sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 12

    Nagle muzyka, która towarzyszyła mi podczas ćwiczeń gwałtownie ucichła. Odwróciłam się błyskawicznie i moim oczom ukazał się Anthony opierający się o drążek z pilotem od wieży w dłoni. Duża sala wydawała się teraz wyjątkowo ogromna, kiedy była kompletnie pusta, nie licząc naszej dwójki.
-Ile jeszcze zamierasz się katować? - spytał cicho patrząc na mnie przenikliwie.
-Tyle ile będzie potrzeba. - odparłam. - Włącz muzykę. - dodałam poprawiając jednocześnie mojego koka.
-Nie. - powiedział krótko.
Zmarszczyłam swoje brwi, ale po chwili namysłu wróciłam do ćwiczeń. Brak muzyki mi nie przeszkodzi. Anthony mi nie przeszkodzi. Chcę być sama.
Poczułam na swojej talii jego dłonie, gdy wykonywałam piruet fouette, złapał mnie delikatnie, ale stanowczo i obrócił w swoją stronę.
-Co się dzieje Destiny? - zapytał spoglądając na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Wzruszyłam tylko ramionami, a do moich uszu dotarło ciche westchnięcie.
-Po całym dniu szkoły i treningu ty wciąż siedzisz w sali i wałkujesz kolejne ćwiczenia, to nie jest normalne zachowanie. Coś cię gryzie, widzę to. - jego ton głosu był wyjątkowo spokojny i poważny.
Martwi się o mnie, a ja go tylko od siebie odpycham. Poczułam się z tym wyjątkowo źle. Odtrącałam od siebie jedynego przyjaciela jakiego mam.
-Moi rodzice się rozwodzą. - odparłam w końcu cicho. - Nie mam już siły... ja... to dla mnie trudne, rozumiesz? - szepnęłam a moje oczy się załzawiły.
Anthony nic nie powiedział, jedynie objął mnie szczelnie ramionami. Przyznam, że poczułam się o wiele lepiej kiedy w końcu mu o tym powiedziałam. On należał do tych osób, które zawsze wysłuchają, ale nie ocenią pochopnie. Po prostu był. Dobrze jest mieć kogoś takiego przy sobie.
-Idź się przebierz, odprowadzę cię do domu. - mruknął popychając mnie w stronę wyjścia.
Nie protestowałam i szybko skierowałam swoje kroki do szatni. Zrzuciłam z siebie strój i wcisnęłam na siebie obcisłe dżinsy oraz luźną koszulkę w paski. Przysiadłam na ławce i zajęłam się wiązaniem adidasów. W końcu mogłam tylko sięgnąć po torbę i opuścić pomieszczenie. Anthony czekał zaraz przy drzwiach. Gdy  razem opuściliśmy szkołę, było już grubo po osiemnastej.
Szliśmy i rozmawialiśmy. Tak naturalnie... lekko. Jak bywało wcześniej. Sama nie mogę uwierzyć w to jak duży wpływ wywarła na mnie obecna sytuacja w domu. Coś co trwało przez całe moje życie nagle rozpadło się na drobne kawałeczki, a ja nie mogę z tym nic zrobić.Trudno się dziwić, że to mnie dotknęło.
-Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, dobrze? - powiedział uśmiechając się do mnie delikatnie, kiedy już stałam przed domem.
Zrobiło się ciemno i dosyć chłodno. Z latarni sączyło się ciepłe światło, do których lgnęły ćmy trzepocząc skrzydełkami. Kiwnęłam głową, a Anthony zrobił dwa kroki w moją stronę i objął mnie krótko na pożegnanie po czym złożył na moim policzku krótki pocałunek. Usłyszałam głośny trzask drzwi od samochodu, a zaraz potem męski głos, który natychmiast poznałam...
-Fosher! Czy korzystanie z telefonu cię przerasta? - Oliver stanął obok nas z niechęcią patrząc na Anthony'ego.
Nie spodobało mi się to, że odezwał się do mnie po nazwisku. Nie spodobał mi się też jego ton. Mimowolnie zacisnęłam dłoń na ramieniu, w miejscu gdzie ostatnim razem spoczywała jego ręka. Wciąż miałam tam bolącego siniaka.
-Co ty tu robisz? - spytałam natychmiast bo jego obecność naprawdę mnie zdziwiła.
Ten tylko mnie zignorował i posłał mojemu przyjacielowi tak chłodne spojrzenie, że od razu pomyślałam iż zaraz go uderzy.
-Och.. o tak. Poznajcie się. - mruknęłam cicho i zapoznałam ich ze sobą podając imiona.
Anthony wyciągnął dłoń ku Oliverowi, ale ten nawet jej nie uścisnął. Otworzyłam szeroko oczy zdziwiona jego chamstwem, ale nim zdążyłam coś powiedzieć niewzruszony Anthony pożegnał się ze mną i odszedł w stronę swojego domu najwyraźniej chcąc zostawić nas samych. Odwrócił się jeszcze na moment, aby pomachać do mnie radośnie na co uśmiechnęłam się szczerze.
Mój uśmiech zniknął z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił.
-Musisz się zachowywać jak palant? - zapytałam zła na bruneta. - Po co przyjechałeś? - mój ton nie zabrzmiał miło, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
-Matt jest u mnie i chyba powinnaś się z nim zobaczyć. - odpowiedział szorstko odwracając się do mnie plecami.
Podszedł do swojego samochodu, który zaparkował zaraz przy chodniku i otworzył mi drzwi. Zmarszczyłam swoje brwi. Ostatnio w ogóle nie miałam kontaktu z bratem, dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie odbierał więc sobie po prostu darowałam.
-Czemu miałabym z tobą gdzieś jechać? - zapytałam podejrzliwie.
W końcu niezbyt dobrze wspominałam naszą ostatnią „przejażdżkę”.
-Bo twojego brata zdradziła dziewczyna! - podniósł swój głos zniecierpliwiony. - Właśnie siedzi u mnie w domu i nie chce z nikim rozmawiać, więc może wreszcie zechcesz wpakować swój zacny tyłek do samochodu, księżniczko? - wytknął mi oschle.
Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie się odezwać. Hope zdradziła Matta? Nie, to niemożliwe. Wsiadłam bezwiednie do auta i zapięłam pasy. Przecież oni są dla siebie stworzeni. Kochają się. To jakiś głupi żart. Ona by tego nie zrobiła, byłam pewna.
Nie wiem kiedy to się stało, ale staliśmy na światłach, gdy Oliver zwrócił się do mnie.
-Kto to był? Ten cały Anthony? - zapytał zerkając na mnie.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Natychmiast przestałam rozmyślać o moim bracie i Hope.
-Kolega. - mruknęłam zdając sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie, gdy dostrzegłam jak napinają mu się mięśnie ze złości.
-Wszystkim kolegom pozwalasz się obmacywać? - warknął.
-Co? Nikt się z nikim nie obmacywał, zwariowałeś? - odparłam zszokowana.
Dłonie bruneta zacisnęły się mocniej na kierownicy. O co on się znowu wścieka? Czy wszystko mu tak strasznie przeszkadza ze mną w roli głównej? Zapadłam się bardziej w fotelu i już do końca jazdy nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Patrzyłam przez okno pustym wzrokiem zupełnie nie zwracając uwagi na to co widzę.


- Długo jeszcze zamierzasz milczeć? - zapytałam brata siedzącego na kanapie w salonie Olivera.
Siedziałam na pufie, którą podsunęłam blisko chłopaka już dobre pół godziny. Nie odezwał się do mnie słowem, a jedyne co był w stanie robić to napełniać szklankę whisky, którą opróżniał w przerażająco szybkim tempie. Oliver siedział w kuchni razem z Lee, do moich uszu docierały ich stłumione głosy.
-Ufałem jej. - wychrypiał Matt i natychmiast upił łyk alkoholu.
Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że w końcu zechciał się do mnie odezwać, ale z drugiej coś przewróciło się z moim żołądku. Patrzenie na jego cierpienie było okropne.
-Matt... - szepnęłam rozpaczliwie. - Będziecie musieli porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko. - zaczęłam swój monolog ostrożnie dobierając słowa, kiedy ktoś mocno trzasnął drzwiami w przedpokoju i po chwili ujrzałam twarz Nichollsa.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, za moment w pomieszczeniu pojawił się też Sykes z Lee.
-To jak? Idziemy na imprezę, co? - odparł beztroskim tonem podchodząc do mojego brata.
Byłam pewna, że ten go zignoruje i na powrót upije łyk whisky ze swojej szklanki, ale po chwili namysłu wstał z kanapy.
-I to mi się podoba! - zaśmiał się Nicholls. - No, zwijamy się chłopaki. - spojrzał na mnie i natychmiast dodał. - Przykro mi Destiny, ale to ma być męski wieczór.
Kiwnęłam głową w duchu dziękując perkusiście. Może rzeczywiście Matt powinien się teraz rozerwać, a nie słuchać moich marnych pocieszeń. Oliver mruknął coś do przyjaciół, którzy po chwili opuścili jego dom wcześniej się ze mną żegnając. Kiedy drzwi za nimi się zamknęły mieszkanie wypełniła dziwna cisza, a w oddali było słychać śmiech Nichollsa. Spojrzałam na Olivera, który skierował swoje kroki do drzwi balkonowych, aby wyjść na zewnątrz. Widziałam jak wyciąga z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę po czym opiera się o balustradę. Bez zastanowienia wstałam z pufy i podeszłam do niego. Na dworze było zimno, a ja wciąż miałam na sobie jedynie koszulkę w paski. W ciemności wyraźnie było widać żarzący się koniec odpalonego papierosa. Stanęłam obok bruneta i wpatrzyłam się w jego profil, milczeliśmy dopóki nie skończył palić.
-Lubię cię Oliver. - powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Te słowa po prostu się ze mnie wydostały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało.
Brunet uśmiechnął się pod nosem i odepchnął się od balustrady stając tym samym naprzeciwko mnie. Nachylił się nade mną, a moje serce zaczęło mocniej bić. Poczułam ciepłe wargi na moich ustach i dopiero teraz przypomniałam sobie jakie to wspaniałe uczucie, kiedy on mnie całuje. Zapomniałam o tym, że mi zimno, że jeszcze niedawno byłam na niego zła i że pewnie będę tego żałować. Odsunął się ode mnie i mruknął prosto w moje usta.
-Też cię lubię.
Zaśmiałam się cicho, a na moje policzki wpłynęły rumieńce. Cieszyłam się, że było ciemno i nie był w stanie ich dostrzec.
-Chodź do środka, zimno ci. - powiedział łapiąc mnie za ramię i przeprowadzając przez próg.
Syknęłam cicho, Oliver słysząc to natychmiast mnie puścił, a gdy byliśmy już w oświetlonym salonie spojrzał na moje ramię.
-To ja? - spytał niepewnie wskazując na siniaka.
Kiwnęłam tylko głową, bo wiedziałam że głos by mi się załamał, gdybym zechciała się odezwać. Jego spojrzenie było zatroskane i smutne.
-Odwiozę cię do domu. - powiedział, a jego ton był wyjątkowo bezbarwny.
Już chciał się odwrócić do mnie plecami, ale natychmiast odparłam:
-Oliver, to nie twoja... - przerwałam zdając sobie sprawę, że to co chcę powiedzieć jest bezsensu.
-To moja wina, dobrze o tym wiesz. Nie broń mnie. Zachowałem się jak dupek i to co teraz zobaczyłem tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że musisz się ode mnie trzymać z daleka. - powiedział beznamiętnie.
Zmarszczyłam swoje brwi. Nigdy nie rozmawialiśmy w ten sposób.
-Przestań. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku. - mruknęłam bo już nic kompletnie nie rozumiałam.
Jak mam się trzymać od niego z daleka, kiedy coraz bardziej się do siebie zbliżamy?
-Odwiozę cię.
-Ale... - zaczęłam napastliwym tonem.
-Odwiozę cię. - uciął rozmowę.

Oddaję rozdział 12. w wasze ręce. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie zabić. Naprawdę mi przykro, ale nie mam ostatnio weny.

Obserwatorzy

.