzić ją po włosach, przytulając mocno do siebie.
-Już dobrze, nie bój się. Jestem obok. - szeptałem do jej ucha kołysząc delikatnie.
Dziewczyna nic nie mówiła, miała lekko przymknięte oczy. Jestem idiotą. Nie wybaczyłbym sobie jakby coś się jej stało. Jak mogłem nie usłyszeć tego cholernego dzwonka?! Bogu dzięki, że Chloe wymieniła się z nią numerami.
Sharon odsunęła się ode mnie delikatnie. Już się uspokoiła. Otarłem jej mokre od łez policzki i pocałowałem w czoło. Dziewczyna wyjęła z kieszeni telefon i zaczęła pisać smsa. Nie wypytywałem jej o nic. Jak będzie chciała sama zacznie rozmowę. Po chwili wykręciła jakiś numer i zadzwoniła.
-Cześć dziadku. Przepraszam, że tak późno, ale mam prośbę. Mogłabym u was się zatrzymać na tydzień? Nie, nic się nie stało. Opowiem wam jak przyjadę. Dziękuję, kocham cię.
Rozłączyła się i schowała niesforny kosmyk włosów za ucho.
-Przecież możesz przenocować u mnie. - powiedziałem.
-Nie, nie będę ci sprawiać problemu. - mruknęła.
Schowałem twarz w dłoniach. Poczułem się jakbym dostał w twarz. A najgorsze jest to, że słusznie. Zawiodłem ją. Po prostu.
 -Przepraszam . - szepnąłem kierując swoje spojrzenie w jej stronę.
Spojrzała na mnie zdziwiona jednocześnie nie dowierzając.
-Nie masz za co. Przecież jesteś. Dziękuję. - powiedziała cicho.
Ona nadal się bała. Chodź tu byłem, wciąż się bała.
-Kiedy wraca twoja mama? - zapytałem.
-Prawdopodobnie za tydzień. Wysłałam jej smsa, że nic tu nie ruszam. Sama zdecyduje czy iść na policję czy nie. Jutro pojadę do dziadków.
-Na pewno nie chcesz zostać u mnie?
-Na pewno. Dawno się z nimi nie widziałam.
-Okay. W takim razie jutro cię odwiozę, a dzisiaj śpisz u mnie. - powiedziałem zdecydowanie.
Sharon nie protestowała, kiwnęła tylko głową.
-Idź się spakuj. - dodałem.
Spojrzała na mnie ze strachem w oczach. No tak. Złapałem ją za rękę i razem ruszyliśmy na górę. Tam też był wszędzie bałagan. Moja mina, gdy zobaczyłem, że pokój Sharon jest nietknięty była bezcenna. Spojrzałem na jej idealnie zaścielone łóżko i dostrzegłem położoną na nim zwykłą białą różę.
-To twoje? - zapytałem choć doskonale znałem odpowiedź.
Pokręciła przecząco głową przełykając głośno ślinę. Nic z tego nie rozumiałem, tak samo jak moja dziewczyna. Teraz przeraziła się jeszcze bardziej. Jak oparzona wrzucała rzeczy do torby i szybko wyszła z pokoju.
-Błagam wyjdźmy stąd już. - powiedziała a w jej oczach znowu nagromadziły się łzy.
Wzięła jeszcze Fridę na ręce i wyszła z domu zamykając drzwi. 
Sharon usiadła w samochodzie i zaczęła głaskać psa. Odpaliłem auto i już jechaliśmy przez pięknie oświetlone Sheffield. Zerknąłem na dziewczynę. Po jej policzkach ciekły łzy.
-Proszę, nie płacz. - powiedziałem zaciskając zęby.
Czułem się fatalnie. Czemu pokój Sharon był nietknięty i skąd ta róża? To nie było normalne zachowanie włamywacza. Moja podświadomość cały czas podsuwała mi myśl, że to nie był zwykły włamywacz, to był psychicznie chory człowiek. Mam nadzieję, że chciał tylko zastraszyć Sharon, co mu się udało i na tym poprzestanie. Jakbym wiedział kto to, zapierdolił bym sukinsyna. Byłem wściekły.
Dojechaliśmy pod mój dom. Wysiadłem z samochodu i wziąłem torbę Sharon. Dziewczyna trzymała zasypiającą Fridę na rękach i wciąż roniła łzy. Otworzyłem jej drzwi i zaprosiłem do środka. Dziewczyna położyła śpiącego już psa na kanapie, a sama usiadła na dywanie tradycyjnie podciągając kolana pod brodę.
-Pójdę naszykować ci łóżko. - powiedziałem i wyszedłem z salonu.
Zostawię ją teraz samą, niech sobie wszystko przemyśli. Zaścieliłem łóżko w pokoju gościnnym po czym na nim usiadłem. Nie ukrywam, że milej by było, gdyby Sharon jednak zechciała spać ze mną , ale to chyba nie jest odpowiedni moment. A co ja mam niby zrobić? Znów poczułem się jak debil, przecież ona mnie teraz potrzebuje. A ja siedzę i rozmyślam jak jakiś frajer. Poszedłem do salonu i jak gdyby nigdy nic wziąłem Sharon na ręce. Albo mi się wydaje, albo schudła. Uśmiechnęła się do mnie przez łzy i wtuliła w moje ramię. Położyłem ją na łóżku i zapaliłem nocną lampkę.
-Pewnie jesteś śpiąca?
-Bardzo – powiedziała – Widziałeś moją torbę? Przebrałabym się z tej sukienki..
Wróciłem do salonu i wziąłem jej rzeczy. Sharon zaczęła szperać w torbie wywalając z niej wszystko.Cholera, zapomniałam piżamy.
Po chwili już stałem przed nią podając jej moją koszulkę.
-Dzięki. Kochany jesteś. - mruknęła uśmiechając się delikatnie.
-Zapomniałbym! Mam coś dla ciebie. Zaczekaj chwilę.
Skierowałem się na górę do mojej pracowni. Całkowicie zapomniałem o tym obrazie. Zdjąłem ze sztalugi płótno, na którym Sharon siedziała na podłodze i oglądała moje dzieła. Nigdy nie byłem dobry w portretach, ale tutaj wyszła nieziemsko. Zresztą zawsze tak wygląda. Uśmiechnąłem się na myśl, jaką cudowną mam dziewczynę i wróciłem do pokoju gościnnego. Sharon siedziała na łóżku przebrana już w moją koszulkę, w której wyglądała bardzo pociągająco mimo tego, że nie była w najlepszej formie. Oczy miała całe opuchnięte i czerwone. Usiadłem obok niej i podałem jej płótno. Uśmiechnęła się widząc co przedstawia.
-Zapomniałam o tym. - mruknęła.
Przybliżyła się do mnie i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek. Natychmiast go pogłębiłem, Sharon wcale nie protestowała. Wplotła dłoń w moje włosy, drugą ciągnąc mnie za koszulę. Opadliśmy na łóżko, tak że byłem na górze. Swoje usta skierowałem na jej szyję obsypując ją pocałunkami. Dłońmi błądziłem po jej wspaniałym ciele. Po chwili znów złączyłem nas w namiętnym pocałunku. Sharon zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Momentalnie się jej pozbyła jednym zwinnym ruchem. Nie wiem jak to się stało, ale nagle dziewczyna obróciła się tak, że teraz ona była górą. Zaczęła robić mi malinkę tuż przy uchu, na malutkim wytatuowanym pentagramie. Wsunąłem dłonie pod moją koszulkę i gładziłem delikatnie jej plecy. Dziewczyna odsunęła się od mojej szyi i spojrzała w moje oczy po czym wpiła mi się zachłannie w usta. Obróciłem nas i oderwałem się od jej ust, a następnie zacząłem składać pocałunki na jej brzuchu. Sharon jęknęła cicho gładząc mnie po szyi. Ponownie wtopiłem się w jej słodkie usta. Poczułem, że dziewczyna zaczyna odpinać mój pasek od spodni. Chyba właśnie wtedy odezwał się rozsądek. Owszem byłem napalony, ale mimo to odsunąłem się od dziewczyny podpierając się na łokciach.
-Nie dzisiaj Sharon. - powiedziałem patrząc prosto w jej oczy.
-Masz rację, przepraszam. - odpowiedziała cicho odwracając się ode mnie bokiem.
Może teraz nie widzi w tym nic złego, ale po prostu jest rozbita po tym co się stało. Chciała zapomnieć, ale seks chyba nie jest najlepszym pomysłem. Byłem pewien, że szybko by tego pożałowała.
-Ale chyba mnie nie wyrzucisz skarbie? - zamruczałem do jej ucha wskakując pod kołdrę.
Sharon zrobiła to samo wtulając się w mój tors. Błądziłem palcem po jej talii.
-Kocham cię. - szepnęła i pocałowała mnie w policzek.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Pierwszy raz mi to powiedziała. 


Nie wiem czy nie przesadziłam w końcówce, ale już trudno. xD Dawno nie pisałam w perspektywie Olivera. :D Chciałam się zapytać czy jeszcze w niej pisać, czy zostawić tylko perspektywę Sharon? To już wy zdecydujcie bo mi jest naprawdę to obojętne, a i jak macie jakieś pomysły, uwagi to piszcie śmiało. ;] Dziękuję wszystkim za miłe słowa pod poprzednim postem.  Świadek Jehowy od Dimage. przyprawił mnie o atak niekontrolowanego śmiechu. <3
                                                                                                     Pozdrawiam, Ironova. ;*

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 13.

    Wpatrywałam się w odjeżdżający samochód mamy dopóki na skręcił na skrzyżowaniu. Znowu wyjeżdża na jakiś ważny proces do Londynu. Z jednej strony to dobrze, bo będzie mieć chwilę by wszystko sobie przemyśleć. Po ostatniej „dawce wydarzeń” praktycznie się do siebie nie odzywamy. Bez przerwy robi mi jakieś chore wyrzuty. Rozumiem, że może być jej ciężko zaakceptować mój związek, ale mogłaby chociaż spróbować spojrzeć na to z innej strony. Wiem, że ona już dawno wykreowała sobie w głowie mój ideał mężczyzny, jednak decyzję mogłaby zostawić mi. Cóż mam nadzieję, że jak wróci będzie lepiej. Musi być lepiej.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam do domu uprzednio zamykając drzwi i przekręcając mały kluczyk. Dzisiaj ma się odbyć ta przeklęta impreza u Matt'a i mija dokładnie pięć dni od kiedy jestem razem z Oliver. Szkoda, że nie widzieliśmy się przez ten czas ani razu.. Napięty grafik.. Westchnęłam cicho i skierowałam się do swojego pokoju. Wyjęłam zwykłą beżową, rozkloszowaną sukienkę z szafy i rzuciłam ją na łóżko. Ruszyłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Rozejrzałam się po łazience i powolnym krokiem podeszłam do wagi. Od pewnego czasu mam jakiś chory jadłowstręt. Praktycznie nic nie jem i widzę w lustrze, że chudnę. To okropne uczucie patrzeć jak z każdym dniem wygląda się coraz gorzej. Jak widzę jedzenie z jednej strony wiem i czuję, że powinnam je zjeść, a z drugiej mnie obrzydza. Wiem, że to złe i przez to cierpię, ale to robię. Niepewnie stanęłam na wadze i zamarłam, gdy zobaczyłam cyfrowe liczby. W trzy dnie schudłam kolejny kilogram. Zakryłam usta dłonią i jak najszybciej wyszłam z łazienki. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę. Sama już nie rozumiem swojego zachowania, swoich uczuć. Czuję się jakbym się nie znała, jakby ktoś kazał mi żyć w ciele zupełnie obcej osoby. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam płakać. Jednocześnie z bezsilności jak i z własnej głupoty. Jak można nie rozumieć samego siebie? Może to zabawne, ale to wszystko się pogłębiło od kiedy jestem z Oliverem. Nie mówię, że jest mi z nim źle. Ja po prostu zaczęłam bardziej widzieć swoje wszystkie wady. Dostrzegłam samą siebie i zrozumiałam, że jest gorzej niż mogłoby się wydawać. Wszystko co się we mnie kumulowało dopiero teraz ujrzało światło dzienne. Po policzkach ciekły słone łzy, z każdą kolejną czułam się lepiej. Po kilku minutach wreszcie się uspokoiłam i jak zwykle obiecałam sobie, że to ostatnim razem. Normalne jedzenie znajduje się na szczycie tej listy. A z każdym kolejnym dniem będę zapominać o tej obietnicy aż do momentu, gdy znów dam upust emocjom. Cholernie znany scenariusz.
Otarłam dłonią mokre policzki i założyłam na siebie sukienkę. Zabrałam jeszcze torebkę i spojrzałam na zegar ścienny. Oliver powinien być za jakieś pół godziny. Chyba pora ogarnąć twarz, bo podejrzewam, że jestem cała czerwona, a moje oczy są opuchnięte. Skierowałam wzrok na lustro, moje przypuszczenia się sprawdziły z tą różnicą, że dodatkowo na głowie miałam szopę. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i zabrałam się do pracy. Po dwudziestu minutach, które wydawały się dla mnie wiecznością doprowadziłam się do przyzwoitego stanu. Zeszłam na dół i wyłączyłam telewizor, który jakimś cudem był włączony. Zaczynam się bać tego domu. Wizja spędzenia w nim samotnie około tygodnia wcale mi się nie uśmiecha. Ale z dwojga złego to już chyba wolę siedzieć sama niż łazić po imprezach. Nienawidzę tego tłoku ludzi. Po prostu czuję się strasznie nieswojo. Także dzisiaj półtorej godzinki i się zmywam. To i tak w moim przypadku jest wyczyn!
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wstałam z kanapy i skierowałam się do przedpokoju jednocześnie zakładając balerinki. Otworzyłam szeroko drzwi i moim oczom ukazał się szeroki uśmiech Olivera. Nie mogłam jednak nacieszyć się tym widokiem, bo chłopak złączył nasze usta w czułym pocałunku, co niewątpliwe było lepsze od samego widoku.
-Pięknie wyglądasz. - mruknął Oliver oplatając dłońmi moją talię. 
Nie powiem, stęskniłam się za nim. Ale przecież raz próba, raz projekt, potem sesja, teksty piosenek przecież się same nie napiszą... Odchrząknęłam, gdy chłopak zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-Chodź bo się spóźnimy. - powiedziałam odsuwając się delikatnie.
Jasne, impreza. - odpowiedział zrezygnowany i skierował się do samochodu otwierając mi drzwi. 
Usiadłam na miejscu pasażera czekając na Olivera. Swoją drogą wyglądał bardzo pociągająco w koszuli. Wlepiłam w niego spojrzenie i obserwowałam każdy jego ruch. Nadal nie docierało do mnie, że jesteśmy razem. To tak bardzo nierealne!
-Mam coś na twarzy? - zapytał zerkając na mnie.
-Nie, nic. Tak tylko patrzę. - mruknęłam zawstydzona czerwieniąc się delikatnie. 
Oczywiście nie uszło to uwadze Olivera. Chłopak szeroko się uśmiechnął jednocześnie całą swoją uwagę skupiając na drodze. Był dobrym kierowcą, ale to nie zmienia faktu, że jazdy autem i tak nie lubiłam. I tak jest lepiej. Po wypadku nawet nie myślałam, że kiedyś wsiądę za kierownicę teraz nie widzę większego problemu.
Po chwili zajechaliśmy pod nowoczesny dom na zalesionej działce. Nawet podobny do domu Olivera, tyle że ten był ciemniejszy i odrobinę większy. Kompletnie nie przypadł mi do gustu, a głośna muzyka tylko pogłębiła to uczucie. Oliver wjechał na tyły domu, gdzie stało dużo samochodów. Wyszłam z auta i rozejrzałam się w około. Jakaś zalesiona alejka, w której obściskiwało się kilka par kompletnie nie przejmując się obecnością innych. Zmarszczyłam zdegustowana czoło. Takie zachowanie jest dość odrażające. Takie rzeczy lepiej załatwiać na osobności. W sumie sama niedawno całowałam się z Oliverem na ulicy, ale to zupełnie inna sytuacja. Spojrzałam na mojego chłopaka, który już kroczył w stronę domu. Dogoniłam go i splotłam nasze dłonie.
-Nie wspominałeś, że to będzie aż tak duża impreza. - mruknęłam, gdy już weszliśmy do holu.
Było w nim pełno ludzi, dało się czuć odór alkoholu, papierosów i z pewnością jointów. Świetnie. Przedzierałam się z Oliverem przez tłum z tą trudnością, że co chwila ktoś go zaczepiał. Nikogo nie znałam. Oliver wdał się w rozmowę z jakąś dziewczyną bodajże Samanthą? Nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Puściłam jego rękę i sama weszłam do salonu, gdzie nie było już tylu ludzi. Rozejrzałam się i dostrzegłam znajomą twarz. Gospodarz imprezy stał przy stoliku z alkoholem i mieszał sobie drinka. Podeszłam do niego i trąciłam w ramię.
-Sharon!Oliver mówił, że cię przyprowadzi. Jak ci się podoba? - zapytał uśmiechając się Matt 
-Yyy, jest świetnie. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Drinka?
-Nie dziękuję, nie piję.
-Co to ma znaczyć? Mojego drinka się nie napijesz? - chłopak zrobił lekko naburmuszoną minę.
-Czy ty chcesz mi upić dziewczynę? - spytał Oliver przytulając się do mnie i całując w policzek. 
Matt podniósł ręce w obronnym geście i zaczął się śmiać. Jego oczy zdradzały, że dzisiaj nie nadużył tylko alkoholu... Spojrzałam na niego z politowaniem kręcąc głową.
-Jak tak wyglądają wasze imprezy to ja chyba podziękuję. - mruknęłam
-Tak wyglądają tylko te u Matta. - zaśmiał się Oliver. - Choć poznam cię z chłopakami. 
Pociągnął mnie w stronę kanapy, na której siedziało kilka osób.
-Poznajcie moją dziewczynę – Sharon.
-Oliver dużo nam o tobie opowiadał. - uśmiechnął się do mnie niebieskooki brunet obejmujący ramieniem blondynkę o pięknym uśmiechu..
-To jest Jordan, jego żona Emma. 
Podałam ręce parze. Następnie Oliver przedstawił mnie kolejnemu Matt'owi. Na szczęście ten był bardziej ogarnięty. Podałam dłoń też niskiemu chłopakowi -  Lee. Wszyscy byli naprawdę mili. Usiedliśmy z nimi razem na kanapie i zaczęliśmy rozmowę. Chłopaki gadali o nowym teledysku, a Emma opowiadała mi o niedawnym ślubie, jej i Jordana. Naprawdę fajna gromadka. Po chwili podeszła do nas ciemnowłosa, niska dziewczyna o pięknych czekoladowych oczach. Zasłoniła oczy Oliverowi dłońmi, a ten po chwili krzyknął
-Hannah, wróciłaś! Czemu nic mi nie powiedziałaś? - zaczął uradowany zrywając się z kanapy i przytulając dziewczynę. 
Patrzyłam na to wszystko z dość niemrawą miną, inni się tym nie przejęli. Ale przecież ja nic nie wiedziałam. Kim była w ogóle ta dziewczyna? Oliver i ona zaczęli rozmawiać o jakiś wzorach, kolorach. Domyśliłam się, że chodzi o tatuaże. Gadali tak przez dobre kilka minut, a ja nadal siedziałam jak ten głupek z chorą miną. Nagle Oliver odwrócił się w moją stronę.
-Zapomniałbym, Sharon to jest Hannah. Moja przyjaciółka, a zarazem bardzo utalentowana tatuażystka. 
Kiwnęłam głową i podałam dłoń Hannah. Od dziewczyny wręcz biła pozytywna energia. Rozsiadła się na kanapie pomiędzy Matt'em a Lee i zabrała jednemu z nich drinka. Wypiła go duszkiem i powróciła do rozmowy. Wesoło z niej osóbka. - pomyślałam. Szczególnie jak wskoczy do łóżka twojemu facetowi – dodałam po chwili. Szybko jednak się opamiętałam i odpędziłam niepotrzebne myśli. Przecież to tylko przyjaciółka. Trochę zaufania, zresztą jest miła. Spojrzałam na Olivera i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Wiem, kogo musisz jeszcze poznać! - powiedziała niespodziewanie Emma łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę drzwi. 
Wyszłyśmy na dwór i podeszłyśmy do grupki dziewczyn.
-Chloe, mogę cię na chwilkę prosić? - zapytała Emma. 
Podeszła do nas dziewczyna ubrana w ładną sukienkę i strasznie wysokie buty z ćwiekami. Miała kolczyka w nosie i ciemne włosy. Uśmiechnęła się do mnie i podała dłoń.
- Hej, jestem Chloe. 
Już ją polubiłam. Po chwili Emma zostawiła nas same mimo to wcale nie czułam się niezręcznie. Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy rozmowę. Czułam się jakbym ją znała co najmniej kilka lat. Chloe była bardzo zabawną osobą. Dawno się tak nie śmiałam.
-Chodźmy do środka, robi się zimno. - powiedziała opanowując śmiech. 
W domu było już mniej ludzi. Podejrzewam, że teraz większość już wylądowała w tej alejce, albo w różnych zakamarkach... Na końcu pokoju dostrzegłam wściekłą blondynkę kierującą się w naszą stronę.
-Trzymaj łapska z daleka od mojego faceta wredna zdziro. - wycedziła przez zęby owa blondynka kierując swoje słowa do Chloe. 
Ta jak gdyby nigdy nic wyminęła dziewczynę i z kamienną twarzą powiedziała.
-Dziewczyna Matta. Przyjaźni się z Hannah, którą pewnie już znasz. Ubzdurała sobie, że mam romans z Nichollsem. Współczuję biedakowi bo niezła z niej żmija. 
Widać, że Chloe już się uodporniła na te zaczepki. Swoją drogą dobrze mieć takiego informatora, bo ja rzeczywiście nie miałam o niczym pojęcia. Weszłam do salonu i usiadłam obok Olivera. Nie wiem ile tu już siedzę, ale mam już dość. Od zapachu alkoholu i jointów zrobiło mi się już niedobrze. Tym bardziej, że obok mnie siedzi Nicholls właśnie palący trawkę i śmiejący się z biednego Lee. Przytuliłam się do Olivera i przymknęłam oczy. Nie ma to jak przysypiać na imprezie. Zabawa, nie ma co. Oliver, chyba pomyślał, że zasnęłam bo delikatnie wstał, a ja oparłam głowę o poduszkę. Nie chciało mi się wstawać, ale trzeba przecież wrócić do domu. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że wszyscy tańczą oprócz mnie. Super. Wstałam i przeciągnęłam się delikatnie. Ruszyłam w stronę kuchni i wzięłam buteleczkę wody. Oparłam się o blat i wlepiłam spojrzenie w przeciwną ścianę przełykając wodę.
-Wstałaś skarbie. Dobrze się bawisz? - zapytał Oliver. 
Tak, jasne. Na imprezie stoję sama w kuchni i piję wodę. Zajebiście. Tryskam radością. On serio jest taki głupi czy ślepy?
-Odwieziesz mnie do domu? Jestem zmęczona. - mruknęłam.
-Jak chcesz. Ja bym jeszcze posiedział, ale trudno. - powiedział trochę zawiedziony.
-Przecież potem możesz wrócić. Tylko mnie podrzucisz. 
Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do auta. Naprawdę jestem zmęczona, jak wracam od razu wędruje do łóżka. Ziewnęłam szeroko otwierając szybę. Oliver odpalił samochód i nim się obejrzałam staliśmy pod moim domem. Odpięłam pasy i przybliżyłam się do Olivera. Wtopiłam palce w jego ciemne włosy i pocałowałam delikatnie przyciągając go do siebie. Chłopak pogłębił pocałunek.
-Kocham cię. - mruknął między pocałunkami.
Wyślizgnęłam się z jego objęć i wyszłam z samochodu. Znalezienie kluczy zajęło mi dość sporo czasu, a trafienie ich do zamka jeszcze więcej. Po wielu próbach udało mi się wreszcie otworzyć te przeklęte drzwi. Już się nie mogłam doczekać jak rzucę się na łóżko. Zapaliłam światło w przedpokoju i to co tam zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcze na plecach. Trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer do Olivera...


Przepraszam. :c Wiem, że nie było mnie strasznie długo, ale jak myślałam o tym, żeby napisać stale to odciągałam. Jestem okropna. Mam nadzieję, że aż tak strasznie mnie nie znienawidziłyście. xD Ale nie zdziwiłabym się. ;p Ostatnio jakoś wcale nie mam humoru. Do tego dzisiaj pokłóciłam się z najlepszym przyjacielem, spowyzywał mnie od szmat. Także i tak się cieszę, że nie pozabijałam wszystkich w tym rozdziale. Koniec tego wywodu. Komuś się trzeba wyżalić. c: Dziękuję wam i jeszcze raz przepraszam. :*

Taka pioseneczka ode mnie, non stop jej teraz słucham:
 http://www.youtube.com/watch?v=cK0CpN_nNhk
                                                                                                          Ironova.  

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 12.

     Czułam się jakby to jakiś rzadko spotykany motyl muskał skrzydłami moje usta. To wszystko było takie magiczne, że po prostu rozpływałam się w ramionach Olivera. Teraz liczyła się dla mnie tylko ta chwila. Nie obchodziło mnie to, że wokół jest mnóstwo ludzi. Te wszystkie przyziemne sprawy teraz nie istniały. Liczył się tylko ten jeden gest z jego strony. Nic więcej. Bałam się, że zaraz się obudzę. Że to wszystko okaże się tylko zwykłym snem. Odsunęliśmy się od siebie delikatnie, stykając się czołami. Spojrzałam w jego oczy i wiedziałam, że to rzeczywistość. W tym momencie uświadomiłam sobie, że Oliver nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Jest dla mnie kimś więcej, zawsze był. Ten jeden pocałunek pomógł mi to wszystko zrozumieć. Chłopak przejechał kciukiem po lekko opuchniętych ustach po czym przymknął delikatnie powieki.
-Kocham cię. - szepnął tak, bym tylko ja usłyszała. 
W tej chwili byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie potrzebowałam nic więcej.
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam przytulając się do niego.
Czy byłam tego pewna? Niestety nie. Wiem jednak, że nie ważne jak bym się starała jest za wcześnie na nazwanie swoich uczuć. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Żaden chłopak nie sprawił mi tyle radości jednym gestem i kilkoma słowami, które miały dla mnie tak ogromne znaczenie. Oliver mówił to wszystko szczerze, nie bawił się mną. Widziałam miłość bijącą z jego oczu. Żadne słowo nie opisze mojego stanu w tej chwili. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się kochana i potrzebna. Złapaliśmy się za ręce i skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Przed nim stała Effy z aparatem i przeglądała zdjęcia. Spojrzała na nas i uśmiechnęła się szeroko.
-Moje gołąbeczki. - powiedziała rzucając się nam na szyje. - Wiedziałam, że coś z tego będzie. - szepnęła jeszcze do mojego ucha. 
Zarumieniłam się delikatnie i spuściłam głowę.
-A teraz patrzcie co zrobiłam. - uśmiechnęła się cwaniacko podając aparat Oliverowi. 
Chłopak zaczął przeglądać zdjęcia, a na jego twarzy malował się coraz większy uśmiech. Zniecierpliwiona spojrzałam na ekran, gdzie widniało zdjęcie moje i Olivera. Kompletnie na nim do siebie nie pasowaliśmy, co dodawało tylko uroku. Ja w różowej, słodkiej spódnicy a on cały wytatuowany i w porwanej koszulce. Uśmiechnęłam się i pocałowałam Olivera w policzek. Jaka ja byłam szczęśliwa w tym momencie! Błagałam w duchu, żeby już tak zostało.
-To ja idę to wywołać, potem zadzwonię. - rzuciła Effy odchodząc w stronę centrum.
Weszliśmy do mnie do domu. Rozejrzałam się za mamą, siedziała w kuchni i rozmawiała przez telefon. Ciekawa jestem jak zareaguje na wiadomość o tym, że jestem z Oliverem. Bo jestem, no nie? Gdy już odłożyła komórkę, weszliśmy razem do kuchni.
-Dzień dobry. - powiedział Oliver uśmiechając się uroczo.
-Dzień dobry. - odpowiedziała mama z nieodgadnionym wyrazem twarzy, wpatrując się w nas z ciekawością wymalowaną w oczach. 
Po chwili jej wzrok powędrował na nasze splecione dłonie, a potem znów na nasze twarze.
-Sharon, masz mi coś do powiedzenia? - zapytała niepewnie. 
Już miałam zacząć się tłumaczyć, ale Oliver mnie wyprzedził
-My jesteśmy razem. - powiedział spokojnie. 
Mama chyba się tego nie spodziewała bo nic nie mówiła. Kiwnęła tylko głową po czym wyszła z kuchni zostawiając nas samych. Czego ja się spodziewałam? Że będzie się z nami cieszyć? Jasne, za dużo szczęścia na dzisiaj. Trzeba było jakoś to zepsuć. Jak zwykle. Rozumiem, 9 lat to duża różnica wieku, ale do jasnej cholery jestem już dorosła! Sama mogę chyba już decydować z kim będę. Tym bardziej, że Oliver jest wartościowym człowiekiem z ambicjami. Lepiej nie mogłam trafić. Właśnie w nim objawił mi się mój ideał mężczyzny. Nawet jego styl już mi kompletnie nie przeszkadzał. Spojrzałam na niego ze smutkiem bo jednak byłoby miło, gdyby mama inaczej odebrała nasz związek.
-Nie martw się, zaskoczyliśmy ją. - mruknął całując mnie w czoło.
-Poczekaj chwilkę, przebiorę się bo chyba nici z sesji dla Effy. - powiedziałam i poszłam na górę do mojego pokoju. 
Wzięłam jakieś wygodne ciuchy i poszłam do łazienki. Zmyłam z twarzy ten cały makijaż jaki zrobiła mi Effy i przebrałam się. Wróciłam do pokoju. Oliver leżał już na moim łóżku przeglądając nowe szkice. Nic sobie nie zrobił z mojej obecności więc trzeba mu przypomnieć, że istnieje. Nie myśli chyba, że będzie mnie ignorował. Położyłam się na nim przygniatając go swoim ciężarem. Ani drgnął. No co do jasnej cholery?! Jak tak ma wyglądać nasz związek to chyba podziękuję.
-Żyjesz? - zapytałam
Zero odpowiedzi. Dobra, mam to gdzieś, wtuliłam się w niego i wdychałam zapach męskich perfum.
-Masz łaskotki? - zapytał nagle, że aż podskoczyłam. 
Już po chwili Oliver znajdował się nade mną i terroryzował mój biedny brzuch. Myślałam, że umrę. Mój śmiech było chyba słychać w całym Sheffield. Po kilku minutowych błaganiach, chłopak wreszcie przestał. Westchnęłam głośno i przytuliłam się do niego.
-W ten weekend Matt robi imprezę, pójdziesz ze mną , prawda? - zapytał po chwili ciszy.
-Z chęcią, a dużo osób będzie?
-Znając Matt'a to owszem. Poznasz moich znajomych. Będzie fajnie. 
Kiwnęłam tylko głową. W sumie to znam tylko Matt'a, ale reszta zespołu wydaje się być naprawdę w porządku. Szczerze to nie przepadam za imprezami, ale już się przemęczę.
Leżeliśmy tak jeszcze około godziny. W ciszy, wtuleni w siebie. Mogłabym tak przeleżeć moje całe życie. Czułam miarowe bicie serca Olivera. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Za oknem już się ściemniało, Oliver zaraz będzie musiał jechać. Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na chłopaka.
-Wiem, wiem muszę już iść. - powiedział
-Przepraszam, ale już się robi ciemno. Spać mi się chce. - dodałam ziewając.
Uśmiechnął się tylko szeroko i wyszedł z pokoju. Ruszyłam za nim i odprowadziłam do drzwi. Oliver odwrócił się w moją stronę i złożył na moich ustach delikatny, krótki pocałunek po czym wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o ich drewnianą powierzchnię. Przymknęłam oczy i westchnęłam. Tyle się dzisiaj wydarzyło. Jeżeliby ktoś powiedział mi rok wcześniej, że będę dziewczyną Olivera Sykes'a wyśmiałabym go i puknęła się w czoło. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
Problem w tym, że moja podświadomość ciągle podsuwała mi przykrą rzeczywistość. Byłam pewna, że nie zawsze nasz związek będzie wyglądał tak kolorowo jak dziś. 

 Pisałam ten rozdział w ratach, ale wreszcie go zakończyłam. xD Mam nadzieję, że się wam spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze, a zarazem proszę o więcej! :D W sumie i tak jestem zadowolona, że ktoś czyta moje opowiadanie. :3 Mniejsza z tym, pozdrawiam i piszę następny, który postaram się dodać jak najwcześniej będę mogła. ;]
A tu jeszcze taka piosenka ode mnie:
 http://www.youtube.com/watch?v=G7vCgH-0P6k
                                                                                                        Ironova :* 

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 11.

    Była trzecia w nocy, a ja wcale nie mogłam zasnąć. Całą noc przekręcam się z boku na bok, ale to i tak nic nie pomogło. Kilkadziesiąt minut zastanawiam się czy wstać i iść do tej przeklętej kuchni po picie czy nie. W nocy każda, nawet najdrobniejsza decyzja strasznie mi się dłuży. Wiem to chore. Pojutrze, właściwie jutro wraca Oliver. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w rzeczywistości nic nie przemyślałam i nie uporządkowałam. Teraz został mi tylko jeden dzień. Ale nad czym tu myśleć? Przecież nic wielkiego się nie stało. Jednak mimowolnie w głowie cały czas miałam tamtą sytuację, gdy prawie się pocałowaliśmy. Już nawet dokładnie nie pamiętam jak do tego doszło. Najbardziej zapamiętałam jakby zawód w oczach Olivera? Wydawało ci się – skarciłam się w myślach i pospiesznie wstałam z łóżka tym samym potykając się o trampka. Wylądowałam na podłodze śmiejąc się z własnej głupoty. Mój stan psychiczny nocami mnie przeraża, naprawdę. Zeszłam po cichu po schodach i na palcach wkroczyłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wzięłam sobie butelkę gazowanej wody – taką lubię najbardziej. Nie przepadam za wodami smakowymi, jak dla mnie śmierdzą chemią. Wypiłam dwie szklanki i usiadłam na blacie kuchennym. Wlepiłam swoje spojrzenie w magnesy na lodówce. Przeważały tam takie, które kupował mi tata podczas wakacji. Zawsze jak gdzieś wyjeżdżaliśmy, musiałam mieć taką małą pamiątkę. W sumie fajna rzecz bo za każdym razem, gdy zaglądam do lodówki (a robię to często) przypominam sobie te wszystkie miejsca, które zwiedziliśmy. Dużo razem podróżowaliśmy. To było pasją rodziców. Teraz mama nawet nie ma na to czasu. Zresztą chyba ochoty też. Ja z chęcią bym się gdzieś wybrała. Może wyjadę? Przecież zostały mi dwa miesiące do rozpoczęcia nauki. Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Pacnęłam się dłonią w czoło. Zeskoczyłam z blatu i powędrowałam w stronę biblioteczki w salonie. Poszperałam w literaturze podróżniczej, a było jej naprawdę dużo. Ile ciekawych miejsc jest na tym świecie! Najbardziej chciałam odwiedzić Amerykę Południową, to było moje skryte marzenie, ale w tym roku nawet nie mam na co liczyć. Sama wiedziałam, że to trzeba idealnie zorganizować. Może Rzym? Całkowicie straciłam głowę, wertowałam każdą napotkaną książkę, czytałam ciekawostki. Nim się obejrzałam na dworze było już słychać śpiew ptaków w ogrodzie. Chyba zrobiły sobie gniazdo, na dużym dębie za domem. Wyszłam więc przez drzwi balkonowe na werandę. Usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać zdjęcia w jednej z książek. Po chwili obok mnie pojawiła się mama.
-Wybierasz się gdzieś? - zapytała upijając łyk kawy z porcelanowej filiżanki. 
-Chciałam sobie zrobić wakacje, zwiedzić coś. - uśmiechnęłam się i zamknęłam książkę przedtem zaginając róg strony, na której skończyłam czytać.
-No i na co się zdecydowałaś?
-Myślałam nad Rzymem. - mruknęłam
-Jedno z piękniejszych miast jakie odwiedziłam z twoim tatą. Zaraz po ślubie. - powiedziała wyraźnie rozmarzonym głosem. 
Zachichotałam i wstałam z fotela kierując się do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic po czym założyłam jakieś luźne ubrania bo nie miałam w planach wychodzić dzisiaj z domu. Postanowiłam posprzątać bo szczerze mówiąc dawno tego nie robiłam, a na półkach pojawiła się już warstwa kurzu. Napełniłam miednicę wodą i zabrałam się do pracy. Mama widząc moje poczynania otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia nic nie mówiąc. Uśmiechnęłam się pod nosem podnosząc zdjęcia i wycierając drewnianą powierzchnię. Sprzątałam tak dobre dwie godziny podśpiewując ulubione piosenki, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę rzucając się na idealnie pościelone łóżko.
-Słucham? - spytałam
-Cześć. - usłyszałam głos Effy – mogę do ciebie wpaść?
-Tak, jasne. Dawno się nie widziałyśmy.
-To ja już wychodzę z domu. - mruknęła dziewczyna po czym się rozłączyła. 
Coś było nie tak, słyszałam to w jej głosie. Ale Effy nie należała do skrytych osób więc wszystko się wyjaśni po rozmowie. Postanowiłam nawet się nie przebierać, przecież dziewczyna nie raz widziała mnie w gorszym stanie. Zaśmiałam się, gdy przypomniałam sobie całonocną imprezę u niej w domu, a następnego dnia koszmarnego kaca. Chyba nigdy się tak nie przestraszyłam widząc swoje odbicie w lustrze jak tamtego dnia. Nie musiałam długo na nią czekać bo już po chwili wparowała do mojego domu bez pukania. Nie wyglądała za dobrze, miała podkrążone lekko czerwone oczy.
-Boże, Effy co się stało? - zapytałam roztrzęsionym głosem. 
Nigdy nie widziałam, żeby ona płakała. Zawsze była duszą towarzystwa, radosna i pewna siebie. Naprawdę się zmartwiłam i zdziwiłam widząc ja w takim stanie. Usiadłyśmy na kanapie w salonie i Effy zaczęła opowiadać.
-Wczoraj byłam na spacerze. I wiesz co? Nathan w parku obściskiwał się z jakąś dziewczyną! To było takie obleśne. - powiedziała z obrzydzeniem.
-Co zrobiłaś? - zapytałam
-Jak to co? Podeszłam dałam mu w twarz i dodałam na odchodnym, że nie chce go znać. Nie powiem, że zabolało, ale już mi przeszło. - uśmiechnęła się słabo. 
Jak ja bym chciała być taka twarda jak ona! Naprawdę umie sobie poradzić z problemem, ale mimo to zdziwiłam się, że uroniła choćby jedną łzę. Widocznie naprawdę darzyła Nathana uczuciem. Nie wątpię jednak, że znajdzie sobie o wiele lepszego faceta bo jest cudowną osobą z ogromnymi ambicjami.
-Chcesz mi poprawić humor? - zapytała z cwanym uśmiechem na ustach. 
Przyznam, że nie lubiłam go widzieć na twarzy mojej przyjaciółki i z chęcią bym odmówiła, ale zrobiło mi się jej szkoda.
-Raczej.. tak. - odpowiedziałam niepewnie. 
Po niej można się spodziewać naprawdę wszystkiego, ale często jest to jej duży plus.
-Super, będziesz moją modelką. - powiedziała podekscytowana wyjmując aparat fotograficzny z torby. 
Rozszerzyłam szeroko oczy po czym schowałam twarz w dłoniach. Effy kochała fotografować i właśnie z tym wiązała swoją przyszłość. Już kilka razy pozowałam jej do zdjęć, ale po prostu tego nie lubiłam. Czułam się bardzo nieswojo przed obiektywem. Wiedziałam jednak, że to zdecydowanie poprawi Effy humor. Bo co może być lepsze od robienia czegoś co się kocha? Godzinka, dwie i po sprawie, pocieszałam się w duchu.
-To możemy zaczynać? Chce to mieć za sobą. - mruknęłam zrezygnowana
-Chyba nie myślisz, że tak ubrana będziesz mi pozować? - zapytała ironicznie. 
Wstała z kanapy ciągnąc mnie za sobą do mojego pokoju. Od razu skierowała się do szafy otwierając ją szeroko. Zaczęła przeglądać moje ubrania. Tu jeszcze nie zdążyłam posprzątać bo wszystko walało się na dnie szafy i tylko nieliczne rzeczy wisiały na drewnianych wieszakach. Dziewczyna usiadła na podłodze, wywalając kolejne ubrania na podłogę gadając co chwilę coś do siebie. Usiadłam na łóżku i wpatrzyłam się w przeciwną ścianę.
-Czemu ja cie nigdy w tym nie widziałam? Natychmiast mi to zakładaj.
Rzuciła mi moją tiulową spódnicę za kolano i jakąś białą delikatną bluzkę. Spódnica była koloru pudrowego różu. Zawsze o takiej marzyłam, przywodziła na myśl piękną baletnicę. Gdy zobaczyłam ją na wystawie sklepowej bez wahania zakupiłam. Jej los był taki, że wylądowała zapomniana na dnie szafy. Powędrowałam do łazienki i zrzuciłam z siebie dresowe spodenki po czym wciągnęłam spódnicę. Gotowa już przejrzałam się w lustrze. Spokojnie mogę powiedzieć, że wyglądałam ładnie i wyjątkowo dziewczęco. Weszłam do pokoju, gdzie Effy siedziała już przy toaletce ze szczotką i lokówką w ręku. Westchnęłam tylko i usiadłam obok niej na stołku. Wiedziałam, że ona naprawdę lubi się bawić w takie rzeczy. Zawsze jak miałam jej pozować przygotowywała mnie sama. Osobiście nie lubiłam być taka „dopieszczana”, ale już trudno. Zrobiła z moich włosów delikatne fale po czym umalowała.
-Wyglądasz pięknie! - krzyknęła uradowana – Teraz możesz mi spokojnie pozować. 
-Dzięki. - zarumieniłam się delikatnie. Sama też byłam zadowolona z efektu. 
Pamiętam jak Effy miała jakiś dziwny temat pracy i musiałam paradować w beznadziejnych i okropnie niewygodnych ubraniach. Do tej pory mi się za to nie odwdzięczyła.
-A gdzie ty chcesz robić te zdjęcia? - zadałam jej pytanie.
-Myślę, że w parku. Znaczy najwygodniej byłoby w jakimś lesie, ale park też przejdzie. - uśmiechnęła się. 
Przynajmniej nie wywiezie mnie na jakąś pustynię bo „lepsze oświetlenie”. Poszłam do gabinetu mamy i poinformowałam ją, że wychodzę.
-A gdzie jeśli można wiedzieć? -zapytała z niedowierzaniem patrząc na mój strój.
-Ze mną, będę jej robić zdjęcia! - niespodziewanie wpadła do pokoju Effy machając swoją lustrzanką.
Mama tylko się uśmiechnęła i kiwnęła głową wracając do papierkowej roboty. Wcisnęłam jeszcze na nogi balerinki. Nienawidziłam tego typu obuwia, czułam się jakbym chodziła na boso. Już przyzwyczaiłam się do grubszej podeszwy. Effy wróciła jeszcze po torbę do salonu, a ja otworzyłam drzwi z zamiarem poczekania na dworze. Zanim ona się zbierze minie pewnie kilka minut. Stanęłam przed domem i znudzonym wzrokiem wpatrywałam się w przechodzących ludzi. Jedna osoba przykuła moją uwagę. Zmrużyłam oczy chcąc się jej bardziej przyjrzeć. Teraz byłam już pewna, że to on. Ruszyłam biegiem w jego stronę i już po chwili znajdowałam się obok.
- Co ty tu robisz, miałeś przyjechać dopie.. - zaczęłam z uśmiechem na ustach wpatrując się w jego ciemne oczy.
Nie dane mi było jednak dokończyć bo poczułam ciepłe wargi na moich ustach łączące nas w delikatnym pocałunku. W mojej głowie momentalnie rozszalało się mnóstwo myśli...


Jest jedenasty! Powiem szczerze, że jestem zadowolona, mam nadzieję, że Wam też się spodoba. :3 Za błędy przepraszam, ale sama już widzę poprawę od kiedy zaczęłam pisać.Przy okazji chciałam podziękować za ponad tysiąc wyświetleń i wszystkie komentarze pojawiające się pod każdym postem. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Każde jedno napisane przez Was słowo wywołuje pełen satysfakcji uśmiech na mojej twarzy. Dziękuję jeszcze raz i przesyłam pozdrowienia.:*
Mam jeszcze dla Was piosenkę, przy której pisałam ten rozdział.  Jest to uwielbiane przeze mnie Happysad:
 http://www.youtube.com/watch?v=wS1z5VcdA3E
                                                                                               Ironova. ;3
                                                                                                      

Obserwatorzy

.