czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 10.

      Przebudziły mnie ciepłe promienie słońca wdzierające się do pokoju. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu byłam wyjątkowo wypoczęta. Do moich nozdrzy dotarł zapach męskich perfum, czułam je na miękkiej poduszce, na której spoczywała moja głowa. Podniosłam się niechętnie do pozycji siedzącej i zdezorientowana zmarszczyłam brwi. Znajdowałam się w sypialni Olivera, a nie jak przypuszczałam w salonie na kanapie. Zrzuciłam z siebie białą pościel i zwlekłam się z wygodnego łóżka. Ułożyłam ładnie kołdrę nie chcąc wkurzać tego cholernego pedanta. Panele nieprzyjemnie ochładzały moje gołe stopy. Miałam na sobie jedynie męską koszulkę ledwo zakrywającej mój tyłek. Odgarnęłam dłonią rozczochrane włosy i wyszłam z pomieszczenia rozglądając się po korytarzu. Weszłam do salonu, gdzie już ubrany Oliver dawał jeść swojemu psu. Uśmiechnęłam się na ten widok. Sykes pogłaskał Oskara po grzbiecie i spojrzał na mnie po chwili.
-I jak się spało? - spytał siadając na kanapie.
-Z tego co pamiętam to zasnęłam tutaj. - odparłam wskazując na sofę.
Spojrzał na mnie z uznaniem kiwając głową.
-Spostrzegawcza jesteś, naprawdę. - powiedział uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób. - Miałaś nie spać, sama tak powiedziałaś. Kanapa jest niewygodna, więc cię przeniosłem. - wzruszył ramionami.
-Nie musiałeś. - mruknęłam zakładając ręce na piersi.
Czy on za wszelką cenę chciał sprawić, żebym czuła się najzwyczajniej w świecie głupio?
-Wiem, że nie musiałem. Tak naprawdę to chciałem w spokoju pooglądać telewizję. - dodał puszczając do mnie oczko.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na niego, ale już nic nie powiedziałam. Oskar podbiegł do mnie machając przyjaźnie ogonem. Zaczął na mnie skakać więc schyliłam się, żeby go pogłaskać. Po chwili siedziałam już na podłodze i bawiłam się z psem. Był uroczy. Śmiałam się cicho, gdy podgryzał moje palce chcąc zwrócić na siebie moją uwagę.
-Chcesz herbaty czy kawy? - krzyknął Oli z kuchni.
-Herbaty. - odpowiedziałam od razu.
Wstałam z podłogi i sięgnęłam po moją torebkę leżącą na stoliku znajdującym się obok kanapy. Wzięłam w dłoń telefon i przejechałam palcem po wyświetlaczu aby go odblokować. Moim oczom ukazało się dziewięć nieodebranych połączeń od Matta i cztery od ojca. Usunęłam powiadomienia i zablokowałam telefon ignorując to zupełnie. Skierowałam się do kuchni, po której roznosił się przyjemny zapach kawy. Oliver postawił przy mnie kubek z ciepłą herbatą.
-Posłodziłem jedną. - mruknął siadając przy wysepce i upijając łyk swojej kawy.
Pamiętał. Uśmiechnęłam się pod nosem zasiadając jednocześnie naprzeciwko niego. Oskar krzątał się przy moich nogach więc wzięłam go na kolana. Ułożył swój łepek na blacie i patrzył spokojnie na pana.
-Masz ochotę coś zjeść? - zapytał Oli spoglądając na mnie.
Pokręciłam głową. Nie chciałam mu sprawiać problemów.
-Na pewno? - uniósł swoje brwi do góry i nie spuszczał ze mnie spojrzenia.
-Na pewno, zjem w domu. - odparłam siląc się na uśmiech.
Szczerze mówiąc nie chciałam tam wracać. Wolałabym uniknąć konfrontacji z rodzicami, ale z drugiej strony tak bardzo szkoda mi mamy. Może już wie. Ciekawa jestem jak zareagowała albo zareaguje. Przecież kochała tatę. Kochała go bardzo mocno, a on zrobił jej coś tak paskudnego. Wszyscy naokoło są tacy fałszywi... Jak można skrzywdzić osobę, którą się kochało i to jeszcze w taki okropny sposób? Nie rozumiem tego, nie chcę tego zrozumieć. Mam wrażenie, że jestem oderwana od współczesnego świata. Zupełnie nie pojmuję tego czym ludzie się dzisiaj kierują. Wszystko jest takie beznadziejne. Było mi po prostu źle.
Spuściłam głowę i pogłaskałam delikatnie Oskara spoczywającego na moich kolanach. Piesek przymknął oczy i poddał się pieszczocie. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, było już grubo po jedenastej.
-Będę się już zbierać. - mruknęłam po czym zeskoczyłam z krzesła wcześniej ostrożnie zdejmując Oskara.
Szybko udałam się do łazienki, żeby się ogarnąć. Wcisnęłam się na powrót w sukienkę i zapięłam tyle guzików ile byłam w stanie. Złożyłam koszulkę Olivera, którą mi pożyczył i na powrót udałam się do kuchni. Pan porządnicki mył właśnie tą ogromną stertę naczyń składającą się z całych dwóch kubków. Odłożyłam jego koszulkę na blat po czym odwróciłam się do niego plecami chrząkając przy tym cicho. Wytarł mokre dłonie o ręcznik rzucając go następnie bezładu na blat.
-Taka bezradna... - mruknął pod nosem sprawnie zapinając kolejne guziki.
Jego długie palce raz po raz muskały moją nagą skórę. Mogłam się założyć, że po jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Przewróciłam tylko oczami aby po chwili odsunąć się już na bezpieczną odległość.
-Dziękuję, że mogłam u ciebie przenocować. - odparłam kierując się do wyjścia.
-Nie ma sprawy.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam kiedy już wcisnęłam na nogi buty. - Nie dodasz żadnego zgryźliwego komentarza?
Parsknął śmiechem i pokręcił głową.
-Odwiozę cię. - dodał po chwili sięgając po kluczyki do samochodu.
-Nie trzeba, przejdę się. - mruknęłam naciskając klamkę.
Nie odpowiedział tylko wyszedł za mną z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz.
Czyli nie mam nic do gadania, tak? No jasne. Zeszliśmy w ciszy po schodach, aby po chwili stanąć już na świeżym powietrzu. Było ciepło, słońce przyjemnie świeciło. O dziwo na niebie nie było ani jednej chmurki. Zmrużyłam oczy od nadmiaru promieni słonecznych, a Oli zaprowadził mnie do swojego auta. Otworzył mi drzwi, spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale ten tylko popchnął mnie lekko do środka. Usiadłam posłusznie i wlepiłam wzrok w Sykes'a okrążającego maskę samochodu. Po chwili siedział już obok mnie, odpalił silnik i włączył muzykę.
-Zapnij pasy. - mruknął nawet na mnie nie patrząc.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ale zrobiłam to o co mnie prosił. W głośnikach rozbrzmiała piosenka Linkin Park więc odruchowo sięgnęłam do odtwarzacza aby podgłośnić. Oliver zrobił w tym czasie dokładnie to samo więc poczułam na swojej dłoni jego palce. Natychmiast odsunęłam rękę kątem oka zauważając uśmiech wpełzający na twarz Sykes'a.
-Masz zimne dłonie. - odparł skupiając się na drodze.
-Od zawsze. - mruknęłam cicho w odpowiedzi.
Czułam się spięta, sama nie wiem dlaczego. Splotłam swoje palce i wepchnęłam dłonie między mocno ściśnięte kolana. Skierowałam swoje spojrzenie za szybę wpatrując się w budynki i ludzi chodzących po chodnikach. Nim się obejrzałam Oliver zaparkował w centrum obok mojej kamienicy. Ocknęłam się i odpięłam pasy po czym odwróciłam się w jego stronę.
-Dziękuję. - posłałam mu wdzięczny uśmiech, ale westchnęłam przy tym cicho myśląc o tym, że nieuchronnie zbliża się rozmowa z moimi rodzicami.
-Dasz radę. - odparł jakby czytając mi w myślach.
Kiwnęłam tylko lekko głową po czym wyszłam z samochodu. Zamknęłam delikatnie drzwi i skierowałam się w stronę domu. Zanim weszłam do środka obróciłam jeszcze głowę – Sykes jeszcze nie odjechał, czekał aż wejdę do domu. Popchnęłam klamkę drzwi uśmiechając się pod nosem. Pierwszą rzeczą na jaką spojrzałam był żyrandol. Kryształki odbijały światło tworząc gdzieniegdzie świetlistą tęczę.
Kiedy weszłam do mieszkania od razu skierowałam się w stronę kuchni. Ku mojemu zdziwieniu oprócz rodziców przy stole siedział również Matt. Ich rozmowa ucichła kiedy mnie zobaczyli. Mój brat wstał gwałtownie i spojrzał na mnie wściekły.
-Gdzie ty się podziewałaś i czemu do jasnej cholery nie odbierasz telefonu? - spytał natychmiast.
Nie odpowiedziałam bo zdałam sobie sprawę, że moja torebka z telefonem wciąż spoczywa na stoliku w mieszkaniu Olivera. Przeklęłam w duchu i posłałam bratu nienawistne spojrzenie.
-Gdzie nocowałaś? - spytał spokojnie tata bawiąc się kluczykami do samochodu.
Rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę mamy. Jej długie i gęste blond włosy były poplątane, a oczy zapłakane. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
-U Olivera. - odparłam obojętnie zasiadając równocześnie naprzeciwko kobiety.
Matt zmarszczył brwi ze zdziwienia i przysiadł obok mnie. Odsunęłam się nieznacznie.
-Nie podoba mi się to. - mruknął ojciec patrząc na mnie przenikliwie.
-Daj jej spokój Charles. - wtrąciła mama słabym głosem. - Moja córka nie jest głupia. 
- Nasza córka. - poprawił ją natychmiast tata.
Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale zamiast tego siedziałam cicho z martwym wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeni.
-Rozwodzimy się. - odparła Carolyn jakby sama do siebie.
Kiwnęłam głową i wstałam od stołu natychmiast kierując się do swojego pokoju. Kiedy znalazłam się już na moim łóżku zwinęłam się w kłębek. Czekałam na łzy, ale nie chciały przyjść. Nie chciały wyswobodzić mnie z tego tępego bólu rozchodzącego się po całym ciele. Zamiast tego zwyczajnie nie mogłam złapać oddechu, poczułam jak moje serce zaczyna kołatać. Ogarnął mnie przeraźliwy lęk i panika. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam walczyć o swój oddech. Przykryłam usta wierzchem dłoni i wpatrzyłam się w jeden punkt na ścianie. Po kilku minutach bicie mojego serca powróciło do normalnego tempa a oddech się uspokoił. Odetchnęłam z ulgą i przykryłam twarz dłońmi. Od czasu do czasu miewałam takie ataki paniki. Nie miałam już siły.
Nie chciałam, żeby rodzice się rozwodzili. Mimo że ojciec skrzywdził mamę miałam jakąś głupią nadzieję, że ona mu wybaczy, że wszystko się ułoży. To chore, bo na jej miejscu zrobiłabym dokładnie to samo, ale z mojej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej. Kochałam tatę. Nie byłam w stanie i najzwyczajniej w świecie nie chciałam go przekreślać. Nigdy nie zapomnę jak nosił mnie na barana, gdy byłam mała, jak bawił się ze mną w chowanego, jak w każde moje urodziny jako pierwszy składał mi życzenia. Nie usunę z pamięci wszystkich chwil, które spędziliśmy wspólnie – wszelkich wyjazdów, wakacji, imprez rodzinnych. Choćbym nie wiem jak się starała on zawsze jest i będzie moim tatą i będę go kochać. Mimo że jego związek z mamą się rozpadł.
Z zamyśleń wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam, a mimo to po chwili w moim pokoju ukazała się sylwetka Matta. Podszedł do mnie i usiadł obok na łóżku, które skrzypnęło cicho pod jego ciężarem.
-Wiem, że powinienem ci powiedzieć. - mruknął.- Tobie albo mamie. 
Spojrzałam na niego – był zakłopotany.
-Ale miałem nadzieję, że wszystko się ułoży. Przepraszam. - dodał po chwili zerkając na moją twarz.
Kiwnęłam tylko głową i oparłam ją na jego ramieniu. Przymknęłam oczy. Matt pogładził mnie delikatnie po włosach.
-A tak na marginesie możesz mi wyjaśnić co ty robiłaś całą noc u Olivera? - spytał poważnym tonem spoglądając na mnie badawczo.
-Spałam Matt. - odparłam kładąc się na łóżku.
Przewrócił tylko oczami, wiedział że nie mam zamiaru wracać do tego tematu. Niech moja relacja z Oliverem pozostanie tylko między mną a nim. Nie chciałam wzbudzać żadnych podejrzeń Matta, bo przecież nie miał o co się denerwować
Usłyszałam jego telefon, sięgnął po niego do kieszeni spodni i odebrał połączenie wcześniej mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Zaczął coś mówić, ale kompletnie się na tym nie skupiłam, patrzyłam się na sufit jakby było na nim coś niezmiernie ciekawego. Myślami krążyłam gdzieś zupełnie daleko.
-Destiny! - powiedział Matt machając mi telefonem przed oczami.
Zabrałam mu go i przyłożyłam do swojego ucha. Po drugiej stronie usłyszałam zachrypnięty głos Olivera.
-Nie zapomniałaś czegoś przypadkiem? - spytał od niechcenia.
-Wiem, wiem torebka. - odparłam od razu nie zwracając uwagi na jego niedbały ton. - Kiedy mogę ją odebrać?
-O której kończysz w poniedziałek? - zadał kolejne pytanie.
Zmarszczyłam swoje brwi, ale odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dodał jeszcze, że po mnie podjedzie i jedyne co teraz słyszałam to dźwięk zakończonego połączenia. Westchnęłam tylko i oddałam telefon wpatrującemu się we mnie bratu. Nic nie powiedział, ale patrzył się nieprzerwanie z nadzieją, że sama zacznę mówić.
-Jak zareagowała mama? - zapytałam zmieniając temat.
-Płakała. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Ale nie martw się, da sobie radę. Wezmą rozwód, życie będzie toczyć się dalej.
Dla mnie to wszystko wcale nie było takie proste. Ta sytuacja była taka przytłaczająca, czułam się okropnie. Jeżeli ja tak to przeżywam to co musi czuć mama? Współczułam jej, ale nie miałam sił aby iść z nią o tym porozmawiać, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku. Nie byłam do niej przywiązana, zawsze miałam lepszy kontakt z tatą mimo jego paskudnego charakteru. Kochałam ją bardzo, ale oddzielała nas jakaś bariera, która nie pozwalała na okazywanie swoich uczuć. Dobiło mnie to okropnie, bo wiedziałam, że teraz potrzebuje mojego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
Kiedy zeszliśmy na dół tata pakował swoje rzeczy do walizki. Oparłam się o futrynę drzwi i wpatrywałam się w każdy ruch jaki wykonywał. Był postawnym mężczyzną, ale w przeciągu tych kilku godzin wydawał mi się mniejszy i słabszy. Jego twarz wskazywała na duże zmęczenie. Kiedy skończył oparł ręce na biodrach uśmiechając się do mnie pocieszająco. Mimo że żywiłam do niego szczerą nienawiść po tym co zrobił odwzajemniłam ten gest. Wciąż mocno go kochałam.
-Chodź. - mruknął i objął moje ciało ramieniem prowadząc do salonu.
Usiedliśmy na kanapie, ojciec zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy po czym ponownie założył czarne oprawki na nos.
-Wiem, że to dla ciebie trudne Destiny, ale uwierz, że nie miałem na celu waszej krzywdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że popełniłem błąd, ale jedynym wyjściem z tej sytuacji jest rozwód, naprawdę. Kocham cię i nie chcę, żebyś mnie znienawidziła chociaż to zrozumiem. Zależy mi na tobie tak jak kiedyś i jest to kwestia bezsporna. - powiedział jak zwykle zachowując spokój.
-Kochasz tę kobietę? - zapytałam niepewnie po chwili ciszy zagryzając przy tym swoje wargi.
Poczułam smak krwi w ustach.
-Tak, kocham Stephanie. - odparł bez najmniejszego zastanowienia. - Przykro mi to mówić, ale z twoją mamą łączysz mnie już tylko ty.
Jego ostatnie słowa zabolały, ale nie dałam tego po sobie poznać. Kiwnęłam tylko głową. Kiedy tak siedzieliśmy w ciszy w salonie pojawiła się mama z Matt'em. Stanęła nad nami, w ręku trzymała kieliszek czerwonego wina.
-Próbujesz przeciągnąć naszą córeczkę na swoją stronę? - spytała ojca nie ukrywając wyrzutów.
Zacisnęła ciasno wargi, jej oczy były czerwone od płaczu. Ręka, w której dzierżyła szklany kieliszek trzęsła się niespokojnie. Przyznam, że nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Poczułam się jak rzecz, którą na siłę chce wyszarpać z cudzych ramion.
-Uspokój się Caroline. - odparł tata podnosząc się ciężko z kanapy. - Będę się już zbierał. - dodał i pożegnał się z nami krótko.
Ku mojemu zdziwieniu nawet podał sobie ręce z moim bratem – to było szokujące. Mama usiadła na miejscu ojca, poczułam nieprzyjemną woń alkoholu. Wzdrygnęłam się lekko.
-Jesteś taka śliczna. Nawet nie wiem kiedy tak wyrosłaś - dotknęła moich włosów. - Twój tata mnie zranił. - dodała po czym kontynuowała – Nigdy mu nie wybaczę. Obydwie nigdy mu nie wybaczymy, prawda? Przecież jesteśmy silne.
Jej pijackie wywody przyprawiły mnie o dreszcze na ciele. Poderwałam się z kanapy i natychmiast opuściłam pomieszczenie nawet nie oglądając się za siebie.
Zatrzasnęłam drzwi do swojej sypialni i oparłam się plecami o ich zimną powierzchnię. Moje ciało ogarnął niekontrolowany szloch. Osunęłam się powoli na podłogę po czym objęłam kolana ramionami.
Bałam się, tak cholernie się bałam. 


Komentujcie kochani, bo to bardzo motywuje do pracy! Wiem, że ostatnio miałam dość długą przerwę od pisania i mogłam stracić wielu czytelników, ale wierzę że jest was więcej niż ilość komentarzy pod ostatnim postem. :)) 


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 9.

     Byłam w szoku. Stanęłam w bezruchu przyglądając się sylwetce mojego ojca. Mimo że było ciemno bez problemu go rozpoznałam w przeciwieństwie do kobiety, którą obejmował. To nie była moja mama. Rozchyliłam usta ze zdziwienia, albo z niemożności złapania oddechu.
W jednej chwili poczułam rosnącą wściekłość. Bez najmniejszego zastanowienia podeszłam do niego i złapałam mocno za ramię zmuszając tym samym, żeby odwrócił się w moją stronę. Był zszokowany moją obecnością. Kobieta obok nie wiedziała o co chodzi, zarówno jak Oliver stojący przy mnie.
-Destiny... - zaczął tata spokojnie.
Jego ton wskazywał na to, że nawet nie jest zakłopotany. Spojrzałam mu prosto w oczy, które po nim odziedziczyłam.
-Jak mogłeś? - spytałam podnosząc głos.
-Jesteś pijana. - odpowiedział próbując mnie uspokoić.
Parsknęłam śmiechem. Ten fakt był chyba najmniej ważny w całej tej sytuacji.
Zdradził mamę. Cały czas ją zdradzał.
-Nienawidzę cię. Nienawidzę. - powiedziałam cicho.
Kobieta szepnęła coś do niego zakłopotana i zacisnęła palce na jego dłoni. Spojrzałam na nią pogardliwie. Ciemne włosy sięgały jej do ramion. Była bardzo szczupła, ale stosunkowo niska. Sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej osoby. Chyba jednak pozory mylą skoro jest zdolna do rozbicia czyjejś rodziny. Poczułam obrzydzenie i niechęć.
-Porozmawiamy w domu. - odparł ojciec wciąż zrównoważony i spokojny.
-W domu? W jakim domu do cholery? - krzyknęłam nie zważając na to, że znajdujemy się w centrum miasta. - Lepiej idź się pieprzyć z tą zdzirą skoro już zapomniałeś, że masz żonę i córkę. Wszystko zniszczyłeś!
Oliver złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie próbując uspokoić. Ojciec spojrzał na nas i pokręcił tylko głową z dezaprobatą, mimo to zachował swój kamienny wyraz twarzy.
-Nie mam zamiaru wysłuchiwać jak na mnie krzyczysz. - powiedział patrząc na mnie przenikliwie.-Będziemy o tym rozmawiać jak się uspokoisz. - dodał po czym najzwyczajniej w świecie odszedł.
 Przetarłam dłonią swoją twarz i zatrzymałam ją na ustach. Trzęsłam się. Odsunęłam się od Olivera i zaczęłam szybko iść w kompletnie nieznaną mi stronę. Nie wiedziałam dokąd zmierzam, ale było mi to obojętne. Byle dalej od tego wszystkiego. Chciałam uciec.
Sykes dotrzymywał mi kroku. Szedł obok milcząc. Ramię w ramię. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie zwracałam na to uwagi. Nawet nie wiem, w którym momencie po moich policzkach zaczęły spływać słone krople. Boże, jak to boli. Wszystko szlag trafił. Wszystko.
To moja wina. To ja powoli odsuwałam się od rodziców. To oni musieli znosić moje humory. W końcu się rozpadli.
-Nie płacz. - usłyszałam – Przecież nic się nie stało.
Nic się nie stało? Czy on jest kompletnie pozbawiony uczuć czy zwyczajnie głupi?
-Pierdol się Sykes. Pierdolcie się wszyscy!
Złapał mnie za nadgarstek. Chciałam się wyrwać, ale trzymał go mocno w uścisku. Bolało.
-Uspokój się, nie warto. Ludzie się krzywdzą nawzajem, taka kolej rzeczy. Jedyne co do ciebie należy to pogodzić się z tym. - powiedział rozluźniając palce wokół mojego nadgarstka. - I nie płacz. - dodał po chwili patrząc na mnie z politowaniem.
Poczułam się jak mała dziewczynka, którą ktoś karci. Spojrzałam na niego załzawionymi oczami – wydawał się taki silny i niewzruszony. Wiedziałam, że to nieprawda, że to tylko pozory. Byłam pewna, że gdzieś tam, w głębi cierpiał. Cierpiał przeraźliwie, ale nie pokazywał tego po sobie. Tylko te oczy takie puste i smutne.
-Do twojego domu idzie się w przeciwną stronę. - odparł wskazując dłonią odpowiedni kierunek.
Zmarszczyłam swoje brwi i westchnęłam cicho.
-Nie idę do domu. - powiedziałam siląc się na obojętny ton. - Wracaj do siebie, ja muszę się jeszcze przejść. - mruknęłam.
Chciałam pobyć sama. Posiedzieć w ciszy i spokoju. Sykes spojrzał na mnie pobłażliwie.
-Nie zostawię cię samej w środku nocy na mieście, chyba zwariowałaś. Matt by mnie zamordował. - odparł zupełnie poważnie, ale uśmiechnął się lekko.
-To masz problem. - wzruszyłam tylko ramionami.
Oliver przewrócił oczami i już otworzył usta, żeby mnie opieprzyć, ale od razu je zamknął.
-Możesz przenocować u mnie. - usłyszałam z jego strony.
-Chyba oszalałeś! - zatrzymałam się gwałtownie. - Jeszcze niedawno się z tobą całowałam a teraz mam iść do ciebie na noc. - parsknęłam, ale wcale nie było mi do śmiechu.
-Byliśmy pijani. - powiedział jakby nic się nie stało. - Nadal mnie wkurwiasz, nie martw się.
Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie i po chwili przystałam na jego propozycję. Bo gdzie miałam pójść? Przecież nie ma w tym nic złego...
Przez całą drogę do jego mieszkania musiałam wysłuchiwać zasad panujących w jego czterech ścianach. Wiedziałam, że starał się mnie rozśmieszyć i przyznam, że mu się udało. Co chwilę wybuchałam głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
Wreszcie dotarliśmy do jego osiedla. Nie było duże, niewielkie bloki mieszkalne były nowoczesne i zadbane. Widać było, że nie mieszkał tutaj długo, bo osiedle wyglądało na zupełnie nowe. Oliver wpisał odpowiedni ciąg liczb do drzwi i po chwili znaleźliśmy się już w środku. Chciałam nacisnąć guzik windy, kiedy Sykes mnie od niej odciągnął.
-Spalisz trochę kalorii moja droga. - uśmiechnął się wrednie i zaczął szybko wchodzić po schodach.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ale poszłam w jego ślady – już po chwili się ścigaliśmy jak beztroskie dzieci. W końcu stanęliśmy na piątym piętrze przed jego mieszkaniem. Oparłam się o drewniane drzwi zdyszana, gdy Oliver nieudolnie próbował je otworzyć. Zniecierpliwiona wyrwałam mu klucze i odepchnęłam go od klamki, aby po chwili bez najmniejszego problemu otworzyć drzwi. Spojrzałam na niego zwycięsko, ale to zignorował.
Kiedy stanęłam w jego przedpokoju byłam kompletnie wyczerpana. Jego mieszkanie było... chłodne. Szare ściany, biało-czarne nowoczesne meble. Do tego panował tu porządek. Podejrzany porządek. Zdjęłam buty i jego czarną bluzę.
-Dziękuję. - odparłam oddając mu ją.
Uśmiechnął się tylko i popchnął mnie w stronę kuchni. Zapalił oświetlenie i sięgnął po butelkę wody do lodówki.
-Chcesz coś zjeść? - spytał trzymając otwarte drzwi chłodziarki.
Pokręciłam przecząco głową i oparłam się o ciemny blat.
-I bardzo dobrze. - odparł patrząc na mnie krytycznie.
-No wiesz co? Jesteś wredny! - oburzyłam się i rzuciłam w niego jabłkiem znajdującym się na szklanym talerzu.
Zaśmiał się tylko złośliwie i odłożył owoc na miejsce. Rzuciłam spojrzenie na pustą szklankę leżącą na wysepce.
-Jeju Oli, posprzątaj to – powiedziałam wskazując na „brudne: naczynie. - Nie wytrzymam od tego bałaganu, naprawdę.
Spojrzał na mnie z litością i sięgnął po szklankę, aby po chwili już ją myć.
-Czemu się nie śmiejesz? Przecież to było zabawne. - zmarszczyłam swoje brwi. - No nie powiesz mi, że nie było.
-A jak powiem? - odparł poważnie, ale widząc moją minę zaśmiał się pod nosem.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam takiego pedanta. Aż czułam się przytłoczona panującym wszędzie porządkiem. Jakby Oliver wszedł do mojego pokoju, to by się załamał biedny.
Kiedy już skończył myć tą zakichaną szklankę i zgasił światło zaprowadził mnie do sypialni popychając lekko ręką znajdującą się na moich plecach.
-Umiem chodzić, naprawdę. - powiedziałam lekko zirytowana.
-Nie jestem tego taki pewien. - odpowiedział patrząc na mnie z udawanym strachem.
Przewróciłam tylko oczami. Jego sypialnia była tak samo chłodna i wysprzątana jak reszta mieszkania. Mały piesek leżący na dużym łóżku z białą pościelą wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
-Jaki on jest słodki. - mruknęłam cicho nie chcąc obudzić zwierzaka.
-Zupełnie jak właściciel. - wtrącił się Oliver uśmiechając się z wyższością.
Skrzywiłam się tylko.
-To ja się prześpię na kanapie, a ty śpij sobie tutaj. - powiedział – Tylko nie zgnieć mi Oskara. - dodał zupełnie poważnie.
-Nie ma mowy. Ja idę na kanapę, tym bardziej, że nie chce mi się spać, a tobie oczy się zamykają. - odparłam natychmiast. - Posiedzę sobie, nie martw się. 
- Tak jakbym się martwił. - mruknął podchodząc do szafy.
Odetchnęłam tylko i pokręciłam głową. On był niemożliwy – pomyślałam. Sięgnął po jakąś ciemną koszulkę i rzucił w moją stronę.
-Och, dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Powiedział jeszcze, gdzie jest łazienka i salon po czym zdjął swoją koszulkę najwyraźniej chcąc iść już spać. Szybko opuściłam jego sypialnię nie chcąc oglądać go półnagiego, ale zdążyłam usłyszeć jak rozbawiony mruknął pod nosem „świętoszka”. Powtarza się.
Udałam się do łazienki, gdzie mogłam się w spokoju przebrać i ogarnąć. Zmyłam makijaż i rozpoczęłam zażartą walkę z moją sukienką. Rząd guzików na plecach cholernie mi utrudniał jej zdjęcie. Właściwie to uniemożliwiał. Mama zawsze mi pomaga, gdy ją zakładam albo zdejmuję.
Ale tutaj nie ma mojej mamy. Przeklęłam cicho pod nosem i na powrót udałam się do sypialni Olivera. Zapukałam cicho i delikatnie uchyliłam drzwi. Leżał na łóżku bez koszulki i w dresowych spodniach. Cała jego klatka piersiowa i ręce pokryte były tatuażami. W dłoni trzymał telefon, który odłożył na nocną szafkę, kiedy mnie zobaczył. Spojrzał na mnie pytająco, na co tylko odwróciłam się do niego plecami i wskazałam rząd guzików.
-Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam niechętnie.
Jakie to żenujące – przemknęło mi przez myśl. Usłyszałam jak podnosi się z łóżka, parsknął śmiechem i zaczął odpinać powoli guziki na moich plecach. Czułam jego ciepły oddech na moim karku – przymknęłam oczy i przygryzłam wargę. Kiedy już skończył delikatnie, opuszkami palców przejechał po mojej odkrytej skórze. Dreszcze. Poczułam jak po ciele rozchodzi mi się fala dreszczy. Odsunęłam się od niego i mruknęłam niewyraźne „dziękuję” po czym w ekspresowym tempie opuściłam to przeklęte pomieszczenie. Nigdy więcej nie założę tej sukienki. Nigdy.
W spokoju się przebrałam w koszulkę, którą mi pożyczył, zabrałam małą torebkę z telefonem i portfelem po czym udałam się do salonu. Usiadłam na szarej narożnej kanapie i opadłam bezwładnie na poduszki. Co to było?
Podciągnęłam kolana pod brodę, oparłam na nich głowę. Z zamkniętymi oczami zaczęłam się zastanawiać nad całym dzisiejszym dniem. Tyle się wydarzyło. Przyznam, że za cholerę nie przyszło by mi do głowy, że skończę u Olivera w domu dodatkowo jeszcze po części przez niego rozebrana. To chore. Pomijając Sykes'a, który jakoś szczególnie mi nie zawadzał, jest jeszcze sytuacja z ojcem.
W głowie mi się to nie mieści. Owszem zauważyłam, że ostatnio nie układa mu się z mamą, ale nie pomyślałabym, że jest aż tak źle. Rodzina mi się rozpadła. To było takie przytłaczające, że przez chwilę walczyłam o oddech, by po chwili na powrót się rozpłakać. Zaczęłam się delikatnie kołysać zupełnie jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc.
Chyba nie pomogło. Było mi tak pięknie smutno. Pomyślałam o moim bracie. On wiedział już wcześniej. Ostatnio kłócił się z ojcem jeszcze bardziej niż wcześniej. Musiał wiedzieć. Nie powiedział ani mi, ani mamie. Byłam wściekła i na ojca i na Matta.
Z tą rosnącą wściekłością i goryczą w sercu zasnęłam.

Obserwatorzy

.