piątek, 10 marca 2017
Rozdział 20
Po powrocie do domu natychmiast udałam się do swojej łazienki. Kiedy przekroczyłam jej próg, ogarnął mnie niekontrolowany szloch. Z bezradności mocno zaciskałam swoje dłonie na ramionach, wbijając przy tym paznokcie w skórę. Miałam wrażenie jakby cały świat mi się nagle zawalił. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i najzwyczajniej nie miałam pojęcia
w jaki sposób sobie z tym poradzić. Myśl, że Oliver jest uzależniony od narkotyków napawała mnie ogromnym i nieprzeniknionym lękiem. Dodatkowo czułam się po prostu oszukana. Gdzieś z tyłu głowy, jakiś złośliwy głos stale powtarzał mi, że gdybym naprawdę się dla niego liczyła to powiedziałby mi o swoim problemie. Niestety tego nie zrobił. Świadomość, że prawdopodobnie nie różniłam się niczym od jego poprzednich dziewczyn, bolała. Nie traktował mnie poważnie. W tym momencie wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem.
Powoli zdjęłam z siebie rozkloszowaną, bladoróżową sukienkę rzucając ją niedbale na podłogę, po czym od razu weszłam pod chłodny prysznic. Słone krople płynące z moich oczu mieszały się ze spływającą po moim ciele wodą.
Nie miałam pojęcia, kiedy Oliver stał się dla mnie tak wyjątkowo ważny. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie kocham cię, ale przysięgam, że patrząc na niego te dwa słowa wypełniały moje myśli. Sama nie wiem co mnie do niego przyciągało patrząc na kilka miesięcy wstecz. Był intrygujący i traktował mnie zupełnie inaczej niż reszta znanych mi osób. Zdążyłam zauważyć, że rozumiał mnie jak nikt inny. Miałam wrażenie, że pod tą całą maską twardego i niekiedy bezczelnego mężczyzny ukrywała się naprawdę wrażliwa
i doświadczona osoba. Niejednokrotnie mi to udowodnił.
Jak na złość jedyne co byłam sobie w stanie przypomnieć w tej chwili to wszystkie te momenty, gdy było nam razem naprawdę cudownie. Dochodził jeszcze fakt, że całkowicie mu się oddałam. Na samą myśl o moim pierwszym razie z moich oczu potoczył się większy strumień łez. Przez moją głowę przemknęło zdanie, na które parsknęłam śmiechem: Co jeśli był wtedy pod wpływem?
Nigdy nie czułam się tak naiwna i głupia, jak teraz. Dałam się tak paskudnie oszukać. Powinnam była coś zauważyć, tym bardziej, że Matt wraz z Hope ostrzegali mnie przed Sykesem. Niejednokrotnie powtarzali, że to nie jest chłopak dla mnie. Bezmyślnie to ignorowałam.
Jedyne co mogłam stwierdzić w tym momencie to fakt, że miłość jest ślepa, głucha
i cholernie głupia.
Minęło kilka, bardzo dłużących się dni, podczas których nie miałam żadnego kontaktu
z Oliverem. Coraz częściej zadawałam sobie pytanie czy nasze ostatnie spotkanie stanowiło definitywny koniec, ale nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nie wyobrażałam sobie odezwać się do niego. Nie po tym jak mnie potraktował. Nigdy nie będę tolerować oszustwa. Tym bardziej, że dotyczyło tak istotnej kwestii.
Nie wiem, w którym momencie pustkę i pewną gorycz, którą pozostawiło jego zachowanie wypełniłam nauką i baletem. Ćwiczyłam jak szalona, stale przypominając sobie, że niedługo będzie miał miejsce mój występ.
Musiałam przyznać, że z Harrym tańczyło mi się naprawdę dobrze, ale nasz kontakt jakby się urwał. Zupełnie jak to miało miejsce w przypadku Anthony’ego. Potrafiliśmy zamienić ze sobą kilka słów i przeprowadzić normalną rozmowę, ale to z pewnością nie było to co kiedyś. Chłopaki trzymali się ze sobą, a ja po prostu ćwiczyłam. Ćwiczyłam do upadłego, zapominając o Oliverze, o mojej matce, której prawie nie widuje, o ojcu, który odpuścił sobie jakikolwiek kontakt ze mną i o szkolnych znajomych, z którymi łączyło mnie już tyle co nic.
Sama nie wiedziałam czy mnie to jeszcze bolało. Zawód na ludziach stał się jakby nieodłącznym elementem moich relacji z innymi. Czego mogłam się spodziewać od znajomych skoro nawet moi rodzice traktowali mnie jak zbędny element ich życia? Czułam się po prostu otępiała, a po tym co zrobił Oliver nie łudziłam się już na żadną szczególną radość, którą mogą wprowadzić w moje życie relacje. Jedyna osoba, która wydawała mi się, że będzie dla mnie zawsze i o każdej porze też była zajęta swoim życiem oraz problemami. Nie winiłam Matta, ale mimo to poczułam, że moje zaufanie do niego maleje z każdym dniem, kiedy nie wymieniamy ze sobą nawet słowa.
Jakby na zaprzeczenie wszystkich moich pretensji skierowanych ku moim znajomościom, do opustoszałej i ogarniętej już mrokiem przestronnej sali wpadł Anthony. Zatrzymałam się
w pół kroku, uświadamiając sobie, że przeszkadza mi w dokładnie ten sam sposób już drugi raz.
- Co się dzieje? – zapytał nawet nie siląc się na jakieś zbędne wyjaśnienia.
Patrzył na mnie w taki sposób jakby ten czas, w którym tak się od siebie oddaliliśmy nigdy nie istniał. Niestety ja nie potrafiłam wymazać tego ze swojej pamięci.
- Nie rozumiem czemu miałabym ci się zwierzać. – odparłam, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie jak niemiło to zabrzmiało.
Nie myliłam się – brunet lekko drgnął na te słowa, zupełnie jakby go w jakiś sposób zabolały.
- Bo jak widać twojego wspaniałomyślnego Olivera nie ma przy tobie, kiedy go najbardziej potrzebujesz. – powiedział szorstko trafiając w mój najbardziej czuły punkt. – Chociaż podejrzewam, że to on jest przyczyną twojego beznadziejnego humoru. – dodał po chwili wbijając mi kolejną bolesną szpilkę.
Patrzyłam na niego zszokowana. Nie wiedziałam co z nim jest nie tak, że po takim okresie, prawie zupełnej ciszy wypowiada w moim kierunku słowa przepełnione jakimiś pretensjami. W jego oczach malowała się gorycz, do której nie byłam przyzwyczajona.
- Obwinianie Olivera w sytuacji, gdy nic nie wiesz jest naprawdę żałosne. – powiedziałam wściekła.
Nie wiem czemu zaczęłam właśnie go bronić. Drażnił mnie fakt, że Anthony wypowiadał się o nim w taki sposób. Zupełnie odsunęłam na bok myśl, że chłopak stojący przede mną miał całkowitą rację. Przecież to przez Olivera czułam się tak, jak się czułam. A czułam się wyjątkowo beznadziejnie.
- Destiny otrząśnij się póki jeszcze czas. – westchnął cicho kręcąc przy tym głową zrezygnowany.
- Czy ty siebie słyszysz? Widać, że masz jakieś pretensje do mojej osoby, ale pragnę ci przypomnieć, że to ty kompletnie mnie olałeś, gdy odnowiłeś kontakt z Vanessą. – wytknęłam mu.
No cóż, tonący brzytwy się chwyta. Podkopywanie drugiej osoby podczas sprzeczki to chyba najlepsza metoda na wybielenie własnej osoby. Widziałam, że Anthony nie lubił Olivera i był co najmniej niezadowolony, gdy zarejestrował fakt, iż z nim jestem.
- Dobrze wiesz, że nasza przyjaźń była już na takim etapie, że byłaś dla mnie o niebo ważniejsza od jakiejś głupiej byłej. – powiedział spokojnie, jakby niewzruszony moją złością. – Szkoda, że w tym wszystkim umknął ci moment, kiedy przestałem cie obchodzić.
- Nie przestałeś. – odparłam natychmiast lekko zdezorientowana jego zarzutem.
Anthony uśmiechnął się smutno.
- Jesteś taką egoistką Destiny. Pojawiasz się tylko, gdy czegoś potrzebujesz, a gdy ktoś sam ofiaruje ci pomoc tak jak ja teraz, zawsze, ale to zawsze odpychasz go od siebie, by po chwili zrobić tej osobie łaskę, że w ogóle może cie wspierać. – każde jego słowo niezmiernie dotykało moją osobę.
- Nieprawda. – zaprzeczyłam niemalże jak dziecko, gdy wypiera się jakiejś popełnionej szkody przed zawiedzionymi rodzicami.
Jakaś część mnie wiedziała, że Anthony miał w tym wszystkim trochę racji. Nim zdążyłam zareagować chłopak odwrócił się do mnie plecami, po czym zaczął kierować się do drzwi. Przed samym wyjściem rzucił jeszcze przez ramię:
- Katuj się tu dalej, przecież nikogo nie obchodzisz. – jego głos brzmiał tak bardzo bezbarwnie, że gdybym go nie widziała, zastanawiałabym się kto wypowiedział te słowa.
Chwilę patrzyłam się w powierzchnię drewnianych , szerokich drzwi, za którymi przed ułamkiem sekundy zniknął. Musiałam przyznać, że emocje buzowały w moim umyśle i już sama nie widziałam co czuję w określonym momencie. Bez namysłu ruszyłam biegiem za chłopakiem. Szarpnęłam drzwiami, aby za chwilę wybiec na korytarz, na którego końcu widniała sylwetka odchodzącego Anthony’ego. Podbiegłam do niego w ekspresowym tempie, a chłopak słysząc moje zbliżając się kroki odwrócił się w stronę, z której nadchodziłam.
- Przepraszam. – odparłam lekko zdyszana. – Za wszystko. Jest mi teraz tak głupio. Błagam niech wszystko wróci do normy. – powiedziałam na jednym wydechu modląc się o to, aby chłopak mnie nie olał i nie odwrócił się na pięcie.
Po niesamowicie dłużącej się chwili kiwnął głową i objął mnie szczelnie mocnymi ramionami.
Rozdział osobiście mi się całkiem podoba. Zostawiajcie komentarze. C:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
K U R W A M A C
OdpowiedzUsuńNIE WIEM, CO PODKUSILO MNIE, ŻEBY DZIŚ WEJŚĆ NA BLOGGERA.NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ. DODAJ COS.DODAJ COŚ, BLAGAM
JESTEŚ GENIALNA
CZEŚĆ, NIE WIEM CZY MNIE PAMIĘTASZ, KOCHAM CIE I TEGO BLOGA, TĘKSNIŁAM!
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że jedynie Ty jesteś tu powiedzmy "najbardziej żywa" bo ten rozdział pojawił się 4 miesiące temu. Reszta blogów które czytałam publikowała ostatnim razem z rok temu lub pół roku temu. Cieszę się, że tu wróciłam. Chyba. Mam nadzieje, że to dobra decyzja.
Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się! Ayyy ♥♥♥