Westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się do pozycji siedzącej. Najwidoczniej zrobiłam to zbyt gwałtownie bo zakręciło mi się w głowie. Wygrzebałam się z kremowej pościeli i skierowałam się w stronę okna i drzwi balkonowych. Natychmiast sięgnęłam dłonią po klamkę okienną. Poczułam na mojej twarzy przyjemny podmuch wiatru, na dworze było ciepło i świeciło słońce. Po chodniku szło kilka osób, a po przeciwnej stronie ulicy w parku spacerowały matki z dziećmi. Dało się słyszeć przyjemny śpiew ptaków. Uwielbiałam wiosnę, to moja ulubiona pora roku. Odwróciłam się od parapetu i wyszłam z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Zeszłam na dół po drewnianych schodach. W kuchni krzątała się już mama, a tata rozpakowywał nowy toster. Przywitałam się z nimi i oparłam plecy o czerwoną lodówkę. Nienawidzę niedzielnych obiadów. Mama jak zwykle zaprasza Matta, który niezbyt lubi się z moim ojcem. Niezbyt to mało powiedziane. Oni się szczerze nienawidzą.
Carolyn – nasza mama rozwiodła się z ojcem Matta. Potem wyszła za mąż za Charlesa, urodziłam się ja i tak zostało. Matt nie ma dobrego kontaktu z Charlesem, zresztą wcale mu się nie dziwię. Mój ojciec wszystkim narzuca swoje zdanie, a Matt do zgodnych osób nie należy, więc wyszło jak wyszło. Sądzę, że wina leży po obydwu stronach, a z pewnością żaden z nich nie wyciągnie ręki na zgodę. Mama ze wszystkich sił stara się ten konflikt załagodzić, ale chyba nie widzi, że tylko pogarsza całą sytuację. Zresztą ja wolę się w to nie mieszać, nie raz rozmawiałam i z ojcem, i z Mattem na ten temat.
Odgoniłam od siebie niepotrzebne myśli i wzięłam do ręki jakiś jogurt i wsypałam do niego musli oczywiście rozsypując je przy okazji na blat. Wzruszyłam tylko ramionami i powędrowałam do salonu na kanapę. Znalazłam pilot pomiędzy szarymi poduszkami i włączyłam telewizor. Leniwie wyciągnęłam nogi przed siebie i wpatrzyłam się w jakiś poranny, głupi program. Rzadko kiedy oglądam telewizję, musi mi się naprawdę nudzić. Tak jak w tej chwili.
-Destiny jedź z tatą na zakupy. - usłyszałam głos mojej mamy za plecami.
-Sam nie może? - spytałam, bo nie bardzo miałam ochotę z nim gdzieś jechać.
Tym bardziej, że nie ma pewnie humoru, jak co niedzielę zresztą.
-Po prostu to zrób, dobrze? - dodała stanowczo. Odwróciłam się do niej, ale już szła do kuchni. Westchnęłam tylko i wyłączyłam telewizję. Szybko pobiegłam do mojej łazienki, nie chcąc jeszcze bardziej denerwować taty, tym że musi na mnie czekać. Wzięłam krótki prysznic i stanęłam przed szafą. Zdecydowałam się na jasną sukienkę w kwiaty i kremowe zakolanówki z kokardkami. Było ciepło, więc mogłam już sięgnąć po ukochane sukienki i spódniczki. Zabrałam jeszcze torebkę i zbiegłam na dół przy okazji rozczesując włosy. Tata stał już przy drzwiach i obracał w dłoniach kluczyki do auta. Wcisnęłam na nogi pierwsze lepsze balerinki i wyszłam na korytarz. Tata zamknął za nami drzwi i skierował się do wyjścia.
Rzeczywiście na dworze było naprawdę ciepło. Słońce przyjemnie grzało, odchyliłam twarz w stronę nieba uśmiechając się delikatnie. Usłyszałam ciche chrząknięcie i zauważyłam, że mój tata otworzył mi już drzwi od auta. Pośpiesznie usiadłam na skórzanym siedzeniu obok kierowcy i zaczęłam szukać płyty w schowku.
-Tak właściwie to co my mamy kupić? - spytałam chcąc rozpocząć jakąś rozmowę.
-Nie mam pojęcia, ale znając Carolyn to pewnie będziemy długo chodzić po tym sklepie. - westchnął zrezygnowany skupiając całą uwagę na drodze.
Wreszcie wygrzebałam Suicide Season, którą dostałam od Matta. Bardzo lubiłam tą płytę. Teksty piosenek i cała oprawa była po prostu piękna. Aż dziw bierze, że taki drań może napisać coś tak wspaniałego. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie i parsknęłam śmiechem na tą myśl. Spojrzałam na tatę i zdecydowałam jednak, że lepiej nie szarpać mu nerwów. Schowałam więc płytę z powrotem i sięgnęłam po U2. Chyba lepszy wybór w jego obecności. Nie przepadał za muzyką Matta.. Nie przepadał za wszystkim co z nim związane. Zawsze mu powtarzał, że gitara basowa nie jest dla niego, odciągał go od muzyki. Między innymi o to jest ten cały spór. Tata po prostu nie akceptuje tego co robi Matt. Zupełnie tego nie rozumiem i chyba nigdy nie pojmę czemu oni się aż tak nienawidzą. Kiedyś tak nie było.. Wcześniej się jeszcze jakoś tolerowali, a teraz niemal skaczą sobie do gardeł przy każdym spotkaniu. Dla mnie i mamy ta cała sytuacja nie jest na rękę. To boli jak dwie najbliższe ci osoby się nienawidzą, a ty nie możesz nic zrobić.
Nagle samochód się zatrzymał, a my staliśmy już na parkingu przed supermarketem. Bez słowa wyszłam z auta i powędrowałam obok taty w stronę drzwi wejściowych. Nie lubię chodzić na zakupy. Nawet po ubrania.. Irytuje mnie chodzenie po sklepach zupełnie bez celu, takie marne zagospodarowanie wolnego czasu. Tata wyjął małą karteczkę i zaczęliśmy szukać poszczególnych produktów. Obydwoje chcieliśmy chyba jak najprędzej to załatwić bo jakoś szybko znaleźliśmy się przy kasie.
Wreszcie „dotoczyliśmy” się pod dom. Wyciągnęłam z samochodowego radia płytę i na powrót umieściłam ją w pudełku, odpięłam pasy i szybko wyskoczyłam z terenowego auta taty. Podeszłam do bagażnika i wyciągnęłam trzy torby z zakupami, resztę zostawiając. Nie chcąc aby cała zawartość jednej z nich mi się wysypała żółwim tempem doszłam w końcu do drzwi. Łokciem wpisałam odpowiedni ciąg cyfr i wpadłam na korytarz jak zwykle rzucając spojrzenie na żyrandol. Kryształy ślicznie odbijały światło sprawiając, że przedmiot wydawał się magiczny. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, widocznie tata już zamknął samochód. Podeszłam do drzwi i kopnęłam kilka razy w drewnianą powierzchnię, bo niestety ręce miała zajęte. Po chwili otworzył mi Matt. Uśmiechnęłam się szeroko do brata, a ten zabrał ode mnie dwie torby.
-Tak szybko? - spytała mama wychodząc z kuchni
-Jak widać. - mruknął ojciec niezadowolony z obecności Matta.
Kobieta udała, że nie usłyszała zgryźliwego tonu i zabrała się do wypakowywania zakupów. Brat stał oparty o blat z założonymi rękami. Po jego minie wywnioskowałam, że zdążył już zamienić kilka słów z mamą. Spojrzałam na niego znacząco, ale ten kiwnął tylko przecząco dając mi do zrozumienia, że później porozmawiamy.
-To co dzisiaj na obiad? - spytała radośnie chcąc rozładować nieprzyjemną atmosferę.
-Pieczeń i gotowane warzywa. - mruknęła mama wyciągając to pierwsze z piekarnika.
Podeszłam do białej szafki i wyciągnęłam talerze chcąc je porozkładać na stole. Matt widząc moją zachęcająca minę wywrócił tylko oczami, ale wziął sztućce i mi pomógł. Rozumiałam się z nim bez słów.
Po chwili już siedzieliśmy przy stole, mama mówiła coś o swoim awansie, tata kiwał tylko od czasu do czasu głową, Matt za to z namiętnością wpatrywał się w szklankę z sokiem pomarańczowym. Nienawidzę takich sytuacji. Zrobiło mi się bardzo przykro.
-A co tam u ciebie Matt? - spytała mama, gdy zakończyła już swój monolog.
-Dobrze. - mruknął obojętnie nawet na nią nie patrząc.
Trąciłam go łokciem więc uśmiechnął się do niej czarująco.
-Jak kariera muzyczna? - dodał z przekąsem tata.
-Niech cie to nie obchodzi. - powiedział obojętnie nawet się nie poruszając.
-Nie odzywaj się do mnie w ten sposób. - dodał podniesionym głosem tata.
-Nie jesteś moim ojcem. - odgryzł na powrót Matt.
Kopnęłam go w łydkę, żeby się ogarnął. Do jasnej cholery przecież chyba przez tą posraną godzinę mogą się nie kłócić?! Zrobiliby to dla mamy czy chociażby dla mnie.
-I bardzo dobrze. - usłyszałam od strony taty.
Przesadził. Matt wstał gwałtownie i skierował się w stronę wyjścia.
-Matt nie wygłupiaj się. - krzyknęłam do jego pleców. Zignorował to i po chwili zniknął za ścianą. Bez wahania poszłam w jego ślady.
-Destiny, wracaj natychmiast. - usłyszałam krzyk mojego taty. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi i wybiegłam z kamienicy. Dobiegłam do chłopaka i złapałam go za ramię tym samy zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.
-Ty nie widzisz, że jej jest przykro jak się tak ciągle kłócicie? - spytałam spokojnie, ale w głębi duszy byłam wściekła.- Nie możesz ustąpić chociaż raz w tygodniu?
-To on zaczął.. - mruknął unikając mojego wzroku.
-Błagam Matt... - dodałam cicho.
-Nie będę mu ustępował. Ty nie wiesz... nie masz pojęcia jakim on jest draniem. - rzekł z goryczą w głosie
-To mój ojciec, opamiętaj się.
-Zresztą nieważne. - powiedział machając ręką. - Mam dość niedzielnych obiadków. Czemu mam do czynienia z takim uparciuchem?
-Idziesz do nas? - spytał chcąc zmienić temat. - Dawno się nie widziałaś z Hope, na pewno się ucieszy.
Spojrzałam na niego złością, ale na widok jego miny tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę ich małego domku na obrzeżach miasta. Przed nami kawał drogi, bo Matt jak zwykle wolał chodzić na pieszo niż jechać samochodem.
-Swoją drogą to jak wam się układa? - spytałam zrywając mały listek z drzewka rosnącego na trawniku.
-Dobrze, Hope zaliczyła semestr. Nic się nie zmieniło. - odpowiedział uśmiechając się pod nosem.
-Ale wy macie szczęście. - powiedziałam cicho.
-Co? Czemu?
-Jej Matt, pasujecie do siebie! Jesteście chyba najlepszą parą jaką kiedykolwiek spotkałam.
-Po prostu ją kocham. - wzruszył ramionami.
Parsknęłam tylko śmiechem. Szliśmy około pół godziny i rozmawialiśmy o głupotach, nie wracając do tematu kłótni z moim tatą. Po chwili znaleźliśmy się przed małym domkiem, który Hope otrzymała w spadku po jakiejś bogatej cioci – nie zagłębiałam się w tą historię. Podbiegłam szybko do drzwi, żeby jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółką. Dopiero teraz jakoś zdałam sobie sprawę, że się dawno z nią nie widziałam. Otworzyłam białe drzwi i wparowałam im do mieszkania. Uśmiechnęłam się szeroko na widok białowłosej dziewczyny przechodzącej przez korytarz ze szklanką wody.
-Hope! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. - Dawno się nie widziałyśmy. - przytuliłam się mocno do dziewczyny uważając jednak na to co trzyma w rękach. Usłyszałam głośne chrząknięcie więc odsunęłam się od przyjaciółki i spojrzałam w stronę źródła tego dźwięku.
Otworzyłam delikatnie buzię widząc Olivera, który nonszalancko opierał się o framugę drzwi do salonu.
-Co ty tu robisz? - spytałam zakładając ręce na piersi
-Powiedzmy, że przyszedłem w odwiedziny. - mruknął biorąc od Hope szklankę z wodą.
Matt wszedł do salonu i spojrzał na swojego gościa.
-Oli?
-Widzę, że wszyscy się cieszą na mój widok. Swoją drogą następnym razem zamknij buzię. - dodał w moją stronę uśmiechając się wrednie.
Spojrzałam na niego ze złością. Musiał sobie wybrać akurat ten dzień i tą godzinę?
-Weź go ode mnie. -mruknęłam do Hope na co ta tylko się zaśmiała.
Natychmiast jednak przybrała inny wyraz twarzy patrząc na Matta.
-Nie mów, że znowu się pokłócił z twoim ojcem? - bardziej stwierdziła niż się zapytała, a widząc moją minę dodała zdenerwowana w stronę Matta – Rozmawiałam z tobą o tym!
Nie zważając na to, że ma gości wypchnęła mojego brata z pokoju przy okazji wyrzucając z siebie wściekłość. Oliver spojrzał na mnie nie bardzo wiedząc o co chodzi, ale tylko wzruszył ramionami.
-Idę zrobić sobie herbatę.- powiedział od niechcenia i także wyszedł.
-Zrób i mi! Proszę! - krzyknęłam za nim.
-Chyba śnisz. - usłyszałam tylko w odpowiedzi. Palant. Trudno, zrezygnuję z herbaty. Boję się wchodzić z nim do kuchni, bo jeszcze dojdzie do rękoczyny z nożem w roli głównej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było urządzone w nowoczesnym stylu: prosta, skórzana, narożna kanapa, plazmowy telewizor, jasne meble. Mój wzrok przykuł notatnik leżący na stoliku do kawy. Podeszłam do niego i wzięłam go w dłonie. Miał ciemną okładkę. Wiem, że nie powinnam, ale zajrzałam do środka. Tak jak sądziłam, to własność Olivera. W środku znajdowały się pokreślone teksty piosenek. Przeleciałam po nich wzrokiem, większość znałam, ale te nieznacznie różniły się od tych wydanych w albumach. Przesortowałam kartki i doszłam do ostatniej zapisanej strony.
- Ukrzyżuj mnie, przybij moje ręce do drewnianego krzyża
Nie ma nic ponad, nie ma nic poniżej
Niebo i piekło żyje w każdym z nas,
A ja zostałem wywiedziony na manowce.
Jestem oceanem, jestem morzem
Istnieje we mnie Świat.
Zagubiony w otchłani, utopiony w głębi,
Żaden zestaw płuc nie mógł mnie uratować.
Tylko wrak statku, tylko duch,
Jedynie cmentarz jednej z dwóch..
Niestety nie zdążyłam doczytać bo
ktoś zatrzasnął mi notatnik i wyrwał go z rąk...
CAŁE ferie nie miałam weny... No jak ja tego nienawidzę. Siedzę w domu, mam czas, ale za cholerę nic nie mogę napisać. Pojutrze szkoła to jakoś się wena pojawiła... ;__; Zabijcie mnie, błagam. XD A i przepraszam, ale nie bawię się w Liebster Award.. ;c