wtorek, 20 października 2015

Rozdział 13.

               Spojrzałam na niego nie ukrywając złości, która się we mnie rozrastała z każdą kolejną minioną sekundą
-Dobrze, skoro tego właśnie chcesz to w porządku. - odparłam, a mój głos zabrzmiał dziwnie piskliwie.
Podeszłam do kanapy chcąc zabrać leżącą na niej swoją torbę, którą zarzuciłam gwałtownie na ramię. Bez słowa skierowałam się do wyjścia, nie zważając na to czy Oliver idzie za mną czy też nie. Nie zaczekałam na niego, gdy zamykał drzwi do swojego mieszkania, tylko zaczęłam schodzić po schodach z założonymi rękami bo było mi strasznie zimno. Przeklęłam w duchu samą siebie, za to że założyłam na siebie jedynie koszulkę z krótkim rękawkiem.
Przyznam, że jego postawa nie tyle co mnie zdenerwowała, ale zawiodła. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że w tak krótkim czasie zdążyłam wyhodować w sobie przywiązanie do Olivera, który wcześniej tak bardzo mnie od siebie odpychał. Wiedziałam, że to nie wróżyło niczego dobrego. Dodatkowo jego zmienne nastroje jak nic innego potrafiły mnie wyprowadzić z równowagi. Równocześnie jednak czułam się przy nim tak bezpiecznie, kiedy był obok tkwiłam w przekonaniu, że nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić. No cóż, chyba poza nim samym.
Nim się obejrzałam siedziałam już w jego aucie, tam gdzie zawsze. Kiedy tylko zasiadł tuż obok mnie do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach jego perfum i papierosów, które palił. Lubiłam tę woń. Odpalił silnik i płynnie wyjechał z parkingu włączając przy tym muzykę. Nie miałam ochoty wysłuchiwać w tej chwili jakiejkolwiek piosenki więc natychmiast wyłączyłam radio nawet nie obdarzając Sykesa spojrzeniem.
-Skoro tak wolisz. - odparł spoglądając na mnie.
Nie siliłam się na odpowiedź, jedynie odwróciłam się w przeciwną stronę i wpatrzyłam w widok za oknem. Dopiero teraz zauważyłam jak szybko jechaliśmy niemalże pustymi ulicami Sheffield. Zdążyłam już wywnioskować, że Oliver wolał zdecydowanie szybką jazdę i przyznam, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wcisnęłam splecione dłonie między mocno zaciśnięte uda chcąc je choć trochę zagrzać. Od czasu do czasu czułam na sobie jego wzrok, miałam też nieodparte wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale milczeliśmy całą drogę. Dopiero kiedy zatrzymał się przed moją kamienicą do moich uszu dobiegł przyjemny dźwięk jego głosu.
-Nie chcę, żeby to tak wyglądało, Destiny. - powiedział miękko, tak, że zadrżałam.
Zdobyłam się na odwagę, aby na niego spojrzeć. Jego ciemne tęczówki wpatrzone były prosto w moją twarz, zupełnie jakby chciały mnie przejrzeć na wylot, odczytać wszystkie uczucia, które targały mną w tamtej chwili.
-Jesteś tchórzem, wiesz? Jesteś takim cholernym tchórzem! - nie wytrzymałam i wydukałam roztrzęsionym od emocji głosem.

-Nic nie rozumiesz. - mruknął po części zdziwiony moim oskarżeniem.
-To mi wytłumacz!
Czy to nie było oczywiste? Nie może mi wyjaśnić, czemu zachowuje się w taki a nie inny sposób? Czemu raz jest dla mnie miły, a kiedy indziej traktuje mnie w taki podły sposób? I czemu do jasnej cholery tak nagle doszedł do wniosku, że musimy zerwać ze sobą kontakt? Miałam dość stale rosnącej liczby pytań bez odpowiedzi.
Ku mojemu przerażeniu Oliver jedynie milczał. Nagle poczułam jakby we wnętrzu samochodu zabrakło tlenu, ledwo co oddychałam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyszłam na zewnątrz mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Z jednej strony chciałam, czym prędzej wyjść na świeże powietrze, bo wiedziałam, że zbliża się nieunikniony atak paniki a z drugiej nie miałam najzwyczajniej w świecie siły na kłótnię z nim.
Wszystko działo się tak szybko. Spodziewałam się, że chłodne, wieczorne powietrze jakoś mi pomoże, ale kiedy wchodziłam po schodach walczenie o oddech sprawiło mi już tyle trudu, że musiałam się zatrzymać. Oparłam się o kamienną balustradę rozkoszując się jej zimnem i jednocześnie starając się unormować pracę serca oraz płuc niemiłosiernie walczących o dawkę tlenu. Przykucnęłam na schodkach, przykrywając usta dłonią, czułam jak do moich oczu cisną się łzy. Nie kontrolowałam tego co się dzieje z moim ciałem przez co spanikowałam jeszcze bardziej. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi samochodowych i już po chwili Oliver schylał się zaraz przede mną. Złapał mnie za dłoń odsuwając ją od mojej twarzy po czym ścisnął ją delikatnie próbując dodać mi otuchy.
-Oddychaj Destiny, już dobrze. Uspokój się. - oparł swoje czoło o moje – Razem ze mną, wdech i wydech, spokojnie.
Cały czas do mnie mówił i po niemiłosiernie dłużących się kilku minutach w ciągu, których miałam wrażenie, że zaraz umrę udało mi się wreszcie uspokoić. Czułam się niemalże jakbym przebiegła sprintem co najmniej maraton. Kropelki zimnego potu spływały z mojego czoła. Przyznam, że nie życzyłam napadów paniki nawet najgorszemu wrogowi.
Sykes wstał i wyciągnął do mnie dłoń, abym uczyniła to samo. Spojrzałam na nią powątpiewająco po czym podniosłam się o własnych siłach podpierając się na balustradzie.
-Dziękuję. - bąknęłam ledwo słyszalnie i weszłam na tyle prędko na ile miałam sił po pozostałej ilości schodków.
Poczułam chłodne palce zaciskające się na moim nadgarstku. Zanim się odwróciłam odetchnęłam cicho zaciskając oczy.
-Destiny... - zaczął Oliver, ale natychmiast mu przerwałam.
-Przestań! Przestań mówić do mnie takim tonem, w ogóle przestań do mnie mówić! Jeszcze przed chwilą sam tego chciałeś więc pozwól mi wreszcie odejść, bo naprawdę mam już tego dość. Męczy mnie to wszystko, Oliver. Zostaw mnie już, proszę. - początkowo twardy ton jakim się do niego zwróciłam zmienił się w błagalny, ale wyjątkowo roztrzęsiony szept.
Wyswobodziłam rękę z jego uścisku i nie oglądając się za siebie weszłam do kamienicy. Dopiero po przekroczeniu progu mieszkania dotarło do mnie, że moje ciało całe się trzęsie. Było mi przed nim tak strasznie wstyd, że musiał patrzeć jak ogarnia mnie panika. To było takie żenujące. Nie chciałam, aby ktokolwiek, a już w szczególności on zobaczył jaka w rzeczywistości jestem słaba.
Mechanicznie skierowałam się do swojego pokoju. Matki jeszcze nie było albo siedziała zamknięta w swojej sypialni, nie robiło mi to żadnej różnicy. Rzuciłam swoją torbę na miękki dywan i natychmiast weszłam do niewielkiej łazienki. Marzyłam o wzięciu prysznicu i położeniu się spać.
Tak bardzo nie chciałam zaprzątać sobie głowy Oliverem, ale aktualnie wypełniał każdą moją myśl. Nie rozumiałam go, nie miałam najmniejszego pojęcia co nim kieruje. Czułam się po części porzucona, zachował się niesprawiedliwie w stosunku do mnie. Nawet nie raczył mi nic wyjaśnić.
Martwiło mnie to, że się nim przejmuję. Lubiłam z nim przebywać, mimo że często bywał wobec mnie podły. Nigdy się tak przy nikim nie czułam jak przy nim. Było mi z tym źle, bo Oliver nigdy nie wykazywał szczególnego zaangażowania a mimo to sprawił, że teraz nie mogę przestać o nim myśleć. Siedział zawzięcie w mojej głowie i nie chciał jej opuścić. To rozmyślanie o nim zaczęło mnie męczyć. Wiedziałam, że muszę położyć temu kres. Dał mi do zrozumienia, że to koniec, że więcej nie będziemy się ze sobą widywać, więc i ja muszę przestać o nim rozmyślać. To chore.
Wyszłam szybko spod prysznica chcąc wreszcie położyć się spać. Pragnęłam zasnąć, oczyścić wreszcie mój umysł i zapomnieć chociaż na chwilę. Założyłam na siebie dresowe spodenki i jakąś koszulkę by po chwili ułożyć się wygodnie w ciepłym łóżku. Próbowałam usnąć, niestety bezskutecznie. Ciężko jest spać kiedy, jesteśmy pełni uczuć, których nie sposób wypowiedzieć słowami.

 Wiem, że krótki, przepraszam. Starałam się, naprawdę. 

Obserwatorzy

.