piątek, 27 grudnia 2019

Rozdział 21


Mimo tego, że bez wątpienia byłam wciąż zdruzgotana tym, co wydarzyło się między mną a Oliverem, to jednak zauważałam jakiekolwiek plusy, które wynikały z tej sytuacji. Bez wątpienia na powrót zbliżyłam się do Anthonego oraz Harrego. Szczególnie z tym pierwszym ponownie zaczęła nas łączyć silna więź. Nie potrzebowaliśmy zbyt wiele czasu, żeby nasza relacja wróciła do stanu pierwotnego. Tak właściwie, wystarczył jeden wieczór spędzony na wspólnym objadaniu się i oglądaniu durnych rzeczy, które wstawiają jeszcze durniejsi ludzie do Internetu, aby ponownie czuć się w swoim towarzystwie doskonale.
 
Byliśmy właśnie w trakcie jednego z takich wieczorów, gdyż w obecnej chwili siedziałam na ciemnym dywanie znajdującym się w pokoju bruneta i wpychałam do buzi jedno z kruchych ciasteczek, które notorycznie robiła jego siostra. Anthony leżał na łóżku i pisał z Vanessa, z którą jak już zdążyłam się dowiedzieć łączyła ich czysto fizyczna relacja. Sama nie wiem co o tym myślałam, ale miałam nieodparte wrażenie, że ta relacja jest czysto fizyczna tylko i wyłącznie z jednej strony. Oczywiście miałam na myśli piękną brunetkę, która w moim mniemaniu wciąż darzyła chłopaka silnym uczuciem. Anthony jednak wydawał się albo zupełnie obojętny, albo też nieświadomy. Zresztą nie chciałam się wtrącać w te relacje, bo tak naprawdę kompletnie nie znałam Vanessy. No oczywiście, poza tym, że posiadałam pewną wiedzę na temat tego, jaką  jest wredną zołzą.
Do pokoju chłopaka właśnie zapukała jego mama, więc podniosłam głowę wpatrując się w kobietę. Była prawdopodobnie w wieku mojej własnej matki i szczerze mówiąc całkiem mi ją przypominała.
- Ja uciekam już spać, chciałam  się pożegnać z Destiny – uśmiechnęła się szeroko i życzyła mi dobrej nocy.
Odpowiedziałam jej tym samym, machając radośnie na pożegnanie. Lubiłam mamę Anthonego i miałam nieodparte wrażenie, że ona także darzyła mnie miłym uczuciem. Zawsze była wobec mnie taka gościnna i kochana.
Swoimi myślami powędrowałam do własnej  matki i z radością odkryłam fakt, że mojej głowy nie wypełniają już same negatywne emocje. Ostatnimi czasy nasza relacja się dość ociepliła. Mama zaczęła wcześniej wracać do domu z pracy, dzięki czemu czasem zdarzało się, że razem jadłyśmy, czy też wspólnie sprzątałyśmy. Nie zaszywała się też załamana w sypialni i nie pochłaniała pracą, co naprawdę mnie cieszyło. Nie był to może szczyt moich marzeń, jeśli chodzi o relację z własna matką, jednakże bez wątpienia doszło do jakiejś poprawy, z czego się cieszyłam.
To było dość ironiczne i na swój sposób zabawne, że wystarczyło kilka dni bez pewnej osoby w moim życiu i wszystko zaczynało się układać. No może, poza mną samą, bo aktualnie znajdowałam się w kompletnej rozsypce. Bez wątpienia był to istotny aspekt.
- Myślisz, że powinnam się z nim skontaktować?- mruknęłam opadając na miękki dywan po ówczesnym sięgnięciu po kolejne ciasteczko.
Anthony poruszył się niespokojnie na łóżku i posłał mi znudzone spojrzenie.
- Wałkujemy to jakiś setny raz Destiny – odpowiedział odkładając swojego smartfona na szafkę. – Moim zdaniem nie powinnaś nic robić, ale rozumiem, że możesz mieć wyrzuty sumienia. – dodał marszcząc idealne brwi, których mu zazdrościłam.
Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Poczucie, że zostawiłam Olivera w silnej potrzebie nie odstępowało ode mnie na krok, od tego ferelnego dnia, którego spotkaliśmy McCrasa. W mojej głowie stale rysowały się jakieś okropne scenariusze z bezwładnym Oliverem na czele. Bałam się przeraźliwie, że chłopaka najzwyczajniej w świecie pochłonęły narkotyki, po tym jak się od niego odwróciłam. Jednak nie byłam w stanie pozbyć się uczucia wściekłości, że Oliver ukrywał przede mną swój problem. Zaczynałam jednak wątpić, czy zostawienie go samego sobie to dobra metoda na radzenie sobie z problemami. Nawet Anthony był w stanie uznać, że ta sytuacja nie była dla niego czarno biała, co zazwyczaj w jego przypadku nie miało miejsca. Miałam wrażenie, że brunet zawsze twardo stąpa po ziemi i nie analizuje zbyt długo problematycznych sytuacji. W tym wypadku jednak sam nie wiedział do końca co mi doradzić.
Z rozmyślań oderwał mnie mój telefon, który rozbrzmiał głośno w cichym pomieszczeniu. Zauważyłam kątem oka, że to mama się do mnie dobijała.
- Destiny, wracaj już do domu, jest bardzo późno, a chciałam, żebyś mi jutro pomogła od samego rana ze sprzątaniem. – odparła na jednym wydechu - Daj mi jeszcze Anthonego do telefonu, bardzo cię proszę. – dodała po moim cichym mruknięciu, że już się zbieram.
Podałam telefon chłopakowi, wprost w jego wyciągniętą dłoń. Moja matka zawsze mu truła tyłek, żeby mnie odprowadził pod samą kamienicę. Była jednak na tyle miła, że zawsze go o to prosiła. Podniosłam się z podłogi i poprawiając krótką, dżinsową spódniczkę udałam się jeszcze do łazienki.
Była piątkowa noc, a ja czułam się wyjątkowo zrelaksowana. Zawsze na mnie działały w taki sposób spotkania z chłopakiem. Nie musieliśmy dużo mówić, żeby każde po pójściu w swoją stronę czuło się oczyszczone i chyba to najbardziej lubiłam w naszej relacji. Było mi strasznie głupio, że przez Olivera odsunęłam się od swoich znajomych, ale przepraszałam Anthonego już tyle razy, że stałam się niemalże irytująca.
Wyszliśmy z jego domku i udaliśmy się powolnym krokiem w stronę mojego mieszkania. Sheffield nocą było naprawdę piękne. Wąskie i brudne uliczki miały swego rodzaju urok, któremu pewnym sensie nie mogłam się oprzeć.
- Kochasz go? – spytał Anthony zerkając na mnie z zaciekawieniem.
Poprawił kaptur znajdujący się na jego głowie, bo było nieprzyjemnie zimno.
- Tak. – mruknęłam bez zawahania, co niewątpliwie nie uszło jego uwadze. – A wiesz co jest najgorsze? Że sobie tego nie powiedzieliśmy. Mam wrażenie, że on może nawet tego nie wiedzieć. – dodałam z zadowoleniem stwierdzając, że mój głos się nie załamał.
- Jestem pewien, że wie. – do moich uszu doszedł głos chłopaka – szczerze, to widać gołym okiem.
Nie odpowiedziałam, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam co. W mojej głowie panował taki mętlik, jeśli chodzi o osobę Olivera, a minęły zaledwie dwa tygodnie od kiedy nie rozmawiamy. Być może on już znalazł sobie pocieszenie w jakiejś nowej lasce, a ja cały czas roztrząsam fakty z przeszłości. Naprawdę nie wiedziałam, jak mam się zachować, poza tym, że starałam się jakkolwiek przetrwać  bez jego obecności. Wypełnianie pustki po nim nie było łatwe i z pewnością nie należało do moich ulubionych zajęć. Westchnęłam cicho i zaczęłam rozmowę na temat baletu, który aktualnie chyba jako jedyny powinien zapełniać moje myśli. Do sztuki zostały dwa miesiące. Dwa miesiące.

Dwa lata mnie tu nie było. Przeniosę niebawem opowiadanie na wattpada, jednak będę się starać także tutaj zamieszczać rozdziały. Blogosfera już dawno umarła i chyba nikt tego już nie czyta, jednak w mojej głowie pojawił się ostatnio chory sentyment. Pamiętam jak chciałam zakończyć tę opowieść i naprawdę chcę i ZAMIERZAM to dociągnąć do epilogu.

piątek, 10 marca 2017

Rozdział 20


    Po powrocie do domu natychmiast udałam się do swojej łazienki. Kiedy przekroczyłam jej próg, ogarnął mnie niekontrolowany szloch. Z bezradności mocno zaciskałam swoje dłonie na ramionach, wbijając przy tym paznokcie w skórę. Miałam wrażenie jakby cały świat mi się nagle zawalił. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i najzwyczajniej nie miałam pojęcia
w jaki sposób sobie z tym poradzić. Myśl, że Oliver jest uzależniony od narkotyków napawała mnie ogromnym i nieprzeniknionym lękiem. Dodatkowo czułam się po prostu oszukana. Gdzieś z tyłu głowy, jakiś złośliwy głos stale powtarzał mi, że gdybym naprawdę się dla niego liczyła to powiedziałby mi o swoim problemie. Niestety tego nie zrobił. Świadomość, że prawdopodobnie nie różniłam się niczym od jego poprzednich dziewczyn, bolała. Nie traktował mnie poważnie. W tym momencie wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem.
Powoli zdjęłam z siebie rozkloszowaną, bladoróżową sukienkę rzucając ją niedbale na podłogę, po czym od razu weszłam pod chłodny prysznic. Słone krople płynące z moich oczu mieszały się ze spływającą po moim ciele wodą.
Nie miałam pojęcia, kiedy Oliver stał się dla mnie tak wyjątkowo ważny. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie kocham cię, ale przysięgam, że patrząc na niego te dwa słowa wypełniały moje myśli. Sama nie wiem co mnie do niego przyciągało patrząc na kilka miesięcy wstecz. Był intrygujący i traktował mnie zupełnie inaczej niż reszta znanych mi osób. Zdążyłam zauważyć, że rozumiał mnie jak nikt inny. Miałam wrażenie, że pod tą całą maską twardego i niekiedy bezczelnego mężczyzny ukrywała się naprawdę wrażliwa
i doświadczona osoba. Niejednokrotnie mi to udowodnił.
Jak na złość jedyne co byłam sobie w stanie przypomnieć w tej chwili to wszystkie te momenty, gdy było nam razem naprawdę cudownie. Dochodził jeszcze fakt, że całkowicie mu się oddałam. Na samą myśl o moim pierwszym razie z moich oczu potoczył się większy strumień łez. Przez moją głowę przemknęło zdanie, na które parsknęłam śmiechem: Co jeśli był wtedy pod wpływem?
Nigdy nie czułam się tak naiwna i głupia, jak teraz. Dałam się tak paskudnie oszukać. Powinnam była coś zauważyć, tym bardziej, że Matt wraz z Hope ostrzegali mnie przed Sykesem. Niejednokrotnie powtarzali, że to nie jest chłopak dla mnie. Bezmyślnie to ignorowałam.
Jedyne co mogłam stwierdzić w tym momencie to fakt, że miłość jest ślepa, głucha
i cholernie głupia.


Minęło kilka, bardzo dłużących się dni, podczas których nie miałam żadnego kontaktu
z Oliverem. Coraz częściej zadawałam sobie pytanie czy nasze ostatnie spotkanie stanowiło definitywny koniec, ale nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nie wyobrażałam sobie odezwać się do niego. Nie po tym jak mnie potraktował. Nigdy nie będę tolerować oszustwa. Tym bardziej, że dotyczyło tak istotnej kwestii.
Nie wiem, w którym momencie pustkę i pewną gorycz, którą pozostawiło jego zachowanie wypełniłam nauką i baletem. Ćwiczyłam jak szalona, stale przypominając sobie, że niedługo będzie miał miejsce mój występ.
Musiałam przyznać, że z Harrym tańczyło mi się naprawdę dobrze, ale nasz kontakt jakby się urwał. Zupełnie jak to miało miejsce w przypadku Anthony’ego. Potrafiliśmy zamienić ze sobą kilka słów i przeprowadzić normalną rozmowę, ale to z pewnością nie było to co kiedyś. Chłopaki trzymali się ze sobą, a ja po prostu ćwiczyłam. Ćwiczyłam do upadłego, zapominając o Oliverze, o mojej matce, której prawie nie widuje, o ojcu, który odpuścił sobie jakikolwiek kontakt ze mną i o szkolnych znajomych, z którymi łączyło mnie już tyle co nic.
Sama nie wiedziałam czy mnie to jeszcze bolało. Zawód na ludziach stał się jakby nieodłącznym elementem moich relacji z innymi. Czego mogłam się spodziewać od znajomych skoro nawet moi rodzice traktowali mnie jak zbędny element ich życia? Czułam się po prostu otępiała, a po tym co zrobił Oliver nie łudziłam się już na żadną szczególną radość, którą mogą wprowadzić w moje życie relacje. Jedyna osoba, która  wydawała mi się, że będzie dla mnie zawsze i o każdej porze też była zajęta swoim życiem oraz problemami. Nie winiłam Matta, ale mimo to poczułam, że moje zaufanie do niego maleje z każdym dniem, kiedy nie wymieniamy ze sobą nawet słowa.
Jakby na zaprzeczenie wszystkich moich pretensji skierowanych ku moim znajomościom, do opustoszałej i ogarniętej już mrokiem przestronnej sali wpadł Anthony. Zatrzymałam się
w pół kroku, uświadamiając sobie, że przeszkadza mi w dokładnie ten sam sposób już drugi raz.
- Co się dzieje? – zapytał nawet nie siląc się na jakieś zbędne wyjaśnienia.
Patrzył na mnie w taki sposób jakby ten czas, w którym tak się od siebie oddaliliśmy nigdy nie istniał. Niestety ja nie potrafiłam wymazać tego ze swojej pamięci.
- Nie rozumiem czemu miałabym ci się zwierzać.  – odparłam, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie jak niemiło to zabrzmiało.
Nie myliłam się – brunet lekko drgnął na te słowa, zupełnie jakby go w jakiś sposób zabolały.
- Bo jak widać twojego wspaniałomyślnego Olivera nie ma przy tobie, kiedy go najbardziej potrzebujesz. – powiedział szorstko trafiając w mój najbardziej czuły punkt. – Chociaż podejrzewam, że to on jest przyczyną twojego beznadziejnego humoru. – dodał po chwili wbijając mi kolejną bolesną szpilkę. 
Patrzyłam na niego zszokowana. Nie wiedziałam co z nim jest nie tak, że po takim okresie, prawie zupełnej ciszy wypowiada w moim kierunku słowa przepełnione jakimiś pretensjami. W jego oczach malowała się gorycz, do której nie byłam przyzwyczajona.
- Obwinianie Olivera w sytuacji, gdy nic nie wiesz jest naprawdę żałosne. – powiedziałam wściekła.
Nie wiem czemu zaczęłam właśnie go bronić. Drażnił mnie fakt, że Anthony wypowiadał się o nim w taki sposób. Zupełnie odsunęłam na bok myśl, że chłopak stojący przede mną miał całkowitą rację. Przecież to przez Olivera czułam się tak, jak się czułam. A czułam się wyjątkowo beznadziejnie.
- Destiny otrząśnij się póki jeszcze czas. – westchnął cicho kręcąc przy tym głową zrezygnowany.
- Czy ty siebie słyszysz? Widać, że masz jakieś pretensje do mojej osoby, ale pragnę ci przypomnieć, że to ty kompletnie mnie olałeś, gdy odnowiłeś kontakt z Vanessą. – wytknęłam mu.
No cóż, tonący brzytwy się chwyta. Podkopywanie drugiej osoby podczas sprzeczki to chyba najlepsza metoda na wybielenie własnej osoby. Widziałam, że Anthony nie lubił Olivera i był co najmniej niezadowolony, gdy zarejestrował fakt,  iż z nim jestem.
- Dobrze wiesz, że nasza przyjaźń była już na takim etapie, że byłaś dla mnie o niebo ważniejsza od jakiejś głupiej byłej. – powiedział spokojnie, jakby niewzruszony moją złością. – Szkoda, że w tym wszystkim umknął ci moment, kiedy przestałem cie obchodzić.
- Nie przestałeś. – odparłam natychmiast lekko zdezorientowana jego zarzutem.
Anthony uśmiechnął się smutno.
- Jesteś taką egoistką Destiny. Pojawiasz się tylko, gdy czegoś potrzebujesz, a gdy ktoś sam ofiaruje ci pomoc tak jak ja teraz, zawsze, ale to zawsze odpychasz go od siebie, by po chwili zrobić tej osobie łaskę, że w ogóle może cie wspierać. – każde jego słowo niezmiernie dotykało moją osobę.
- Nieprawda. – zaprzeczyłam niemalże jak dziecko, gdy wypiera się jakiejś popełnionej szkody przed zawiedzionymi rodzicami.
Jakaś część mnie wiedziała, że Anthony miał w tym wszystkim trochę racji. Nim zdążyłam zareagować chłopak odwrócił się do mnie plecami, po czym zaczął kierować się do drzwi. Przed samym wyjściem rzucił jeszcze przez ramię:
- Katuj się tu dalej, przecież nikogo nie obchodzisz. – jego głos brzmiał tak bardzo bezbarwnie, że gdybym go nie widziała, zastanawiałabym się kto wypowiedział te słowa.
Chwilę patrzyłam się w powierzchnię drewnianych , szerokich drzwi, za którymi przed ułamkiem sekundy zniknął. Musiałam przyznać, że emocje buzowały w moim umyśle i już sama nie widziałam co czuję w określonym momencie. Bez namysłu ruszyłam biegiem za chłopakiem. Szarpnęłam drzwiami, aby za chwilę wybiec na korytarz, na którego końcu widniała sylwetka odchodzącego Anthony’ego. Podbiegłam do niego w ekspresowym tempie, a chłopak słysząc moje zbliżając się kroki odwrócił się w stronę, z której nadchodziłam.
- Przepraszam. – odparłam lekko zdyszana. – Za wszystko. Jest mi teraz tak głupio. Błagam niech wszystko wróci do normy. – powiedziałam na jednym wydechu modląc się o to, aby chłopak mnie nie olał i nie odwrócił się na pięcie.
Po niesamowicie dłużącej się chwili kiwnął głową i objął mnie szczelnie mocnymi ramionami.




Rozdział osobiście mi się całkiem podoba. Zostawiajcie komentarze. C:

czwartek, 23 lutego 2017

Rozdział 19


    Śmiejąc się cicho, opuściłam wraz z Oliverem imprezę Nichollsa. Ich ilość mnie zwyczajnie zadziwiała. Zastanawiałam się jak to możliwe, że Matt ma na to wszystko ochotę. Zapraszanie takiej liczby osób do własnego domu chyba nigdy nie będzie dla mnie przyjemnością.
Zerknęłam na opowiadającego jakąś zabawną historię mężczyznę. Nie mogłam w to uwierzyć, ale byliśmy ze sobą już ponad miesiąc. Co prawda, dużą część naszych spotkań wypełniały różnorakie sprzeczki, ale zawsze w jakiś sposób się porozumiewaliśmy. Brunet uśmiechał się do mnie w charakterystyczny dla siebie sposób. W tak krótkim czasie pokochałam jego uśmiech na tyle, że byłabym w stanie oddać za niego naprawdę bardzo wiele.
- Jedziemy do mnie, prawda? – spytał stając przed swoim autem zaparkowanym przy domku Nichollsa.
Kiwnęłam tylko głową i zupełnie nie zdążyłam zarejestrować momentu, w którym usta bruneta znalazły się na moich.
Byłam pewna, że on nawet w połowie nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo uwielbiałam jego pocałunki z zaskoczenia. Czasem doprowadzało mnie to do wściekłości, szczególnie, gdy przerywał mi tym w pół mojej wypowiedzi. Mimo to czerpałam czystą przyjemność
z tych szorstkich i z pozoru nieczułych gestów.
Do moich uszu dotarło ciche odchrząknięcie, na co natychmiast lekko odsunęłam od siebie Olivera. Odepchnęłam swoje plecy od karoserii samochodu i kątem oka spojrzałam na mężczyznę stojącego obok nas.
- No proszę kogo my tu mamy. – powiedział uśmiechając się złośliwie w stronę Olivera.
Nieznajomy był dość wysoki, ale wciąż niewiele niższy od bruneta. Miał krótkie blond włosy i niesamowicie ostre rysy twarzy. Miałam dziwne uczucie, że gdzieś go już widziałam. Nie miałam jednak pojęcia gdzie. Niestety.
Dostrzegłam, że Oliver wyraźnie się spiął. Widać było, że z każdą chwilą ogarnia go coraz większa złość.
- Zniknij z moich oczu McCras, zanim ci coś zrobię. – warknął zdenerwowany zaciskając przy tym swoje pięści.
Spojrzałam na nich kompletnie zdezorientowana. Nie miałam najmniejszego pojęcia o co chodziło w całej tej sytuacji. To nazwisko z pewnością coś mi mówiło. Tylko co do cholery?
- Czy my się rozliczyliśmy do końca przy ostatnim spotkaniu? – spytał McCras unosząc swoje brwi.
Oliver niespodziewanie ruszył w jego kierunku, ale natychmiast zareagowałam kładąc dłoń na jego ramieniu. Ściągnęłam tym samym na siebie zainteresowanie blondyna.
- To twoja nowa dziewczyna? – uśmiechnął się w taki sposób, że po moich plecach przeszły ciarki. – Wygląda na całkiem nieświadomą. – mruknął patrząc na mnie przeszywająco.
Nigdy nie byłam tak zdezorientowana jak w tym momencie.
- Wypierdalaj. – warknął krótko i  ostrzegawczo Oliver w stronę mężczyzny.
- I na co te nerwy? Dobrze  wiemy, że niedługo znów się spotkamy. Zresztą przyszedłem tutaj z nadzieją, że znów zobaczę Hope, także pora na mnie. – spojrzał na mnie przeszywająco
i skierował swoje kroki do domu Nichollsa.
Hope? O co tutaj chodziło?
Oliver bez słowa wyrwał swoje ramię z mojego uścisku i wsiadł do samochodu, przy którym wciąż staliśmy. Przetarłam swoją twarz dłonią, a następnie, po chwili namysłu poszłam
w jego ślady. Kiedy dostrzegłam jak mocno zaciska kierownicę, zdałam sobie sprawę, jak bardzo był wściekły.
- Oliver... – zaczęłam.
Mężczyzna nawet na mnie nie zerknął.
- Oliver spójrz na mnie. – szepnęłam.
Zignorował to o co go prosiłam. Miałam bardzo złe przeczucie w związku z całą tą sytuacją. Mężczyzna odpalił silnik i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Skierowałam spojrzenie w obraz malujący się za szybą.  Po mojej głowie cały czas krążyło nazwisko blondyna. McCras McCras McCras – powtarzałam w myślach jak mantrę. Kiedy uświadomiłam sobie, że wspomniał o Hope w moim żołądku coś się przekręciło. To był były chłopak białowłosej. W momencie, gdy połączyłam wszystkie fakty ze sobą odniosłam wrażenie, jakby wszystko się na mnie zwaliło. Dosłownie.
Doskonale pamiętałam pierwsze lata przyjaźni z Hope. Byłyśmy wtedy tylko małolatami,
a Hope zawsze miała paskudną tendencję do wpadania w złe towarzystwo. W takich momentach to ja byłam jej ostoją i mostem, dzięki któremu mogła powrócić do normalności. A on? Nawet nie pamiętałam, kiedy się poznali. Za to nigdy nie będę w stanie zapomnieć chwil, gdy pocieszałam Hope po kolejnych akcjach, które odwalał jej ówczesny chłopak. Ich relacja była wyjątkowo toksyczna. W dodatku dochodził jeden znaczący fakt. McCras był dilerem.
„Czy my się rozliczyliśmy do końca po ostatnim spotkaniu?” Te słowa na nowo zadźwięczały w mojej głowie.
- Zatrzymaj się. – powiedziałam krótko, ale wyjątkowo stanowczo.
- Że co kurwa? –Oliver spojrzał na mnie zdziwiony. Wciąż był wściekły.
Rzuciłam mu najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było mnie stać.
- Masz mnie za idiotkę? Wiem kim jest McCras do cholery. Zatrzymaj się. – moje słowa brzmiały bardzo oschle.
Mężczyzna niespodziewanie zrobił to o co go prosiłam. Właściwie to rozkazałam. Posłał mi błagalne spojrzenie, którym nigdy wcześniej mnie nie obdarzył. Zignorowałam ból malujący się w jego oczach.
W momencie, gdy otwierałam drzwi do moich uszu doszedł jego załamujący się głos.
- Destiny... Jestem czysty.
Przysięgam, że w tamtym momencie coś we mnie pękło. Mimo to opuściłam auto zatrzaskując mocno drzwi. Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku domu, nawet nie oglądając się za siebie. Dotarł do mnie jedynie dźwięk pisku opon, który jeszcze przez chwilę dźwięczał mi w uszach.
Okłamywał mnie.
Dzisiejszej nocy uświadomiłam sobie jak mało go znałam. Zdałam sobie sprawę, że te jego wszystkie wahania nastroju, momenty, w których traktował mnie bardzo źle – to wszystko ma tylko i wyłącznie jedną przyczynę.
Z moich oczu zaczęły sączyć się łzy, na samą myśl o tym jak bardzo czułam się w tym momencie oszukana.



Pozwólcie, że nie skomentuję długości mojej nieobecności. Jak widać żyję, mam się prawie dobrze i właśnie wręczam dla Was kolejny rozdział. Miłej lektury + komentujcie! c:

poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 18.

     Wysiadłam niepewnie z auta rozglądając się równocześnie po otaczającym mnie lesie. Robiło się już ciemno, dzięki czemu wysokie drzewa nabrały pewnej tajemniczości. Z samochodu grała cicha muzyka, która mieszała się ze śpiewem ptaków. Do moich uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi, które zatrzasnął gwałtownie Oliver. Zrobiłam kilka kroków do przodu, aby w końcu ujrzeć rozświetlone miasto, na które miałam teraz idealny widok. Mogłam spokojnie obserwować, z tego wzniesienia tysiące budynków, które mijam na co dzień. Wszystko w jednej chwili sprawiło wrażenie niezwykle odległego, pozostawiłam tam na dole swoje problemy, a mój umysł sprawiał wrażenie oczyszczonego.
Było w tym miejscu coś niesamowitego, a późna pora dodawała jedynie uroku. Sheffield wyglądało wyjątkowo pięknie – oświetlone i tętniące życiem między rozpostartą wokół ciszą i spokojem malującym się wśród zielonych lasów. Miasto sprawiało wrażenie wyciętego z jakiegoś obrazka i wklejonego wprost w zalesiony krajobraz.
Już od dłuższego czasu nie czułam się tak oderwana od rzeczywistości jak w tamtej chwili. Nagle dotarło do mnie w jakim pędzie żyję. Balet i nauka wypełniają praktycznie cały mój dzień, już dawno straciłam czas dla siebie i dla rodziny, która nie ukrywając, najzwyczajniej w świecie się rozpada. Zobojętniałam i w pewnym sensie zaczęło mi to przeszkadzać.
Potrzebowałam chwili właśnie w takim miejscu – z dala od wszystkiego co miałam dostępne na co dzień.
Ptaki już przestawały śpiewać, jakby udając się na spoczynek. Ciszę panującą w lesie wypełniała jedynie spokojna muzyka i nasze oddechy.
- Pięknie, prawda? - spytał Oliver, ale doskonale wiedziałam, że nawet nie oczekuje odpowiedzi.
Brunet opierał się o maskę samochodu z założonymi rękami. Zamiast wpatrywać się w piękny widok przed nami, jego wzrok utkwiony był we mnie przez co poczułam się trochę niezręcznie. Mimo to podeszłam do niego i po chwili staliśmy obok siebie oparci o granatową karoserię terenowego mercedesa. Odniosłam wrażenie, że mężczyzna często odwiedza to miejsce, jakby szukając jakiejś odskoczni.
- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. - mruknęłam nawet na niego nie spoglądając
Na swój sposób byłam mu naprawdę wdzięczna. Lubiłam poznawać nowe miejsca, a to w którym się znajdowałam aktualnie było jednym z piękniejszych. Zdawałam sobie też sprawę, z tego że prawdopodobnie jest to dla niego na swój sposób ważne.
Są takie rzeczy, myśli czy właśnie miejsca, którymi ciężko nam się dzielić z innymi.
Brunet przysłonił mi nagle cały widok stając przede mną.
- Sam nie wiem czemu to zrobiłem. - odparł patrząc prosto w moje oczy.
Uniosłam swoje brwi pytająco, dając mu tym samym do zrozumienia, że chcę aby kontynuował.
Poczułam na swoich biodrach jego dłonie, które trzymały mnie w mocnym uścisku. Uniósł mnie delikatnie i posadził na masce samochodu, tak że nasze twarze znalazły się niemalże na tej samej wysokości.
- Nie mam pojęcia, kiedy stałaś się dla mnie ważna, Destiny. Coraz częściej łapię się na tym, że myślę o tobie, niekiedy zastanawiam się po prostu co robisz. A kiedy już cię mam przy sobie czuję się tak cholernie dobrze. Jakbym był na swoim miejscu. - wytłumaczył cicho.
Byłam zszokowana i dziękowałam w duchu za to, że siedzę. Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów prosto z jego ust.
Zamiast powiedzieć cokolwiek złożyłam na jego wargach ciepły pocałunek, który natychmiast oddał ze zdwojoną pasją. Poczułam jak jego dłonie wkradają się pod moją bluzę, gładząc lekko i niepewnie moją skórę. Oplotłam nogami męskie biodra, dzięki czemu jego sylwetka znalazła się jeszcze bliżej mojej.
Jakaś część mnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, do czego to wszystko prowadzi. Miałam nieodparte wrażenie, że to co działo się między nami ostatnimi czasy dzisiejszego dnia osiągnie apogeum. Było zbyt dużo było pocałunków i dwuznacznych gestów, abyśmy puścili to wszystko w niepamięć i nie poszli o krok dalej. Czułam, że Oliver nie jest do końca pewny na jak dużo może sobie pozwolić. W pewnym sensie mój umysł krzyczał, żebym przerwała to wszystko jak najszybciej, ale z drugiej strony wiedziałam, że nigdy się na to nie zdobędę.
Brunet zaczął składać pocałunki na mojej szyi, przygryzając wrażliwą skórę raz po raz. Jęknęłam cicho, na co natychmiast poczułam jak uśmiecha się delikatnie nad moją skórą.
Uległam mu.
Przysięgam, że kiedy był blisko mnie, kiedy czułam zapach jego perfum, jego dłonie na moim ciele, nie byłam w stanie myśleć w sposób racjonalny. Bałam się na samą myśl o tym jak szybko moje uczucie do niego wzrastało i zakorzeniało się we mnie. Nic z tym nie robiłam, chociaż mój umysł wypełniało mnóstwo obaw. Wiedziałam, że to nie jest wieczne i zdawałam sobie sprawę z tego jaki on jest.
Jakby opierając się tym wszystkim myślom na powrót odnalazłam jego wargi, aby połączyć je w namiętnym pocałunku. Jego usta były szorstkie, a pocałunki w pewnym sensie niedelikatne. Mimo to w moich oczach od samego początku przyrównywałam je do ideału.
- Jesteś niesamowita. - usłyszałam jego zachrypnięty głos, kiedy oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło na moim.
Uwierzyłam.
Zupełnie umknął mi moment, w którym zeskoczyłam z maski samochodu i przyparta do ust Olivera skierowałam się na tylne siedzenie samochodu. Nie sądziłam, że to wszystko potoczy się tak szybko. Kiedy przebudziłam się tego dnia, nawet przez myśl mi nie przeszło, że dojdzie do takiego zakończenia.
Zakończenia, które już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, nawet z najmniejszymi szczegółami. Było w tej chwili coś magicznego. W nim było coś magicznego.
To było niesamowite, że nawet najdrobniejsze muśnięcie dłoni Olivera sprawiało, że czułam się jakby zmysł dotyku był jedynym, który mi pozostał. Wszystko było takie wyostrzone i nabrało jakby zupełnie nowych, niepowtarzalnych i nieznanych mi jak dotąd barw. Pragnęłam zapamiętać każdy element tej układanki. Zwróciłam uwagę na to jak napięte były mięśnie mężczyzny malujące się pod skórą pokrytą tatuażami, dostrzegłam nadzwyczaj ciemną barwę jego tęczówek. Było idealnie, mimo początkowego bólu, który wywołał kilka łez z moich oczu. Nigdy nie sądziłam, że może być aż tak cholernie idealnie.
I wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że to niesamowite ile jest w stanie zrobić, a zarazem poświęcić zakochana kobieta.



Nie wiem co ja zrobiłam, ale chyba jestem zadowolona. Komentujcie, dawajcie rady, a pomysłami też nie pogardzę. :)) Zdaję sobie sprawy, że trochę krótki, ale ciężko pisało mi się ten rozdział, przepraszam. Do następnego.

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 17


     Mimo że był piątek nie odpuściłam sobie treningu po codziennej dawce zajęć. Jeszcze nigdy nie spotkałam się u siebie z taką ilością determinacji, którą dosłownie kipiałam. Wiedziałam, że muszę w zbliżający się wielkimi krokami występ, włożyć całą siebie, więc właśnie w taki sposób postępowałam. Z czasem przestałam już odczuwać początkowo pojawiające się zmęczenie, graniczące z wyczerpaniem organizmu. Kompletnie o to nie dbałam, moje zdrowie odsunęło się na bardzo daleki plan. Liczył się tylko występ.
Dzisiejszego dnia miałam szczęście, bo Anthony postanowił się nade mną zlitować i został ze mną na moment po zajęciach, abym mogła poćwiczyć różne kroki z partnerem. Byłam mu naprawdę wdzięczna, że poświęcił dla mnie swój czas, ale z przykrością stwierdziłam, że między nami nie wszystko jest w porządku. Sytuacja była dziwnie napięta, a przecież nic złego się nie wydarzyło. Odsunęliśmy się od siebie i nie do końca mi to odpowiadało, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Starałam się nie zaprzątać sobie głowy sprawami, które mogłyby mnie w jakikolwiek sposób rozproszyć i odsunąć od zajęć. Ostatni tydzień pracowałam naprawdę ciężko, ale wbrew pozorom czułam się o niebo lepiej. Kochałam balet i byłam w stanie włożyć w niego całą siebie.
Już od trzech godzin kolejny wieczór spędzam na przestronnej sali do ćwiczeń. Anthony zostawił mnie przed chwilą samą, tłumacząc się jakimś ważnym spotkaniem. Dobrze wiedziałam, że chodzi o Vanessę, ale postanowiłam tego nie komentować. Nie chciałam się wtrącać w jego sprawy, a najwyraźniej on sam także nie zamierzał mi się zwierzać. Może poczułam się trochę urażona, ale jakoś się nad tym nie skupiałam. Byłam tylko ja, muzyka i taniec. Czułam wszystkie mięśnie na moim ciele, które już od dawna domagały się chociaż chwili wytchnienia. Był to jednak przyjemny ból, który niemalże wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
   Niespodziewanie do moich uszu doszło ciche chrząknięcie, które nie miało nic wspólnego z muzyką klasyczną wydobywającą się z głośników. Odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której doszedł niepowołany dźwięk, a kiedy ujrzałam kto przede mną stoi moje funkcje życiowe zatrzymały się na ułamek sekundy. Szok to mało powiedziane biorąc pod uwagę uczucie, które mną zawładnęło. Oliver postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością i to jeszcze w takim niespodziewanym momencie.
- Ładnie tańczysz. - odparł na pozór sucho, ale na jego błąkał się delikatny uśmiech.
Uniosłam swoje brwi nie ukrywając zdziwienia.
- Co ty tu robisz? - spytałam bezpośrednio.
Oliver zrobił kilka kroków, aby znaleźć się bliżej mojej sylwetki. Z zadowoleniem dostrzegłam, że na jego twarzy wciąż widniał lekko kpiący uśmieszek, tak bardzo dla niego charakterystyczny. Miał dobry humor.
- Czekałem pod szkołą, ale spotkałem tego twojego znajomego. Powiedział, że jeszcze ćwiczysz. - wzruszył ramionami lekko krzywiąc się na wspomnienie Anthony'ego.
Brunet chciał się ze mną spotkać. Jakaś część mnie na tą myśl podskoczyła z radości, ale byłam dość opanowana. Owszem, po naszej ostatniej rozmowie mogłam się tego spodziewać, ale na nic takiego nie liczyłam. Zbyt dużo słyszałam o jego podejściu do takich spraw i nie sądziłam, że będzie chciał w jakikolwiek sposób rozwijać tę znajomość. Tym bardziej, że jego charakter jest jaki jest. A jest beznadziejny.
- To miłe. - powiedziałam jedynie nie bardzo wiedząc jak mogę skomentować całą sytuację.
Oliver uśmiechnął się na te słowa i złożył na moich wargach, krótki pocałunek, jakby na powitanie, uprzednio odgarniając z mojej twarzy zbłąkane kosmyki włosów. Uwielbiałam kiedy trzymał na moim policzku swoją dłoń. Czułam się wtedy taka mała i bezbronna, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że znajduję się w najlepszych rękach pod słońcem.
- Co sądzisz o krótkiej wycieczce krajoznawczej? - mruknął pytająco w moim kierunku znów całując mnie w usta.
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł. - szepnęłam odsuwając się na chwilę od jego spragnionych ust, aby po chwili na powrót do nich przywrzeć.
Nie mam pojęcia, czemu przy nim po prostu nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Jakby wraz z jego pojawieniem się w pobliżu, mnie mój umysł zaczął wariować. Wariował jeszcze bardziej, gdy czułam na swoich biodrach stanowczy uścisk jego dłoni niepozwalających mi się odsunąć nawet na milimetr. Do moich uszu wciąż docierała spokojna muzyka klasyczna, która wydała mi się w tym momencie zupełnie niepasującym elementem. Kompletnie odstawała od mojego przyśpieszonego tempa i namiętnych pocałunków, którymi obdarowywał mnie Oliver, a na które odpowiadałam z taką samą pasją.
- Przebiorę się. - powiedziałam w końcu, kiedy oderwałam się od męskich warg.
Oliver kiwnął głową, po czym klepnął mnie w tyłek na odchodnym. Pisnęłam cicho, bo kompletnie się tego nie spodziewałam, na co on jedynie parsknął śmiechem. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i bez słowa, szybkim krokiem skierowałam się w stronę szatki. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania do ćwiczeń, aby po chwili opuścić już pomieszczenie w zwykłych dżinsach, jakiejś ciepłej bluzie i z rozpuszczonymi włosami oraz niewielką torbą na ramieniu. Oliver wyciągnął dłoń w moim kierunku, bez najmniejszego wahania splotłam z nim swoje palce. Przeszliśmy przez opustoszały korytarz, aby po chwili znaleźć się przy samochodzie bruneta.
Mruknęłam ciche podziękowanie, gdy otworzył mi drzwi pasażera. Usiadłam na „swoim” miejscu, wlepiając spojrzenie w sylwetkę mężczyzny okrążającego maskę auta. Kiedy znalazł się obok mnie, z moich ust wypłynęło krótkie pytanie:
- To gdzie jedziemy? - spojrzałam na profil jego twarzy.
Wbrew pozorom lubiłam jeździć z nim samochodem. Był w pełni skupiony na drodze i chyba nic nie było go w stanie rozproszyć.
- Nie zadawaj pytać. - odpowiedział krótko nawet na mnie nie patrząc, wykręcając równocześnie samochód.
Uniosłam swoje brwi i bezwiednie opadłam na fotel. Zapowiadało się ciekawe zakończenie tego dnia...


Wiem, że krótki, ale wolałam chociaż dodać tyle. Po przerwaniu w środku sceny łatwiej będzie mi się zabrać do pisania kolejnej części. Komentujcie i odwiedzajcie mnie na Wattpadzie!!! :*
https://www.wattpad.com/story/61647630-our-swan-song/parts

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 16.

        Nie zastanawiając się nad tym długo skierowałam swoje kroki na powrót w stronę głośnego klubu. Kłótnia z Oliverem kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi. Na parkiecie znajdowało się mnóstwo ludzi, do których w tej chwili pod żadnym pozorem nie chciałam dołączać. Podeszłam do loży chłopaków i z ulgą zarejestrowałam brak Olivera. Klapnęłam obok Nichollsa, który zmarszczył brwi na mój widok.
-Płakałaś. - mruknął patrząc na mnie przenikliwie.
Kiwnęłam jedynie głową, nawet nie siląc się na wypowiedzenie zbędnych w tej sytuacji słów. Brunet podsunął mi kieliszek po brzegi wypełniony czystą wódką. Zerknęłam na niego powątpiewająco, ale po chwili wypiłam całą jego zawartość. Skrzywiłam się lekko.
- Chodź tu. - wyciągnął do mnie ramię, więc bez zastanowienia przystałam na jego propozycję wtulając się w tors chłopaka.
Miałam dziwne wrażenie, że od naszej ostatniej rozmowy wytrzeźwiał. Musiał już nic nie pić od tamtej pory.
- Pokłóciliśmy się. - powiedziałam jakby sama do siebie. - Nazwał mnie głupią suką i ewidentnie dał mi do zrozumienia, że zachowuje się jak szmata. - dodałam po chwili.
- Widzę, że się postarał. - pokręcił głową z uznaniem na co parsknęłam śmiechem. 
Kolejną godzinę imprezy spędziłam z roześmianym Nichollsem, z którym nie szczędziliśmy sobie alkoholu. Co chwilę wybuchałam głośnym śmiechem, już dawno tracąc rachubę w ilości wypitych kieliszków. Nawet nie wiem, w którym momencie zostaliśmy zupełnie sami, wszyscy poszli bawić się na parkiet.
- Nie! Ja już nie chcę. - powiedziałam, kiedy chłopak zaczął napełniać mój kieliszek. - Jestem pijana. - dodałam spostrzegawczo.
Poprzestał w połowie i sam wlał alkohol do swojego gardła.
- Teraz powinnaś jeszcze zachowywać się jak głupia suka.
Zachichotałam pod nosem. Kręciło mi się w głowie, a w skroniach czułam zabawne szumienie. Chyba nigdy nie byłam tak naprawdę pijana, bo jakoś nie potrafiłam sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek znajdowała się w takim stanie.
- Chyba tego nie chcesz. - odparłam z szerokim uśmiechem na ustach.
Rzucił mi przeciągłe spojrzenie i tyle wystarczyło. Naparł swoimi wargami na moje, aby połączyć nasze spragnione usta w zachłannym pocałunku. Bez zastanowienia, nie odrywając się od jego warg usiadłam na nim okrakiem przez co moja sukienka podciągnęła się niebezpiecznie wysoko. Matt natychmiast to wykorzystał i zaczął wodzić dłońmi po moich udach. Nasze języki walczyły o dominację, a moja dłoń wylądowała w jego miękkich włosach, druga zaś ścisnęła się na koszulce opinającej męski tors. Pisnęłam cicho kiedy ścisnął mocno moje pośladki na co zaśmiał się pod nosem odrywając się na moment od mojej szyi. Mój oddech zdecydowanie przyśpieszył, gdy zaczął na niej składać krótkie pocałunku, przygryzając wrażliwą skórę raz po raz. Było w tym wszystkim niebezpiecznie dużo pożądania.
- Jedźmy do mnie. - wychrypiał w moje wargi.
Natychmiast kiwnęłam głową i niezbyt zgrabnie podniosłam się z jego kolan. Kiedy wstałam od razu dostrzegłam Olivera zmierzającego w naszą stronę. Wokalista odepchnął mnie bezceremonialnie i bez zbędnego gadania uderzył niczego niespodziewającego się Matta prosto w twarz.
-Oliver! - krzyknęłam zszokowana.
Cały alkohol jakby uleciał z moich żył, gdy poczułam powagę tej sytuacji. Sykes pociągnął Matta za koszulkę i warknął prosto w jego ociekającą krwią twarz:
- Masz szczęście, że jesteś moim najlepszym kumplem, ale przysięgam, że jeszcze jeden taki numer i skończysz gorzej. - popchnął go po czym złapał mnie za ramię.
Obok nas znajdował się już Lee wraz z Hope, którzy natychmiast podeszli do Nichollsa. Oliver nic nie mówiąc zaczął prowadzić mnie w stronę wyjścia z klubu.
- Puść mnie. - warknęłam w końcu jakby zdając sobie sprawę z tego co się stało.
Zignorował mnie i jedynie pogłębił uścisk. Nim się obejrzałam byliśmy już na zewnątrz, a po chwili wepchnął mnie do swojego samochodu. Prychnęłam oburzona, kiedy zatrzasnął mocno drzwi i okrążył maskę auta.
- Piłeś. - powiedziałam kiedy usiadł obok mnie po czym odpalił silnik.
- Mniej od ciebie kretynko. - warknął w moją stronę.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Za kogo on się uważał? Miałam wrażenie, że wszystko co dzisiaj zrobił to jakiś chory i wyjątkowo kiepski żart. Najgorsze było to, że ten dzień się jeszcze nie skończył i mogłam spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego. Wyczuwałam, że powiemy sobie dzisiaj jeszcze wiele niemiłych słów.
- Nie nazywaj mnie tak. - odparłam krótko.
-A jak mam cię nazywać do jasnej cholery? Czy do ciebie nic nie dociera?! Myślałem, że wyraziłem się jasno kiedy powiedziałem, że nie życzę sobie aby ktokolwiek cię dotykał! - zacisnął mocno dłonie na kierownicy.
Parsknęłam śmiechem słysząc jego słowa.
- No tak, skoro szanowny Oliver sobie czegoś życzy to tak właśnie musi się stać, prawda? Głupia ja. - pacnęłam się teatralnie w czoło – Zapomniałam, że twoja opinia jest wyznacznikiem mojego życia. - dodałam z ironią.
- Nie będę patrzył jak się szmacisz. - wytknął mi bez skrupułów.
Miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
- No dalej, zwyzywaj mnie od szmat i dziwek! - krzyknęłam już kompletnie nad sobą nie panując.
Nawet nie zauważyłam, że Oliver zaparkował już przed swoim mieszkaniem. Znów jechał wyjątkowo szybko po pustych ulicach miasta. Jak zwykle. Wyskoczyłam z auta mocno trzaskając drzwiami. Brunet zrobił to samo i po chwili wchodziliśmy wściekli po schodach kierując się do jego mieszkania.
- Nie ma problemu. Droga Destiny dzisiejszego wieczoru zachowujesz się jak szmata, dziwka i największa suka jaką miałem okazję poznać! - krzyknął wznosząc ręce ku górze. - Nawet nie wiesz jak bardzo ubolewam nad tym, że nie dopuściłem do tego, aby mój najlepszy przyjaciel cię posunął. - dodał kiedy znaleźliśmy się już w jego cichym i uporządkowanym mieszkaniu.
Teraz wypełniło się naszymi krzykami.
- To skoro masz mnie za taką szmatę, to na jaką cholerę mnie tu przywlekłeś, co?! - spytałam.
- Może dlatego, że mi na tobie zależy?! - krzyknął w moją stronę nie ukrywając swojej wściekłości.
- Okazujesz to w cholernie dziwny sposób!
- Niby w jaki? Czego ty ode mnie oczekujesz? Naprawdę wolałabyś teraz pieprzyć się z Nichollsem a jutro obudzić się właściwie niczego nie pamiętając?
Zaśmiałam się histerycznie, ale kompletnie nie było mi do śmiechu. Byłam wyczerpana, miałam dość jego krzyku, na dodatek nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ten kretyn miał rację. Stałam tam i poczułam się nagle koszmarnie przytłoczona tym wszystkim: dzisiejszą rozmową z ojcem, pocałunkami Matta, które rzeczywiście sprowadzały się tylko do jednego i wreszcie Oliverem. Byłam tak cholernie przytłoczona jego zachowaniem. Wprowadzał tyle zamętu w moje życie przez co czułam się najzwyczajniej w świecie bezradna.
- Czemu ty mnie tak traktujesz? - spytałam już o wiele ciszej.
Spojrzał na mnie lekko zmieszany i zbliżył się do mnie nieznacznie.
-Przepraszam. - powiedział krótko najwyraźniej chcąc już zakończyć tę rozmowę. - Kładź się spać. - dodał popychając mnie delikatnie w stronę sypialni.
Nie miałam już siły, żeby odpowiedzieć cokolwiek. Przysiadłam na jego dużym łóżku i zrzuciłam z siebie wysokie buty po czym opadłam bezwładnie na wygodny materac. Oliver zniknął za drzwiami łazienki aby po chwili wkroczyć na powrót do sypialni ubranym jedynie w dresowe spodnie. Byłam padnięta i czułam, że już odpływam kiedy jego ramiona oplotły mnie w talii. Zdążyłam jeszcze zarejestrować krótki pocałunek w czoło, którym mnie obdarzył.

Natychmiast po przebudzeniu poczułam palący ból w moich skroniach. Syknęłam cicho i podniosłam ociężałe powieki. Nie do końca zdawałam sobie sprawę ze swojego położenia, a kiedy dotarło do mnie, gdzie się znajduje panicznie podniosłam się z łóżka. Od razu zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałam starając przypomnieć sobie wczorajszą noc. Pamiętałam jedynie jakieś urywki, ale gdy do pokoju wkroczył Oliver natychmiast przypomniałam sobie znaczną część wieczoru.
- Ty idioto! Jak mogłeś pobić Matta?!
Brunet parsknął jedynie śmiechem co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Mogłem go zabić Destiny. - powiedział zupełnie poważnie na co zachłysnęłam się powietrzem.
Na powrót usiadłam na łóżku. Niewiele rozumiałam z tego wszystkiego, niewiele też pamiętałam.
- Czemu właściwie jestem u ciebie? - zapytałam niepewnie.
Oliver usiadł obok mnie na łóżku i uśmiechnął się lekko w moją stronę. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach jego perfum i papierosów, które palił. To była cudowna woń.
- Wiedziałem, że nie będziesz pamiętała. Powinnaś mi podziękować, bo gdyby nie ja znajdowałabyś się w łóżku Nichollsa.
Coś przewróciło mi się w żołądku kiedy dotarł do mnie sens jego słów. Poczułam jak na moje policzki wkraczają rumieńce wstydu. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru niespodziewanie stały się wyjątkowo przejrzyste, po kolei przypominałam sobie kolejne fakty. Nagle jednak poczułam rosnące we mnie oburzenie.
- Chwila, wyjaśnijmy sobie coś. Czemu to robisz? Czemu starasz się wywołać we mnie poczucie winy? Wmawiasz mi, że pójście do łóżka z Mattem jest czymś złym i zrobiłoby ze mnie sukę podczas gdy ty sypiasz z jakimiś przypadkowymi laskami i nic sobie z tego nie robisz! - odparłam uprzednio podnosząc się z materaca.
- To co innego. - powiedział natychmiast.
Parsknęłam śmiechem. On był ślepy?
-Nie, to jest dokładnie ta sama sytuacja! Pogódź się z tym, że mogę robić co chcę!
Oliver wstał gwałtownie i znalazł się niebezpiecznie blisko mnie.
-Obawiam się, że jednak nie możesz. - warknął.
-Niby czemu? - zaśmiałam się prosto w jego twarz.
Stał na tyle blisko mnie, że mogłam policzyć wszystkie ciemne plamki, które znajdowały się na jego brązowej tęczówce. Czułam na swojej twarzy jego ciepły oddech.
-Bo jesteś moja. - spojrzał przenikliwie prosto w moje oczy.
Zapanowało dziwne napięcie między nami. Zawsze myślałam, że kiedy facet kieruje takie słowa w stronę kobiety to jest to beznadziejnie kiczowate i po prostu żałosne, ale mając go przed sobą, zaciskającego pięści ze zdenerwowania poczułam się dziwnie mała i bezbronna. Nagle zapragnęłam, żeby to co powiedział było prawdą. Pokręciłam przecząco głową.
-Nigdy nie będę twoja Oliver.
Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów poczułam na swoich nadgarstkach żelazny uścisk jego dłoni. Brunet naparł na mnie swoim ciałem w wyniku czego moje plecy uderzyły o chłodną ścianę. Bezceremonialnie przycisnął swoje usta do moich łącząc je w namiętnym pocałunku. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym mu się opierać w takiej chwili, więc natychmiast pogłębiłam pocałunek. Podobało mi się to, że za każdym razem, gdy to robił czułam się taka jedyna i wyjątkowa. Czułam jego ciało na swoim, moje nadgarstki wciąż były uwięzione w męskich dłoniach. Oliver doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak na mnie działał. Wiedział, że mogę się z nim kłócić wiecznie, wydzierać na niego i wysłuchiwać obelg, które kieruje w moją stronę, ale to wszystko nigdy nie spowoduje, że będę w stanie go kiedykolwiek od siebie odepchnąć. Wiedział o tym i wykorzystywał to w tak paskudny sposób jak w tej chwili.
Przygryzł lekko moją dolną wargę i oderwał ode mnie swoje usta opierając się równocześnie czołem o moją skroń.
- Już jesteś moja. - szepnął patrząc w moje oczy.
Przysięgam, że w tej chwili zmiękły mi kolana. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie, kiedy Oliver znajdował się tak blisko mnie i  tak na mnie patrzył. Patrzył na mnie w tak cholernie piękny sposób.
Nie zaprzeczyłam tym słowom, bo nie byłam pewna już niczego. Po prostu stałam wpatrując się w jego oczy i lekko opuchnięte wargi. Uśmiechnął się lekko kiedy zdał sobie sprawę, że nie zamierzam się z nim już o to wykłócać. Pocałował lekko mój policzek i oswobodził moje nadgarstki, po czym skierował się w stronę drzwi mówiąc uprzednio:
- Chodź, zrobiłem kawę.
Bez słowa ruszyłam za brunetem, aby po chwili siedzieć już na wygodnej kanapie z kubkiem parującej, pachnącej kawy. Podciągnęłam pod siebie nogi i uśmiechnęłam się sama do siebie spoglądając na Olivera głaszczącego swojego psa. Było w tej chwili coś co wprawiło mnie w niesamowity spokój. Czułam się wyjątkowo dobrze mając przy sobie bruneta, z którym na dodatek wyjaśniliśmy sobie wszystko. No może trochę przesadziłam, ale chociaż nie skakaliśmy już sobie do gardeł. Zastanawiałam się o czym myślał w tej chwili, jednak o nic nie pytałam. Nie chciałam przerywać ciszy, która pomiędzy nami zapanowała. Po chwili zrobił to jednak Oliver.
- Wiesz, że nie wybaczyłbym sobie, gdyby ci się stała krzywda, prawda? - zapytał upijając łyk kawy.
- Nie rozumiem. - odparłam zgodnie z prawdą.
Nie miałam pojęcia do czego zmierzał.
- Wczoraj mogłoby mnie tam nie być, a jak widać Matt był skłonny wykorzystać to w jakim stanie się znajdowałaś. - powiedział.
-To nie jego wina. - mruknęłam.
Zaśmiał się jedynie.
- Pamiętaj, że uczciwy facet zawsze będzie się hamował przed zaciągnięciem do łóżka pijanej dziewczyny. - zerknął na mnie, a ja z każdym wypowiedzianym przez niego słowem czułam się coraz gorzej.
Naprawdę zaczęłam być mu wdzięczna za to co zrobił wczoraj. Może i sam nie zachowywał się w porządku, ale to nie równało się z tym, że muszę być taka sama. Nie chciałam przespać się z Mattem.
- No dobrze, rozumiem, ale sam też mógłbyś przestać sypiać z jakąś Melissą. - powiedziałam cicho wlepiając swoje spojrzenie w trzymany przeze mnie kubek, który przyjemnie ogrzewał moje dłonie.
- Spójrz na mnie. - powiedział krótko, a kiedy tego nie zrobiłam położył dłoń na moim podbródku i skierował twarz w jego kierunku.
Jego ruchy były stanowcze, już dawno zauważyłam, że Oliver nie był delikatny.
- Podaj jeden powód, dla którego miałbym tego nie robić.
Znów to zrobił. Chciał mną zmanipulować na tyle, abym powiedziała na głos co czuję.
-Podobno jestem twoja? - spytałam z chytrym uśmiechem wkradającym się na moje usta. - Zacznij się zachowywać w taki sposób, żebym rzeczywiście chciała do ciebie należeć.
-Skoro tak. - westchnął -  obiecuję, że już nigdy nie prześpię się z żadną Melissą - odwzajemnił mój uśmiech przykładając równocześnie wytatuowaną dłoń do serca. - Ale ostatnio poznałem jakąś Christinę, wiesz?
Rzuciłam w jego stronę oburzone spojrzenie, na co jedynie się zaśmiał.
- Jesteś najokropniejszym facetem jakiego miałam okazję spotkać. - mruknęłam pod nosem.


Coś ostatnio mi wena dopisuje, aż sama jestem w szoku. Jednak weźcie komentujcie, bo mi się odechciewa pisać jak widzę sporo wyświetleń i dwa komentarze. Postaralibyście się, a nie takie lenistwo XD 
Jeszcze jedna sprawa - piszę nowe opowiadanie, ale na Wattpadzie. Ma trochę inną tematykę, ale i tak zapraszam! :))
Nowe opowiadanie

Obserwatorzy

.