Dzisiejsze ćwiczenia wykończyły
fizycznie dosłownie wszystkich znajdujących się na sali. Byłam
wyczerpana i jedyne o czym marzyłam to wreszcie wrócić do domu.
Rozejrzałam się po sali, mój wzrok dłużej zatrzymał się na
Anthonym rozmawiającym w najlepsze z rozchichotaną Vanessą. Ta
dwójka ostatnimi czasy dogadywała się co raz lepiej, a mimo to
Anthony udawał na siłę, że nic między nimi nie uległo zmianie.
Nie do końca mi się to podobało, w końcu szczerze nienawidziłam
brunetki. Zmarszczyłam jedynie swoje brwi i na powrót wsłuchałam
się w słowa profesor Cooper. Dziękowałam w duchu, że to już
koniec zajęć, a kiedy wszyscy kierowaliśmy się do wyjścia
uśmiechnęłam się szeroko do Harry'ego.
Kiedy weszłam do
szatni dosłownie zemdliło mnie na widok stojącej na samym środku
Vanessy i rozprawiającej o czymś głośno. Minęłam ją z wysoko
uniesioną głową mimowolnie wsłuchując się w jej słowa, które
kierowała do dziewczyn.
-Nie uwierzycie, ale po jutrze mam randkę
z Anthonym!-do moich uszu doszedł jej irytujący głosik.
Sama
nie wiem jak to możliwe, że ostatnio było mi jej nawet żal? Jaka
ja byłam głupia! Założyłam na siebie obcisłą, zwykłą
sukienkę przewracając przy tym oczami. Chciałam jak najszybciej
opuścić to pomieszczenie, żeby nie musieć wsłuchiwać się w te
jej głupie wywody. Założyłam jeszcze botki i z pośpiechem
wyszłam z szatni nie żegnając się z nikim.
Kiedy na parkingu
dostrzegłam auto mojego ojca, dosłownie myślałam, że się
przewidziałam. Stanęłam jak wryta zupełnie nie wiedząc co
zrobić. Czy to jest jakiś żart? Z moich zamyślań wyrwał mnie
dźwięk jego głosu.
-Destiny! Pośpiesz się! - zawołał prze
uchylone okno.
Świat zwariował. Niepewnie skierowałam swoje
kroki w stronę terenowego auta, aby po chwili usiąść na miejscu
pasażera. Odwróciłam się w jego stronę. Nie widziałam go tak
dawno, że niemalże zapomniałam szczegółów jego wyglądu. To
chyba nie świadczyło o zbyt dobrej relacji ojca z córką.
Parsknęłam śmiechem.
-Co u ciebie słychać? - spytał
wyjeżdżając na ruchliwą ulicę.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz?
- zadałam pytanie nawet nie oczekując na nie odpowiedzi – Przez
ostatnie tygodnie zupełnie cie to nie obchodziło, a teraz bawisz
się w troskliwego tatusia?
-Wiem Destiny i przepraszam. -
przerwał mi spoglądając na mnie – Naprawdę przepraszam, ale
zbyt dużo się działo. To wszystko... Carolyn... To było dla mnie
za dużo.
Zaśmiałam się przeczesując równocześnie włosy
palcami.
- Za dużo powiadasz, hmm? Szkoda, że granie na dwa
fronty to nie było dla ciebie za dużo. - wytknęłam mu bez żadnych
skrupułów – Jesteś żałosny.
Spojrzałam na niego z
nieukrywanym obrzydzeniem. Podczas naszej ostatniej rozmowy udało mu
się ponownie mnie do siebie przekonać. Miałam nadzieję, że tym
razem mu się nie powiedzie. Wiedział, że zawsze był dla mnie kimś
bardzo ważnym, o wiele ważniejszym od mamy i teraz starał się to
wykorzystać. Prawda była taka, że oboje byli siebie warci. Po
rozstaniu zepchnęli mnie na dalszy plan, przestałam ich obchodzić.
Matka i on kompletnie mnie ignorowali, a teraz co? Zacznie się
zabawa w to kogo wolę i kto jest bardziej troskliwy? Chyba
podziękuję.
-Przestań, myślałem, że to już sobie
wyjaśniliśmy. - mruknął zniesmaczony.
-Tak, tak. Wszystko
sobie wyjaśniliśmy. - powiedziałam przesłodzonym tonem – Dopóki
nie zacząłeś się zachowywać jakbyś nie miał córki do jasnej
cholery! - ucieszyłam się na widok mojej kamienicy, ojciec
zatrzymał samochód i obrócił się w moją stronę.
-Nie mów
tak. Cały czas chciałem się z tobą skontaktować...
-Koniec
tego. Mam dość. - przerwałam mu i odpięłam pasy chcąc jak
najszybciej znaleźć się z dala od tego człowieka.
Wysiadłam
z auta nawet nie dając mu czasu na powiedzenie chociażby słowa.
Wbiegłam po schodkach, przeszłam hol i po chwili znalazłam się
już w mieszkaniu. Zamknęłam za sobą drzwi przekręcając zamek.
Cieszyłam się w duchu, że byłam sama, matka była jeszcze w
pracy. Odetchnęłam głęboko zasiadając równocześnie na miękkim,
siwym fotelu w przedpokoju. Przykryłam twarz dłońmi analizując
całą rozmowę z ojcem. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby się
ze mną skontaktować, ale tego nie wykorzystał. Zbyt późno sobie
o mnie przypomniał. Cała ta sytuacja wywołała ogromny mętlik w
mojej głowie. Nie wiem czemu, ale miałam wielką ochotę zrobić
coś głupiego, szalonego. Wiedziałam, że to beznadziejnie
dziecinne lecz zamiast rozmyślania nad tym ucieszyłam się jedynie,
że czeka mnie dzisiaj koncert chłopaków a po nim urodzinowa
impreza Lee w klubie.
Siedziałam przy swojej toaletce i
szykowałam się do wyjścia, gdy do moich uszu doszedł dźwięk
dzwonka. Dokończyłam malować rzęsy tuszem po czym zbiegłam po
schodach na dół. Wysokie botki, które postanowiłam założyć
wyjątkowo utrudniły mi tę czynność, ale jakimś cudem stałam
już przed uśmiechniętym Matt'em.
-Tak wcześnie? Jeszcze nie
jestem gotowa. - mruknęłam trochę niezadowolona mimo to
uśmiechając się do brata.
Kiedy ujrzałam, że stoi za nim
Hope mój uśmiech zwiększył się kilkukrotnie. Przykryłam usta
dłonią i rzuciłam się na szyje tej dwójki.
-Wreszcie! Jeju,
jak się cieszę! - powiedziałam wciąż przytulając ich do siebie.
-Dobra, widzę, ale już skończ. - odparł Matt wyrywając się
z moich objęć.
Wpuściłam ich do środka i na powrót
skierowałam się do mojego pokoju, bo rozkloszowana sukienka, którą
miałam na sobie jednak mi nie odpowiadała. Poprosiłam parę, żeby
jeszcze chwilę na mnie zaczekali, na co rozsiedli się jedynie na
kanapie w salonie.
Założyłam jednak czarną, obcisłą
sukienkę bardzo zabudowaną pod szyją. Mimo że zupełnie
zasłaniała mój dekolt miała niewielkie wycięcia na brzuchu i
plecach. Do tego była dość krótka, jednak zupełnie mi to nie
przeszkadzało. Miałam ochotę zaszaleć dzisiejszej nocy.
Przeczesałam jeszcze swoje włosy, zabrałam niewielką torebkę i
zeszłam do brata i Hope. Matt zlustrował mnie spojrzeniem marszcząc
swoje brwi.
-Zanim wyjdziemy chcę pogadać, Destiny. - odparł
wciąż patrząc na mnie przenikliwie.
-Mam wyjść? - spytała
Hope
Spojrzałam na nią karcąco. Nie chciałam, żeby zostawiała
mnie sama z bratem, który jak nic chce mi powiedzieć jakieś
koszmarne kazanie o długości mojej sukienki.
-Nie, zostań. -
odparł ku mojej uldze, wiedziałam, że Hope mnie wesprze. - Chodzi
o Olivera.
Spojrzałam na niego zszokowana. Czyli nie mogłam
oczekiwać ratunku przyjaciółki. Opadłam bezwładnie na kanapę.
-Co masz na myśli? - spytałam zdezorientowana
-Całowaliście
się, widziałem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. Musiał nas
zobaczyć pod jego mieszkaniem. Co za podstępny gnojek!
-Owszem i
co w związku z tym? - nie zamierzałam zaprzeczać bo wiedziałam,
że to nie ma sensu.
-To nie jest facet dla ciebie, Destiny. - ku
mojemu przerażeniu Hope pokiwała głową na jego słowa. - To mój
najlepszy kumpel, ale przysięgam, że jak cię znów dotknie to
stanie mu się krzywda. Nie zawracaj sobie nim głowy, zrozumiałaś?
-Przykro mi Matt, ale nie będziesz mi układał życia. To czy
zawracam sobie głowę Oliverem to tylko i wyłącznie moja sprawa! -
wściekła wstałam z kanapy. - Naprawdę myślisz, że jesteś w
stanie coś z tym zrobić?
Nie odpowiedział, jedynie zacisnął
mocniej szczękę. Wyprowadziłam go z równowagi.
-On cię
skrzywdzi. - do moich uszu doszedł szept Hope.
-Trudno. -
warknęłam i bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju.
Zarzuciłam na siebie skórzaną ramoneskę i poczekałam chwilę
na parę. W milczeniu opuściliśmy mieszkanie, kiedy zamykałam
drzwi na klucz dostrzegłam jak Hope splata dłonie z moim bratem.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zapomnijmy o tej rozmowie,
dobrze? Chcę się dzisiaj dobrze bawić. - powiedziałam spoglądając
niepewnie na Matta.
Odetchnęłam z ulgą kiedy ten pokiwał
głową i objął mnie krótko ramieniem całując w głowę.
Brakowało mi go. Brakowało mi tego szczęśliwego Matta, który
miał przy sobie białowłosą. Oni bez siebie nie istnieli. Musieli
do siebie wrócić i cieszyłam się, że w końcu tak się stało.
Wszyscy czekali na Olivera, który
jeszcze nie raczył się pojawić. Chłopaków z zespołu aż nosiło,
każdy wciąż próbował dodzwonić się do Sykesa. Siedziałam z
Hope na wygodnej kanapie, postanowiłyśmy, że poczekamy razem z
nimi, bo jakoś nieszczególnie chciało nam się wysłuchiwać gry
supportu. Nicholls usiadł obok mnie, kanapa ugięła się pod jego
ciężarem.
-Zabiję go jak przyjdzie. - mruknął w moje ramię,
na którym się oparł.
Zaśmiałam się pod nosem. Już miałam
mu odpowiedzieć kiedy drzwi uchyliły się gwałtownie, do moich
uszu doszedł ciąg siarczystych przekleństw. Ujrzałam plecy
Olivera.
- Przepraszam chłopaki, ale Melissa mnie zatrzymała. Ta
dziewczyna jest po prostu niemożliwa. - odparł odwracając się w
naszą stronę śmiejąc się pod nosem.
Uniosłam swoje brwi,
kiedy usłyszałam co powiedział.
- Chcesz powiedzieć, że
pieprzyłeś jakąś laskę podczas, gdy my tu na ciebie czekamy? -
spytał wkurzony Jordan.
- Nie denerwuj się tak. - odparł
Oliver.
Nicholls podniósł się z mojego ramienia i rzucił mi
zmartwione spojrzenie. Wiedziałam, że on jako jedyny oprócz Matta
domyślił się, że coś jest między mną a Oliverem. Było. Coś
było. Sykes przebiegł swoim wzrokiem po pomieszczeniu, a kiedy mnie
zobaczył jego wyraz twarzy uległ niewielkiej zmianie. Uśmiechnęłam
się do niego jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się z kanapy, a Hope
natychmiast poszła w moje ślady.
- To my już uciekamy na górę,
powodzenia chłopaki. - powiedziałam i bez słowa wyszłam z
pomieszczenia mijając Olivera.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi
Hope od razu spojrzała na mnie ze współczuciem.
-On taki jest
Destiny, Matt cię ostrzegał. - mruknęła w moją stronę.
-Wiem
co mówił Matt, ale możecie już sobie odpuścić ten cały cyrk.
Niech sprawa między mną a Oliverem pozostanie między nami. Chociaż
nie wiem czy jest jeszcze o czym rozmawiać, jeśli ten kretyn gdzieś
mnie zaprasza a potem chwali się na moich oczach jak to wspaniale
było pieprzyć jakąś Melissę. - prychnęłam.
Owszem, ruszyło
mnie to. Nawet bardzo. Mimo to jednak nie chciałam żeby ta cała
sytuacja popsuła mi wieczór. Będę się dobrze bawić nawet bez
Olivera. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam po schodach, które
wskazał nam ochroniarz. Podziękowałam w duchu chłopakom za to, że
o nas pomyśleli i wygospodarowali nam lożę na górze. Jakoś nie
miałam ochoty cały koncert przebywać w środku tego tłumu. Tutaj
miałyśmy z Hope o wiele lepsze widoki i swego rodzaju spokój.
Nim
się obejrzałam chłopaki rozpoczęli granie. Mimowolnie wlepiłam
swoje spojrzenie w krzyczącego Olivera, wkładał w to całego
siebie. Przyjemnie było mi patrzeć na to jak robi to co kocha, jest
w swoim żywiole. Uśmiechnęłam się smutno.
Klub był pełen
ludzi, nie tego spodziewałam się słysząc „impreza urodzinowa”.
Lee zaprosił chyba wszystkich swoich znajomych. Skierowałam swoje
kroki do loży zajętej przez chłopaków i odnalazłam wzrokiem Lee.
Przecisnęłam się do niego chcąc złożyć mu życzenia.
Kompletnie zignorowałam Olivera, który wlepił we mnie swoje
spojrzenie. Schyliłam się nad solenizantem, powiedziałam mu kilka
miłych słów i złożyłam krótkie pocałunku na obu jego
policzkach. Nagle poczułam dłoń na moich pośladkach, Nicholls
obciągnął mi w dół sukienkę mówiąc przy tym:
- Kusisz
młoda! Ktoś cię musi tutaj doprowadzić do porządku. - zaśmiał
się i wypił całą zawartość swojego kieliszka.
Był już
trochę wstawiony, widać było, że wszyscy się świetnie bawili.
Matt zniknął gdzieś z Hope. Lee z Jordanem opróżniali swoje
kieliszki w przerażającym tempie, a Oliver... Cóż, Oliver
siedział wygodnie i wlepiał mordercze spojrzenie w naszą dwójkę.
-Siadasz z nami? - spytał Nicholls
Nie bardzo było gdzie
usiąść, więc z premedytacją ułożyłam się wygodnie na
kolanach bruneta. Sykes zacisnął mocno swoją szczękę. Nie wiem,
w którym momencie Lee podsunął mi pełny kieliszek, który
natychmiast pozbawiłam swojej zawartości.
-Czemu nie zaprosiłeś
tej całej Melissy? - Matt rzucił pytanie do Olivera.
Sykes
wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż był sekundę temu.
Na dodatek poczułam dłoń Nichollsa na swoim udzie, co z pewnością
nie uszło uwadze wokalisty.
-Bo zaprosiłem kogo innego. -
warknął, nalewając sobie jednocześnie wódki do kieliszka.
Zignorowałam to, że najwyraźniej miał na myśli mnie. Matt
wzruszył jedynie swoimi barczystymi ramionami i nachylił się nad
moim uchem.
- Jest wściekły. - szepnął, a ja zdziwiłam się,
że jest na tyle trzeźwy, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że te
wszystkie moje zagrania były tylko po to, aby wzbudzić zazdrość
Olivera.
Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że Matt
jest w stanie mi pomóc. Dziękowałam mu w duchu.
Zdziwiłam się
jeszcze bardziej, kiedy poczułam jak chłopak zaczyna składać na
mojej szyi mokre pocałunki. Wiedziałam, że to nic nie znaczy więc
bez zastanowienia wpiłam się w jego wargi. Mimo wszystko to było
całkiem przyjemne doświadczenie, z pewnością wpisywało się w
dobrą zabawę. Po chwili oderwałam się od Matta i mruknęłam
jedynie, że muszę do toalety, co nie mijało się z prawdą.
Podniosłam się z jego kolan rzucając spojrzenie Oliverowi, który
tym razem przybrał obojętną postawę trzymając kieliszek czystej
w dłoni. Pomachałam Lee i Jordanowi po czym skierowałam się w
stronę damskiej toalety. Było mi trochę niedobrze od ciągłego
hałasu, zapachu alkoholu, papierosów i potu. Umyłam swoje dłonie
lodowatą wodą po czym oparłam się o blat. Nogi bolały mnie od
długiego tańca na parkiecie, którego chyba miałam na dzisiaj
dość. Musiałam jednak przyznać, że bawiłam się całkiem
dobrze. Uśmiechając się pod nosem opuściłam łazienkę i
postanowiłam wyjść na zewnątrz klubu w celu przewietrzenia się.
Usiadłam na jakimś murku, tyłem do klubu opuszczając
bezwiednie swoje nogi pokryte jedynie cienkimi, czarnymi rajstopami.
Zamyślona wpatrzyłam się w jakiś odległy, zupełnie nieokreślony
punkt.
Koncert, który dzisiaj zagrali był nieopisany. To było
coś genialnego, tłum pode mną i Hope dosłownie szalał. Cieszyłam
się, że mogłam tam być, naprawdę.
- Możemy sobie coś kurwa
wyjaśnić? - moje rozmyślania przerwał wściekły Oliver, który
nagle znalazł się przede mną.
-Nie sądzę, żeby było coś do
wyjaśniania. - odparłam wzruszając ramionami.
Był dzisiaj
ubrany w czarną koszulę z Drop Dead i obcisłe ciemne dżinsy. Na
ramiona zarzucił jeszcze koszulę w kratę. Wyglądał wyjątkowo
dobrze.
-A ja wręcz przeciwnie. - warknął – Zamierzałaś
się pieprzyć z Matt'em na moich oczach?
-Może. - powiedziałam
unosząc prowokująco jedną brew i zeskakując równocześnie z murku,
aby choć trochę zmniejszyć różnicę wzrostu jaka była między
nami.
Dostrzegłam jak Oliver zaciska swoje pięści. Chyba
jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
- W takim razie
muszę cię zmartwić. Jak jeszcze raz zobaczę, że jakiś koleś
chociażby cię dotyka to obiecuję, że nie będę taki spokojny jak
dzisiaj. - przybliżył się do mnie spowijając moją twarz ciepłym
oddechem.
- Pilnuj lepiej czy ktoś przypadkiem nie dotyka twojej
Melissy. - wytknęłam mu zdenerwowana.
-Gówno mnie to interesuje
i dobrze o tym wiesz.
-Co ty sobie wyobrażasz do jasnej cholery?
- krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. - Jakim trzeba być idiotą,
żeby najpierw mnie gdzieś zapraszać, a potem odwalić taki numer?
Czy ty tego nie widzisz? Jak w ogóle możesz się po tym wszystkim
czepiać mnie? - teraz to ja byłam wściekła i nie zamierzałam
odpuścić.
-Dobrze! Wiem, to był błąd, ale czy w ogóle dałaś
mi okazję do wytłumaczenia się? - zadał pytanie, na które sam
sobie udzielił odpowiedzi – Nie! A wiesz czemu? Bo wolałaś się
lizać z Nichollsem! To było kurewskie zagranie. - dodał po
chwili.
-Słucham? - spytałam zszokowana.
-Zachowałaś się
jak głupia suka, Destiny. - warknął.
Spojrzałam na niego nie
ukrywając zdziwienia mieszającego się z wzrastającą wściekłością
i wtedy zamachnęłam się ręką chcąc wymierzyć mu siarczysty
policzek. Złapał ją jednak tuż przed swoją twarzą i ścisnął
mocno mój nadgarstek.
- Nigdy nie próbuj mnie uderzyć. Nigdy.
- wysyczał w moją stronę, po czym wypuścił mój nadgarstek z
dłoni.
Odwrócił się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie
odszedł. Zaczęłam rozcierać bolący przegub, na który nagle
zaczęły skapywać słone krople. Znów przez niego płakałam.
Miałam tego dość.
No hej! Nie spodziewałam się, że tak szybko napiszę nowy, a tu proszę! Przepraszam, że nie komentuję u was, ale jestem w tyle z czytaniem. Muszę wszystko nadrobić i na spokojnie znów się w to wdrożyć. Dajcie mi trochę czasu.