czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 7.

    Zaczęło się już ściemniać, gdy razem z Harrym szliśmy do mojego ulubionego sklepu muzycznego. Po głównej ulicy przechadzało się dość sporo osób, a niebo było przykryte ciężkimi chmurami.
-I jak ci się podoba? - spytałam chłopaka, który właśnie sprawdzał coś w telefonie.
Podniósł swój wzrok znad ekranu i uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Jest w porządku, ale zdecydowanie wolę Londyn. - odparł.
-Zła odpowiedź. - powiedziałam mrużąc swoje oczy.
Zaśmiał się tylko by za chwilę rozpocząć zaciętą dyskusję na temat angielskich miast. Nie zauważyłam kiedy na ulicy rozbłysło światło wysokich latarni. Całe szczęście, że sklep był dzisiaj czynny dłużej. Podeszliśmy do drewnianych drzwi pomalowanych ciemnozieloną farbą, by po chwili znaleźć się już we wnętrzu przestronnego pomieszczenia. Nad naszymi głowami zabrzmiał cichy dzwoneczek, a do nozdrzy natychmiast dotarł zapach stale palonych kadzidełek. Aaron, który jest właścicielem stara się w ten sposób ukryć woń dymu papierosowego. Oczywiście nieudolnie, ale to tylko potęguję cudowny klimat tego miejsca. Sam sklep był dość przestronny. Ceglane ściany były pokryte dużą ilością plakatów, płyt winylowych czy nawet gitar. W rogu stała czerwona, skórzana kanapa a za ladą w oszklonych ramach widniały podpisane płyty.
Na dźwięk otwieranych drzwi Aaron, który był właśnie zajęty przeglądaniem jakiegoś katalogu podniósł na nas swój wzrok, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-Destiny? A wiesz, że jeszcze chwilę temu był tutaj Matt z Lee? - powiedział odkładając katalog na ladę i podchodząc do nas.
Aaron był bardzo wysoki i miał wyjątkowo ostre rysy. Jego długie, brązowe włosy opadały na barczyste ramiona, a na twarzy widniało wiele kolczyków. Mimo swojego wyglądu był chyba jedną z najsympatyczniejszych osób jakie znałam. Ma dobre stosunki z moim bratem i całym zespołem, można powiedzieć, że się z nimi przyjaźni.
-Szkoda, że na niego nie trafiłam. - mruknęłam. - To jest Harry, mój znajomy. - przedstawiłam ich sobie po chwili ciszy.
Gdy Harry wyruszył na poszukiwania płyty Dire Straits ja pokrótce opowiedziałam Aaronowi co u mnie słychać. Dowiedziałam się też, że Matt z chłopakami skończył już nagrywać.
-A mi to nawet już nie powiedział. - odparłam oburzona zakładając ręce na piersi.
Rozsiadłam się na wygodnej kanapie i sięgnęłam z nudów po mój telefon. Harry wciąż buszował w poszukiwaniu perełek. Byłam w trakcie przeglądania jakichś głupkowatych obrazków, gdy chłopak który był już widocznie usatysfakcjonowany oznajmił, że możemy iść. Zapłacił za trzy nowe płyty, a ja pożegnałam się ze znajomym.
Gdy już wyszliśmy na świeże powietrze wzięłam do rąk jego płyty.
-Dire Straits, The Pretty Reckless i Rihanna... Serio? - spytałam patrząc powątpiewająco na ostatnią płytę.
-Moja młodsza siostra ją uwielbia. - wzruszył ramionami.
-Ile ma lat? - zadałam kolejne pytanie zdając sobie sprawę, że wcześniej o tym nie wspominał.
Wiem tylko, że ma dwie siostry – jedną straszą, drugą młodszą.
-Trzynaście. Za cholerę nie idzie się z nią teraz dogadać. Może ją jakoś udobrucham. - odparł z wielką nadzieją wymalowaną w oczach.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i oddałam mu płyty. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie – polubiłam go. Sprawiał wrażenie wiecznego optymisty, człowieka bez większych problemów. Harry należał do osób, których nie dało się nie lubić. Znam go jeden dzień, ale o dziwo czuję się dobrze w jego towarzystwie.


Zmęczona całodniowym chodzeniem po mieście weszłam w końcu do mieszkania. Harry poszedł już do swojej cioci, bo to właśnie u niej się zatrzymał na czas pobytu w Sheffield. Zrzuciłam z siebie ciężkie buty i skierowałam się do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu rodziców jeszcze nie było. Usiadłam na swoim łóżku i sięgnęłam po telefon chcąc wreszcie porozmawiać z bratem. Po kilku sygnałach odebrał.
-Halo? - spytał zachrypniętym głosem.
Pewnie palił – pomyślałam.
-Cześć. Byłam dzisiaj u Aarona i mówił, że skończyliście już nagrywać. - powiedziałam biorąc do ręki szklankę z wodą, która stała na moim stoliku nocnym.
-Aaa tak. Nicholls robi jutro małą imprezkę z tej okazji, może chcesz wpaść, co?
-Hope będzie? - zapytałam z nadzieją spotkania się z przyjaciółką.
-Jasne, swoją drogą przepraszam, że się nie odzywałem, ale ostatnio mieliśmy dużo roboty. - mruknął usprawiedliwiając się.
Uwielbiałam jak się tłumaczył. Zawsze się denerwował, jakbym miała mu już nigdy nie wybaczyć. Zachichotałam pod nosem i zgodziłam się na jutrzejszą imprezę. Jeszcze chwilkę pogadaliśmy, ale usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych więc zakończyłam rozmowę. Podniosłam się z wygodnego łóżka i zbiegłam po schodach, które cicho skrzypnęły pod moim ciężarem. Do mieszkania weszła mama. Kobieta była wyraźnie wyczerpana po całym dniu w pracy.
-A gdzie tata? - zadałam pytanie opierając się jednocześnie o framugę drzwi do kuchni.
-Musi zostać dłużej. - odpowiedziała wzdychając cicho.
Zmarszczyłam brwi, bo ojcu rzadko zdarzało się wracać później do domu. Przyznam, że ostatnio jednak coraz częściej. Spojrzałam pytająco na mamę, ale ta tylko zniknęła za drzwiami do ich sypialni. Stałam jeszcze chwilę samotnie nie wiedząc co ze sobą zrobić po czym na powrót udałam się do swojego pokoju. Idąc po schodach rzuciłam jeszcze przelotne spojrzenie na zdjęcia zawieszone ponad moją głową. Kremowa ściana ładnie kontrastowała z rażącymi, kolorowymi i ozdobnymi ramkami. Z każdego rodzinnego wyjazdu mieliśmy jakieś zdjęcie więc na ścianie znajdowała się już całkiem pokaźna kolekcja. Uśmiechnęłam się tylko smutno i pokonałam kolejne stopnie.
                                                                                 ~*~

Usłyszałam dzwonek do drzwi więc bez zastanowienia wybiegłam ze swojego pokoju. Poprawiłam jeszcze obcisłą, czarną sukienkę z długimi rękawami i zbiegłam po schodach uważając żeby się nie poślizgnąć. Cienkie rajstopy jednak znacznie utrudniały mi tą kwestię, nie wspominając już o wypolerowanych panelach. Przy drzwiach wejściowych stał Matt bawiący się kluczykami od swojego auta. Przywitałam się z bratem krótkim uściskiem i założyłam na nogi płaskie platformy. Gdy już mieliśmy wychodzić z salonu wyszła mama i podeszła do nas jednocześnie zdejmując swoje okulary do czytania.
-Cześć mamo. - powiedział Matt przytulając się do kobiety. - Będę jej pilnował. - dodał widząc jej zatroskaną minę.
Kiwnęła tylko głową widocznie darując sobie te wszystkie nurtujące pytanie typu: „Do kogo?”, „O której będziesz?”, „Z kim?”... Ufała swojemu synowi. Mi zresztą też.
Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi Matt od razu na mnie naskoczył.
-Nie sądzisz, że ta sukienka jest trochę za krótka? - spytał mrużąc oczy.
Stanęłam jak wryta. Dosłownie.
-Żartujesz sobie? - parsknęłam śmiechem.
Wyszliśmy z kamienicy by po chwili podejść do auta mojego brata. Na tylnym siedzeniu siedziała Hope, która pomachała mi przez szybę.
-W tym rzecz, że nie żartuję. - odparł otwierając mi drzwi.
-Daruj sobie Matt. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Mój brat czasami był zdecydowanie zbyt troskliwy. Na moje szczęście ta jego troska ograniczała się jedynie do uwag. Nie zdążyłam pomyśleć nad zaistniałą sytuacją bo poczułam na sobie mocny uścisk. Jak na tak drobne ramiona Hope była zdecydowanie silną osóbką.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.
Sama miała na sobie beżową sukienkę, a białe włosy spięła w kok pozostawiając kilka luźnych kosmyków.
-W moim mniemaniu maleńka, jej sukienka jest zdecydowanie za krótka. - mruknął Matt zza kierownicy.
Uwielbiałam jak zwracał się do swojej dziewczyny w ten sposób. Byli parą idealną. Naprawdę. Taką bez skazy.
Hope rzuciła mi rozbawione spojrzenie i rozpoczęła się dyskusja na temat mojej sukienki. Mój brat został przez nas stłamszony i biedak już się nie odzywał.
-Matt mi mówił, że dostałaś tą rolę. - zaczęła Hope.
Kiwnęłam głową i opowiedziałam przyjaciółce jak to wszystko wygląda. Nie obyło się bez wypytywania o Harry,ego na co Kean zawsze reagował gwałtowniejszym hamulcem. Wciąż chyba nie może się pogodzić z tym, że jestem już dużą dziewczynką. Syndrom starszego brata.
Po niedługiej jeździe zaparkowaliśmy na posesji ładnego, ale niewielkiego domku. Wyszłam z auta zabierając ze sobą małą torebkę z telefonem i ruszyłam w stronę wejścia. Byłam tu już kilka razy, lubiłam Nichollsa. Zresztą jak każdego z zespołu.
No, nie każdego.
W środku nie było wiele osób. Nie tyle ile ostatnio. Na samą myśl o imprezach robionych przez Nichollsa uśmiechnęłam się pod nosem. Biedak chyba musiał trochę przystopować. Zbyt wiele strat.
Mój brat zaczął rozmawiać z jakimś chłopakiem więc razem z Hope weszłyśmy do salonu. Gospodarz stał przy niewielkiej komodzie wraz z Joną, śmiejąc się głośno. W ich rękach znajdowały się już szklanki z drinkami. Podbiegłam do nich, bo dawno ich nie widziałam i trochę się stęskniłam. Byli tak pociesznymi osobami, że chyba wszyscy darzyli ich sympatią.
-Jona! - mocno przytuliłam się do chłopaka.
Winhofen był jedną z tych osób, którym można było powiedzieć wszystko. Z jednej strony zrównoważony, ale też zabawny. Mimo że widuję go bardzo rzadko to spokojnie mogę powiedzieć, że jestem do niego w jakiś sposób przywiązana.
-Dawno cię nie widziałem. - powiedział odwzajemniając uścisk.
-A ze mną to już nikt się nie wita. - mruknął Nicholls upijając łyk ze swojej szklanki.
Zaśmiałam się pod nosem. Matt to rodzaj pajaca, ale nie pod względem negatywnym. Bardzo towarzyski, wszędzie go pełno. Dość porywczy, nieraz widziałam jak się wdawał w jakiś bójki.
Jakie ja mam towarzystwo, nie ma co. Nim się obejrzałam Jona porwał mnie do tańca. Jeżeli można to nazwać tańcem. Po chwili w nasze ślady poszło jeszcze kilkanaście osób, w tym Hope i Nicholls. Z głośników sączyła się tak debilna muzyka, że naprawdę do tego czegoś tańczyć się nie dało. Matt zawsze miał kiepski gust muzyczny, wszyscy o tym wiedzieli.
Wyślizgnęłam się z objęć Nichollsa, który wcześniej wyrwał mnie z ramion Jony z zamiarem udania się po coś do picia. Minęłam po drodze kilka znajomych twarzy by po chwili znaleźć się w kuchni. Pomieszczenie było zupełnie puste. Urządzone zostało nowocześnie i bardzo chłodno. O dziwo panował tu nawet prządek. Nie wliczając oczywiście przeróżnych butelek z alkoholem stojących na wysepce pokrytej marmurem. Wzięłam do ręki butelkę jakiegoś smakowego piwa i przelałam jego zawartość do papierowego kubka. Nigdy nie piłam dużo. Odwróciłam się do lodówki i otworzyłam drzwi od zamrażalki chcąc znaleźć kostki lodu. Usłyszałam jednak jakiś stłumiony śmiech więc odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni.
Na widok Sykesa z jakąś laską zawieszoną na jego szyi zamknęłam mocno drzwiczki. Chyba za mocno, bo obydwoje natychmiast oderwali się od siebie i spojrzeli na moją skromną osobę. Dziewczyny nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Była bardzo ładna i szczupła. Długie, czarne i falowane włosy opadały jej kaskadami na ramiona i plecy.
Uśmiechnęłam się do nich, a przynajmniej starałam, ale na mojej twarzy prawdopodobnie pojawił się tylko grymas.
-Idź, poczekaj na mnie na górze. Przyniosę nam coś do picia. - mruknął Oliver w stronę dziewczyny, a ta tylko kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz.
Przez chwilę stałam nieruchomo, aby po chwili nalać do nowego już kubka dużą ilość czystej wódki. Kątem oka widziałam jak Sykes marszczy swoje brwi, ale zignorowałam to uzupełniając swój napój o coca colę. Sięgnęłam jeszcze po mieszadełko i skierowałam się do wyjścia. Jedyne czego chciałam to uniknąć konfrontacji z tym gburem. Chłopak zastąpił mi jednak drogę, a ja nie należę do osób które chcą się bawić w te durne gierki.
-Przepuść mnie. - powiedziałam krótko.
Spojrzał na mnie z góry i założył swoje ręce na piersi. Miał na sobie jakąś koszulkę z nadrukiem i zwykłe ciemne jeansy, ale mimo to i tak wyglądał dobrze. 
-Nie wiedziałem, że będziesz. - odparł nawet nie siląc się na miły ton.
-To już wiesz, a teraz mnie przepuść.- złość buzowała we mnie z każdą kolejną sekundą. - Dziewczyna na ciebie czeka. - dodałam z przekąsem uśmiechając się złośliwie.
Sama nie wiem czemu tak reagowałam na jego obecność. Po prostu mnie wkurzał. Tak właśnie było.
-To nie jest moja dziewczyna. - odpowiedział mi tym samym sarkastycznym uśmiechem.
Och, czyli jesteśmy teraz na etapie wspólnych zwierzeń?
-Uwierz, że mnie to nie obchodzi. - mruknęłam.
Rzucił mi zaciekawione spojrzenie i przekrzywił lekko głowę w prawą stronę. Przełknęłam głośno ślinę, gdy jego ciemne tęczówki świdrowały mnie na wylot.
-Mam nieodparte wrażenie, że chyba jednak obchodzi. - powiedział i odsunął się robiąc mi miejsce do przejścia.
Nie odpowiedziałam tylko natychmiast wyszłam z kuchni upijając przy tym porządny łyk z kubka. Alkohol pewnie miał załagodzić moją złość w tej chwili. Gorycz też, ale to uczucie skutecznie odepchnęłam na drugi plan. 


Kompletnie nie mam weny. Zabierałam się do tego rozdziału chyba pierdyliard razy i wreszcie powstało takie gówno. ;__; Trudno, muszę przecież coś wstawić. Chciałam  podziękować za szablon Katherine P. 
Podoba się nowy wygląd? c; 
A Wy komentujcie, bo te 6 komentarzy pod poprzednim postem mnie skutecznie zniechęca! Wiecie przecież, że nie będę się bawić w te limity, ale trochę mnie to wkurza, że jest tak mało komentarzy. Przyznam, że miałam już nawet ochotę usunąć z tego powodu bloga. 
 
 

Obserwatorzy

.