Obróciłam swoją rękę i ujrzałam
małą rankę.. po papierosie?!
-Uważaj jak chodzisz. - usłyszałam dziwnie znany mi głos.Podniosłam głowę, aby spojrzeć na osobę, przez którą będę mieć bliznę i wywróciłam oczami na jej widok. Jeszcze musiałam na niego trafić.
- Następnym razem jak odpalisz papierosa to się rozejrzyj wkoło. - wytknęłam mu.
- Trzeba było mi się nie podsuwać pod sam nos. - warknął zdenerwowany Oliver.
- Może to jeszcze moja wina? - podniosłam głos nie dowierzając własnym uszom.
- A czyja? - spytał odgarniając ciemne włosy z twarzy.
Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko, żeby nie wybuchnąć.
Oliver jest przyjacielem mojego brata, ale szczerze go nie znoszę. Odkąd pamiętam tak było. Już jako dzieci, gdy odwiedzał Matta często się ze sobą kłóciliśmy. Teraz po prostu ze sobą nie rozmawiamy i wolałabym, żeby tak pozostało. Nie dość, że na gorszą osobę nie mogłam trafić, to jeszcze rana mnie strasznie boli.
- No co tak stoisz? - spytał zniecierpliwiony.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, że odszedł ode mnie kilka kroków.
- Gdzie mam niby iść?
- Do apteki? - dodał jakby to było oczywiste.
-Nigdzie z tobą nie pójdę. - powiedziałam pewnie. Chłopak przewrócił teatralnie oczami i podszedł do mnie po czym pociągnął mnie za rękę. Tą „nieuszkodzoną”
-Puść mnie. - warknęłam próbując mu się wyrwać.
- Przestań się wreszcie miotać. Chyba trzeba ci to zdezynfekować, prawda?
Plus dla niego, miał rację. Zabrałam swoją rękę i już spokojnie szłam obok niego. Żadne z nas się nie odzywało, ale jakoś nie miałam najmniejszej ochoty zamieniać z tym osobnikiem choćby jednego zdania. Jak on mnie cholernie drażnił. Zwykły, zadufany w sobie dupek. Nawet nie usłyszałam przeprosin, kretyn. Nagle usłyszałam głośny dzwonek od telefonu. Spojrzałam na chłopaka, który właśnie wyjmował komórkę z kieszeni dżinsów.
-Słucham? - spytał - Nie, spóźnię się... Właśnie jestem z twoją siostrą... Tak wiem, że to absurdalne... Do apteki... Nic jej nie zrobiłem! Zresztą sam ją masz – warknął na końcu i wcisnął mi telefon w dłoń patrząc na mnie groźnie.
-Mhmm, halo? - zapytałam
-Czy on ci coś zrobił?! - od razu spytał mój brat
-Nie Matt, uspokój się. Wszystko jest w porządku. - powiedziałam spokojnie przytłoczona zawziętym spojrzeniem Olivera. - Skaleczyłam się i spotkałam Oli'ego, zaoferował mi pomoc i tyle.
-Nie wierzę w to co słyszę. - mruknął zdezorientowany. - Ale weź go tam pośpiesz, bo mamy próbę.
-Ok, wpadnę jeszcze dzisiaj to porozmawiamy. - powiedziałam.
-Jasne, będę czekał. Rozłączyłam się i oddałam telefon Oliverowi. Patrzył na mnie pogardliwie, tak jak miał w zwyczaju robić.
-Czyżby nasza baletnica oszukała właśnie swojego najukochańszego braciszka? Spojrzałam na niego ze złością. Jeszcze mu źle, że go obroniłam, tak? Myślę, że Matt by się zdenerwował gdyby dowiedzial się, że jakiś idiota poparzył mu siostrę papierosem. Ale nie, on sobie nie daruje dogryzania.
-Wal się Sykes. - warknęłam. - Dam sobie radę z tą pierdoloną raną, tylko zejdź mi w końcu z oczu. Ignorując moje słowa wszedł po schodkach do apteki. Nie bardzo wiedziałam czy wejść za nim czy poczekać przed wejściem, ale zdecydowałam, że sobie pójdę. Wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam się na pięcie.
-No poczekaj! - krzyknął za mną – Mam sobie zjeść tą maść? Chyba nie kupiłem jej dla siebie. No nie. Myślę, że obydwoje bylibyśmy szczęśliwsi, gdybyśmy się od razu rozeszli a nie odstawiali jakieś cyrki. Oliver usiadł na schodkach od starej kamienicy i poklepał miejsce obok siebie. Po chwili wahania usiadłam obok niego. Chłopak otworzył maść i wziął jej trochę na palec po czym ujął moją rękę w dłonie.
-Naprawdę nie musisz... - mruknęłam trochę zażenowana całą tą sytuacją.
-Nie dość, że gburowata to jeszcze niewdzięcznica. - westchnął teatralnie.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale jednak sobie darowałam, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.
-Gotowe. Teraz możesz sobie już iść. - powiedział wymuszając nawet sztuczny uśmiech.
-Dziękuję. - wydusiłam z siebie bo jednak miałam odrobinę kultury w przeciwieństwie do niego.
-Jest za co. - mruknął i wstał ze schodów otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu. Poszłam w jego ślady i po chwili staliśmy już na chodniku.
-No, to mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy i na przyszłość chodź ostrożniej. - powiedział uśmiechając się perfidnie.
-Na razie Sykes. - mruknęłam i poszłam w swoją stronę.
Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Weszłam do kamienicy i przeszłam przez korytarz. Ściany były obite drewnianą boazerią a na suficie wisiał ładny, kryształowy żyrandol. Rzucał on ciepłe oświetlenie sprawiając, że wnętrze wydawało się przytulniejsze niż było w rzeczywistości. Stanęłam przed dużymi dębowymi drzwiami i zaczęłam szukać w torbie kluczy do mieszkania. Rodzice byli w pracy, więc nikogo nie było w domu. Wreszcie znalazłam pożądany przedmiot i weszłam do domu od razu kierując się na górę do mojego „królestwa”.
Pokój jak pokój, nic specjalnego. Pomieszczenie było średniej wielkości, ściany koloru beżowego, a drewniane meble ciemno brązowego. W rogu stało duże łóżko z mnóstwem kolorowych poduszek, które bardzo ożywiały wnętrze. Podłoga pokryta była miękką wykładziną, która przyjemnie pieściła moje stopy, gdy chodziłam boso. Na dużej komodzie stały ramki ze zdjęciami: kilka moich rodziców, większość jednak przedstawiała mnie i Matt'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam torbę w kąt pokoju. Należę raczej do bałaganiarzy i nie ukrywam, że szczególnie mi to nie przeszkadza.
Postanowiłam pójść do łazienki by jeszcze raz opatrzyć to oparzenie. Co jak co, ale Oliverowi nie ufałam. Wyjęłam z szafki opatrunki i zrobiłam wszystko po swojemu. Nagle usłyszałam trzask drzwi na dole mieszkania. Szybko zamknęłam szafkę i zbiegłam na dół po schodach – ujrzałam moją mamę obładowaną torbami z zakupami. Zabrałam od niej siatki i zaniosłam je do jasnej kuchni urządzonej w typowo angielskim stylu.
-I jak przesłuchanie? - spytała wyjmując warzywa na blat i zanosząc je do zlewu. Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami.
-Nie mam na co liczyć.- mruknęłam.
-Jak to? Stało się coś?
-Za mało ćwiczyłam. - powiedziałam wymijająco. - Co na obiad? - zapytałam chcąc jak najszybciej zmienić temat.
-Jeszcze nie wiem.- odpowiedziała kobieta zajmując się obieraniem marchewek.
Wzruszyłam ramionami i posnułam się z powrotem do pokoju. Myśli znowu zaprzątał mi nieudany występ. Zawaliłam na całej linii. Nienawidzę porażek. Nigdy nie potrafię się po nich pozbierać. Opadłam bezwładnie na łóżko i zakryłam głowę jakąś poduszką. Wbiłam w nią paznokcie chcąc choć trochę rozładować emocje – zawsze tak robiłam. Zaczęłam mruczeć jakieś niezrozumiałe słowa po czym całkowicie ucichłam. Nie wiem ile tak leżałam, gdy w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mnie do pokoju. Zignorowałam to mając nadzieję, że ta osoba pomyśli iż sobie spokojnie śpię, ale pomyliłam się. Ktoś usiadł obok mnie na łóżku, bo usłyszałam cichy dźwięk sprężyn. Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach męskich perfum i papierosów.
-Cześć Matt. - mruknęłam nie odwracając się. Poczułam jak chłopak delikatnie zdejmuje ze mnie tą nieszczęsną poduszkę. Wygładził mi włosy i zaczął wyczekiwać, aż się do niego odwrócę. Tak też zrobiłam. Momentalnie uśmiechnęłam się na widok jego twarzy.
-Jak się czujesz? - spytał biorąc do ręki jedną z poduszek.
-Zawaliłam przesłuchanie. - mruknęłam. - Nie wiem jak to się stało, ale potknęłam się. Rozumiesz? Potknęłam! Po prostu najgłupsza porażka jakiej doświadczyłam. - dodałam głosem przepełnionym goryczą.
-Chodź tu. -powiedział rozkładając szeroko ramiona. Przytuliłam się do niego z ulgą. Zawsze czułam się lepiej, gdy mogłam mu się zwyczajnie wygadać.
-Pieprzyć to. Zamówiłem pizzę, zaraz będzie.
Hklaksdfladfa. Do dupy. XD Wyszłam z wprawy. ;___; Mam ferie więc postaram się to wszystko naprawić!