poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 18.

     Wysiadłam niepewnie z auta rozglądając się równocześnie po otaczającym mnie lesie. Robiło się już ciemno, dzięki czemu wysokie drzewa nabrały pewnej tajemniczości. Z samochodu grała cicha muzyka, która mieszała się ze śpiewem ptaków. Do moich uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi, które zatrzasnął gwałtownie Oliver. Zrobiłam kilka kroków do przodu, aby w końcu ujrzeć rozświetlone miasto, na które miałam teraz idealny widok. Mogłam spokojnie obserwować, z tego wzniesienia tysiące budynków, które mijam na co dzień. Wszystko w jednej chwili sprawiło wrażenie niezwykle odległego, pozostawiłam tam na dole swoje problemy, a mój umysł sprawiał wrażenie oczyszczonego.
Było w tym miejscu coś niesamowitego, a późna pora dodawała jedynie uroku. Sheffield wyglądało wyjątkowo pięknie – oświetlone i tętniące życiem między rozpostartą wokół ciszą i spokojem malującym się wśród zielonych lasów. Miasto sprawiało wrażenie wyciętego z jakiegoś obrazka i wklejonego wprost w zalesiony krajobraz.
Już od dłuższego czasu nie czułam się tak oderwana od rzeczywistości jak w tamtej chwili. Nagle dotarło do mnie w jakim pędzie żyję. Balet i nauka wypełniają praktycznie cały mój dzień, już dawno straciłam czas dla siebie i dla rodziny, która nie ukrywając, najzwyczajniej w świecie się rozpada. Zobojętniałam i w pewnym sensie zaczęło mi to przeszkadzać.
Potrzebowałam chwili właśnie w takim miejscu – z dala od wszystkiego co miałam dostępne na co dzień.
Ptaki już przestawały śpiewać, jakby udając się na spoczynek. Ciszę panującą w lesie wypełniała jedynie spokojna muzyka i nasze oddechy.
- Pięknie, prawda? - spytał Oliver, ale doskonale wiedziałam, że nawet nie oczekuje odpowiedzi.
Brunet opierał się o maskę samochodu z założonymi rękami. Zamiast wpatrywać się w piękny widok przed nami, jego wzrok utkwiony był we mnie przez co poczułam się trochę niezręcznie. Mimo to podeszłam do niego i po chwili staliśmy obok siebie oparci o granatową karoserię terenowego mercedesa. Odniosłam wrażenie, że mężczyzna często odwiedza to miejsce, jakby szukając jakiejś odskoczni.
- Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. - mruknęłam nawet na niego nie spoglądając
Na swój sposób byłam mu naprawdę wdzięczna. Lubiłam poznawać nowe miejsca, a to w którym się znajdowałam aktualnie było jednym z piękniejszych. Zdawałam sobie też sprawę, z tego że prawdopodobnie jest to dla niego na swój sposób ważne.
Są takie rzeczy, myśli czy właśnie miejsca, którymi ciężko nam się dzielić z innymi.
Brunet przysłonił mi nagle cały widok stając przede mną.
- Sam nie wiem czemu to zrobiłem. - odparł patrząc prosto w moje oczy.
Uniosłam swoje brwi pytająco, dając mu tym samym do zrozumienia, że chcę aby kontynuował.
Poczułam na swoich biodrach jego dłonie, które trzymały mnie w mocnym uścisku. Uniósł mnie delikatnie i posadził na masce samochodu, tak że nasze twarze znalazły się niemalże na tej samej wysokości.
- Nie mam pojęcia, kiedy stałaś się dla mnie ważna, Destiny. Coraz częściej łapię się na tym, że myślę o tobie, niekiedy zastanawiam się po prostu co robisz. A kiedy już cię mam przy sobie czuję się tak cholernie dobrze. Jakbym był na swoim miejscu. - wytłumaczył cicho.
Byłam zszokowana i dziękowałam w duchu za to, że siedzę. Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów prosto z jego ust.
Zamiast powiedzieć cokolwiek złożyłam na jego wargach ciepły pocałunek, który natychmiast oddał ze zdwojoną pasją. Poczułam jak jego dłonie wkradają się pod moją bluzę, gładząc lekko i niepewnie moją skórę. Oplotłam nogami męskie biodra, dzięki czemu jego sylwetka znalazła się jeszcze bliżej mojej.
Jakaś część mnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, do czego to wszystko prowadzi. Miałam nieodparte wrażenie, że to co działo się między nami ostatnimi czasy dzisiejszego dnia osiągnie apogeum. Było zbyt dużo było pocałunków i dwuznacznych gestów, abyśmy puścili to wszystko w niepamięć i nie poszli o krok dalej. Czułam, że Oliver nie jest do końca pewny na jak dużo może sobie pozwolić. W pewnym sensie mój umysł krzyczał, żebym przerwała to wszystko jak najszybciej, ale z drugiej strony wiedziałam, że nigdy się na to nie zdobędę.
Brunet zaczął składać pocałunki na mojej szyi, przygryzając wrażliwą skórę raz po raz. Jęknęłam cicho, na co natychmiast poczułam jak uśmiecha się delikatnie nad moją skórą.
Uległam mu.
Przysięgam, że kiedy był blisko mnie, kiedy czułam zapach jego perfum, jego dłonie na moim ciele, nie byłam w stanie myśleć w sposób racjonalny. Bałam się na samą myśl o tym jak szybko moje uczucie do niego wzrastało i zakorzeniało się we mnie. Nic z tym nie robiłam, chociaż mój umysł wypełniało mnóstwo obaw. Wiedziałam, że to nie jest wieczne i zdawałam sobie sprawę z tego jaki on jest.
Jakby opierając się tym wszystkim myślom na powrót odnalazłam jego wargi, aby połączyć je w namiętnym pocałunku. Jego usta były szorstkie, a pocałunki w pewnym sensie niedelikatne. Mimo to w moich oczach od samego początku przyrównywałam je do ideału.
- Jesteś niesamowita. - usłyszałam jego zachrypnięty głos, kiedy oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło na moim.
Uwierzyłam.
Zupełnie umknął mi moment, w którym zeskoczyłam z maski samochodu i przyparta do ust Olivera skierowałam się na tylne siedzenie samochodu. Nie sądziłam, że to wszystko potoczy się tak szybko. Kiedy przebudziłam się tego dnia, nawet przez myśl mi nie przeszło, że dojdzie do takiego zakończenia.
Zakończenia, które już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, nawet z najmniejszymi szczegółami. Było w tej chwili coś magicznego. W nim było coś magicznego.
To było niesamowite, że nawet najdrobniejsze muśnięcie dłoni Olivera sprawiało, że czułam się jakby zmysł dotyku był jedynym, który mi pozostał. Wszystko było takie wyostrzone i nabrało jakby zupełnie nowych, niepowtarzalnych i nieznanych mi jak dotąd barw. Pragnęłam zapamiętać każdy element tej układanki. Zwróciłam uwagę na to jak napięte były mięśnie mężczyzny malujące się pod skórą pokrytą tatuażami, dostrzegłam nadzwyczaj ciemną barwę jego tęczówek. Było idealnie, mimo początkowego bólu, który wywołał kilka łez z moich oczu. Nigdy nie sądziłam, że może być aż tak cholernie idealnie.
I wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że to niesamowite ile jest w stanie zrobić, a zarazem poświęcić zakochana kobieta.



Nie wiem co ja zrobiłam, ale chyba jestem zadowolona. Komentujcie, dawajcie rady, a pomysłami też nie pogardzę. :)) Zdaję sobie sprawy, że trochę krótki, ale ciężko pisało mi się ten rozdział, przepraszam. Do następnego.

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 17


     Mimo że był piątek nie odpuściłam sobie treningu po codziennej dawce zajęć. Jeszcze nigdy nie spotkałam się u siebie z taką ilością determinacji, którą dosłownie kipiałam. Wiedziałam, że muszę w zbliżający się wielkimi krokami występ, włożyć całą siebie, więc właśnie w taki sposób postępowałam. Z czasem przestałam już odczuwać początkowo pojawiające się zmęczenie, graniczące z wyczerpaniem organizmu. Kompletnie o to nie dbałam, moje zdrowie odsunęło się na bardzo daleki plan. Liczył się tylko występ.
Dzisiejszego dnia miałam szczęście, bo Anthony postanowił się nade mną zlitować i został ze mną na moment po zajęciach, abym mogła poćwiczyć różne kroki z partnerem. Byłam mu naprawdę wdzięczna, że poświęcił dla mnie swój czas, ale z przykrością stwierdziłam, że między nami nie wszystko jest w porządku. Sytuacja była dziwnie napięta, a przecież nic złego się nie wydarzyło. Odsunęliśmy się od siebie i nie do końca mi to odpowiadało, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Starałam się nie zaprzątać sobie głowy sprawami, które mogłyby mnie w jakikolwiek sposób rozproszyć i odsunąć od zajęć. Ostatni tydzień pracowałam naprawdę ciężko, ale wbrew pozorom czułam się o niebo lepiej. Kochałam balet i byłam w stanie włożyć w niego całą siebie.
Już od trzech godzin kolejny wieczór spędzam na przestronnej sali do ćwiczeń. Anthony zostawił mnie przed chwilą samą, tłumacząc się jakimś ważnym spotkaniem. Dobrze wiedziałam, że chodzi o Vanessę, ale postanowiłam tego nie komentować. Nie chciałam się wtrącać w jego sprawy, a najwyraźniej on sam także nie zamierzał mi się zwierzać. Może poczułam się trochę urażona, ale jakoś się nad tym nie skupiałam. Byłam tylko ja, muzyka i taniec. Czułam wszystkie mięśnie na moim ciele, które już od dawna domagały się chociaż chwili wytchnienia. Był to jednak przyjemny ból, który niemalże wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
   Niespodziewanie do moich uszu doszło ciche chrząknięcie, które nie miało nic wspólnego z muzyką klasyczną wydobywającą się z głośników. Odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której doszedł niepowołany dźwięk, a kiedy ujrzałam kto przede mną stoi moje funkcje życiowe zatrzymały się na ułamek sekundy. Szok to mało powiedziane biorąc pod uwagę uczucie, które mną zawładnęło. Oliver postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością i to jeszcze w takim niespodziewanym momencie.
- Ładnie tańczysz. - odparł na pozór sucho, ale na jego błąkał się delikatny uśmiech.
Uniosłam swoje brwi nie ukrywając zdziwienia.
- Co ty tu robisz? - spytałam bezpośrednio.
Oliver zrobił kilka kroków, aby znaleźć się bliżej mojej sylwetki. Z zadowoleniem dostrzegłam, że na jego twarzy wciąż widniał lekko kpiący uśmieszek, tak bardzo dla niego charakterystyczny. Miał dobry humor.
- Czekałem pod szkołą, ale spotkałem tego twojego znajomego. Powiedział, że jeszcze ćwiczysz. - wzruszył ramionami lekko krzywiąc się na wspomnienie Anthony'ego.
Brunet chciał się ze mną spotkać. Jakaś część mnie na tą myśl podskoczyła z radości, ale byłam dość opanowana. Owszem, po naszej ostatniej rozmowie mogłam się tego spodziewać, ale na nic takiego nie liczyłam. Zbyt dużo słyszałam o jego podejściu do takich spraw i nie sądziłam, że będzie chciał w jakikolwiek sposób rozwijać tę znajomość. Tym bardziej, że jego charakter jest jaki jest. A jest beznadziejny.
- To miłe. - powiedziałam jedynie nie bardzo wiedząc jak mogę skomentować całą sytuację.
Oliver uśmiechnął się na te słowa i złożył na moich wargach, krótki pocałunek, jakby na powitanie, uprzednio odgarniając z mojej twarzy zbłąkane kosmyki włosów. Uwielbiałam kiedy trzymał na moim policzku swoją dłoń. Czułam się wtedy taka mała i bezbronna, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że znajduję się w najlepszych rękach pod słońcem.
- Co sądzisz o krótkiej wycieczce krajoznawczej? - mruknął pytająco w moim kierunku znów całując mnie w usta.
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł. - szepnęłam odsuwając się na chwilę od jego spragnionych ust, aby po chwili na powrót do nich przywrzeć.
Nie mam pojęcia, czemu przy nim po prostu nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Jakby wraz z jego pojawieniem się w pobliżu, mnie mój umysł zaczął wariować. Wariował jeszcze bardziej, gdy czułam na swoich biodrach stanowczy uścisk jego dłoni niepozwalających mi się odsunąć nawet na milimetr. Do moich uszu wciąż docierała spokojna muzyka klasyczna, która wydała mi się w tym momencie zupełnie niepasującym elementem. Kompletnie odstawała od mojego przyśpieszonego tempa i namiętnych pocałunków, którymi obdarowywał mnie Oliver, a na które odpowiadałam z taką samą pasją.
- Przebiorę się. - powiedziałam w końcu, kiedy oderwałam się od męskich warg.
Oliver kiwnął głową, po czym klepnął mnie w tyłek na odchodnym. Pisnęłam cicho, bo kompletnie się tego nie spodziewałam, na co on jedynie parsknął śmiechem. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i bez słowa, szybkim krokiem skierowałam się w stronę szatki. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania do ćwiczeń, aby po chwili opuścić już pomieszczenie w zwykłych dżinsach, jakiejś ciepłej bluzie i z rozpuszczonymi włosami oraz niewielką torbą na ramieniu. Oliver wyciągnął dłoń w moim kierunku, bez najmniejszego wahania splotłam z nim swoje palce. Przeszliśmy przez opustoszały korytarz, aby po chwili znaleźć się przy samochodzie bruneta.
Mruknęłam ciche podziękowanie, gdy otworzył mi drzwi pasażera. Usiadłam na „swoim” miejscu, wlepiając spojrzenie w sylwetkę mężczyzny okrążającego maskę auta. Kiedy znalazł się obok mnie, z moich ust wypłynęło krótkie pytanie:
- To gdzie jedziemy? - spojrzałam na profil jego twarzy.
Wbrew pozorom lubiłam jeździć z nim samochodem. Był w pełni skupiony na drodze i chyba nic nie było go w stanie rozproszyć.
- Nie zadawaj pytać. - odpowiedział krótko nawet na mnie nie patrząc, wykręcając równocześnie samochód.
Uniosłam swoje brwi i bezwiednie opadłam na fotel. Zapowiadało się ciekawe zakończenie tego dnia...


Wiem, że krótki, ale wolałam chociaż dodać tyle. Po przerwaniu w środku sceny łatwiej będzie mi się zabrać do pisania kolejnej części. Komentujcie i odwiedzajcie mnie na Wattpadzie!!! :*
https://www.wattpad.com/story/61647630-our-swan-song/parts

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 16.

        Nie zastanawiając się nad tym długo skierowałam swoje kroki na powrót w stronę głośnego klubu. Kłótnia z Oliverem kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi. Na parkiecie znajdowało się mnóstwo ludzi, do których w tej chwili pod żadnym pozorem nie chciałam dołączać. Podeszłam do loży chłopaków i z ulgą zarejestrowałam brak Olivera. Klapnęłam obok Nichollsa, który zmarszczył brwi na mój widok.
-Płakałaś. - mruknął patrząc na mnie przenikliwie.
Kiwnęłam jedynie głową, nawet nie siląc się na wypowiedzenie zbędnych w tej sytuacji słów. Brunet podsunął mi kieliszek po brzegi wypełniony czystą wódką. Zerknęłam na niego powątpiewająco, ale po chwili wypiłam całą jego zawartość. Skrzywiłam się lekko.
- Chodź tu. - wyciągnął do mnie ramię, więc bez zastanowienia przystałam na jego propozycję wtulając się w tors chłopaka.
Miałam dziwne wrażenie, że od naszej ostatniej rozmowy wytrzeźwiał. Musiał już nic nie pić od tamtej pory.
- Pokłóciliśmy się. - powiedziałam jakby sama do siebie. - Nazwał mnie głupią suką i ewidentnie dał mi do zrozumienia, że zachowuje się jak szmata. - dodałam po chwili.
- Widzę, że się postarał. - pokręcił głową z uznaniem na co parsknęłam śmiechem. 
Kolejną godzinę imprezy spędziłam z roześmianym Nichollsem, z którym nie szczędziliśmy sobie alkoholu. Co chwilę wybuchałam głośnym śmiechem, już dawno tracąc rachubę w ilości wypitych kieliszków. Nawet nie wiem, w którym momencie zostaliśmy zupełnie sami, wszyscy poszli bawić się na parkiet.
- Nie! Ja już nie chcę. - powiedziałam, kiedy chłopak zaczął napełniać mój kieliszek. - Jestem pijana. - dodałam spostrzegawczo.
Poprzestał w połowie i sam wlał alkohol do swojego gardła.
- Teraz powinnaś jeszcze zachowywać się jak głupia suka.
Zachichotałam pod nosem. Kręciło mi się w głowie, a w skroniach czułam zabawne szumienie. Chyba nigdy nie byłam tak naprawdę pijana, bo jakoś nie potrafiłam sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek znajdowała się w takim stanie.
- Chyba tego nie chcesz. - odparłam z szerokim uśmiechem na ustach.
Rzucił mi przeciągłe spojrzenie i tyle wystarczyło. Naparł swoimi wargami na moje, aby połączyć nasze spragnione usta w zachłannym pocałunku. Bez zastanowienia, nie odrywając się od jego warg usiadłam na nim okrakiem przez co moja sukienka podciągnęła się niebezpiecznie wysoko. Matt natychmiast to wykorzystał i zaczął wodzić dłońmi po moich udach. Nasze języki walczyły o dominację, a moja dłoń wylądowała w jego miękkich włosach, druga zaś ścisnęła się na koszulce opinającej męski tors. Pisnęłam cicho kiedy ścisnął mocno moje pośladki na co zaśmiał się pod nosem odrywając się na moment od mojej szyi. Mój oddech zdecydowanie przyśpieszył, gdy zaczął na niej składać krótkie pocałunku, przygryzając wrażliwą skórę raz po raz. Było w tym wszystkim niebezpiecznie dużo pożądania.
- Jedźmy do mnie. - wychrypiał w moje wargi.
Natychmiast kiwnęłam głową i niezbyt zgrabnie podniosłam się z jego kolan. Kiedy wstałam od razu dostrzegłam Olivera zmierzającego w naszą stronę. Wokalista odepchnął mnie bezceremonialnie i bez zbędnego gadania uderzył niczego niespodziewającego się Matta prosto w twarz.
-Oliver! - krzyknęłam zszokowana.
Cały alkohol jakby uleciał z moich żył, gdy poczułam powagę tej sytuacji. Sykes pociągnął Matta za koszulkę i warknął prosto w jego ociekającą krwią twarz:
- Masz szczęście, że jesteś moim najlepszym kumplem, ale przysięgam, że jeszcze jeden taki numer i skończysz gorzej. - popchnął go po czym złapał mnie za ramię.
Obok nas znajdował się już Lee wraz z Hope, którzy natychmiast podeszli do Nichollsa. Oliver nic nie mówiąc zaczął prowadzić mnie w stronę wyjścia z klubu.
- Puść mnie. - warknęłam w końcu jakby zdając sobie sprawę z tego co się stało.
Zignorował mnie i jedynie pogłębił uścisk. Nim się obejrzałam byliśmy już na zewnątrz, a po chwili wepchnął mnie do swojego samochodu. Prychnęłam oburzona, kiedy zatrzasnął mocno drzwi i okrążył maskę auta.
- Piłeś. - powiedziałam kiedy usiadł obok mnie po czym odpalił silnik.
- Mniej od ciebie kretynko. - warknął w moją stronę.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Za kogo on się uważał? Miałam wrażenie, że wszystko co dzisiaj zrobił to jakiś chory i wyjątkowo kiepski żart. Najgorsze było to, że ten dzień się jeszcze nie skończył i mogłam spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego. Wyczuwałam, że powiemy sobie dzisiaj jeszcze wiele niemiłych słów.
- Nie nazywaj mnie tak. - odparłam krótko.
-A jak mam cię nazywać do jasnej cholery? Czy do ciebie nic nie dociera?! Myślałem, że wyraziłem się jasno kiedy powiedziałem, że nie życzę sobie aby ktokolwiek cię dotykał! - zacisnął mocno dłonie na kierownicy.
Parsknęłam śmiechem słysząc jego słowa.
- No tak, skoro szanowny Oliver sobie czegoś życzy to tak właśnie musi się stać, prawda? Głupia ja. - pacnęłam się teatralnie w czoło – Zapomniałam, że twoja opinia jest wyznacznikiem mojego życia. - dodałam z ironią.
- Nie będę patrzył jak się szmacisz. - wytknął mi bez skrupułów.
Miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
- No dalej, zwyzywaj mnie od szmat i dziwek! - krzyknęłam już kompletnie nad sobą nie panując.
Nawet nie zauważyłam, że Oliver zaparkował już przed swoim mieszkaniem. Znów jechał wyjątkowo szybko po pustych ulicach miasta. Jak zwykle. Wyskoczyłam z auta mocno trzaskając drzwiami. Brunet zrobił to samo i po chwili wchodziliśmy wściekli po schodach kierując się do jego mieszkania.
- Nie ma problemu. Droga Destiny dzisiejszego wieczoru zachowujesz się jak szmata, dziwka i największa suka jaką miałem okazję poznać! - krzyknął wznosząc ręce ku górze. - Nawet nie wiesz jak bardzo ubolewam nad tym, że nie dopuściłem do tego, aby mój najlepszy przyjaciel cię posunął. - dodał kiedy znaleźliśmy się już w jego cichym i uporządkowanym mieszkaniu.
Teraz wypełniło się naszymi krzykami.
- To skoro masz mnie za taką szmatę, to na jaką cholerę mnie tu przywlekłeś, co?! - spytałam.
- Może dlatego, że mi na tobie zależy?! - krzyknął w moją stronę nie ukrywając swojej wściekłości.
- Okazujesz to w cholernie dziwny sposób!
- Niby w jaki? Czego ty ode mnie oczekujesz? Naprawdę wolałabyś teraz pieprzyć się z Nichollsem a jutro obudzić się właściwie niczego nie pamiętając?
Zaśmiałam się histerycznie, ale kompletnie nie było mi do śmiechu. Byłam wyczerpana, miałam dość jego krzyku, na dodatek nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ten kretyn miał rację. Stałam tam i poczułam się nagle koszmarnie przytłoczona tym wszystkim: dzisiejszą rozmową z ojcem, pocałunkami Matta, które rzeczywiście sprowadzały się tylko do jednego i wreszcie Oliverem. Byłam tak cholernie przytłoczona jego zachowaniem. Wprowadzał tyle zamętu w moje życie przez co czułam się najzwyczajniej w świecie bezradna.
- Czemu ty mnie tak traktujesz? - spytałam już o wiele ciszej.
Spojrzał na mnie lekko zmieszany i zbliżył się do mnie nieznacznie.
-Przepraszam. - powiedział krótko najwyraźniej chcąc już zakończyć tę rozmowę. - Kładź się spać. - dodał popychając mnie delikatnie w stronę sypialni.
Nie miałam już siły, żeby odpowiedzieć cokolwiek. Przysiadłam na jego dużym łóżku i zrzuciłam z siebie wysokie buty po czym opadłam bezwładnie na wygodny materac. Oliver zniknął za drzwiami łazienki aby po chwili wkroczyć na powrót do sypialni ubranym jedynie w dresowe spodnie. Byłam padnięta i czułam, że już odpływam kiedy jego ramiona oplotły mnie w talii. Zdążyłam jeszcze zarejestrować krótki pocałunek w czoło, którym mnie obdarzył.

Natychmiast po przebudzeniu poczułam palący ból w moich skroniach. Syknęłam cicho i podniosłam ociężałe powieki. Nie do końca zdawałam sobie sprawę ze swojego położenia, a kiedy dotarło do mnie, gdzie się znajduje panicznie podniosłam się z łóżka. Od razu zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałam starając przypomnieć sobie wczorajszą noc. Pamiętałam jedynie jakieś urywki, ale gdy do pokoju wkroczył Oliver natychmiast przypomniałam sobie znaczną część wieczoru.
- Ty idioto! Jak mogłeś pobić Matta?!
Brunet parsknął jedynie śmiechem co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Mogłem go zabić Destiny. - powiedział zupełnie poważnie na co zachłysnęłam się powietrzem.
Na powrót usiadłam na łóżku. Niewiele rozumiałam z tego wszystkiego, niewiele też pamiętałam.
- Czemu właściwie jestem u ciebie? - zapytałam niepewnie.
Oliver usiadł obok mnie na łóżku i uśmiechnął się lekko w moją stronę. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach jego perfum i papierosów, które palił. To była cudowna woń.
- Wiedziałem, że nie będziesz pamiętała. Powinnaś mi podziękować, bo gdyby nie ja znajdowałabyś się w łóżku Nichollsa.
Coś przewróciło mi się w żołądku kiedy dotarł do mnie sens jego słów. Poczułam jak na moje policzki wkraczają rumieńce wstydu. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru niespodziewanie stały się wyjątkowo przejrzyste, po kolei przypominałam sobie kolejne fakty. Nagle jednak poczułam rosnące we mnie oburzenie.
- Chwila, wyjaśnijmy sobie coś. Czemu to robisz? Czemu starasz się wywołać we mnie poczucie winy? Wmawiasz mi, że pójście do łóżka z Mattem jest czymś złym i zrobiłoby ze mnie sukę podczas gdy ty sypiasz z jakimiś przypadkowymi laskami i nic sobie z tego nie robisz! - odparłam uprzednio podnosząc się z materaca.
- To co innego. - powiedział natychmiast.
Parsknęłam śmiechem. On był ślepy?
-Nie, to jest dokładnie ta sama sytuacja! Pogódź się z tym, że mogę robić co chcę!
Oliver wstał gwałtownie i znalazł się niebezpiecznie blisko mnie.
-Obawiam się, że jednak nie możesz. - warknął.
-Niby czemu? - zaśmiałam się prosto w jego twarz.
Stał na tyle blisko mnie, że mogłam policzyć wszystkie ciemne plamki, które znajdowały się na jego brązowej tęczówce. Czułam na swojej twarzy jego ciepły oddech.
-Bo jesteś moja. - spojrzał przenikliwie prosto w moje oczy.
Zapanowało dziwne napięcie między nami. Zawsze myślałam, że kiedy facet kieruje takie słowa w stronę kobiety to jest to beznadziejnie kiczowate i po prostu żałosne, ale mając go przed sobą, zaciskającego pięści ze zdenerwowania poczułam się dziwnie mała i bezbronna. Nagle zapragnęłam, żeby to co powiedział było prawdą. Pokręciłam przecząco głową.
-Nigdy nie będę twoja Oliver.
Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów poczułam na swoich nadgarstkach żelazny uścisk jego dłoni. Brunet naparł na mnie swoim ciałem w wyniku czego moje plecy uderzyły o chłodną ścianę. Bezceremonialnie przycisnął swoje usta do moich łącząc je w namiętnym pocałunku. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym mu się opierać w takiej chwili, więc natychmiast pogłębiłam pocałunek. Podobało mi się to, że za każdym razem, gdy to robił czułam się taka jedyna i wyjątkowa. Czułam jego ciało na swoim, moje nadgarstki wciąż były uwięzione w męskich dłoniach. Oliver doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak na mnie działał. Wiedział, że mogę się z nim kłócić wiecznie, wydzierać na niego i wysłuchiwać obelg, które kieruje w moją stronę, ale to wszystko nigdy nie spowoduje, że będę w stanie go kiedykolwiek od siebie odepchnąć. Wiedział o tym i wykorzystywał to w tak paskudny sposób jak w tej chwili.
Przygryzł lekko moją dolną wargę i oderwał ode mnie swoje usta opierając się równocześnie czołem o moją skroń.
- Już jesteś moja. - szepnął patrząc w moje oczy.
Przysięgam, że w tej chwili zmiękły mi kolana. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie, kiedy Oliver znajdował się tak blisko mnie i  tak na mnie patrzył. Patrzył na mnie w tak cholernie piękny sposób.
Nie zaprzeczyłam tym słowom, bo nie byłam pewna już niczego. Po prostu stałam wpatrując się w jego oczy i lekko opuchnięte wargi. Uśmiechnął się lekko kiedy zdał sobie sprawę, że nie zamierzam się z nim już o to wykłócać. Pocałował lekko mój policzek i oswobodził moje nadgarstki, po czym skierował się w stronę drzwi mówiąc uprzednio:
- Chodź, zrobiłem kawę.
Bez słowa ruszyłam za brunetem, aby po chwili siedzieć już na wygodnej kanapie z kubkiem parującej, pachnącej kawy. Podciągnęłam pod siebie nogi i uśmiechnęłam się sama do siebie spoglądając na Olivera głaszczącego swojego psa. Było w tej chwili coś co wprawiło mnie w niesamowity spokój. Czułam się wyjątkowo dobrze mając przy sobie bruneta, z którym na dodatek wyjaśniliśmy sobie wszystko. No może trochę przesadziłam, ale chociaż nie skakaliśmy już sobie do gardeł. Zastanawiałam się o czym myślał w tej chwili, jednak o nic nie pytałam. Nie chciałam przerywać ciszy, która pomiędzy nami zapanowała. Po chwili zrobił to jednak Oliver.
- Wiesz, że nie wybaczyłbym sobie, gdyby ci się stała krzywda, prawda? - zapytał upijając łyk kawy.
- Nie rozumiem. - odparłam zgodnie z prawdą.
Nie miałam pojęcia do czego zmierzał.
- Wczoraj mogłoby mnie tam nie być, a jak widać Matt był skłonny wykorzystać to w jakim stanie się znajdowałaś. - powiedział.
-To nie jego wina. - mruknęłam.
Zaśmiał się jedynie.
- Pamiętaj, że uczciwy facet zawsze będzie się hamował przed zaciągnięciem do łóżka pijanej dziewczyny. - zerknął na mnie, a ja z każdym wypowiedzianym przez niego słowem czułam się coraz gorzej.
Naprawdę zaczęłam być mu wdzięczna za to co zrobił wczoraj. Może i sam nie zachowywał się w porządku, ale to nie równało się z tym, że muszę być taka sama. Nie chciałam przespać się z Mattem.
- No dobrze, rozumiem, ale sam też mógłbyś przestać sypiać z jakąś Melissą. - powiedziałam cicho wlepiając swoje spojrzenie w trzymany przeze mnie kubek, który przyjemnie ogrzewał moje dłonie.
- Spójrz na mnie. - powiedział krótko, a kiedy tego nie zrobiłam położył dłoń na moim podbródku i skierował twarz w jego kierunku.
Jego ruchy były stanowcze, już dawno zauważyłam, że Oliver nie był delikatny.
- Podaj jeden powód, dla którego miałbym tego nie robić.
Znów to zrobił. Chciał mną zmanipulować na tyle, abym powiedziała na głos co czuję.
-Podobno jestem twoja? - spytałam z chytrym uśmiechem wkradającym się na moje usta. - Zacznij się zachowywać w taki sposób, żebym rzeczywiście chciała do ciebie należeć.
-Skoro tak. - westchnął -  obiecuję, że już nigdy nie prześpię się z żadną Melissą - odwzajemnił mój uśmiech przykładając równocześnie wytatuowaną dłoń do serca. - Ale ostatnio poznałem jakąś Christinę, wiesz?
Rzuciłam w jego stronę oburzone spojrzenie, na co jedynie się zaśmiał.
- Jesteś najokropniejszym facetem jakiego miałam okazję spotkać. - mruknęłam pod nosem.


Coś ostatnio mi wena dopisuje, aż sama jestem w szoku. Jednak weźcie komentujcie, bo mi się odechciewa pisać jak widzę sporo wyświetleń i dwa komentarze. Postaralibyście się, a nie takie lenistwo XD 
Jeszcze jedna sprawa - piszę nowe opowiadanie, ale na Wattpadzie. Ma trochę inną tematykę, ale i tak zapraszam! :))
Nowe opowiadanie

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 15.

        Dzisiejsze ćwiczenia wykończyły fizycznie dosłownie wszystkich znajdujących się na sali. Byłam wyczerpana i jedyne o czym marzyłam to wreszcie wrócić do domu. Rozejrzałam się po sali, mój wzrok dłużej zatrzymał się na Anthonym rozmawiającym w najlepsze z rozchichotaną Vanessą. Ta dwójka ostatnimi czasy dogadywała się co raz lepiej, a mimo to Anthony udawał na siłę, że nic między nimi nie uległo zmianie. Nie do końca mi się to podobało, w końcu szczerze nienawidziłam brunetki. Zmarszczyłam jedynie swoje brwi i na powrót wsłuchałam się w słowa profesor Cooper. Dziękowałam w duchu, że to już koniec zajęć, a kiedy wszyscy kierowaliśmy się do wyjścia uśmiechnęłam się szeroko do Harry'ego.
Kiedy weszłam do szatni dosłownie zemdliło mnie na widok stojącej na samym środku Vanessy i rozprawiającej o czymś głośno. Minęłam ją z wysoko uniesioną głową mimowolnie wsłuchując się w jej słowa, które kierowała do dziewczyn.
-Nie uwierzycie, ale po jutrze mam randkę z Anthonym!-do moich uszu doszedł jej irytujący głosik.
Sama nie wiem jak to możliwe, że ostatnio było mi jej nawet żal? Jaka ja byłam głupia! Założyłam na siebie obcisłą, zwykłą sukienkę przewracając przy tym oczami. Chciałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, żeby nie musieć wsłuchiwać się w te jej głupie wywody. Założyłam jeszcze botki i z pośpiechem wyszłam z szatni nie żegnając się z nikim.
Kiedy na parkingu dostrzegłam auto mojego ojca, dosłownie myślałam, że się przewidziałam. Stanęłam jak wryta zupełnie nie wiedząc co zrobić. Czy to jest jakiś żart? Z moich zamyślań wyrwał mnie dźwięk jego głosu.
-Destiny! Pośpiesz się! - zawołał prze uchylone okno.
Świat zwariował. Niepewnie skierowałam swoje kroki w stronę terenowego auta, aby po chwili usiąść na miejscu pasażera. Odwróciłam się w jego stronę. Nie widziałam go tak dawno, że niemalże zapomniałam szczegółów jego wyglądu. To chyba nie świadczyło o zbyt dobrej relacji ojca z córką. Parsknęłam śmiechem.
-Co u ciebie słychać? - spytał wyjeżdżając na ruchliwą ulicę.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz? - zadałam pytanie nawet nie oczekując na nie odpowiedzi – Przez ostatnie tygodnie zupełnie cie to nie obchodziło, a teraz bawisz się w troskliwego tatusia?
-Wiem Destiny i przepraszam. - przerwał mi spoglądając na mnie – Naprawdę przepraszam, ale zbyt dużo się działo. To wszystko... Carolyn... To było dla mnie za dużo.
Zaśmiałam się przeczesując równocześnie włosy palcami.
- Za dużo powiadasz, hmm? Szkoda, że granie na dwa fronty to nie było dla ciebie za dużo. - wytknęłam mu bez żadnych skrupułów – Jesteś żałosny.
Spojrzałam na niego z nieukrywanym obrzydzeniem. Podczas naszej ostatniej rozmowy udało mu się ponownie mnie do siebie przekonać. Miałam nadzieję, że tym razem mu się nie powiedzie. Wiedział, że zawsze był dla mnie kimś bardzo ważnym, o wiele ważniejszym od mamy i teraz starał się to wykorzystać. Prawda była taka, że oboje byli siebie warci. Po rozstaniu zepchnęli mnie na dalszy plan, przestałam ich obchodzić. Matka i on kompletnie mnie ignorowali, a teraz co? Zacznie się zabawa w to kogo wolę i kto jest bardziej troskliwy? Chyba podziękuję.
-Przestań, myślałem, że to już sobie wyjaśniliśmy. - mruknął zniesmaczony.
-Tak, tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziałam przesłodzonym tonem – Dopóki nie zacząłeś się zachowywać jakbyś nie miał córki do jasnej cholery! - ucieszyłam się na widok mojej kamienicy, ojciec zatrzymał samochód i obrócił się w moją stronę.
-Nie mów tak. Cały czas chciałem się z tobą skontaktować...
-Koniec tego. Mam dość. - przerwałam mu i odpięłam pasy chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tego człowieka.
Wysiadłam z auta nawet nie dając mu czasu na powiedzenie chociażby słowa. Wbiegłam po schodkach, przeszłam hol i po chwili znalazłam się już w mieszkaniu. Zamknęłam za sobą drzwi przekręcając zamek. Cieszyłam się w duchu, że byłam sama, matka była jeszcze w pracy. Odetchnęłam głęboko zasiadając równocześnie na miękkim, siwym fotelu w przedpokoju. Przykryłam twarz dłońmi analizując całą rozmowę z ojcem. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby się ze mną skontaktować, ale tego nie wykorzystał. Zbyt późno sobie o mnie przypomniał. Cała ta sytuacja wywołała ogromny mętlik w mojej głowie. Nie wiem czemu, ale miałam wielką ochotę zrobić coś głupiego, szalonego. Wiedziałam, że to beznadziejnie dziecinne lecz zamiast rozmyślania nad tym ucieszyłam się jedynie, że czeka mnie dzisiaj koncert chłopaków a po nim urodzinowa impreza Lee w klubie.
Siedziałam przy swojej toaletce i szykowałam się do wyjścia, gdy do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka. Dokończyłam malować rzęsy tuszem po czym zbiegłam po schodach na dół. Wysokie botki, które postanowiłam założyć wyjątkowo utrudniły mi tę czynność, ale jakimś cudem stałam już przed uśmiechniętym Matt'em.
-Tak wcześnie? Jeszcze nie jestem gotowa. - mruknęłam trochę niezadowolona mimo to uśmiechając się do brata.
Kiedy ujrzałam, że stoi za nim Hope mój uśmiech zwiększył się kilkukrotnie. Przykryłam usta dłonią i rzuciłam się na szyje tej dwójki.
-Wreszcie! Jeju, jak się cieszę! - powiedziałam wciąż przytulając ich do siebie.
-Dobra, widzę, ale już skończ. - odparł Matt wyrywając się z moich objęć.
Wpuściłam ich do środka i na powrót skierowałam się do mojego pokoju, bo rozkloszowana sukienka, którą miałam na sobie jednak mi nie odpowiadała. Poprosiłam parę, żeby jeszcze chwilę na mnie zaczekali, na co rozsiedli się jedynie na kanapie w salonie.
Założyłam jednak czarną, obcisłą sukienkę bardzo zabudowaną pod szyją. Mimo że zupełnie zasłaniała mój dekolt miała niewielkie wycięcia na brzuchu i plecach. Do tego była dość krótka, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Miałam ochotę zaszaleć dzisiejszej nocy. Przeczesałam jeszcze swoje włosy, zabrałam niewielką torebkę i zeszłam do brata i Hope. Matt zlustrował mnie spojrzeniem marszcząc swoje brwi.
-Zanim wyjdziemy chcę pogadać, Destiny. - odparł wciąż patrząc na mnie przenikliwie.
-Mam wyjść? - spytała Hope
Spojrzałam na nią karcąco. Nie chciałam, żeby zostawiała mnie sama z bratem, który jak nic chce mi powiedzieć jakieś koszmarne kazanie o długości mojej sukienki.
-Nie, zostań. - odparł ku mojej uldze, wiedziałam, że Hope mnie wesprze. - Chodzi o Olivera.
Spojrzałam na niego zszokowana. Czyli nie mogłam oczekiwać ratunku przyjaciółki. Opadłam bezwładnie na kanapę.
-Co masz na myśli? - spytałam zdezorientowana
-Całowaliście się, widziałem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. Musiał nas zobaczyć pod jego mieszkaniem. Co za podstępny gnojek!
-Owszem i co w związku z tym? - nie zamierzałam zaprzeczać bo wiedziałam, że to nie ma sensu.
-To nie jest facet dla ciebie, Destiny. - ku mojemu przerażeniu Hope pokiwała głową na jego słowa. - To mój najlepszy kumpel, ale przysięgam, że jak cię znów dotknie to stanie mu się krzywda. Nie zawracaj sobie nim głowy, zrozumiałaś?
-Przykro mi Matt, ale nie będziesz mi układał życia. To czy zawracam sobie głowę Oliverem to tylko i wyłącznie moja sprawa! - wściekła wstałam z kanapy. - Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie coś z tym zrobić?
Nie odpowiedział, jedynie zacisnął mocniej szczękę. Wyprowadziłam go z równowagi.
-On cię skrzywdzi. - do moich uszu doszedł szept Hope.
-Trudno. - warknęłam i bez słowa skierowałam się w stronę przedpokoju.
Zarzuciłam na siebie skórzaną ramoneskę i poczekałam chwilę na parę. W milczeniu opuściliśmy mieszkanie, kiedy zamykałam drzwi na klucz dostrzegłam jak Hope splata dłonie z moim bratem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zapomnijmy o tej rozmowie, dobrze? Chcę się dzisiaj dobrze bawić. - powiedziałam spoglądając niepewnie na Matta.
Odetchnęłam z ulgą kiedy ten pokiwał głową i objął mnie krótko ramieniem całując w głowę. Brakowało mi go. Brakowało mi tego szczęśliwego Matta, który miał przy sobie białowłosą. Oni bez siebie nie istnieli. Musieli do siebie wrócić i cieszyłam się, że w końcu tak się stało.

Wszyscy czekali na Olivera, który jeszcze nie raczył się pojawić. Chłopaków z zespołu aż nosiło, każdy wciąż próbował dodzwonić się do Sykesa. Siedziałam z Hope na wygodnej kanapie, postanowiłyśmy, że poczekamy razem z nimi, bo jakoś nieszczególnie chciało nam się wysłuchiwać gry supportu. Nicholls usiadł obok mnie, kanapa ugięła się pod jego ciężarem.
-Zabiję go jak przyjdzie. - mruknął w moje ramię, na którym się oparł.
Zaśmiałam się pod nosem. Już miałam mu odpowiedzieć kiedy drzwi uchyliły się gwałtownie, do moich uszu doszedł ciąg siarczystych przekleństw. Ujrzałam plecy Olivera.
- Przepraszam chłopaki, ale Melissa mnie zatrzymała. Ta dziewczyna jest po prostu niemożliwa. - odparł odwracając się w naszą stronę śmiejąc się pod nosem.
Uniosłam swoje brwi, kiedy usłyszałam co powiedział.
- Chcesz powiedzieć, że pieprzyłeś jakąś laskę podczas, gdy my tu na ciebie czekamy? - spytał wkurzony Jordan.
- Nie denerwuj się tak. - odparł Oliver.
Nicholls podniósł się z mojego ramienia i rzucił mi zmartwione spojrzenie. Wiedziałam, że on jako jedyny oprócz Matta domyślił się, że coś jest między mną a Oliverem. Było. Coś było. Sykes przebiegł swoim wzrokiem po pomieszczeniu, a kiedy mnie zobaczył jego wyraz twarzy uległ niewielkiej zmianie. Uśmiechnęłam się do niego jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się z kanapy, a Hope natychmiast poszła w moje ślady.
- To my już uciekamy na górę, powodzenia chłopaki. - powiedziałam i bez słowa wyszłam z pomieszczenia mijając Olivera.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi Hope od razu spojrzała na mnie ze współczuciem.
-On taki jest Destiny, Matt cię ostrzegał. - mruknęła w moją stronę.
-Wiem co mówił Matt, ale możecie już sobie odpuścić ten cały cyrk. Niech sprawa między mną a Oliverem pozostanie między nami. Chociaż nie wiem czy jest jeszcze o czym rozmawiać, jeśli ten kretyn gdzieś mnie zaprasza a potem chwali się na moich oczach jak to wspaniale było pieprzyć jakąś Melissę. - prychnęłam.
Owszem, ruszyło mnie to. Nawet bardzo. Mimo to jednak nie chciałam żeby ta cała sytuacja popsuła mi wieczór. Będę się dobrze bawić nawet bez Olivera. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam po schodach, które wskazał nam ochroniarz. Podziękowałam w duchu chłopakom za to, że o nas pomyśleli i wygospodarowali nam lożę na górze. Jakoś nie miałam ochoty cały koncert przebywać w środku tego tłumu. Tutaj miałyśmy z Hope o wiele lepsze widoki i swego rodzaju spokój.
Nim się obejrzałam chłopaki rozpoczęli granie. Mimowolnie wlepiłam swoje spojrzenie w krzyczącego Olivera, wkładał w to całego siebie. Przyjemnie było mi patrzeć na to jak robi to co kocha, jest w swoim żywiole. Uśmiechnęłam się smutno.

Klub był pełen ludzi, nie tego spodziewałam się słysząc „impreza urodzinowa”. Lee zaprosił chyba wszystkich swoich znajomych. Skierowałam swoje kroki do loży zajętej przez chłopaków i odnalazłam wzrokiem Lee. Przecisnęłam się do niego chcąc złożyć mu życzenia. Kompletnie zignorowałam Olivera, który wlepił we mnie swoje spojrzenie. Schyliłam się nad solenizantem, powiedziałam mu kilka miłych słów i złożyłam krótkie pocałunku na obu jego policzkach. Nagle poczułam dłoń na moich pośladkach, Nicholls obciągnął mi w dół sukienkę mówiąc przy tym:
- Kusisz młoda! Ktoś cię musi tutaj doprowadzić do porządku. - zaśmiał się i wypił całą zawartość swojego kieliszka.
Był już trochę wstawiony, widać było, że wszyscy się świetnie bawili. Matt zniknął gdzieś z Hope. Lee z Jordanem opróżniali swoje kieliszki w przerażającym tempie, a Oliver... Cóż, Oliver siedział wygodnie i wlepiał mordercze spojrzenie w naszą dwójkę.
-Siadasz z nami? - spytał Nicholls
Nie bardzo było gdzie usiąść, więc z premedytacją ułożyłam się wygodnie na kolanach bruneta. Sykes zacisnął mocno swoją szczękę. Nie wiem, w którym momencie Lee podsunął mi pełny kieliszek, który natychmiast pozbawiłam swojej zawartości.
-Czemu nie zaprosiłeś tej całej Melissy? - Matt rzucił pytanie do Olivera.
Sykes wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż był sekundę temu. Na dodatek poczułam dłoń Nichollsa na swoim udzie, co z pewnością nie uszło uwadze wokalisty.
-Bo zaprosiłem kogo innego. - warknął, nalewając sobie jednocześnie wódki do kieliszka.
Zignorowałam to, że najwyraźniej miał na myśli mnie. Matt wzruszył jedynie swoimi barczystymi ramionami i nachylił się nad moim uchem.
- Jest wściekły. - szepnął, a ja zdziwiłam się, że jest na tyle trzeźwy, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że te wszystkie moje zagrania były tylko po to, aby wzbudzić zazdrość Olivera.
Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że Matt jest w stanie mi pomóc. Dziękowałam mu w duchu.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy poczułam jak chłopak zaczyna składać na mojej szyi mokre pocałunki. Wiedziałam, że to nic nie znaczy więc bez zastanowienia wpiłam się w jego wargi. Mimo wszystko to było całkiem przyjemne doświadczenie, z pewnością wpisywało się w dobrą zabawę. Po chwili oderwałam się od Matta i mruknęłam jedynie, że muszę do toalety, co nie mijało się z prawdą. Podniosłam się z jego kolan rzucając spojrzenie Oliverowi, który tym razem przybrał obojętną postawę trzymając kieliszek czystej w dłoni. Pomachałam Lee i Jordanowi po czym skierowałam się w stronę damskiej toalety. Było mi trochę niedobrze od ciągłego hałasu, zapachu alkoholu, papierosów i potu. Umyłam swoje dłonie lodowatą wodą po czym oparłam się o blat. Nogi bolały mnie od długiego tańca na parkiecie, którego chyba miałam na dzisiaj dość. Musiałam jednak przyznać, że bawiłam się całkiem dobrze. Uśmiechając się pod nosem opuściłam łazienkę i postanowiłam wyjść na zewnątrz klubu w celu przewietrzenia się.
Usiadłam na jakimś murku, tyłem do klubu opuszczając bezwiednie swoje nogi pokryte jedynie cienkimi, czarnymi rajstopami. Zamyślona wpatrzyłam się w jakiś odległy, zupełnie nieokreślony punkt.
Koncert, który dzisiaj zagrali był nieopisany. To było coś genialnego, tłum pode mną i Hope dosłownie szalał. Cieszyłam się, że mogłam tam być, naprawdę.
- Możemy sobie coś kurwa wyjaśnić? - moje rozmyślania przerwał wściekły Oliver, który nagle znalazł się przede mną.
-Nie sądzę, żeby było coś do wyjaśniania. - odparłam wzruszając ramionami.
Był dzisiaj ubrany w czarną koszulę z Drop Dead i obcisłe ciemne dżinsy. Na ramiona zarzucił jeszcze koszulę w kratę. Wyglądał wyjątkowo dobrze.
-A ja wręcz przeciwnie. - warknął – Zamierzałaś się pieprzyć z Matt'em na moich oczach?
-Może. - powiedziałam unosząc prowokująco jedną brew i  zeskakując równocześnie z murku, aby choć trochę zmniejszyć różnicę wzrostu jaka była między nami.
Dostrzegłam jak Oliver zaciska swoje pięści. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
- W takim razie muszę cię zmartwić. Jak jeszcze raz zobaczę, że jakiś koleś chociażby cię dotyka to obiecuję, że nie będę taki spokojny jak dzisiaj. - przybliżył się do mnie spowijając moją twarz ciepłym oddechem.
- Pilnuj lepiej czy ktoś przypadkiem nie dotyka twojej Melissy. - wytknęłam mu zdenerwowana.
-Gówno mnie to interesuje i dobrze o tym wiesz.
-Co ty sobie wyobrażasz do jasnej cholery? - krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. - Jakim trzeba być idiotą, żeby najpierw mnie gdzieś zapraszać, a potem odwalić taki numer? Czy ty tego nie widzisz? Jak w ogóle możesz się po tym wszystkim czepiać mnie? - teraz to ja byłam wściekła i nie zamierzałam odpuścić.
-Dobrze! Wiem, to był błąd, ale czy w ogóle dałaś mi okazję do wytłumaczenia się? - zadał pytanie, na które sam sobie udzielił odpowiedzi – Nie! A wiesz czemu? Bo wolałaś się lizać z Nichollsem! To było kurewskie zagranie. - dodał po chwili.
-Słucham? - spytałam zszokowana.
-Zachowałaś się jak głupia suka, Destiny. - warknął.
Spojrzałam na niego nie ukrywając zdziwienia mieszającego się z wzrastającą wściekłością i wtedy zamachnęłam się ręką chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek. Złapał ją jednak tuż przed swoją twarzą i ścisnął mocno mój nadgarstek.
- Nigdy nie próbuj mnie uderzyć. Nigdy. - wysyczał w moją stronę, po czym wypuścił mój nadgarstek z dłoni.
Odwrócił się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie odszedł. Zaczęłam rozcierać bolący przegub, na który nagle zaczęły skapywać słone krople. Znów przez niego płakałam. Miałam tego dość.


No hej! Nie spodziewałam się, że tak szybko napiszę nowy, a tu proszę! Przepraszam, że nie komentuję u was, ale jestem w tyle z czytaniem. Muszę wszystko nadrobić i na spokojnie znów się w to wdrożyć. Dajcie mi trochę czasu.


niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 14.

      Hope wpatrywała się we mnie błagalnym wzrokiem. Wiem, że przyjaciółka oczekiwała chociaż odrobinę zrozumienia z mojej strony, ale w tym wypadku nie byłam w stanie jej pomóc. Po prostu nie potrafiłam. Tak bardzo skrzywdziła Matta, ale coś w jej smutnym spojrzeniu mówiło mi, że naprawdę żałuje i gdyby tylko mogła cofnęłaby czas, aby nie dopuścić do zaistniałej sytuacji. Niestety dopuściła – zdradziła go i ten fakt nie ulegnie zmianie choćby nie wiem jak się starała
-Rozmawialiście o tym tak na spokojnie? - spytałam w końcu po chwili ciszy.
Dziewczyna kiwnęła głową i otarła łzy, które spływały po jej bladej twarzy.
-Powiedział, że jest wystarczająco dobry, aby mi wybaczyć, ale nie wystarczająco głupi, aby zaufać po raz kolejny. - wydukała, a z każdym słowem jej głos stawał się jeszcze bardziej roztrzęsiony, o ile to możliwe.
Sięgnęłam po kubek z ciepłą herbatą, aby upić łyka. Przyznam, że już sama nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić. Z jednej strony rozumiałam Matta, ale z drugiej zdawałam sobie sprawę, że ta dwójka jest dla siebie stworzona.
-Porozmawiam z nim. - powiedziałam.
Nie wiem czemu, ale nie chciałam aby się rozstawali. Wiem, że zrobiła źle, ale wierzyłam w jej dobre intencje. Była pijana, a po wszystkim natychmiast powiedziała Kean'owi. Te wszystkie argumenty przemawiały niewątpliwie na jej korzyść.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się smutno, ale widać było jak w rzeczywistości cierpi. - Rozmawiamy tylko o mnie, przepraszam, Destiny. Chyba jesteś ostatnio przybita? - zapytała chcąc najwyraźniej zmienić już męczący ją temat.
Tym pytaniem zbiła mnie z tropu. Może bywam ostatnio trochę wyczerpana i może trochę mniej śpię, ale czy to ważne?
-Zwariowałaś? U mnie wszystko w porządku. - wysiliłam się na lekki uśmiech.
Hope spojrzała na mnie przenikliwie, w taki sposób, że poczułam się wyjątkowo niezręcznie. Nie chciałam rozmawiać o mnie, o moim samopoczuciu i o tych wszystkich emocjach, które targały mną ostatnimi dniami. Minęły już dwa tygodnie od dnia, w którym ostatni raz widziałam Olivera. Przeraźliwie dłużące się i męczące dwa tygodnie po brzegi wypełnione radosnym śmiechem Anthony'ego starające się za wszelką cenę mnie pocieszyć. Może to głupie, ale z ogromną chęcią zamieniłabym ten śmiech na pogardliwe zaczepki Olivera i kłótnie z nim. Brakowało mi go, tak cholernie mi go brakowało.
-Naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku. - dodałam po krótkiej chwili ciszy uśmiechając się szeroko.
Hope kiwnęła jedynie głową.
Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że nasza przyjaźń będzie wyglądała tak jak teraz. Oddaliłyśmy się od siebie i najwyraźniej żadnej nie zależało na tym, aby ten kontakt wrócił do swojej normalnej postaci. Szczerze? Nie byłam pewna czy chcę o to walczyć. Niczego już nie byłam pewna.
                                                                             ~~*~~

-Matt, do cholery nie możesz tego wszystkiego przekreślić! - krzyknęłam na brata
Miałam już serdecznie dość mieszania się w jego sprawy, ale wiedziałam, że tak tego nie zostawię. Może nie powinnam się wtrącać, w końcu to nie moje życie, ale jego postawa naprawdę wyprowadzała mnie z równowagi. Jak można tak uparcie udawać obojętność?
-Nie ja to przekreśliłem. - odparł niewzruszony patrząc prosto w moje oczy.
-Przestań, przesadzasz. Robisz z tego ogromny problem, a w rzeczywistości nic koszmarnego się nie wydarzyło. - natychmiast odbiłam piłeczkę w jego stronę.
-Czy ty się w ogóle słyszysz? - parsknął śmiechem. - Wszyscy mi mówią, że postąpiłem dobrze, rozstając się z Hope. Matt, Lee, Oliver... - zaczął wymieniać.
Zaśmiałam się słysząc imię tego ostatniego.
-Tak, słuchaj się Olivera w tych sprawach, z pewnością zajdziesz daleko. - wytknęłam mu hardo.
Rzucił mi pytające spojrzenie.
-Co jest?
-Nic. - warknęłam spoglądając w ekran mojego telefonu chcąc odwrócić wzrok.
-Widzę, że jednak coś się stało. Jeśli myślisz, że nie zauważyłem jak ostatnio wasza relacja się ociepliła to się mylisz. - powiedział spokojnie.
-Ociepliła? - uniosłam swoje brwi z niedowierzaniem.
-A nie?
-Nie. - zakończyłam rozmowę tym krótkim stwierdzeniem.
Podniosłam się z kanapy i spojrzałam na niego ostatni raz.
-Jeśli naprawdę chcesz skończyć związek z Hope to idź z nią porozmawiaj i powiedz jej prosto w twarz, że nic dla ciebie już nie znaczy. Skoro jesteś taki twardy i niewzruszony nie powinno to dla ciebie stanowić większego problemu, prawda? Tylko pamiętaj, że jeśli rzeczywiście się z nią rozstaniesz to w moich oczach będziesz największym tchórzem na tym świecie. Trudności są nieodłącznym elementem każdego związku i powinno się z nimi walczyć, a nie tłumaczyć swoją postawę urażoną dumą. To żałosne. - zakończyłam swój monolog i najzwyczajniej w świecie opuściłam jego mieszkanie.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi dotarło do mnie przyjemne poczucie spełnionego obowiązku. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam schodzić po schodach, aby w końcu znaleźć się na oblanej słońcem ulicy. Kiedy dostrzegłam Nichollsa i Olivera wychodzących z terenowego auta tego drugiego coś przewróciło się w moim żołądku. Odwróciłam głowę chcąc udawać, że ich nie zauważyłam, ale do moich uszu doszedł radosny głos Matta krzyczącego moje imię. Po chwili jego sylwetka przysłoniła mi słońce.
-Destiny! Dawno cię nie widziałem! Ale się złożyło, właśnie przyjechaliśmy do twojego brata. - powiedział radośnie całując mnie w policzek na powitanie.
Uśmiechnęłam się jedynie mimowolnie kierując mój wzrok na Olivera. Stał kilka kroków od nas z opuszczoną głową, bawiąc się kluczykami do swojego samochodu. Wyglądał jakby jedynie czekał na to aż odejdę. Czyli tak to teraz wygląda? Udajemy, że się nie znamy? Miło.
-Też się cieszę Matt, ale naprawdę się spieszę. - odparłam. - Będziemy musieli się kiedyś spotkać w naszym gronie, ale teraz już uciekam. Na razie. - pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i odeszłam.
- Zaczekaj. - poczułam na swoim nadgarstku żelazny uścisk dłoni Olivera, kiedy mijałam go z wysoko uniesioną głową.
Nawet do mnie nie dotarły słowa Matta, który po chwili zostawił nas zupełnie samych. Chyba już zapomniałam jak to jest, kiedy Oliver znajduje się blisko mnie, za blisko. Miałam wrażenie jakbym po prostu zapomniała jak się oddycha.
-Czego chcesz? - spytałam dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego jak niemiło to zabrzmiało, nie przejęłam się jednak tym zbytnio.
-Już zapomniałem jaka jesteś przyjazna. - parsknął śmiechem.
Uniosłam pytająco swoje brwi.
-Czyli stoimy sobie tutaj, żeby porozmawiać i powytykać swoje wady? Przykro mi, ale chyba nie mam na to czasu. - powiedziałam oschle.
Mimo że tak cholernie za nim tęskniłam nie mogłam oprzeć się zachowywaniu się w taki sposób. To wszystko jego wina.
-Przestań. - warknął, na co jedynie się wzdrygnęłam. - Chciałem przeprosić. - dodał po chwili.
- To zrób to.
Odetchnął i spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Przepraszam. - powiedział miękko, w taki sposób w jaki najbardziej lubiłam.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się jakby sama do siebie. Dziwnie czułam się znów mając go przed sobą, na dodatek przepraszającego moją osobę. Nigdy bym nie pomyślała, że dojdzie do takiej sytuacji.
-To coś zmienia? - spytałam niepewnie.
-Jeśli tylko chcesz, żeby to coś zmieniło. - mruknął przybliżając się do mojej sylwetki.
Moje kąciki ust uniosły się mimowolnie. Oliver odgarnął jakiś zabłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Za dwa dni gramy koncert, tutaj, w Sheffield. Przyjdziesz? - spytał, jednocześnie kładąc swoją dłoń na moim biodrze.
-Może. - odparłam krótko. - Czy to zaproszenie?
-Może. - uśmiechnął się zawadiacko przyciągając mnie jednocześnie do siebie.
Nawet nie wiem, w którym momencie jego wargi znalazły się na moich. Podarował mi jeden z piękniejszych pocałunków. Może to głupie, ale poczułam w nim swego rodzaju obietnicę. Nie chciałam tego przerywać, nie teraz i nie po takiej przerwie. Cieszyłam się, że Oliver znów jest przy mnie, że całuje mnie z taką pasją.
-Tęskniłam. - mruknęłam prosto w jego wargi, gdy wreszcie się od siebie odsunęliśmy.
-Wiem. - powiedział jedynie i złożył krótki pocałunek na czole. - Spieszyłaś się, a ja też muszę już iść.
Odsunęłam się od niego i uśmiechając się pod nosem ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Czułam na swoich plecach jego wzrok, jednak nie odwróciłam się. Tak bardzo cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Na samą myśl o tym, że znów się spotkamy na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Z jednej strony jednak trochę mnie to przerażało, to jaki silny wpływ miał Oliver na moje życie i samopoczucie. To z pewnością nie prowadziło do niczego dobrego.


Żyję, mam się nawet chyba całkiem dobrze. Nie sprawdzany, to pewnie jest masa błędów, za które przepraszam. Nie wiem kiedy pojawi się nowy. Może znów zniknę na taki okres czasu. Nie wiem.

Obserwatorzy

.