Dzisiejsze ćwiczenia wykończyły
fizycznie dosłownie wszystkich znajdujących się na sali. Byłam
wyczerpana i jedyne o czym marzyłam to wreszcie wrócić do domu.
Rozejrzałam się po sali, mój wzrok dłużej zatrzymał się na
Anthonym rozmawiającym w najlepsze z rozchichotaną Vanessą. Ta
dwójka ostatnimi czasy dogadywała się co raz lepiej, a mimo to
Anthony udawał na siłę, że nic między nimi nie uległo zmianie.
Nie do końca mi się to podobało, w końcu szczerze nienawidziłam
brunetki. Zmarszczyłam jedynie swoje brwi i na powrót wsłuchałam
się w słowa profesor Cooper. Dziękowałam w duchu, że to już
koniec zajęć, a kiedy wszyscy kierowaliśmy się do wyjścia
uśmiechnęłam się szeroko do Harry'ego.
Kiedy weszłam do szatni dosłownie zemdliło mnie na widok stojącej na samym środku Vanessy i rozprawiającej o czymś głośno. Minęłam ją z wysoko uniesioną głową mimowolnie wsłuchując się w jej słowa, które kierowała do dziewczyn.
-Nie uwierzycie, ale po jutrze mam randkę z Anthonym!-do moich uszu doszedł jej irytujący głosik.
Sama nie wiem jak to możliwe, że ostatnio było mi jej nawet żal? Jaka ja byłam głupia! Założyłam na siebie obcisłą, zwykłą sukienkę przewracając przy tym oczami. Chciałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, żeby nie musieć wsłuchiwać się w te jej głupie wywody. Założyłam jeszcze botki i z pośpiechem wyszłam z szatni nie żegnając się z nikim.
Kiedy na parkingu dostrzegłam auto mojego ojca, dosłownie myślałam, że się przewidziałam. Stanęłam jak wryta zupełnie nie wiedząc co zrobić. Czy to jest jakiś żart? Z moich zamyślań wyrwał mnie dźwięk jego głosu.
-Destiny! Pośpiesz się! - zawołał prze uchylone okno.
Świat zwariował. Niepewnie skierowałam swoje kroki w stronę terenowego auta, aby po chwili usiąść na miejscu pasażera. Odwróciłam się w jego stronę. Nie widziałam go tak dawno, że niemalże zapomniałam szczegółów jego wyglądu. To chyba nie świadczyło o zbyt dobrej relacji ojca z córką. Parsknęłam śmiechem.
-Co u ciebie słychać? - spytał wyjeżdżając na ruchliwą ulicę.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz? - zadałam pytanie nawet nie oczekując na nie odpowiedzi – Przez ostatnie tygodnie zupełnie cie to nie obchodziło, a teraz bawisz się w troskliwego tatusia?
-Wiem Destiny i przepraszam. - przerwał mi spoglądając na mnie – Naprawdę przepraszam, ale zbyt dużo się działo. To wszystko... Carolyn... To było dla mnie za dużo.
Zaśmiałam się przeczesując równocześnie włosy palcami.
- Za dużo powiadasz, hmm? Szkoda, że granie na dwa fronty to nie było dla ciebie za dużo. - wytknęłam mu bez żadnych skrupułów – Jesteś żałosny.
Spojrzałam na niego z nieukrywanym obrzydzeniem. Podczas naszej ostatniej rozmowy udało mu się ponownie mnie do siebie przekonać. Miałam nadzieję, że tym razem mu się nie powiedzie. Wiedział, że zawsze był dla mnie kimś bardzo ważnym, o wiele ważniejszym od mamy i teraz starał się to wykorzystać. Prawda była taka, że oboje byli siebie warci. Po rozstaniu zepchnęli mnie na dalszy plan, przestałam ich obchodzić. Matka i on kompletnie mnie ignorowali, a teraz co? Zacznie się zabawa w to kogo wolę i kto jest bardziej troskliwy? Chyba podziękuję.
-Przestań, myślałem, że to już sobie wyjaśniliśmy. - mruknął zniesmaczony.
-Tak, tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziałam przesłodzonym tonem – Dopóki nie zacząłeś się zachowywać jakbyś nie miał córki do jasnej cholery! - ucieszyłam się na widok mojej kamienicy, ojciec zatrzymał samochód i obrócił się w moją stronę.
-Nie mów tak. Cały czas chciałem się z tobą skontaktować...
-Koniec tego. Mam dość. - przerwałam mu i odpięłam pasy chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tego człowieka.
Wysiadłam z auta nawet nie dając mu czasu na powiedzenie chociażby słowa. Wbiegłam po schodkach, przeszłam hol i po chwili znalazłam się już w mieszkaniu. Zamknęłam za sobą drzwi przekręcając zamek. Cieszyłam się w duchu, że byłam sama, matka była jeszcze w pracy. Odetchnęłam głęboko zasiadając równocześnie na miękkim, siwym fotelu w przedpokoju. Przykryłam twarz dłońmi analizując całą rozmowę z ojcem. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby się ze mną skontaktować, ale tego nie wykorzystał. Zbyt późno sobie o mnie przypomniał. Cała ta sytuacja wywołała ogromny mętlik w mojej głowie. Nie wiem czemu, ale miałam wielką ochotę zrobić coś głupiego, szalonego. Wiedziałam, że to beznadziejnie dziecinne lecz zamiast rozmyślania nad tym ucieszyłam się jedynie, że czeka mnie dzisiaj koncert chłopaków a po nim urodzinowa impreza Lee w klubie.
Kiedy weszłam do szatni dosłownie zemdliło mnie na widok stojącej na samym środku Vanessy i rozprawiającej o czymś głośno. Minęłam ją z wysoko uniesioną głową mimowolnie wsłuchując się w jej słowa, które kierowała do dziewczyn.
-Nie uwierzycie, ale po jutrze mam randkę z Anthonym!-do moich uszu doszedł jej irytujący głosik.
Sama nie wiem jak to możliwe, że ostatnio było mi jej nawet żal? Jaka ja byłam głupia! Założyłam na siebie obcisłą, zwykłą sukienkę przewracając przy tym oczami. Chciałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, żeby nie musieć wsłuchiwać się w te jej głupie wywody. Założyłam jeszcze botki i z pośpiechem wyszłam z szatni nie żegnając się z nikim.
Kiedy na parkingu dostrzegłam auto mojego ojca, dosłownie myślałam, że się przewidziałam. Stanęłam jak wryta zupełnie nie wiedząc co zrobić. Czy to jest jakiś żart? Z moich zamyślań wyrwał mnie dźwięk jego głosu.
-Destiny! Pośpiesz się! - zawołał prze uchylone okno.
Świat zwariował. Niepewnie skierowałam swoje kroki w stronę terenowego auta, aby po chwili usiąść na miejscu pasażera. Odwróciłam się w jego stronę. Nie widziałam go tak dawno, że niemalże zapomniałam szczegółów jego wyglądu. To chyba nie świadczyło o zbyt dobrej relacji ojca z córką. Parsknęłam śmiechem.
-Co u ciebie słychać? - spytał wyjeżdżając na ruchliwą ulicę.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz? - zadałam pytanie nawet nie oczekując na nie odpowiedzi – Przez ostatnie tygodnie zupełnie cie to nie obchodziło, a teraz bawisz się w troskliwego tatusia?
-Wiem Destiny i przepraszam. - przerwał mi spoglądając na mnie – Naprawdę przepraszam, ale zbyt dużo się działo. To wszystko... Carolyn... To było dla mnie za dużo.
Zaśmiałam się przeczesując równocześnie włosy palcami.
- Za dużo powiadasz, hmm? Szkoda, że granie na dwa fronty to nie było dla ciebie za dużo. - wytknęłam mu bez żadnych skrupułów – Jesteś żałosny.
Spojrzałam na niego z nieukrywanym obrzydzeniem. Podczas naszej ostatniej rozmowy udało mu się ponownie mnie do siebie przekonać. Miałam nadzieję, że tym razem mu się nie powiedzie. Wiedział, że zawsze był dla mnie kimś bardzo ważnym, o wiele ważniejszym od mamy i teraz starał się to wykorzystać. Prawda była taka, że oboje byli siebie warci. Po rozstaniu zepchnęli mnie na dalszy plan, przestałam ich obchodzić. Matka i on kompletnie mnie ignorowali, a teraz co? Zacznie się zabawa w to kogo wolę i kto jest bardziej troskliwy? Chyba podziękuję.
-Przestań, myślałem, że to już sobie wyjaśniliśmy. - mruknął zniesmaczony.
-Tak, tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziałam przesłodzonym tonem – Dopóki nie zacząłeś się zachowywać jakbyś nie miał córki do jasnej cholery! - ucieszyłam się na widok mojej kamienicy, ojciec zatrzymał samochód i obrócił się w moją stronę.
-Nie mów tak. Cały czas chciałem się z tobą skontaktować...
-Koniec tego. Mam dość. - przerwałam mu i odpięłam pasy chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tego człowieka.
Wysiadłam z auta nawet nie dając mu czasu na powiedzenie chociażby słowa. Wbiegłam po schodkach, przeszłam hol i po chwili znalazłam się już w mieszkaniu. Zamknęłam za sobą drzwi przekręcając zamek. Cieszyłam się w duchu, że byłam sama, matka była jeszcze w pracy. Odetchnęłam głęboko zasiadając równocześnie na miękkim, siwym fotelu w przedpokoju. Przykryłam twarz dłońmi analizując całą rozmowę z ojcem. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby się ze mną skontaktować, ale tego nie wykorzystał. Zbyt późno sobie o mnie przypomniał. Cała ta sytuacja wywołała ogromny mętlik w mojej głowie. Nie wiem czemu, ale miałam wielką ochotę zrobić coś głupiego, szalonego. Wiedziałam, że to beznadziejnie dziecinne lecz zamiast rozmyślania nad tym ucieszyłam się jedynie, że czeka mnie dzisiaj koncert chłopaków a po nim urodzinowa impreza Lee w klubie.
Siedziałam przy swojej toaletce i
szykowałam się do wyjścia, gdy do moich uszu doszedł dźwięk
dzwonka. Dokończyłam malować rzęsy tuszem po czym zbiegłam po
schodach na dół. Wysokie botki, które postanowiłam założyć
wyjątkowo utrudniły mi tę czynność, ale jakimś cudem stałam
już przed uśmiechniętym Matt'em.
-Tak wcześnie? Jeszcze nie jestem gotowa. - mruknęłam trochę niezadowolona mimo to uśmiechając się do brata.
Kiedy ujrzałam, że stoi za nim Hope mój uśmiech zwiększył się kilkukrotnie. Przykryłam usta dłonią i rzuciłam się na szyje tej dwójki.
-Wreszcie! Jeju, jak się cieszę! - powiedziałam wciąż przytulając ich do siebie.
-Dobra, widzę, ale już skończ. - odparł Matt wyrywając się z moich objęć.
Wpuściłam ich do środka i na powrót skierowałam się do mojego pokoju, bo rozkloszowana sukienka, którą miałam na sobie jednak mi nie odpowiadała. Poprosiłam parę, żeby jeszcze chwilę na mnie zaczekali, na co rozsiedli się jedynie na kanapie w salonie.
Założyłam jednak czarną, obcisłą sukienkę bardzo zabudowaną pod szyją. Mimo że zupełnie zasłaniała mój dekolt miała niewielkie wycięcia na brzuchu i plecach. Do tego była dość krótka, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Miałam ochotę zaszaleć dzisiejszej nocy. Przeczesałam jeszcze swoje włosy, zabrałam niewielką torebkę i zeszłam do brata i Hope. Matt zlustrował mnie spojrzeniem marszcząc swoje brwi.
-Zanim wyjdziemy chcę pogadać, Destiny. - odparł wciąż patrząc na mnie przenikliwie.
-Mam wyjść? - spytała Hope
Spojrzałam na nią karcąco. Nie chciałam, żeby zostawiała mnie sama z bratem, który jak nic chce mi powiedzieć jakieś koszmarne kazanie o długości mojej sukienki.
-Nie, zostań. - odparł ku mojej uldze, wiedziałam, że Hope mnie wesprze. - Chodzi o Olivera.
Spojrzałam na niego zszokowana. Czyli nie mogłam oczekiwać ratunku przyjaciółki. Opadłam bezwładnie na kanapę.
-Co masz na myśli? - spytałam zdezorientowana
-Całowaliście się, widziałem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. Musiał nas zobaczyć pod jego mieszkaniem. Co za podstępny gnojek!
-Owszem i co w związku z tym? - nie zamierzałam zaprzeczać bo wiedziałam, że to nie ma sensu.
-To nie jest facet dla ciebie, Destiny. - ku mojemu przerażeniu Hope pokiwała głową na jego słowa. - To mój najlepszy kumpel, ale przysięgam, że jak cię znów dotknie to stanie mu się krzywda. Nie zawracaj sobie nim głowy, zrozumiałaś?
-Przykro mi Matt, ale nie będziesz mi układał życia. To czy zawracam sobie głowę Oliverem to tylko i wyłącznie moja sprawa! - wściekła wstałam z kanapy. - Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie coś z tym zrobić?
Nie odpowiedział, jedynie zacisnął mocniej szczękę. Wyprowadziłam go z równowagi.
-On cię skrzywdzi. - do moich uszu doszedł szept Hope.
-Trudno. - warknęłam i bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju.
Zarzuciłam na siebie skórzaną ramoneskę i poczekałam chwilę na parę. W milczeniu opuściliśmy mieszkanie, kiedy zamykałam drzwi na klucz dostrzegłam jak Hope splata dłonie z moim bratem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zapomnijmy o tej rozmowie, dobrze? Chcę się dzisiaj dobrze bawić. - powiedziałam spoglądając niepewnie na Matta.
Odetchnęłam z ulgą kiedy ten pokiwał głową i objął mnie krótko ramieniem całując w głowę. Brakowało mi go. Brakowało mi tego szczęśliwego Matta, który miał przy sobie białowłosą. Oni bez siebie nie istnieli. Musieli do siebie wrócić i cieszyłam się, że w końcu tak się stało.
-Tak wcześnie? Jeszcze nie jestem gotowa. - mruknęłam trochę niezadowolona mimo to uśmiechając się do brata.
Kiedy ujrzałam, że stoi za nim Hope mój uśmiech zwiększył się kilkukrotnie. Przykryłam usta dłonią i rzuciłam się na szyje tej dwójki.
-Wreszcie! Jeju, jak się cieszę! - powiedziałam wciąż przytulając ich do siebie.
-Dobra, widzę, ale już skończ. - odparł Matt wyrywając się z moich objęć.
Wpuściłam ich do środka i na powrót skierowałam się do mojego pokoju, bo rozkloszowana sukienka, którą miałam na sobie jednak mi nie odpowiadała. Poprosiłam parę, żeby jeszcze chwilę na mnie zaczekali, na co rozsiedli się jedynie na kanapie w salonie.
Założyłam jednak czarną, obcisłą sukienkę bardzo zabudowaną pod szyją. Mimo że zupełnie zasłaniała mój dekolt miała niewielkie wycięcia na brzuchu i plecach. Do tego była dość krótka, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Miałam ochotę zaszaleć dzisiejszej nocy. Przeczesałam jeszcze swoje włosy, zabrałam niewielką torebkę i zeszłam do brata i Hope. Matt zlustrował mnie spojrzeniem marszcząc swoje brwi.
-Zanim wyjdziemy chcę pogadać, Destiny. - odparł wciąż patrząc na mnie przenikliwie.
-Mam wyjść? - spytała Hope
Spojrzałam na nią karcąco. Nie chciałam, żeby zostawiała mnie sama z bratem, który jak nic chce mi powiedzieć jakieś koszmarne kazanie o długości mojej sukienki.
-Nie, zostań. - odparł ku mojej uldze, wiedziałam, że Hope mnie wesprze. - Chodzi o Olivera.
Spojrzałam na niego zszokowana. Czyli nie mogłam oczekiwać ratunku przyjaciółki. Opadłam bezwładnie na kanapę.
-Co masz na myśli? - spytałam zdezorientowana
-Całowaliście się, widziałem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. Musiał nas zobaczyć pod jego mieszkaniem. Co za podstępny gnojek!
-Owszem i co w związku z tym? - nie zamierzałam zaprzeczać bo wiedziałam, że to nie ma sensu.
-To nie jest facet dla ciebie, Destiny. - ku mojemu przerażeniu Hope pokiwała głową na jego słowa. - To mój najlepszy kumpel, ale przysięgam, że jak cię znów dotknie to stanie mu się krzywda. Nie zawracaj sobie nim głowy, zrozumiałaś?
-Przykro mi Matt, ale nie będziesz mi układał życia. To czy zawracam sobie głowę Oliverem to tylko i wyłącznie moja sprawa! - wściekła wstałam z kanapy. - Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie coś z tym zrobić?
Nie odpowiedział, jedynie zacisnął mocniej szczękę. Wyprowadziłam go z równowagi.
-On cię skrzywdzi. - do moich uszu doszedł szept Hope.
-Trudno. - warknęłam i bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju.
Zarzuciłam na siebie skórzaną ramoneskę i poczekałam chwilę na parę. W milczeniu opuściliśmy mieszkanie, kiedy zamykałam drzwi na klucz dostrzegłam jak Hope splata dłonie z moim bratem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zapomnijmy o tej rozmowie, dobrze? Chcę się dzisiaj dobrze bawić. - powiedziałam spoglądając niepewnie na Matta.
Odetchnęłam z ulgą kiedy ten pokiwał głową i objął mnie krótko ramieniem całując w głowę. Brakowało mi go. Brakowało mi tego szczęśliwego Matta, który miał przy sobie białowłosą. Oni bez siebie nie istnieli. Musieli do siebie wrócić i cieszyłam się, że w końcu tak się stało.
Wszyscy czekali na Olivera, który
jeszcze nie raczył się pojawić. Chłopaków z zespołu aż nosiło,
każdy wciąż próbował dodzwonić się do Sykesa. Siedziałam z
Hope na wygodnej kanapie, postanowiłyśmy, że poczekamy razem z
nimi, bo jakoś nieszczególnie chciało nam się wysłuchiwać gry
supportu. Nicholls usiadł obok mnie, kanapa ugięła się pod jego
ciężarem.
-Zabiję go jak przyjdzie. - mruknął w moje ramię, na którym się oparł.
Zaśmiałam się pod nosem. Już miałam mu odpowiedzieć kiedy drzwi uchyliły się gwałtownie, do moich uszu doszedł ciąg siarczystych przekleństw. Ujrzałam plecy Olivera.
- Przepraszam chłopaki, ale Melissa mnie zatrzymała. Ta dziewczyna jest po prostu niemożliwa. - odparł odwracając się w naszą stronę śmiejąc się pod nosem.
Uniosłam swoje brwi, kiedy usłyszałam co powiedział.
- Chcesz powiedzieć, że pieprzyłeś jakąś laskę podczas, gdy my tu na ciebie czekamy? - spytał wkurzony Jordan.
- Nie denerwuj się tak. - odparł Oliver.
Nicholls podniósł się z mojego ramienia i rzucił mi zmartwione spojrzenie. Wiedziałam, że on jako jedyny oprócz Matta domyślił się, że coś jest między mną a Oliverem. Było. Coś było. Sykes przebiegł swoim wzrokiem po pomieszczeniu, a kiedy mnie zobaczył jego wyraz twarzy uległ niewielkiej zmianie. Uśmiechnęłam się do niego jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się z kanapy, a Hope natychmiast poszła w moje ślady.
- To my już uciekamy na górę, powodzenia chłopaki. - powiedziałam i bez słowa wyszłam z pomieszczenia mijając Olivera.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi Hope od razu spojrzała na mnie ze współczuciem.
-On taki jest Destiny, Matt cię ostrzegał. - mruknęła w moją stronę.
-Wiem co mówił Matt, ale możecie już sobie odpuścić ten cały cyrk. Niech sprawa między mną a Oliverem pozostanie między nami. Chociaż nie wiem czy jest jeszcze o czym rozmawiać, jeśli ten kretyn gdzieś mnie zaprasza a potem chwali się na moich oczach jak to wspaniale było pieprzyć jakąś Melissę. - prychnęłam.
Owszem, ruszyło mnie to. Nawet bardzo. Mimo to jednak nie chciałam żeby ta cała sytuacja popsuła mi wieczór. Będę się dobrze bawić nawet bez Olivera. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam po schodach, które wskazał nam ochroniarz. Podziękowałam w duchu chłopakom za to, że o nas pomyśleli i wygospodarowali nam lożę na górze. Jakoś nie miałam ochoty cały koncert przebywać w środku tego tłumu. Tutaj miałyśmy z Hope o wiele lepsze widoki i swego rodzaju spokój.
Nim się obejrzałam chłopaki rozpoczęli granie. Mimowolnie wlepiłam swoje spojrzenie w krzyczącego Olivera, wkładał w to całego siebie. Przyjemnie było mi patrzeć na to jak robi to co kocha, jest w swoim żywiole. Uśmiechnęłam się smutno.
Klub był pełen ludzi, nie tego spodziewałam się słysząc „impreza urodzinowa”. Lee zaprosił chyba wszystkich swoich znajomych. Skierowałam swoje kroki do loży zajętej przez chłopaków i odnalazłam wzrokiem Lee. Przecisnęłam się do niego chcąc złożyć mu życzenia. Kompletnie zignorowałam Olivera, który wlepił we mnie swoje spojrzenie. Schyliłam się nad solenizantem, powiedziałam mu kilka miłych słów i złożyłam krótkie pocałunku na obu jego policzkach. Nagle poczułam dłoń na moich pośladkach, Nicholls obciągnął mi w dół sukienkę mówiąc przy tym:
- Kusisz młoda! Ktoś cię musi tutaj doprowadzić do porządku. - zaśmiał się i wypił całą zawartość swojego kieliszka.
Był już trochę wstawiony, widać było, że wszyscy się świetnie bawili. Matt zniknął gdzieś z Hope. Lee z Jordanem opróżniali swoje kieliszki w przerażającym tempie, a Oliver... Cóż, Oliver siedział wygodnie i wlepiał mordercze spojrzenie w naszą dwójkę.
-Siadasz z nami? - spytał Nicholls
Nie bardzo było gdzie usiąść, więc z premedytacją ułożyłam się wygodnie na kolanach bruneta. Sykes zacisnął mocno swoją szczękę. Nie wiem, w którym momencie Lee podsunął mi pełny kieliszek, który natychmiast pozbawiłam swojej zawartości.
-Czemu nie zaprosiłeś tej całej Melissy? - Matt rzucił pytanie do Olivera.
Sykes wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż był sekundę temu. Na dodatek poczułam dłoń Nichollsa na swoim udzie, co z pewnością nie uszło uwadze wokalisty.
-Bo zaprosiłem kogo innego. - warknął, nalewając sobie jednocześnie wódki do kieliszka.
Zignorowałam to, że najwyraźniej miał na myśli mnie. Matt wzruszył jedynie swoimi barczystymi ramionami i nachylił się nad moim uchem.
- Jest wściekły. - szepnął, a ja zdziwiłam się, że jest na tyle trzeźwy, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że te wszystkie moje zagrania były tylko po to, aby wzbudzić zazdrość Olivera.
Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że Matt jest w stanie mi pomóc. Dziękowałam mu w duchu.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy poczułam jak chłopak zaczyna składać na mojej szyi mokre pocałunki. Wiedziałam, że to nic nie znaczy więc bez zastanowienia wpiłam się w jego wargi. Mimo wszystko to było całkiem przyjemne doświadczenie, z pewnością wpisywało się w dobrą zabawę. Po chwili oderwałam się od Matta i mruknęłam jedynie, że muszę do toalety, co nie mijało się z prawdą. Podniosłam się z jego kolan rzucając spojrzenie Oliverowi, który tym razem przybrał obojętną postawę trzymając kieliszek czystej w dłoni. Pomachałam Lee i Jordanowi po czym skierowałam się w stronę damskiej toalety. Było mi trochę niedobrze od ciągłego hałasu, zapachu alkoholu, papierosów i potu. Umyłam swoje dłonie lodowatą wodą po czym oparłam się o blat. Nogi bolały mnie od długiego tańca na parkiecie, którego chyba miałam na dzisiaj dość. Musiałam jednak przyznać, że bawiłam się całkiem dobrze. Uśmiechając się pod nosem opuściłam łazienkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz klubu w celu przewietrzenia się.
Usiadłam na jakimś murku, tyłem do klubu opuszczając bezwiednie swoje nogi pokryte jedynie cienkimi, czarnymi rajstopami. Zamyślona wpatrzyłam się w jakiś odległy, zupełnie nieokreślony punkt.
Koncert, który dzisiaj zagrali był nieopisany. To było coś genialnego, tłum pode mną i Hope dosłownie szalał. Cieszyłam się, że mogłam tam być, naprawdę.
- Możemy sobie coś kurwa wyjaśnić? - moje rozmyślania przerwał wściekły Oliver, który nagle znalazł się przede mną.
-Nie sądzę, żeby było coś do wyjaśniania. - odparłam wzruszając ramionami.
Był dzisiaj ubrany w czarną koszulę z Drop Dead i obcisłe ciemne dżinsy. Na ramiona zarzucił jeszcze koszulę w kratę. Wyglądał wyjątkowo dobrze.
-A ja wręcz przeciwnie. - warknął – Zamierzałaś się pieprzyć z Matt'em na moich oczach?
-Może. - powiedziałam unosząc prowokująco jedną brew i zeskakując równocześnie z murku, aby choć trochę zmniejszyć różnicę wzrostu jaka była między nami.
Dostrzegłam jak Oliver zaciska swoje pięści. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
- W takim razie muszę cię zmartwić. Jak jeszcze raz zobaczę, że jakiś koleś chociażby cię dotyka to obiecuję, że nie będę taki spokojny jak dzisiaj. - przybliżył się do mnie spowijając moją twarz ciepłym oddechem.
- Pilnuj lepiej czy ktoś przypadkiem nie dotyka twojej Melissy. - wytknęłam mu zdenerwowana.
-Gówno mnie to interesuje i dobrze o tym wiesz.
-Co ty sobie wyobrażasz do jasnej cholery? - krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. - Jakim trzeba być idiotą, żeby najpierw mnie gdzieś zapraszać, a potem odwalić taki numer? Czy ty tego nie widzisz? Jak w ogóle możesz się po tym wszystkim czepiać mnie? - teraz to ja byłam wściekła i nie zamierzałam odpuścić.
-Dobrze! Wiem, to był błąd, ale czy w ogóle dałaś mi okazję do wytłumaczenia się? - zadał pytanie, na które sam sobie udzielił odpowiedzi – Nie! A wiesz czemu? Bo wolałaś się lizać z Nichollsem! To było kurewskie zagranie. - dodał po chwili.
-Słucham? - spytałam zszokowana.
-Zachowałaś się jak głupia suka, Destiny. - warknął.
Spojrzałam na niego nie ukrywając zdziwienia mieszającego się z wzrastającą wściekłością i wtedy zamachnęłam się ręką chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek. Złapał ją jednak tuż przed swoją twarzą i ścisnął mocno mój nadgarstek.
- Nigdy nie próbuj mnie uderzyć. Nigdy. - wysyczał w moją stronę, po czym wypuścił mój nadgarstek z dłoni.
Odwrócił się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie odszedł. Zaczęłam rozcierać bolący przegub, na który nagle zaczęły skapywać słone krople. Znów przez niego płakałam. Miałam tego dość.
-Zabiję go jak przyjdzie. - mruknął w moje ramię, na którym się oparł.
Zaśmiałam się pod nosem. Już miałam mu odpowiedzieć kiedy drzwi uchyliły się gwałtownie, do moich uszu doszedł ciąg siarczystych przekleństw. Ujrzałam plecy Olivera.
- Przepraszam chłopaki, ale Melissa mnie zatrzymała. Ta dziewczyna jest po prostu niemożliwa. - odparł odwracając się w naszą stronę śmiejąc się pod nosem.
Uniosłam swoje brwi, kiedy usłyszałam co powiedział.
- Chcesz powiedzieć, że pieprzyłeś jakąś laskę podczas, gdy my tu na ciebie czekamy? - spytał wkurzony Jordan.
- Nie denerwuj się tak. - odparł Oliver.
Nicholls podniósł się z mojego ramienia i rzucił mi zmartwione spojrzenie. Wiedziałam, że on jako jedyny oprócz Matta domyślił się, że coś jest między mną a Oliverem. Było. Coś było. Sykes przebiegł swoim wzrokiem po pomieszczeniu, a kiedy mnie zobaczył jego wyraz twarzy uległ niewielkiej zmianie. Uśmiechnęłam się do niego jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się z kanapy, a Hope natychmiast poszła w moje ślady.
- To my już uciekamy na górę, powodzenia chłopaki. - powiedziałam i bez słowa wyszłam z pomieszczenia mijając Olivera.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi Hope od razu spojrzała na mnie ze współczuciem.
-On taki jest Destiny, Matt cię ostrzegał. - mruknęła w moją stronę.
-Wiem co mówił Matt, ale możecie już sobie odpuścić ten cały cyrk. Niech sprawa między mną a Oliverem pozostanie między nami. Chociaż nie wiem czy jest jeszcze o czym rozmawiać, jeśli ten kretyn gdzieś mnie zaprasza a potem chwali się na moich oczach jak to wspaniale było pieprzyć jakąś Melissę. - prychnęłam.
Owszem, ruszyło mnie to. Nawet bardzo. Mimo to jednak nie chciałam żeby ta cała sytuacja popsuła mi wieczór. Będę się dobrze bawić nawet bez Olivera. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam po schodach, które wskazał nam ochroniarz. Podziękowałam w duchu chłopakom za to, że o nas pomyśleli i wygospodarowali nam lożę na górze. Jakoś nie miałam ochoty cały koncert przebywać w środku tego tłumu. Tutaj miałyśmy z Hope o wiele lepsze widoki i swego rodzaju spokój.
Nim się obejrzałam chłopaki rozpoczęli granie. Mimowolnie wlepiłam swoje spojrzenie w krzyczącego Olivera, wkładał w to całego siebie. Przyjemnie było mi patrzeć na to jak robi to co kocha, jest w swoim żywiole. Uśmiechnęłam się smutno.
Klub był pełen ludzi, nie tego spodziewałam się słysząc „impreza urodzinowa”. Lee zaprosił chyba wszystkich swoich znajomych. Skierowałam swoje kroki do loży zajętej przez chłopaków i odnalazłam wzrokiem Lee. Przecisnęłam się do niego chcąc złożyć mu życzenia. Kompletnie zignorowałam Olivera, który wlepił we mnie swoje spojrzenie. Schyliłam się nad solenizantem, powiedziałam mu kilka miłych słów i złożyłam krótkie pocałunku na obu jego policzkach. Nagle poczułam dłoń na moich pośladkach, Nicholls obciągnął mi w dół sukienkę mówiąc przy tym:
- Kusisz młoda! Ktoś cię musi tutaj doprowadzić do porządku. - zaśmiał się i wypił całą zawartość swojego kieliszka.
Był już trochę wstawiony, widać było, że wszyscy się świetnie bawili. Matt zniknął gdzieś z Hope. Lee z Jordanem opróżniali swoje kieliszki w przerażającym tempie, a Oliver... Cóż, Oliver siedział wygodnie i wlepiał mordercze spojrzenie w naszą dwójkę.
-Siadasz z nami? - spytał Nicholls
Nie bardzo było gdzie usiąść, więc z premedytacją ułożyłam się wygodnie na kolanach bruneta. Sykes zacisnął mocno swoją szczękę. Nie wiem, w którym momencie Lee podsunął mi pełny kieliszek, który natychmiast pozbawiłam swojej zawartości.
-Czemu nie zaprosiłeś tej całej Melissy? - Matt rzucił pytanie do Olivera.
Sykes wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż był sekundę temu. Na dodatek poczułam dłoń Nichollsa na swoim udzie, co z pewnością nie uszło uwadze wokalisty.
-Bo zaprosiłem kogo innego. - warknął, nalewając sobie jednocześnie wódki do kieliszka.
Zignorowałam to, że najwyraźniej miał na myśli mnie. Matt wzruszył jedynie swoimi barczystymi ramionami i nachylił się nad moim uchem.
- Jest wściekły. - szepnął, a ja zdziwiłam się, że jest na tyle trzeźwy, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że te wszystkie moje zagrania były tylko po to, aby wzbudzić zazdrość Olivera.
Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że Matt jest w stanie mi pomóc. Dziękowałam mu w duchu.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy poczułam jak chłopak zaczyna składać na mojej szyi mokre pocałunki. Wiedziałam, że to nic nie znaczy więc bez zastanowienia wpiłam się w jego wargi. Mimo wszystko to było całkiem przyjemne doświadczenie, z pewnością wpisywało się w dobrą zabawę. Po chwili oderwałam się od Matta i mruknęłam jedynie, że muszę do toalety, co nie mijało się z prawdą. Podniosłam się z jego kolan rzucając spojrzenie Oliverowi, który tym razem przybrał obojętną postawę trzymając kieliszek czystej w dłoni. Pomachałam Lee i Jordanowi po czym skierowałam się w stronę damskiej toalety. Było mi trochę niedobrze od ciągłego hałasu, zapachu alkoholu, papierosów i potu. Umyłam swoje dłonie lodowatą wodą po czym oparłam się o blat. Nogi bolały mnie od długiego tańca na parkiecie, którego chyba miałam na dzisiaj dość. Musiałam jednak przyznać, że bawiłam się całkiem dobrze. Uśmiechając się pod nosem opuściłam łazienkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz klubu w celu przewietrzenia się.
Usiadłam na jakimś murku, tyłem do klubu opuszczając bezwiednie swoje nogi pokryte jedynie cienkimi, czarnymi rajstopami. Zamyślona wpatrzyłam się w jakiś odległy, zupełnie nieokreślony punkt.
Koncert, który dzisiaj zagrali był nieopisany. To było coś genialnego, tłum pode mną i Hope dosłownie szalał. Cieszyłam się, że mogłam tam być, naprawdę.
- Możemy sobie coś kurwa wyjaśnić? - moje rozmyślania przerwał wściekły Oliver, który nagle znalazł się przede mną.
-Nie sądzę, żeby było coś do wyjaśniania. - odparłam wzruszając ramionami.
Był dzisiaj ubrany w czarną koszulę z Drop Dead i obcisłe ciemne dżinsy. Na ramiona zarzucił jeszcze koszulę w kratę. Wyglądał wyjątkowo dobrze.
-A ja wręcz przeciwnie. - warknął – Zamierzałaś się pieprzyć z Matt'em na moich oczach?
-Może. - powiedziałam unosząc prowokująco jedną brew i zeskakując równocześnie z murku, aby choć trochę zmniejszyć różnicę wzrostu jaka była między nami.
Dostrzegłam jak Oliver zaciska swoje pięści. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
- W takim razie muszę cię zmartwić. Jak jeszcze raz zobaczę, że jakiś koleś chociażby cię dotyka to obiecuję, że nie będę taki spokojny jak dzisiaj. - przybliżył się do mnie spowijając moją twarz ciepłym oddechem.
- Pilnuj lepiej czy ktoś przypadkiem nie dotyka twojej Melissy. - wytknęłam mu zdenerwowana.
-Gówno mnie to interesuje i dobrze o tym wiesz.
-Co ty sobie wyobrażasz do jasnej cholery? - krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. - Jakim trzeba być idiotą, żeby najpierw mnie gdzieś zapraszać, a potem odwalić taki numer? Czy ty tego nie widzisz? Jak w ogóle możesz się po tym wszystkim czepiać mnie? - teraz to ja byłam wściekła i nie zamierzałam odpuścić.
-Dobrze! Wiem, to był błąd, ale czy w ogóle dałaś mi okazję do wytłumaczenia się? - zadał pytanie, na które sam sobie udzielił odpowiedzi – Nie! A wiesz czemu? Bo wolałaś się lizać z Nichollsem! To było kurewskie zagranie. - dodał po chwili.
-Słucham? - spytałam zszokowana.
-Zachowałaś się jak głupia suka, Destiny. - warknął.
Spojrzałam na niego nie ukrywając zdziwienia mieszającego się z wzrastającą wściekłością i wtedy zamachnęłam się ręką chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek. Złapał ją jednak tuż przed swoją twarzą i ścisnął mocno mój nadgarstek.
- Nigdy nie próbuj mnie uderzyć. Nigdy. - wysyczał w moją stronę, po czym wypuścił mój nadgarstek z dłoni.
Odwrócił się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie odszedł. Zaczęłam rozcierać bolący przegub, na który nagle zaczęły skapywać słone krople. Znów przez niego płakałam. Miałam tego dość.
No hej! Nie spodziewałam się, że tak szybko napiszę nowy, a tu proszę! Przepraszam, że nie komentuję u was, ale jestem w tyle z czytaniem. Muszę wszystko nadrobić i na spokojnie znów się w to wdrożyć. Dajcie mi trochę czasu.
Kurde, idealny koniec dnia! <3
OdpowiedzUsuńOliver mnie tu wkurwił, generalnie każdy mnie tu chyba wkurwił, może oprócz Nichollsa, jak zwykle wspaniale wypadł XD
Myślę, że to jeden z Twoich lepszych rozdziałów, naprawdę cholernie mi się podoba :D
Generalnie padam z sił i nie chcę pisać głupot, dlatego może już się położę ;-;
Niech Cię wena nie opuszcza, chcemy więcej, a o nadrabianie się nie martw, nie naciskam (przynajmniej ja XD)
Dobra, dobranoc!
Boże dziewczyno jak ja się cieszę że wróciłas kurwa kocham ostrego Olivera który mówi ze nikt inny nie może jej dotykac to jest zajebsiteee
OdpowiedzUsuńMiła niespodzianka, że tak prędko. Dzięki ♥
OdpowiedzUsuńAwwwh, ale ja jestem paskudna. Weź mnie dźgnij jakimś badylem. Moje usprawiedliwienie straciło datę ważności jakiś czas temu. Chciałam wymówić się wyjazdem na ferie, no ale już jestem w domu i trochę o tobie zapomniałam. Sorki wielkie.
OdpowiedzUsuńCzytałam ten rozdział ze screenów zrobionych naprędce na stacji benzynowej (jakoż tam internet mniej więcej działał) i dzięki temu mogłam się dokładniej mu przypatrzeć. Dlatego tym razem mój komentarz zaczynam od zwrócenia ci uwagi: bardzo często piszesz zwroty typu "swoje brwi", "swoje usta", "swoje nogi". Hm. Nie wiem, czy jest to formalnie błąd, ale wyraz "swoje" wydaje się tu ewidentnie niepotrzebny. No bo dziwne byłoby, żeby ludzie przygryzali czyjeś wargi, a nie własne. (to niesamowicie rajcująca mnie myśl, jak się głębiej zastanowić, ale wciąż nielogiczna)
Okej. Poza tym Destiny zaczyna się robić dziwna; jej działania są chaotyczne i pozbawione sensu. Oliver też jest rozchwiany, ale w jakiś sposób bardziej naturalny. Ona bredzi i się wydurnia. Destiny, zaczynam mieć cię dość. Zwłaszcza, że przy Sykes'ie wypadasz aktualnie bardzo blado.
Okej. Wydarzenia. Jeśli o nie chodzi no to łał, dzieje się. Trochę teatralności pod koniec, no ale wybaczam to, bo dość ciekawie się wszystko toczy. Brakuje mi jednak trochę chemii pomiędzy tą twą parką. Niby do siebie lgną, niby nie. Lubię toksyczną miłość, to naprawdę świetna rzecz do czytania i pisania. Motyw wzajemnego wyniszczania się, wypalania miłości, namiętności rozpalanej nienawiścią... cudo, cudowność. Tylko u ciebie jest toksyczność, a samej miłości... jakby brak. Nie wiem. Może to dlatego, że tak nagle się ona zrodziła. Mimo wszystko mam wrażenie, że przydałoby się jasne nakreślenie tego, co się w Oliverze podoba Destiny i na odwrót. Nie idzie o oczęta albo tatuaże, o nie nie. Tylko po prostu "och, Destiny, udawałem chuja, ale tak naprawdę gniłem z miłości, której nie potrafiłem opisać. Albo "och, Sykes, jestem pozbawioną zdolności trzeźwej oceny sytuacji załamaną nastolatką, która nie rozumie, co się z nią dzieje. Nie wiem, dlaczego tak bardzo cię kocham, omg halp mey".
No. Także ten. Czas na mnie, bo i tak się zasiedziałam. Czeka mnie jeszcze jeden zaległy rozdział, który postaram się nadrobić już jutro (w końcu piątunio, nie?). Jeśli tego nie zrobię, użyj badyla, o którym wspomniałam na początku tego komentarza. Nie musisz być delikatna.
Weny i takie tam.
PS- u mnie była niedawno nowa rzecz, jak chcesz to wpadaj.
/niezalogowana Bennoda